Rozbiła się nad Polską bania z referendami i słowo referendum pojawia się dzisiaj w mediach nawet może częściej niż tragedia malutkiej Magdy z Sosnowca. Do referendum w sprawie wieku emerytalnego przygotowuje się NSZZ Solidarność pod wodzą p. Piotra Dudy, który już jakiś czas temu ogłosił, że związek zebrał ponad milion podpisów pod odpowiednim wnioskiem.
Do podobnej akcji nawołuje Leszek Miller, już prawie milion internautów podpisało się z żądaniem referendum o "Acta", pod referendum ma pójść sprawa leków refundowanych. Referendum, referendum rozlega się od Bałtyku do Karpat. Tą samą drogą chcieliby też pójść i niektórzy zwolennicy zmiany ordynacji do Sejmu i wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Budzą się z letargu Polacy i chcą skorzystać ze swoich uprawnień suwerena, zapisanych w Konstytucji i narzucić panującej władzy rozstrzygnięcia, które jej się z różnych powodów nie podobają.
Wszystkie te akcje obywatelskie bardzo by mi się podobały i chętnie bym się w nie włączył, gdyby nie świadomość pewnej przykrej okoliczności z nimi związanej. Przykrość ta polega na tym, że w odróżnieniu od krajów, w których demokracja nie jest tylko hasłem wypisywanym na sztandarach, wbrew konstytucyjnym zapisom, Polacy nie mają de facto prawa do przeprowadzenia referendum bez uprzejmej zgody klasy panującej, posiadającej swoich plenipotentów w Sejmie, który się nazywa Sejmem Rzeczypospolitej. Obywatele polscy, bez względu na to ile by milionów podpisów pod swoimi wnioskami referendalnymi nie zebrali, mają prawo jedynie przedstawić je pod rozwagę zasiadającym w Sejmie łaskawcom, a ci, w zależności od swojego humoru, mogą się zgodzić albo nie. I od tego nie ma odwołania, a jeśli się nie zgodzą, to wszystkie te podpisy nadają się wyłącznie na palenisko, albo do przepuszczenia przez wspaniałą sejmową niszczarkę o wielkiej wydajności. Inaczej mówiąc, po wykonaniu wielkiej pracy jaką niewątpliwie jest zebranie co najmniej pół miliona ważnych podpisów, mogą jedynie BŁAGAĆ sejmowych karbowych, żeby zechcieli się z tym materiałem zapoznać i, ewentualnie, ogłosić referendum.
Dobitny przykład tego, gdzie łaskawcy mają swój naród, otrzymaliśmy wszyscy w 2005 roku, gdy po akcji zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum "4 razy TAK" – którą to akcję Donald Tusk określił jako największą akcję polityczną w Polsce od 1989 roku – zebrane podpisy, bez jakiejkolwiek dyskusji w Sejmie, zostały zniszczone, co pięknie udokumentował Tomasz Sekielski w filmie Władcy marionetek. Nikt nie może mieć wątpliwości, że zdaniem reżysera, marionetki to my wszyscy, Polacy, a którzy to są nasi władcy to dokładnie nie wiadomo i pozostawione jest domyślności widzów. Dziennikarz tygodnika "Nie", pisząc o tej sprawie, zatytułował swój tekst brutalnie, ale adekwatnie: Osrali prawie milion Polaków. Nie godząc się ze sprowadzeniem obywateli do roli marionetek, Stowarzyszenie na rzecz Zmiany Systemu Wyborczego "JOW" złożyło w tej sprawie skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a ponadto złożyło w Prokuraturze Generalnej RP powiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez nieustalonych bliżej łaskawców sejmowych. Niestety, wszystkie te europejskie trybunały, prokuratury i sądy nie zostały utworzone, żeby bronić i przestrzegać praw obywateli, tylko przywilejów władzy. Europejski Trybunał skargę odrzucił bez uzasadnienia, podobnie postąpił Prokurator Generalny, a w ślad za nim niezawisły Sąd Rzeczypospolitej, który nie dopatrzył się niczego niewłaściwego w postępowaniu naszych jaśnie panów.
Nie jest to jedyny przykład brutalnego pogwałcenia praw konstytucyjnego Suwerena, jakim według Konstytucji jest podobno Naród Polski. Pamiętamy inny przykład zebrania ponad miliona podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie wprowadzenia do kalendarza Święta Trzech Króli. Z inicjatywy prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego zebrano ponad milion podpisów pod tym wnioskiem, ale Sejm zrobił to samo, co tak ładnie i skrótowo ujął dziennikarz "Nie". No, ale później Święto Trzech Króli zostało wpisane w kalendarz, co ilustruje dobitnie jak te marionetki polskie są przez swoich władców traktowane. Im przecież wszystko jedno, czy mamy w Trzech Króli dzień wolny, czy też nie, im tylko zależy na tym, żebyśmy wszyscy dobrze rozumieli, kto tu panem, a kto proszalnym dziadem. Po pokazaniu nam gdzie nasze miejsce, jako prawdziwie łaskawe paniska, zafundowali nam dodatkowy dzień wolny od pracy!
Powyższa argumentacja odnosi się, mutatis mutandis, i do tzw. Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej. Również i w tym przypadku nie ma znaczenia wola obywateli, lecz cała ta inicjatywa, to jedynie poparty co najmniej stoma tysiącami podpisów list proszalny do Jasnego Pana Marszałka Sejmu, żeby zechciał się zgodzić na (1) powołanie komitetu tej OIU, (2) wyznaczył łaskawie termin, w którym zebrane mają być podpisy, a potem (3) zechciał przedstawić to Sejmowi, który przyjmie lub odrzuci.
W ten sposób nasze jaśniepaństwo zagwarantowało sobie wszelką władzę i pozbawiło nominalnego Suwerena, jakim winien być Naród Polski, jakichkolwiek instrumentów egzekwowania swojej woli. Nie są bowiem tym instrumentem wybory parlamentarne, ponieważ i tu obywatele Rzeczypospolitej pozbawieni są elementarnego prawa, jakim jest prawo do swobodnego kandydowania do Sejmu, czyli biernego prawa wyborczego. W ten sposób, jak to kilka lat temu dowcipnie zauważył, z trybuny sejmowej, Donald Tusk, dzień wyborów parlamentarnych stał się, w odbiorze społecznym, dniem wielkiego oszustwa narodowego przez aparaty partyjne.
Cóż więc pozostaje nam, którzy czujemy się i chcemy być uważani nie za chłopów pańszczyźnianych, lecz za obywateli Rzeczypospolitej?
Musimy się odwołać do polskiej tradycji, funkcjonującej w Polsce od panowania Aleksandra Jagiellończyka, który 25 października 1501 podpisał w Mielniku akt De Non Praestanda Oboedientia, a więc prawo wypowiedzenia posłuszeństwa królowi, gdyby łamał prawa obywatelskie. Pora, żeby Naród Polski wstał z kolan. Przestańmy zachowywać się jak dziady proszalne. Polska jest nasza, a nie bandy cwaniaków, którzy ponadawali sobie wszelkie możliwe przywileje i uważają, że tak już na wieczność zostanie. Przestańmy chodzić do nich z petycjami, prośbami i wnioskami. Skoro pozostawili nam tylko drogę buntu, to trzeba się zbuntować.
23 lutego 2012

- Powstanie Warszawskie – Gloria Victis - 30 lipca 2018
- Czego chcesz od nas Michale Falzmannie? - 17 lipca 2017
- Bloger Jarosław Kaczyński o JOW - 22 maja 2015
- Naukowy fetysz reprezentatywności i sprawiedliwości - 16 maja 2015
- Co komu zostało z tych lat? - 13 grudnia 2013
- Plan dla Polski: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze - 8 marca 2013
- Majaki celebryty Zbigniewa Hołdysa - 12 października 2012
- Paweł Kukiz, zmielony i zbuntowany - 7 września 2012
- Aktualna sytuacja w Rumunii - 21 sierpnia 2012
- UważamRze Wildstein… - 19 sierpnia 2012
Nie jest zrozumiała, przynajmniej dla mnie. Aby to, co Pan nam chce zaproponować bylo propozycją, musi Pan poszukać odpowiednich słów. Trudno, takie jest życie.
Nie znam niestety zwrotu jaki byłby odpowiedni dla przedstawionej przeze mnie propozycji. Jednak idea powinna być zrozumiała. Być może nie była dotychczas artykułowana wprost, lecz niejednokrotnie, również na tej stronie, spotykamy się z imienną krytyką wobec ludzi i działań, które niosą zniszczenie (materialne i moralne) dla naszego kraju. Czy nie mamy do czynienia ze współczesną targowicą? Czy może nie mamy odwagi wyartykułować takiego porównania wobec naszych „elyt”, „kiedyś” kolegów, towarzyszy boju, etc?
Zaletą otwartego forum dyskusyjnego jest m.in. to, że daje ono możliwość wypowiedzi osobom o niezależnych poglądach, które mają coś ciekawego do powiedzenia rodakom w danej kwestii, w naszym przypadku, ws. JOW. Nie zawsze poglądy takich osób należy uznawać w pełni za słuszne. Sama ocena poglądów innych osób jest również sprawą subiektywną. Jeśli u podstaw tych poglądów leży troska o dobro Kraju, należy brać je pod uwagę. Zadaniem Ruchu JOW na otwartym forum dyskusyjnym jest m.in. pozyskiwanie takich osób do współpracy. Zdarzało mi się w taki właśnie sposób zapraszać niektóre osoby do dyskusji wewnętrznej. Forum otwarte ma w zasadzie charakter propagandowy i nie powinno poruszać się na nim spraw wewnętrznych. Forum zamknięte ma charakter roboczy.
Zwracam się do Pana Roberta Grzeszczyka, który na stronie Ruchu porusza interesujące nas kwestie, z propozycją włączenia się do dyskusji wewnętrznej oraz do współpracy nad wdrożeniem postulatu JOW. Jeśli byłby Pan tym zainteresowany, to podaję swój adres kontaktowy: s.babraj@interia.pl
Akcję refrendalną Platformy Obywatelskiej „4 x TAK”, w której oszukała obywateli, oceniam jako wysoce naganną moralnie.
Negatywnie oceniam również przerwanie własnej akcji referendalnej przez Ruch JOW.
W myśl łacińskiej maksymy: pacta servanda sunt, umów należy dotrzymywać. Kto tego nie robi, ten traci wiarygodność.
„obchody”, na ile znam język polski, to uroczystości, a więc świętowanie. Dlatego uroczystości poświęcone Konfederacji Targowickiej nie wydają mi się szczęśliwym pomysłem.
„Dlatego też ponawiam, by Stowarzyszenie wystąpiło z ideą ogólnokrajowych obchodów konfederacji targowickiej. W tym roku będzie równa 220 rocznica.
Bo sytuacja dnia dzisiejszego łączy mi się z tragedią z przed ponad dwóch wieków.”
Czy ten akapit ma związek z jakimkolwiek świętowaniem, Panie profesorze?
Robert Grzeszczyk: Drogi Panie, ja jestem w stanie namawiać innych do akcji, o ktorej jestem przekonany, że ma sens i widoki powodzenia. Kiedy inicjowaliśmy naszą akcję referendalną wierzyliśmy – błędnie – że zebranie odpowiedniej liczby podpisów zmusi Sejm do zarządzenia referendum. Dzisiaj wiemy, że był to błąd, że takiej możliwości nie mamy. Dlatego ja nie jestem w stanie namawiać Pana, czy kogokolwiek innego, do wykonywania pracy, o której wiem, że jest jalowa i nie prowadzi do efektu. Tak postępują politycy – oszuści, jak ci partyjniacy, ktorzy prowadzą akcje zbierania podpisów, opowiadając kłamstwa na temat jej skuteczności, podczas gdy im nie chodzi o żadne referendum, a jedynie o szum medialny, ktory ma wprowadzić w błąd nie zorientowanych.
Do tej pory ludzie organizowali obchody rocznic zdarzeń, które budziły szacunek i powinny być honorowane. Rocznica Konfederacji Targowickiej ma budzić szacunek i uznanie? Świętować rocznicę zdrady? Jakoś nie jestem do tego przekonany.
Nie mogę się zgodzić z argumentacją, że jeśli zbieranie podpisów pod referendum w sprawie JOW zainicjowało PO to również PO mogło dowolnie dysponować tymi głosami, co wydaje się sugerować w swej wypowiedzi Sławomir Babraj. Zgadzam się jednak, że JOW nie powinien rezygnować z własnej zbiórki podpisów. Ta decyzja to przyczyna późniejszych niepowodzeń różnorakich akcji JOW i utraty zaufania. Jednak zgadzam się z Jerzym Przystawą, że sama zbiórka podpisów o niczym, w sensie prawnym, nie znaczy. To niestety bardzo przykre, że czasami kilkaset głosów wskazuje na „wybrańca” a kilkaset tysięcy niewiele znaczy.
Wskazywanie przez S. babraja na przykład przeniesienia Lasów Państwowych pod pełna jurysdykcję budżetu nie ma związku ze straszakiem referendalnym lecz czasem kiedy rozpoczęła się ta zawierucha (krótko przed wyborami). Nie uważam też, że każda inicjatywa zbierania podpisów ma rzeczywiste szerokie społeczne poparcie. Czasami polega na manipulacji społecznej lub aktywizowaniu wcale nie społecznej większości. Sprawa zbiórki podpisów w celu pozbawienia samorządów wpływu na decyzje dotyczące Parków Narodowych jest typową manipulacją mająca na celu poszerzenie Białowieskiego Parku Narodowego. Wmawianie całemu społeczeństwu, że lokalna społeczność jest „be” a ekologiści „cacy” właśnie niszczy słabą polską samorządność. I nikt nie zada pytania, jak to się dzieję, że ponad dwudziestoletnie działania ekologistów i państwowych służb ochrony przyrody doprowadzają do coraz gorętszych protestów wśród lokalnej społeczności, podczas gdy Gazeta Wyborcza i TVN pieją z zachwytu nad działaniami postaci typu Wajrak czy Bohdan, nie mówiąc już o umarzaniu postępowań przeciwko nim w sądach?
Są jednak cele, które nie podlegają dyskusjom i które są jednoznaczne. Z pewnością takim jest walka o JOW i walka o racjonalne Państwo. Cieszy mnie końcowa konkluzja Jerzego Przystawy, lecz mam obawy czy może być konsekwentny w działaniu. To wymaga premedytacji oraz konkretów i szczegółów. Piętnowania imiennie całego zła.
Dlatego też ponawiam, by Stowarzyszenie wystąpiło z ideą ogólnokrajowych obchodów konfederacji targowickiej. W tym roku będzie równa 220 rocznica.
Bo sytuacja dnia dzisiejszego łączy mi się z tragedią z przed ponad dwóch wieków.
Chyba że będziemy się składać na kolejny odcinek dla Andrzeja Wajdy – może tym razem o Adamie Michniku?
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że Włosi mieli prawo do referendum i po zebraniu 600 tysięcy ważnych podpisów referendów musiało być zarządzone. To podstawowa i najważniejsza różnica.
Panie Sławomirze, oczywiście włoski Ruch Maggioritario zbierał podpisy pod wnioskiem o referendum. Zbierał przez prawie 10 lat, jednak porównujemy dwa odmienne kraje i dwa systemy. Co zaważyło, że tamten Ruch wygrał? Moim zdaniem świadomość społeczeństwa, znajomość systemu jednomandatowych okręgów wyborczych, panujący kryzys gospodarczy, niezadowolenie Włochów z panującej demokracji / ponad 77% w referendum tak się wypowiedziało/ i przede wszystkim to, że nie mieli okrągłego stołu, grubej kreski , sowieckiej okupacji i tajnych porozumień dotyczących sprawowania władzy/ Magdalenka/. Co zrobił Ruch JOW w Polsce w odniesieniu do Ruchu Maggioritario? Świadomość społeczeństwa jest już na tym poziomie, że nie straszne nam żadne referendum. Nigdy nie będzie tak jak w Rumunii, gdzie do referendum pójdą tylko nieliczni i referendum nie będzie ważne. Ta świadomość to publikacje, odczyty, konferencje, listy otwarte, strona internetowa, marsze, heppeningi…itp. Świadomość zawsze jest przełożeniem na znajomość systemu JOW. Ta teoretyczna i ta praktyczna już jest mocno ukształtowana i kształtuje się już sama. Mamy JOW w wyborach do senatu, prezydentów miast, burmistrzów… Wróćmy jednak do tego co najbardziej w tej dyskusji jest czynnikiem zapalnym. Do referendum i do zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum. Panie Sławomirze przecież już było w tej sprawie referendum, może nie wynikało ono z bezpośrednio złożonych podpisów przez Ruch ale jednak się odbyło. To, że się odbyło i to, że społeczeństwo zdecydowanie opowiedziało się za JOW to tylko zasługa Ruchu, z niczego się to nie pojawiło. Jednak nie żyjemy we Włoszech tylko w naszym bandyckim kraju gdzie standardy bardziej można przyrównać do Białorusi niż do Włoch. Tutaj nad Wisłą wola społeczeństwa , wola narodu jest ignorowana przez oligarchiczną władzę. Dlatego rodzi się frustracja i bezsilność bo w innym kraju już dawno każda władza zrobiła by referendum i mielibyśmy JOW. Ta frustracja i ten rodzaj bezsilności tylko sprzyja takiej władzy, rodzi dodatkowo podziały, rozbija społeczeństwo. Im w to graj, bo przecież frustrację z reguły kierujemy przeciwko sobie. Nam jest potrzebna jedność, świadomość wygranej, totalna wiara, że to polityczne bydło rozniesiemy w pył. Nie ma innej drogi i w końcu się to stanie.
Panu Albertowi Łyjakowi, który słusznie odwołał się do przykładu wprowadzenia JOW we Włoszech, pragnę zwrócić uwagę, że Ruch Maggioritario przyczynił się do wprowadzenia JOW właśnie na drodze referendum ogólnonarodowego. Tomasz Pompowski w artykule „Odebrali partiom państwo”, opublikowanym w Biuletynie Informacyjnym Ruchu nr 13 z marca 2003 r. szczegółowo opisał przykład włoski. Z analizy tamtej sytuacji wysnuł też szereg praktycznych wskazówek, które warto byłoby i u nas w Polsce zastosować. Oto niektóre z nich:
1. Stań w ofensywie – ludzie do ciebie nie przyjdą, musisz po nich wyjść;
2. Doceniaj innych członków Ruchu i to, co robią;
3. Rozmawiaj o JOW na ulicy;
4. Ucz się na błędach;
5. Nie daj się usunąć na bok i zmarginalizować.
W świetle dotychczasowych działań Ruchu widać, że dalecy jesteśmy od stosowania tych praktycznych porad. Nam jest przecież łatwiej, niż Włochom, ponieważ dysponujemy obecnie szeroko dostępnym internetem, którego oni nie posiadali.
Tekstu osoby występującej pod pseudonimem tXX XX nie skomentuję, gdyż anonimów z reguły nie można traktować poważnie, ani ich autorów, ponieważ brak jest im odwagi cywilnej, żeby w wypowiedziach publicznych występować pod własnym nazwiskiem. Fakt tolerowania tendencyjnych anonimów na stronie Ruchu i jednocześnie grożenie wykluczeniem ze strony osób o niezależnych poglądach, niedobrze świadczy o decydencie zarządzającym portalem. Obniża to jego prestiż w oczach internautów.
Panu Wisowi chcę odpowiedzieć, że z udziału w konferencjach, nawet tych najbardziej elitarnych, jak na salonach prezydenckich, czy też naszych, gdzie „przekonani przekonują przekonanych”, JOW nie da się wprowadzić do życia. Deklarował Pan na forum Ruchu swoje poparcie dla referendum. Dobrze byłoby, żeby Pan w tej sprawie również zaczął coś robić. To nie dotyczy zresztą tylko Pana osoby, ale i wszystkich uczestników Ruchu, którzy są przekonani do tej formy walki o JOW. Ruch, aby był skuteczny, musi działać profesjonalnie. Nie na zasadzie „JOW – moje hobby”, lecz „JOW – rozumna praca”.
Pozdrawiam Wszystkich,
Sławomir Babraj
Szanowny Panie Babraj, zapomnial Pan kto od lat promuje inicjatywe JOW? Kto wklada swoje pieniadze, pisze ksiazki, organizuje konferencje i, tak, rozmawia z takze z politykami? Zapomnial Pan, ze gdyby nie prof. Przystawa siedzialby Pan bezradnie do dzisiejszego dnia? Warto o tym sobie codziennie przypominac.
Rusz Panie Szanowny na ulice by mowic o JOW! Zbieraj Pan pieniadze bys mogl drukowac ulotki. Byc moze nawet bardziej skutecznie propagowac JOW przy uzyciu nowoczesnych technologii.
Zaloz Pan, na przyklad, konto na Facebooku z haslem promujacym JOW, idz Pan na Tweeter, zbuduj Pan aplikacje w Androidzie lub OS, polec Szanowny Panien artykuly na Dig it albo innym portalu spolecznosciowym. Wiecej pomyslow? Wloz Pan plakat na brzuch i plecy (kanapke) z haslem JOW i udaj sie na dworzec, rynek lub pod kosciol i przekonuj do JOW. A potem przekonuj innych by robili to samo, ale nie dyryguj nimi, pozwol zeby zrobili cos co chca by promowac JOW. Setki ludzi dziala wlasnie w taki sposob. Na tym wlasnie polega idea ruchu.
Panie Babraj Pan sie sadzi nie rozumiejac ani na jote czym jest ruch (piszac brednie o jakichs wewnetrznych dzialaniach). Ruch prowadzi dzialanie otwarte, przejerzyste to znaczy rozni sie od wszystkich innych organizacji tym iz nie ma zadnych tajemnic.
Ponownie ścierają się różne koncepcje, różne drogi. Kolejny raz tłumaczone jest to, że wybierając jakąkolwiek drogę trzeba zwrócić uwagę na to, żeby nie była to droga… donikąd. Mam wrażenie, że pan Sławomir wierzy w referendum i nie przyjmuje żadnych argumentów, że jest to droga bez skutecznej możliwości wyegzekwowania czegokolwiek. Trudna droga, która nic nie daje i nie gwarantuje. Obrazowo można porównać do poruszania się po okręgu i ciągłym wracaniu do punktu wyjścia. Nie przekonują mnie takie argumenty, bardziej przekonują fakty, przepisy i najbardziej istotna rzecz. Jest to doświadczenie. doświadczenie własne i innych, np włoskiego Ruchu Maggioritario.
Szanowny Panie (Slawomir Babraj),
Co prawda to prawda w kwestii prawdopodobnej intencji, ale grunt że Kazimierz K popiera JOW! i a nuż skutecznie zainspiruje jeszcze kogoś ze swojego otoczenia.
Pozdrawiam,
Szanowny Panie Babraj, już wiele razy czytaliśmy na tej stronie, że „prof. Przystawa”jest główną przeszkodą na drodze wprowadzenia JOW w Polsce i teraz znowu wymienia mnie Pan tutaj co najmniej 10 razy, co mi bardzo pochlebia. Proponuję jednak, żeby Pan popularyzowal moje nazwisko na innych portalach, bo tutaj jestem wszystkim jako tako znany i nie jest to nikomu potrzebne. Dobrze więc byłoby, gdyby Pan nauczył się pisać na temat JOW bez wymieniania mojego nazwiska. Inaczej będę zmuszony poprosić Administratorów, żeby usuwali Pańskie wpisy, bo nie po to wkladamy w istnienie tej strony tyle pracy i pieniędzy, żeby stworzyć Panu platformę do wylewania tutaj swojej żółci.
Z poważaniem,
Jerzy Przystawa
W artkule „Naród na kolanach” prof. Jerzy Przystawa użył nieprawdziwych, w mojej ocenie, stwierdzeń odnośnie celowości organizowania referendum obywatelskiego. Jako Prezes Zarządu Stowarzyszenia JOW, w pamiętnym 2005 r., w nieznanych bliżej okolicznościach, zrzekł się kontynuowania własnej akcji referendalnej Ruchu na rzecz 4-punktowego referendum Platformy Obywatelskiej. Tym samym zaprzepaścił dorobek pracy kilku tysięcy wolontariuszy, którzy zebrali już prawie połowę wymaganej ilości podpisów, potrzebnych do złożenia w Sejmie wniosku o referendum ws. JOW. Trzeba zaznaczyć, że w zasadzie żadne z pytań referendalnych PO nie spełniało naszych kryteriów. Nie trzeba więc żałować, że podpisy PO zostały w Sejmie zniszczone. Szkoda tylko pracy oszukanych przez PO wolontariuszy i zawiedzionych nadziei wyborców Platformy.
Kiedy Ruch JOW rozpoczynał własną akcję referendalną, doskonale były znane nam wszystkim uwarunkowania tego przedsięwzięcia. Pomimo tych uwarunkowań decyzja o podjęciu akcji referendalnej była decyzją słuszną. Fatalną natomiast była decyzja o jej przerwaniu. PO w ogóle nie miała zamiaru doprowadzić do referendum, i dlatego jej 750 tys. podpisów poszło w Sejmie na przemiał, zgodnie z jej wolą (!). Naszego wniosku z całą pewnością taki los nie spotkałby, gdyż sprawę pilotowalibyśmy i w żadnym wypadku nie dopuścilibyśmy do zniszczenia zebranych podpisów, a debata w Sejmie nad złożonym wnioskiem odbyłaby się. Nie jest więc uprawnionym twierdzenie, że akcja referendalna PO jest przykładem na to, że nie warto organizować referendum obywatelskiego. Wspomniana przez prof. Przystawę akcja ref. Jerzego Kropiwnickiego ws. Święta Trzech Króli również nie jest przykładem na podtrzymanie tej fałszywej tezy. A wręcz przeciwnie, jest przykładem na to, że warto złożyć w Sejmie wniosek ref., lub choćby zebrać wymagane podpisy, żeby władza i bez referendum spełniła wolę obywateli! Władza boi się wniosków o refrendum, przede wszystkim dlatego, że ma konstytucyjny obowiązek zająć wobec nich oficjalne stanowisko, a tego wolałaby uniknąć. W ostatnim okresie byliśmy, i obecnie jesteśmy świadkami dwóch udanych akcji referendalnych, kiedy wystraszona władza zmuszona została do wycofania się ze swoich zapowiadanych antyspołecznych decyzji: akcji ref. prof. Jana Szyszki przeciwko przekazaniu władania lasami państwowymi ministerstwu finansów i akcji ref. „Acta”. W obu przypadkach nie doszło do referendum, ale sam fakt woli społeczeństwa do odbycia referendum i jego determinacja wystarczyły, że władza „podkuliła ogon”. Łatwo sobie wyobrazić, do jakich niepokojów społecznych mogłoby dojść w kraju, gdyby Sejm odmówił rozpisania referendum lub nie spełnił woli obywateli.
Nie wiem, kiedy prof. Przystawa zaniecha wmawiania wszystkim, że białe jest czarne. Obywatelskie akcje refrendalne, również i OIU, nie są żadnym aktem proszalnym, ani padaniem Narodu na kolana przed władzą, jak ironizuje prof. Przystawa, lecz są konstytucyjnym aktem prawnym, do którego Sejm ustawowo zobligowany jest ustosunkować się. Natomiast za wcześniej nazwane po imieniu akty należy uznać: przeprowadzanie nieprzygotowanych manifestacji, jak np. trzech ostatnich Marszów na Warszawę, zwracanie się do prezydenta o rozpisanie referendum, czy też wzywanie obywateli do generalnego buntu przeciwko władzy, na który z pewnością niewielu chętnych znajdzie się, co zresztą jest dość zabawne. Takim samym aktem proszalnym na kolanach była Skarga Ruchu JOW do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, z naruszeniem obowiązujących przepisów, tj. niewyczerpaniem pełnej drogi prawnej w kraju. Do dzisiaj nie mogę zrozumieć, jak łatwo Polacy rezygnują z dumy narodowej i liczą na łaskawość obcych, bynajmniej niezainteresowanych udzieleniem nam realnej pomocy. Nazbyt często prof. Przystawa sugeruje uczestnikom Ruchu angażowanie się w całkowicie chybione przedsięwzięcia.
Na podstawie dotychczasowych doświadczeń w Polsce wynika, że w przypadku łamania praw obywatelskich przez rządzących, jako antidotum najlepiej sprawdza się właśnie instytucja refrendum obywatelskiego. Mamy oczywiście świadomość, że referendum ws. JOW do Sejmu jest najtrudniejsze ze wszystkich referendów do zaakceptowania przez rządzących. Jednak i ono jest do wygrania przez społeczeństwo, pod warunkiem, że uda nam się przekazać mu niezbędną wiedzę nt. JOW. Widać więc z tego, że walka o JOW jest jednocześnie walką o wolne masmedia, w szczególności o telewizję publiczną. Do tej walki należy się również właściwie przygotować, bowiem bez dostępu do masmediów walka o JOW będzie skazana na niepowodzenie.
Jest ewenementem, że prof. Jerzy Przystawa jako Prezes Zarządu Stowarzyszenia JOW, pomimo przekonujących argumentów za przeprowadzenien referendum, dezawuuje je. Czyni to wbrew woli wielu uczestników Ruchu oraz oficjalnemu stanowisku dwóch innych członków Zarządu, opowiadających się za refrendum na niniejszej stronie internetowej, i chcących przerwać obecny regres, jaki występuje w Ruchu. To rzuca głęboki cień na rzeczywiste intencje Pana Prezesa co do wprowadzenia JOW do Sejmu. Należy mieć nadzieję, że stanowisko prof. Jerzego Przystawy ws. referendum jest stanowiskiem odosobnionym, z wyjątkiem może kilku jeszcze osób, i skłoni to Pana Profesora do odstąpienia od dalszej blokady refrendum . To, że jak Polska długa i szeroka, powstają coraz częściej obywatelskie inicjatywy referendalne, oznacza, że Polacy doszli do przekonania, że referendum jest chyba jedyną skuteczną formą walki Narodu ze swymi rządzącymi, którzy na niespotykaną skalę po 1989 r., w warunkach niepodległej Polski, dopuszczają się ignorowania interesów swoich obywateli. Ruch JOW był kiedyś prekursorem takiej formy walki, a obecnie, za sprawą swego Prezesa, przeszedł na pozycję outsidera. Należy mieć nadzieję, że mury wewnętrzne w Ruchu również runą i Ruch zacznie spełniać rolę, do której został powołany.
Czas gra na niekorzyść Ruchu. Każdy dzień bez konkretnych działań w kierunku referendum jest dniem straconym dla Ruchu. Nazbyt dużo czasu zostało bezpowrotnie zmarnowanego. W jednym tylko zgadzam się z Panem Profesorem, a mianowicie w tym, że zbyt mało uczestników Ruchu angażuje się w konkretne prace Ruchu, na obecnym etapie, w dyskusję programową. Mam nadzieję jednak, że wraz z unormowaniem się wewnętrznej sytuacjiw Ruchu, wielu jego uczestników da z siebie wiele, żeby nasz cel został w końcu osiągnięty. Od siebie dodam jeszcze, że dyskusja programowa powinna być prowadzona w gronie wewnętrznym, gdyż taka jest powszechnie stosowana pragmatyka.
Sławomir Babraj
Kazimierz Kutz, wielokrotny parlamentarzysta, przez długie lata nie wypowiadający się w kwestii ordynacji jednomandatowej, dostrzegł obecnie w JOW możliwość dostania się do parlamentu przedstawicieli popieranej przez siebie organizacji, Ruchu Autonomii Śląska. Z całą pewnością, lepiej jest rozwiązywać wewnętrzne problemy kraju w parlamencie, niż na ulicy. JOW stwarza takie właśnie możliwości.
No właśnie. Kazimierz Kutz stwierdził jeszcze: „Polski parlamentaryzm zawsze będzie miał się źle, jeśli nie zostaną wprowadzone okręgi jednomandatowe. Posłowie i senatorowie muszą odpowiadać przed społeczeństwem, a nie przed szefami swoich partii”.
http://m.onet.pl/tylko_w_onecie/5037571,detal.html
Cieszy fakt, że te dwa głosy padają z przeciwstawnych stron sceny politycznej. To wskazuje, że propozycja JOW jest rzeczywiście najszerszą platformą polityczną, na której mogą wspólnie wystąpić Polacy spod różnych barw i znaków i żadan inna propozycja polityczna w Polsce nie posiada tej właściwości. Niestety, doniosłość tej propozycji, jej fundamentalne znaczenie ustrojowe i polityczne jest wciąż dalekie od zrozumienia i akceptacji.
Kazimierz Kutz: „…Błędem było, że od początku do Sejmu i Senatu nie wprowadzono jednomandatowych okręgów wyborczych. …” – dzisiejszy wywiad na onet.pl „Niech Wałęsa wytacza im procesy. Są niepoważni.”
W ostatnim numerze ND prof. Witold Kieżun: „..Przede wszystkim trzeba zmienić system doboru kadr kierowniczych poprzez powszechne wprowadzenie większościowej, identycznej z systemem anglosaskim ordynacji wyborczej: z wyborami w małych okręgach wyborczych, z zapewnieniem szerokiej powszechnej znajomości kwalifikacji i całego CV każdego kandydata…”. Wywiad pod tytułem „Z komunizmu w kolonialny kapitalizm”. Sursum corda!
Ruch nasz stale i od początku domaga się referendum w sprawie JOW i wykonał wielką pracę, aby odpowiedni wniosek poparło odpowiednio wielu ludzi. Mamy jednak dowód, że ta droga prowadzi w obecnym układzie donikąd. Ja nie potrafię namawiać kogokolwiek do podpisania wniosku o referendum, skoro wiem, że jest to droga donikąd, bo czułbym się jak oszust i, de facto, byłbym oszustem, ponieważ świadomie wprowadzałbym ludzi w błąd. Wzywam do Rokoszu Obywatelskiego, ale jednocześnie tłumaczę i wyjaśniam gdzie jest NAJSŁABSZE MIEJSCE TEGO SYSTEMU, w które rokoszanie powinni uderzyć.
Szanowny Panie Profesorze
W pełni podzielam pańskie stanowisko wyrażone słowami , cytuję
,.,Przestańmy chodzić do nich z petycjami, prośbami i wnioskami. Skoro pozostawili nam tylko drogę buntu, to trzeba się zbuntować’’
Myślę jednak , że buntując się , koniecznie trzeba zabiegać o to aby społeczeństwo (naród) wiedziało dlaczego i przeciwko czemu się buntujemy .
Poniżej pozwalam sobie wkleić fragment mojego niedawnego wpisu odnoszący się do powyższego problemu .
,, Nie jest łatwo domagać się wolności i prawdziwej demokracji w sytuacji gdy wszystkie ŚMP głoszą od dwudziestu lat że żyjemy w wolności i demokracji .
Istotnie , istnieją przecież , ułomne procedury demokratyczne ; można zbierać podpisy i składać wnioski o referenda , można zgłaszać udział w wyborach .
Bez uporczywych prób skorzystania z tych procedur demokratycznych , nie zdołamy wykazać ich fasadowości ,
nie dotrzemy do społeczeństwa z informacją że instytucja referendum obywatelskiego faktycznie nie istnieje a bierne prawo wyborcze jest tekturową atrapą .
Powinniśmy zatem stale domagać się referendum w sprawie JOW .’’, ponieważ tylko w ten sposób możemy publicznie udowodnić że w Polsce nie ma demokracji .
Pozdrawiam
Grzegorz Osowski
Szanowny Panie Leszku Wojtasiewicz twierdzi pan że ,, Po przemianach ’89 naród polski został oszukany (…)” . Zaraz potem pisze pan ,,Sami jesteśmy sobie winni że powołaliśmy wtedy takich polityków którzy doprowadzili do obecnej sytuacji.”
Uprzejmie proszę aby zechciał się pan zdecydować ; czy WTEDY naród ploski został oszukany , czy też sami jesteśmy sobie winni dlatego że ,,POWOŁALIŚMY”? takich polityków ?
Moim zdaniem naród polski został wówczas OSZUKANY i oszukiwany jest do dnia dzisiejszego .
Szanowny Panie Profesorze
Dobrze wiemy jak działa system referendalny w Polsce i służebny mu system parlamentarny. Po przemianach ’89 naród polski został oszukany i obecnie jest tak jak jest. Sami jesteśmy sobie winni że powołaliśmy wtedy takich polityków którzy doprowadzili do obecnej sytuacji. Innym problemem jest system wyborczy którego nie poparły szerokie rzesze społeczeństwa mimo działań Ruchu n/rz JOW. Czy warto walczyć dla takiego biernego społeczeństwa które samo nakłada sobie dyby?
Doskonały tekst. Polska jest nasza, a nie bandy cwaniaków….. parafrazując te słowa Pana Profesora od razu dostaje się wiatr w plecy. Obudźmy się !!! Ostatnio rozmawiałem ze studentem, który był jednym z głównych inicjatorów protestów w sprawie ACTA. Rozmawiałem dlatego, że słowa i przekonanie tych ludzi budzi mój szacunek. Ich słowa: ,,Zacznijmy od rzeczy małych, a skończmy na wielkich! Nie, nie będziemy kończyć wcale!” zainspirowały nas do rozważenie czy JOW mógłby być ich dodatkowym postulatem. Oni poszukują dodatkowego postulatu, nie chcą kończyć na proteście ACTA. Być może zainteresują się na tyle, że będą pomocą dla wszystkich wojowników.Pozdrawiam