Wystąpienie na VIII Konferencji „Socjolog na Rynku Pracy”, KUL, 17 stycznia 2011.
Dziękuję organizatorom dzisiejszej konferencji za umożliwienie mi zabrania głosu na sesji poświęconej inżynierii społecznej.
Dziękuję tym bardziej, że każdy z jej uczestników ma prawo zapytać, a co on tu robi? Jestem bowiem, jak zapowiedziano w programie, profesorem fizyki teoretycznej, specjalizującym się w kwantowej teorii ciała stałego i co to ma wspólnego z tematem dzisiejszych rozważań? Ufam jednak, że organizatorzy nie całkiem się pomylili, gdyż, jak sądzę, zaprosili mnie tutaj w charakterze sui generis inżyniera społecznego, a więc obiektu doświadczalnego procesów, którymi zajmują się socjolodzy. Jestem bowiem jednym z liderów ruchu społecznego, który się nazywa Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Cała działalność tego Ruchu, od samego początku, jest przykładem inżynierii społecznej, zarówno od strony zamysłu i idei, jak i od strony praktyki, jaką przez 17 lat już stosują, świadomie lub nie zawsze świadomie, uczestnicy tego Ruchu. Czym bowiem jest inżynieria społeczna? Jak piszą Jon Alexander i Joachim Schmidt w książce „Social Engineering” (ed. A. Podgórecki, J. Alexander I R. Shields, Carleton University Press, 1996); “Social engineering means arranging and channeling environmental and social forces to create a high probability that effective social action will occur”. Tak właśnie działa Ruch Obywatelski na rzecz JOW: organizuje i ukierunkowuje siły społeczne i środowiskowe, aby stworzyć wysokie prawdopodobieństwo, że nastąpi pewne skuteczne działanie społeczne. Tym skutecznym działaniem, według naszych inżynierskich zamierzeń, ma być wymuszenie na sprawujących władzę zmiany systemu wyborczego do Sejmu, polegające na wprowadzeniu brytyjskiego systemu wyborczego. W zamyśle głębszym leży zasadnicza, strukturalna reforma Państwa Polskiego, która powinna być konsekwencją realizacji tego celu inżynierskiego: odpowiedzialność na scenie publicznej, upodmiotowienie obywateli, decentralizacja państwa, mocna legitymizacja władzy, zerwanie partyjnych łańcuchów krępujących działalność gospodarczą, autentyczna samorządność Rzeczypospolitej w Europie, a może nawet i niedościgły cel marzeń dziesiątków pokoleń: Niepodległa Rzeczpospolita.
Pomysł ruchu społecznego dla zrealizowania celu tak, wydawałoby się, abstrakcyjnego, oderwanego od codziennej rzeczywistości, jak reforma ordynacji wyborczej do Sejmu, zrodził się z obserwacji wydarzeń we Włoszech na początku lat 90. To we Włoszech powstał historyczny ruch społeczny „Maggioritario”, który w krótkim czasie doprowadził do referendum w sprawie ordynacji wyborczej i uzyskał niespotykane w historii poparcie i akceptację społeczną. We Włoszech, przed referendum 1993 roku, odbyło się 19 referendów, o najróżniejsze sprawy, takie jak czy Włosi chcą zachowania monarchii, czy też mają być republiką, czy dopuszczalne mają być rozwody, czy dopuszczalna ma być aborcja i wiele innych gorących tematów społecznych. I żaden z tych tematów nie spotkał się z tak wielkim odzewem, jakim było pytanie o ordynację wyborczą! Ten fakt uznaliśmy za dowód, że nie jest prawdą, iż obywatele mogą się entuzjazmować tylko tymi tematami, które podrzucają im środki masowego przekazu, że ważna sprawa obywatelska i ustrojowa też ma szansę się przebić i uzyskać akceptację społeczną nawet wbrew całej klasie politycznej i interesom rządzących. I zainicjowaliśmy polską wersję „Maggioritario”.
Język włoski jest piękny i muzyczny. Słowo włoskie „maggioritario” brzmi pięknie, jego polski odpowiednik „większościowy” to zbiór skrzypiących spółgłosek i nie podrywa jak dobrze nastrojony dzwon. Naszemu ruchowi nadaliśmy nazwę „jednomandatowe okręgi wyborcze” i bez przerwy jesteśmy przekonywani, że to kiepska nazwa, że za długa, że jakaś taka banalna, że to nie chwyci, że trzeba inaczej. Zgadzamy się, częściowo, z tymi zarzutami, ale uważaliśmy, że te trzy słowa, skrócone w już dziś powszechnie używanym akronimie JOW, niosą jasną i konkretną treść, a więc pozostaliśmy przy niej.
Przyznać jednak wypada, że w tym inżynierskim zamyśle wykorzystana została, przynajmniej w pewnym stopniu, specjalistyczna wiedza fizyka.
Po pierwsze, wiedza o zjawisku rezonansu. Znany jest przykład oddziałów wojskowych maszerujących przez most. Zabrania się wtedy maszerować „w nogę”, należy iść marszem wolnym, aby przez uderzanie z tą samą częstotliwością nie wywołać wymuszonych drgań rezonansowych. Otóż my postanowiliśmy wykorzystać drgania rezonansowe poprzez uderzanie zawsze i nieustannie w tę samą nutę: JOW, JOW, JOW… Nic tylko JOW. Organizujemy spotkania, konferencje, happeningi, marsze, wydajemy książki, broszury, ulotki, biuletyny – wszędzie i na okrągło JOW. Aż krzyczą, że zrobiliśmy z JOW, jakieś panaceum na wszystkie bolączki, a przecież wiadomo, że żadnego panaceum nie ma i być nie może! Nie. Nie panaceum. Częstość rezonansowa. Chcemy wywołać drgania społecznego mostu o takiej amplitudzie, że niechętna zmianie klasa polityczna będzie musiała ustąpić, żeby most się nie rozwalił.
Po drugie: znajomość zjawiska przejścia fazowego. Fizyka bada przejścia fazowe i zgromadziliśmy w tej dziedzinie ogromny dorobek doświadczalny i teoretyczny. Coraz więcej fizyków – teoretyków usiłuje dzisiaj wykorzystać swoją wiedzę i swoje techniki do badania procesów społecznych przemian fazowych. Konstruują modele, rozwijają metody matematyczne. Ale to jest zajęcie badawcze. My jesteśmy praktykami, którzy coś nie coś wiedzą o mechanizmie przejścia fazowego. Wiemy, że przejście fazowe zaczyna się od procesu korelacji pomiędzy sąsiednimi atomami. Ta korelacja dzieje się w bliskiej odległości jednych od drugich. Ale jeśli czynnik wywołujący przejście fazowe działa w sposób ciągły, to zasięg korelacji się powiększa. Przejście fazowe następuje wtedy, gdy zasięg korelacji osiągnie wartość krytyczną. Wtedy momentalnie zachodzi przejście fazowe w całym systemie, jak mówimy w fizyce, zasięg korelacji staje się nieskończony. Takie procesy opisujemy ściśle językiem matematycznym. To jest model działania naszego Ruchu: systematyczne zwiększanie zasięgu korelacji – przekazywanie wiadomości i idei JOW. Temu służą setki konferencji, jakie zorganizowaliśmy, manifestacje, marsze, wydawnictwa. Jeszcze nie osiągnęliśmy krytycznego zasięgu. Kiedy to się stanie? Nie wiadomo. Teoria jest jeszcze zbyt słaba, żeby dać nam jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Ale zbliżamy się!
Po trzecie wykorzystujemy w pewnym sensie pojęcie tzw. fali nośnej. Nasz pomysł inżynieryjny, nasza koncepcja, to zmiana systemu wyborczego na taki, jakim posługują się nasi najwięksi sojusznicy, „Amerykanie i Anglicy”, Kanadyjczycy i inni. Przedstawiamy społeczeństwu swego rodzaju „propozycję nie do odrzucenia”: jaki polityczny przeciwnik naszego projektu odważy się wystąpić przeciwko propozycji systemu wyborczego, jaki od ponad dwustu lat praktykują u siebie Brytyjczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy?
To są te główne dźwignie, którymi chcemy poruszyć bryłę społeczną, na nich zasadza się nasz manipulatorski zabieg.
Jednak nasze „działania inżynierskie” nie działają w wolnej przestrzeni; na przekór naszej „inżynierii” działa „kontrinżyniera” – inżynieria społeczna klasy rządzącej, dla której interesów grupowych i indywidualnych realizacja naszego zamierzenia stanowi zagrożenie, i która broni się przed tym wszystkimi dostępnymi środkami. W obronie swoich interesów musi ona posłużyć się manipulacją, ponieważ otwarta, jawna walka z koncepcją wyborów parlamentarnych na wzór Wielkiej Brytanii byłaby dla niej niekorzystna. Właśnie z tego powodu, że jest to system, jaki stosują u siebie kraje, z którymi chcemy mieć pod każdym względem jak najlepsze stosunki i które w opinii publicznej uchodzą za przodujące i wzorowe kraje demokratyczne. Podjęcie otwartej, publicznej dyskusji tematu mogłoby spowodować efekt najzupełniej przeciwny do zamierzonego.
Jakie można wypunktować działania „inżynieryjne” klasy rządzącej, usiłującej postawić tamę fali JOW?
- Manipulacja znaczeniem słów używanych w oficjalnej i półoficjalnej propagandzie.
- Blokowanie dostępu do środków masowego przekazu, uniemożliwienie publicznej artykulacji idei JOW.
- Technika wykluczania ludzi Ruchu z życia publicznego i odbieranie im wiarygodności.
- Próba zredefiniowania postulatu JOW i skierowanie energii społecznej na boczne tory.
- Oficjalne przejęcie postulatu i nadanie mu innego kierunku, a co najmniej gra na zwłokę.
Ad 1. Państwa komunistyczne (poza Związkiem Sowieckim) wszystkie określały się jako państwa „demokracji ludowej”, a system tu panujący przedstawiany był, w nauce, podręcznikach, akademiach i słownictwie, jako ideał demokracji, a przeprowadzane tu wybory były kwintesencją wolności. Konstytucja PRL, de facto, w bardzo niewielkim stopniu różniła się od Konstytucji III RP i z wyjątkiem nielicznych artykułów, można by ją wręcz przepisać. Tak jak Konstytucja III RP gwarantowała ona wybory do Sejmu „wolne, powszechne, równe i tajne”, a każdemu obywatelowi bierne prawo wyborcze. Istniał też Trybunał Konstytucyjny, który nigdy nawet nie zamierzał kwestionować sprzeczności prawa wyborczego z konstytucją. Ten fałsz, ta manipulacja językiem, utrwaliły się w świadomości społecznej i dlatego dzisiaj jest bardzo łatwo ten sam fałsz, te same nowotwory językowe prezentować opinii publicznej. Dlatego prawie nikt dzisiaj nie kwestionuje faktu pozbawienia obywateli biernego prawa wyborczego w wyborach do Sejmu, nie kwestionuje pogwałcenia zasady równości, a dodana do zasad wyborczych „proporcjonalność” stosowana jest zgodnie z Orwellowską zasadą „mowy podwójnej”. Jak pokazują statystyki 2/3 Izby Poselskiej obsadzona jest przez osoby, które nie uzyskały więcej niż 1% głosów wyborców w swoich okręgach wyborczych, to jednak nie przeszkadza, żeby kiedykolwiek jakiś poseł mający odpierać stawiane posłom zarzuty, nie odpowiedział: „Ależ przecież to wy nas wybraliście! Miejcie pretensje do samych siebie”. Tworzy się przekonanie, że posłowie, owszem, są elitą polityczną, ale ta elita polityczna to dokładnie tacy sami ludzie, jak wszyscy inni – kłamią, bo wszyscy kłamią, oszukują, bo wszyscy oszukują, kradną, bo wszyscy kradną, o co więc chodzi?! Nie ma co łamać sobie głowy nad poszukiwaniem jakiegoś cudownego systemu wyborczego, bo „z pustego i Salomon nie naleje”, a więc tak czy siak, wyjdzie zawsze na to samo.
Ad 2. Od 1993 roku, a więc od czasu powstania Ruchu Obywatelskiego na rzecz JOW, skutecznie blokuje się uczestnikom Ruchu dostępu do środków masowego przekazu, przede wszystkim do telewizji publicznej, ale też i do wszystkich innych kanałów telewizyjnych, które powiązane są z elitą polityczną interesem grupowym. Nigdy, w ciągu tych 17 lat, przedstawiciel Ruchu nie został zaproszony do żadnej „debaty publicznej” w TVP, nigdy nie dano nam możliwości zaprezentowania naszej idei i naszego przesłania. Nawet kiedy ok. tysiąca manifestantów Ruchu maszerowało Traktem Królewskim, pod Pałacem Prezydenckim, Rządem i Sejmem – wszystkie kamery telewizyjne patrzyły w inną stronę i żadni dziennikarze nie kwapili się na przeprowadzanie wywiadów z uczestnikami tych manifestacji. Artykuły publicystyczne wysyłane przez ludzi Ruchu do głównych gazet i tygodników, nieodmiennie lądowały w koszu. Dziennikarze, zapraszani na organizowane przez nas konferencje prasowe nie przychodzili i nie przychodzą. Nie przychodzą też na liczne ogólnopolskie konferencje Ruchu. Nawet gdy Zgromadzenie Ogólne Związku Miast Polskich jednomyślnie podjęło uchwałę domagającą się JOW w wyborach do Sejmu – sprawa została całkowicie zignorowana przez wszelkie media.
Ta blokada ma oczywiste znaczenie manipulatorskie. Wytworzyło się bowiem takie przekonanie, że jeśli w świecie i w Polsce dzieje się coś ważnego, to telewizja o tym informuje. Jeśli jakiś temat nie istnieje w telewizji, to u milionów telewidzów wytwarza się przekonanie, że tego tematu w ogóle nie ma, a więc jest to sprawa nie warta, żeby się nią zajmować.
Ad 3. Technika wykluczania z życia publicznego. W szeroko pojętej elicie politycznej Ruch JOW jest znany i znani są jego liderzy i przedstawiciele. Jednak przedstawicieli Ruchu nie zaprasza się do żadnych publicznych debat na tematy ustrojowe czy nawet wprost na temat ordynacji wyborczej. Odnosi się więc wrażenie, że tworzymy jakiś niepoważny margines polityczny, niezasługujący na udział w „poważnych” debatach.
Ad 4. Nieustannie podejmowane są wysiłki przekierowania energii działaczy Ruchu na „bezpieczne” tory. JOW? W porządku, ale dlaczego zaraz do Sejmu, albo dlaczego tylko do Sejmu? Spróbujmy najpierw wprowadzić JOW w innych obszarach, gdzie to nie wywołuje sprzeciwu klasy politycznej: w samorządach osiedlowych lub gminnych, może ewentualnie w powiatach, albo do Senatu! Nie ma problemów z konstytucją, zajmijcie się czymś pożytecznym i możliwym do przeprowadzenia, a nie od razu do Sejmu! Naciski w tym kierunku trwają i trwają, rozbijają działania Ruchu, odrywają od głównej sprawy ludzi niecierpliwych. Np. wielka akcja, i nieudana, akcja zbierania podpisów pod projektem ustawy wyborczej do samorządu terytorialnego.
Ad 5. Wreszcie jesteśmy świadkami działań, które polegają na tym, że główna partia polityczna przejmuje hasło Ruchu, umieszcza je w swoim programie i przedstawia się jako główny i jedyny propagator idei. W marcu 2004 Ruch JOW zorganizował we Włocławku ogólnopolski zjazd, głównie samorządowców, pod egidą prezydentów głównych miast Kujaw: Włocławka, Torunia i Bydgoszczy, na którym przystąpił do organizowania komitetów referendalnych w sprawie referendum o JOW w wyborach do Sejmu. Trzy miesiące później, na Konwencji Wyborczej Platformy Obywatelskiej we Wrocławiu, to samo hasło rzuciła PO i rozpoczęła zbieranie podpisów pod wnioskiem obywatelskim o referendum, w którym jednym z pytań było pytanie o JOW do Sejmu. Od tej pory, przy różnych enuncjacjach publicznych, politycy PO, w szczególności sam Premier, zapewniają Polaków o swojej niesłabnącej woli realizacji postulatu. Premier nawet w TVP zapewnił nas, że „nie spocznie, dopóki nie wprowadzi JOW do Sejmu”.
Dlaczego z nieufnością i podejrzliwością traktujemy te enuncjacje i zapewnienia? Przede wszystkim dlatego, że w tych jakoby działaniach na rzecz JOW, politycy PO jak ognia unikają kontaktu i współpracy z Ruchem na rzecz JOW. Nigdy jeszcze nie zostaliśmy zaproszeni do jakiegokolwiek współdziałania, do jakiejś narady, jakiejś wspólnej akcji. Po czerwcowej Konwencji PO we Wrocławiu, liderzy Ruch zwrócili się wprost do Premiera (wtedy jeszcze tylko Przewodniczącego PO) z propozycją nawiązania współpracy. Pozostało to bez odzewu. Kiedy organizujemy manifestacje uliczne w tej sprawie, podchodzimy pod Sejm, nigdy jeszcze nie wyszedł do nas żaden przedstawiciel partii rządzącej. Nadal nie dopuszcza się nas do środków masowego przekazu. Prawie milion podpisów obywatelskich zebranych w sprawie referendum nie zostało w żaden sposób wykorzystanych, Sejm nie podjął żadnej debaty, podpisy te zostały zniszczone. W tej sprawie Ruch złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Sztrasburgu.
Konkluzje
Przedstawiłem tutaj dwie przeciwstawne „inżynierie społeczne” – jedną: „ubogą”, nie dysponującą żadnymi środkami, której celem jest przeprowadzenie pewnego zamysłu politycznego wbrew klasie politycznej, i drugą „bogatą”, której celem jest zablokowanie tej pierwszej. Pomimo tej blokady socjotechniczne JOW – Jednomandatowe Okręgi Wyborcze – weszły do obiegu publicznego, są już przedmiotem debaty, nikt już podejmowanie tego tematu nie uważa za akcje jakichś „oszołomów”, a 5 stycznia br Sejm uchwalił ustawę, którą wprowadził JOW w wyborach do Senatu i do wszystkich gmin z wyjątkiem miast na prawach powiatu. JOW wprowadzone zostały de facto w wyborach wójtów, burmistrzów i prezydentów miast jeszcze w 2002 roku. Ciągle jest daleko do wprowadzenia JOW w wyborach do Sejmu. Ale nasz eksperyment socjologiczny, czy socjotechniczny, trwa już prawie dwie dekady. Myślę, że czas się pokusić o jakiś miarodajny pomiar skuteczności tych działań inżynieryjnych. Czy i na ile Ruch JOW, w swoim zamiarze doprowadzenia do przejścia fazowego, przybliża się do „fluktuacji krytycznej”, czy też to przybliżanie się jest skutecznie blokowane przez kontrdziałanie elit? Sądzę, że na to pytanie powinni odpowiedzieć fachowi socjolodzy i że temat jest wart profesjonalnego badania.

- Powstanie Warszawskie – Gloria Victis - 30 lipca 2018
- Czego chcesz od nas Michale Falzmannie? - 17 lipca 2017
- Bloger Jarosław Kaczyński o JOW - 22 maja 2015
- Naukowy fetysz reprezentatywności i sprawiedliwości - 16 maja 2015
- Co komu zostało z tych lat? - 13 grudnia 2013
- Plan dla Polski: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze - 8 marca 2013
- Majaki celebryty Zbigniewa Hołdysa - 12 października 2012
- Paweł Kukiz, zmielony i zbuntowany - 7 września 2012
- Aktualna sytuacja w Rumunii - 21 sierpnia 2012
- UważamRze Wildstein… - 19 sierpnia 2012
W polskim prawie mamy ustawy które teoretycznie dają możliwośc obywatelom zebrania odpowiedniej ilości podpisów aby zwołać referendum jednak kryteria dotyczące wymaganej frekwencji czy liczby podpisów są tak ustalone aby z góry zniechęcić niezadowolonych obywateli do walki o swoje prawa. Podałem link do listu Pana Gromady który to proponuje zmianę tych przepisów aby mogły być zastosowane w praktyce. Poza tym pamięta Pan zapewne co stało się z prawie 1mln podpisów (jeśli dobrze pamiętam) zebranych w 2005 roku przez ekipę D. Tuska pod żądaniami zwołania referendum m.in w sprawie JOW? Skończyły w niszczarni dokumentów. Ogromną ilośc podpisów zmielono perfidnie pokazując gdzie politycy mają opinie wyborców.
„co to jest to DB, w którym politycy przekonują opinię publiczną, że to co proponują, to dobre rozwiązanie i robią tak przez całą kadencję, a nie tylko przed wyborami”
Tak dzieje się w każdym ustroju szanującym zasady DB gdzie kazda decyzja parlamentu może być uchylona w referendum zwołanym przez odpowiednią ilość obywateli. W taki ustroju władza ma OBOWIĄZEK informowania o swoich pracach legislacyjnych a w przypadku wzrostu niezadowolenia ustawa moze byc obalona
Szanowny fajrovulvo,
kręcimy się w kółko. Może niech Pan jednak spróbuje zdefiniowac, co to jest to DB, w którym politycy przekonują opinię publiczną, że to co proponują, to dobre rozwiązanie i robią tak przez całą kadencję, a nie tylko przed wyborami” JUż Pan wcześniej napisał, że my na siłę i autorytarnymi metodami i stawiając ludzi przed faktem dokonanym, więc nie trzeba tego za kazdym razem powtarzać.
Pisze Pan
„Jeśli DB Pana Gromady to „zgoda na wyrażenie swojej opinii przez wyborców” to ja jestem DB i cały Ruch JOW to jest DB.”
Nie mogę się z tym zgodzić gdyż JOW to wyrażenie zgody TYLKO na to aby któryś z kandydatów reprezentował mnie i podejmował decyzje na które ja niekoniecznie mogę się zgodzić. To powierzenie własnego życia osobie na decyzje której przez całą kadencję nie mam wpływu. Osoba ta może podejmować decyzje w zaciszu gabinetów i wcale nie ma obowiązku mnie pytać większość o zdanie, a nawet nie musi argumentować podejmowanych przez siebie decyzji. Czyli tak jak to jest obecnie.
DB powoduje że politycy przekonują opinię publiczną, że to co proponują to dobre rozwiązanie i robią to przez całą kadencję a nie tylko przed wyborami. Lobbyści zamiast wpływać personalnie na polityków zmuszone są wpływać na całą opinię publiczną bo to wyborcy mają ostatnie zdanie. Dziwię się że Pan nie widzi różnicy pomiędzy DB a JOW.
„Pan Gromada nie rozpoczął najpierw debaty publicznej nad swoim listem, tylko postawil nas przed faktem dokonanym”
Należy zauwazyć że DB to nie system narzucony a jedynie system który daje wolny wybór obywatelom. To punkt wyjścia przed wprowadzeniem wszystkich innych reform. W przypadku respektowania zasad DB to wyborcy mają prawo nawet do dobrowolnej wyrazonej w referendum REZYGNACJI z samego systemu DB gdy nie uznają jej za konieczny. Mogą także wprowadzić JOW gdy tylko odpowiednia większość tego zapragnie.
Dziwię się trochę że członkowie jow.pl chcą „na siłę” uszczęśliwić obywateli nie pytając ich o zdanie i chcą zmienić politykę jednocześnie stosując lobbing i naciski na polityków aby wprowadzili JOW bez pytania opinii publicznej o zdanie. Czyli chcą naprawić politykę stosując jej dotychczasowe autorytarne metody stawiania ludzi przed faktem dokonanym. Podobnie jak zrobiono to np. z podwyżką podatku VAT.
Nie wynika z mojej wypowiedzi to, co Pan wnioskuje.
Jeśli DB Pana Gromady to „zgoda na wyrażenie swojej opinii przez wyborców” to ja jestem DB i cały Ruch JOW to jest DB. Nie wiem więc o co jeszcze chodzi? Nie rozumiem też na czym polega „DB w przeciwieństwie do JOW” skoro DB polega na tym, co Pan napisał. Chodzi Panu o poparcie listu Pana Gormady do Sejmu? W tym liście są rzeczy, ktore popieram i rzeczy, ktorych nie popieram, nie mogę więc jednoznacznie poprzeć listu Pana Gormady. Pan Gromada nie rozpoczął najpierw debaty publicznej nad swoim listem, tylko postawil nas przed faktem dokonanym, czyli postąpil tak, jak to się Panu nie podoba. I co ja mam z tym fantem zrobic?
Z treści Pana wypowiedzi wynika fakt że jeżeli w Szwajcarii nie ma JOW (z wyjątkami) oznacza że ich demokracja nie jest warta zainteresowania. Biorac pod uwagę jak funkcjonuje szwajcarska demokracja oddolna należy zauwazyc że w takim włąśnie ustroju przyjecie JOW nie sprawiło by obywatelom problemów gdyby tylko chcieli to zrobić gdyz politycy szwajcarscy w przeciwieństwie do polskich MUSZĄ szanować wolę ich wyborców. Akurat zapewne szwajczrzy nie potrzebują JOW i właśnie dla tego nie wprowadzają tego systemu.
Obecnie Pana ruch jow.pl podejmuje próby nacisku w sprawie JOW na elity rządzące nie pytajac o zdanie innych ludzi. Czyli Pana ruch działa dokładnie tak jak obecna elita – stawia ludzi przed faktem dokonanym gdyż my mamy rację. Czy nie było by sprawiedliwiej rozpoczać debatę publiczną i zapytać ludzi co o tym myślą. W takiej debacie napewno padło by pytanie o sposób nadzoru nad wybranymi posłami, o udział lobbystów w kampani wyborczej kandydatów i wiele innych pytań wynikających z dogłębnej analizy systemów JOW i proporcjonalnej.
DB w przeciwieństwie do JOW to nie jest żaden określony system który nalezy przyjąc. DB to zgoda na wyrażenie swojej opinii przez wyborców, zgoda na weto lub inicjatywę. DB to respekt dla wyborcy nie tylko w czasie kampanii wyborczej (jak to sie odbywa teraz a także w systemach JOW), lecz także podczas całej kadencji.
Drogi Panie,
przeczytałem list Pana Gromady do Sejmu itd i proszę mi pozwolić nie wypowiadać się na temat tego listu, tym bardziej, że nie jest to list kierowany do mnie. Gdyby Pana Gromadę interesowało moje zdanie na temat tego listu, to by go pewnie najpierw wysłał do mnie. A tak jest to list otwarty i każdy może się na jego temat wypowiadać. Ja akurat nie czuję takiej potrzeby.
Wskazałem Panu fakt, że Szwajcaria, ktora jest dla Panow idealnym przykładem DB nie ma JOW w wyborach do Izby Niższej, a więc, że postulaty nasze jakoś się rozchodzą: można mieć Szwajcarię bez JOW i można mieć JOW bez Szwajcarii. W moim artykule, pod którym dyskutujemy, opisałem taktykę i technikę JOW. Przede wszystkim polega ona na wyborze JEDNEGO POSTULATU, ktory uważamy za Numer Jeden. To zrobiliśmy już dawno temu. Nasza technika polega na stałym i systematycznym uderzanie w tę samą nutę. Nie dlatego, że nie mamy słuchu i nie wiemy o istnieniu innych nut, ale dlatego, że obraliśmy pewną drogę, ktorej się trzymamy. Pan chce to wszystko odwrócić, podrzucić nam inne nuty, a także namówić nas na inną hierarchię ważności. No, cóż, niech Pan próbuje. Ze mną się Panu pewnie nie uda, bo jestem stary i mam sklerozę, ale może młodsi ode mnie bardziej Pana posłuchają.
Ja nie mam takiej wyobraźni jak Pan i dlatego mam kłopoty z wyobrażeniem sobie problemów, które Pana gnębią. JOW to wybór człowieka, który odpowiada przed swoimi wyborcami i ci wyborcy mają sposób, żeby go odwołać, gdy przestanie się im podobać. To wszystko.
Pragnę zwrócić uwagę że nie odesłałem Pana do biblioteki lecz do listu skierowanego do Sejmu oraz Prezeydenta RP zawierajacego konkretne propozycje a nie teoretyczne wywody.
Bez przestudiowania DB nikt nie jest w stanie zrozumieć tej propozycji. podobnie jak z JOW. JOW na pierwszys rzut oka moze wydawać sie propozycja idealną. Studuiując jednak tę propozycje głębiej napotkałem kilka problemów które opisałem w poprzednich komentarzach?
Moje komentarze to nie żadenn lobbing na rzecz DB przy jednoczesnym odrzuceniu JOW (na chwile obena uważam że JOW w wyborach samorządowych to dobry system).
Nie mam zamiaru także Pana pouczać. Pragne tylko ZAPYTAĆ jakie istnieja narzędzia w systemie JOW aby rozwiązać problemy które opisałem powyżej (np. problem nacisku na kandydata przez róznorodne grupy interesu które to wspieraja go przez kreowanie jego wizerunku i pomagaja mu unikać np. skandali obyczajowych dyskredytujących go wśród wyborców).
Drogi fajrovulpo,
proszę Pana, żeby Pan zechciał się trochę wysilić i Waszą konkretną propozycję przedstawił w jakiś możliwie prosty i zrozumiały sposób. Panowie, jak rozumiem, tworzycie nowy ruch obywatelski pod nazwa „Demokracja Bezpośrednia”, a to chyba wymaga jakiegoś prostego sformułowania, a nie odsyłania do biblioteki, bo w ten sposób ruchu społecznego raczej się nie stworzy. Ja nie Pana pierwszego o to pytam i dziwię się, że zamiast odpowiedzi odsyła się mnie do studiowania przedmiotu. Ja już jestem stary i nastudiowałem się w życiu dosyć.
Pozdrawiam,
Jerzy Przystawa
Bardziej konkretnie jest to opisane : http://www.demokracjabezposrednia.pl/node/789
Prosze przeczytac takze komentarze.
Rozumiem, czegoś takiego by Pan sobie życzył. A konkretnie? Co Pan proponuje konkretnie?
Jerzy Przystawa
Drogi Panie Jerzy,
Nie chodzi mi o kopiowanie ustroju politycznego Szwajcarii. Chodzi o wprowadzenie niektórych elementów demokracji bezpośredniej które to odwracają diametralnie stosunki politycy-obywatele.
Jedna tylko możliwość obalenia przez ludzi każdej decyzji parlamentu sprowadza polityków do rangi urzędników co powoduje jednocześnie że korumpowanie ich staje się nieatrakcyjne gdyż to nie do nich nalezy ostatnie słowo. Tacy politycy-urzędnicy nie potrzebują kuloodpornych limuzyn, ochrony BOR czy prywatnych agencji ochrony jak to się dzieje w Polsce. Tacy plitycy żyja jak normalni ludzie: podróżują pociągami i robią zakupy w zwykłych sklepach. Z tych powodów administracja szwajcarska należy do najtańszych na świecie – polska do najdroższych. Czy to świadczy że Polska jest o wiele bogatsza od Szwajcarii?
Powiem tak: JOW daje nam bezpośredni wpływ na wybór polityka i na tym koniec. DB daje nam wpływ na decyzje które on podejmuje w czasie swojej kadencji i sprawia że ów polityk zawsze czuje oddech wyborcy na swoich plecach.
Umiejętne połączenie JOW i DB może przynieść najwięcej korzyści.
System JOW powoduje że wybrany zostaje polityk któremu całkowicie ufamy że przez swoją kadencję będzie nam służył. Już na etapie wyborów przyznajemy mu bezgraniczne zaufanie na wszystkie decyzje które podejmie. Skupiamy się więc na osobie a nie na decyzjach które on podejmuje.
Tacy kandydaci są często powiązanie z różnymi grupami lobbingowymi które to grupy promują „swojego” kandydata przez kampanie medialne. Dbają o to aby kandydat nie wplątał się w jakiś skandal obyczajowy lub aby ktoś celowo nie wplątał tego kandydata w skandal obyczajowy który mógłby spowodować przegraną w wyborach. Słyszy się o „wpływowych” kongresmenach np. w USA – pytanie na co oni wpływaja i czy przypadkowo ktoś nie „wpływa” na ich decyzje?
Marzeniem każdej z grup interesów jest raz na 5 lat ustawić „SWOJEGO” kandydata. Później on może już robić swoje gdyż wyborcy nie mają na niego żadnego wpływu w systemie demokracji przedstawicielskiej która to błędnie jest nazywana demokracją.
Dobrym przykładem jest w Polsce cichaczem wprowadzona podwyżka VAT. W Szwajcarskiej DB to jest nie do pomyślenia gdyż tam obywatele podwyższają swe podatki samodzielnie a politycy muszą prosić obywateli aby zgodzili się na podwyżkę i dobrze argumentować co w zamian za to otrzymają.
Drogi Panie,
a konkretnie, to jak?Co mianowicie należałoby dodać do postulatu JOW? Bardzo bym chciał usłyszeć cos konkretnego, ponieważ „Szwajcaria”, jako system ustrojowy jest oddalona od Polski o lata świetlne. Co konkretnie należy dodać, żeby nas do Szwajcarii przybliżyć?Jeśli, oczywiście, nie ma Pan zamiaru od razu, na wstępie, odrzucić postulatu JOW, bo Szwajcarzy mają JOW tylko w przypadku wyborów do Rady Kantonów, a i to nie we wszystkich kantonach? I jak „propozycja rozciągła jak guma” (pisze Pan, że może to iprawda) może jednocześnie być najlepszym narzędziem kontrolowania wybranych posłów? Czy Pan uważa, że Szwajcarzy robią referenda, żeby odwoływać posłów wybranych w wyborach proporcjonalnych?
Panie Jerzy z Pana artykułów wiele się dowiedziałem o JOW. Szczególnie uświadomiłem sobie że w Polsce mamy obecnie partiokrację a nie jak się oficjalnie mówi demokrację. Obawiam się jednak że same JOW nie poprawią sytuacji. Co np gdy jak w przypadku posłanki Caroline Nokes która została niedawno przyłapana w jakimś hotelu w Londynie na pozamałżeńskim romansie. Romans nie jest prawem zabroniony lecz w niektórych społeczeństwach ta posłanka straci swoją pozycję bez względu na to że jest wspaniałym fachowcem. W krajach islamskich poseł mógłby stracić mandat za to że został przyłapany na jedzeniu wieprzowiny i bez znaczenia są jego kompetencje. W systemie JOW poseł musi dbać o swój wizerunek względem wyborców w czym moga pomagać mu lobbyści z „zaprzyjaźnionymi” mediami. Sprawy obyczajowe stają znakomitym narzędziem nacisku na kandydatów którzy pragną tylko wygrać w wyborach.
W czasie sprawowania kadencji wyborcy nie maja wpływu na decyzje podejmowane przez swojego posła czy radnego.
W jednym z komentarzy pisze Pan że Demokracja Bezpośrednia że jest to propozycja rozciągła jak guma. Może to i prawda lecz jest to chyba najlepsze narzędzie aby kontrolować poczynania wybranych przez nas radnych czy posłów. DB powoduje miedzy innymi, ze rządzący muszą zawsze się liczyć z tym że ich decyzje mogą być podważone przez niezadowolonych wyborców. Przykładem jest tutaj demokracja szwajcarska która działa bardzo dobrze a szwajcarzy są z ich systemu bardzo dumni.
Myślę że JOW jest częscią DB i odpowiednie połączenie tych systemów pozwoli na zmianę sytuacji w Polsce.