/Dwie racje stanu: partyjna i samorządowa

Dwie racje stanu: partyjna i samorządowa

Referat został wygłoszony na konferencji poświęconej sprawie projektu nowej ordynacji wyborczej do rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich, która odbyła się w auli Wyższej Szkoły Wiedzy Powszechnej w Warszawie, 10 sierpnia 2006.

Sprawa ordynacji wyborczej do samorządu, jej nowa formuła, jest jedynie kolejnym elementem walki partii politycznych ze społeczeństwem, walki, która toczy się w Polsce nieprzerwanie od 1989 roku. Świadomie pomijam tu okres PRL, ale doświadczenie tamtego półwiecza jest bardzo istotne dla charakteru i przebiegu tej walki. Polacy, w swojej ogromnej masie, mają alergię na samo słowo partia polityczna, jakiej nabyli w tamtym okresie. 17 lat upływających w nowym rozdaniu historycznym wcale nie przyczynia się do eliminacji tej alergii, powiedziałbym – przeciwnie, tę niemaskowaną niechęć tylko pogłębia. 

        O tym, że tak właśnie jest świadczą zarówno wyniki kolejnych wyborów parlamentarnych, jak i nikła liczebność partii politycznych. Dzisiaj zapisywać się do partii mało kto chce i myślę, że bez ryzyka większego błędu szacować możemy członków wszystkich partii politycznych razem na nie więcej niż 200 tysięcy. Biorąc pod uwagę, że mamy 2,5 tysiąca gmin, to ta liczba oznacza, że na jedną gminę przypada, statystycznie, nie więcej niż 80 członków różnych partii. Ponieważ jednak szeregi partyjne znajdujemy przede wszystkich w Warszawie, a potem w wielkich miastach, to z tego rachunku wynika, że Polska na mapie partyjnej jest jedną wielką białą plamą. Obrazu tego nie powinny nam przesłonić ani Parteitagi, jakie są nam pokazywane w telewizji, ani wyniki wyborów parlamentarnych i zdobywane przez te partie głosy. Każda z partii jest w stanie zgromadzić na pokaz swoje kadry w dowolnej sali, natomiast wybory w ordynacji partyjnej uniemożliwiają start w wyborach ludziom z partiami niezwiązanymi. Nasze bierne prawo wyborcze jest łamane i tylko kandydaci dużych, dysponujących odpowiednimi środkami materialnymi partii politycznych, mają szansę skutecznego udziału w wyborach. Wprawdzie w Polsce nie jest aż tak źle, jak np. na Ukrainie, gdzie w wyborach uczestniczyć mogą wyłącznie partie polityczne i to tylko te zarejestrowane co najmniej na pół roku przed wyborami, ale w gruncie rzeczy różnica jest praktycznie werbalna i istota rzeczy jest w zasadzie ta sama. Polska jest krajem katolickim i autorytet hierarchii kościelnej jest zawsze bardzo duży. Stąd bierze się stosunkowo wysoka frekwencja wyborcza, ostatnio aż 40%! Ciekawe jaka byłaby frekwencja wyborcza, gdyby biskupi, za każdym razem, nie wzywali do udziału w głosowaniu pod karami piekielnymi i gdyby przestali w tym przypadku mówić o grzechu zaniechania?

        Wymownego dowodu tej tezy dostarczyły ostatnie wybory samorządowe. Mam tu na myśli wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Kiedy obywatele polscy po raz pierwszy uzyskali realną możliwość dokonania wyboru pomiędzy głosowaniem na przedstawicieli partii politycznych a głosowaniem na ludzi z partiami niezwiązanymi, dokonali prawdziwej rzezi partii politycznych, które uzyskały nawet 25% wszystkich mandatów! 3/4 stanowisk wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zostało powierzonych ludziom, którzy albo zdecydowanie odcięli się od partii politycznych, albo też szyld partyjny głęboko ukryli i wystąpili jako kandydaci niezależni. Wyniku tego nie sposób traktować inaczej jak kompromitacji partyjniactwa na szczeblu lokalnym.

        Wielki filozof i socjolog hiszpański Jose Ortega y Gasset, w książce Bunt mas napisał: Zdrowie demokracji, każdego typu i każdego stopnia, zależy od jednego drobnego szczegółu technicznego, a mianowicie: procedury wyborczej. Cała reszta to sprawy drugorzędne. Jeśli system wyborów działa skutecznie, jeśli dostosowuje się do wymogów rzeczywistości, to wszystko jest w porządku, natomiast jeśli tego nie robi, to demokracja zaczyna się walić, chociażby cała reszta działała bez zarzutu… Instytucje demokratyczne nie oparte na autentycznych wyborach są niczym.

        Procedura wyborcza rozstrzyga przede wszystkim o typie partii politycznych, jakie ta procedura wyłania i doprowadza do władzy. Procedura tzw. proporcjonalnej ordynacji wyborczej, obojętnie czy to w tak skrajnie partyjniackiej postaci jak na Ukrainie, czy w takiej jak w Polsce, prowadzi do powstania partii o charakterze scentralizowanym, wodzowskim, partii nowego typu, które natychmiast przekształcają się w zbiurokratyzowane, scentralizowane aparaty. Struktura tych partii jest bardzo prosta i przypomina piramidę: na szczycie jest nieomylny wódz, wokół niego biuro polityczne, komitet centralny, który zawsze aprobuje zalecenia biura, i nie mające wpływu na politykę partii doły partyjne. Jest to bezpośredni skutek przywilejów, jakie ordynacja wyborcza przyznaje partiom i procedury układania list wyborczych.

        Zupełnie inny charakter mają partie wyłaniane przez system wyborów w JOW, przede wszystkim w takich JOW, jakie propaguje Ruch na rzecz JOW, a więc wyborów na wzór brytyjski. Partie wodzowskie nie mają tam szans wyborczych, ponieważ do zdobycia mandatu w okręgu jednomandatowym trzeba czegoś więcej niż dyspozycyjności i posłuszeństwa wobec wodza. Natomiast ludzie, którzy potrafią zwyciężyć w okręgu jednomandatowym stają się odpowiedzialni przed wyborcami i nie są skłonni bezdyskusyjnie podporządkowywać się centrali. Widzimy to doskonale na przykładzie wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, którzy zdobyli mandaty z pomocą różnych partii politycznych w wyborach 2002 roku.

        Dlaczego w 1989 roku nie poszliśmy drogą JOW w Polsce, tylko uparcie stosujemy system wyborów partyjnych?

        Odpowiedź na to pytanie nie jest trudna: taka była racja stanu PZPR, która musiała, w rezultacie przekształceń geopolitycznych, podzielić się władzą z tzw. opozycją demokratyczną. Przy innym systemie wyborczym już dawno zapomnielibyśmy o spadkobiercach pezetpeerii.

        Łatwo zrozumieć dlaczego tzw. ordynacja proporcjonalna tak dobrze posłużyła – i nadal służy – postkomunistom, w przeciwieństwie do wszystkich innych, nieustannie tworzących się nowych partii politycznych?

        Wybory w kluczu partyjnym, w wielkich, ok. milionowych okręgach wyborczych, na dodatek z koniecznością przekroczenia progu wyborczego, wymagają ogromnych pieniędzy i rozbudowanych struktur partyjnych. 17 lat temu jedynymi partiami, które tymi środkami i strukturami dysponowały były partie postkomunistyczne, a więc SLD i PSL. I, jak widzimy, są to jedyne partie, które przez te wszystkie lata i wszystkie kadencje, wchodzą do Sejmu, podczas gdy inne partie okazały się być typowymi partiami sezonowymi – na jeden, czasem dwa sezony polityczne. W czasie sezonów przy władzy partie te toczą niezmordowaną walkę ze społeczeństwem o zdobycie środków i zaplecza umożliwiających dalsze utrzymanie się przy władzy i przetrwanie kolejnego sezonu. Jest to nieustanny nacisk na budżet państwa, z którego partie muszą wyrwać jak najwięcej. Podobnie jest w samorządach. Badania niedawno zmarłej dr Wisły Surażskiej pokazały, jak to się dzieje w gminach. Dr Surażska zbadała budżety gmin, w których zmieniono ordynację wyborczą, wprowadzając, w miejsce poprzedniej ordynacji większościowej ordynację proporcjonalną. Dotyczy to gmin o liczbie mieszkańców pomiędzy 20 i 40 tysięcy. We wszystkich tych gminach, jak pokazała Surażska, wzrósł deficyt budżetowy.

        Niestety, jak tego dobitnie dowodzi przykład AWS, nawet zdobycie pełni władzy na cały sezon polityczny nie wystarcza na zdobycie środków i zbudowanie odpowiednich, trwałych struktur na obszarze całego kraju. Jest pytaniem otwartym, czy władza, jaką zdobył PiS okaże się, zgodnie z oczekiwaniami Jarosława Kaczyńskiego, wystarczająca do trwałego umocowania jego partii na scenie politycznej.

        Jako najbliższy etap tej walki rządzące obecnie partie polityczne uznały nadchodzące wybory samorządowe, a instrumentem, który ma temu służyć, jest nowa ordynacja wyborcza. W ostatnich wyborach rządzącej koalicji partie zdobyły: 20 wójtów (S – 15, LPR – 5), 7 burmistrzów (S- 4, LPR – 3), prezydentów miast – 3 (PiS). Daje to zaledwie 1,2% wszystkich dostępnych stanowisk. Dzisiaj, oczywiście, partie te mają znacznie większą siłę i możliwości. Ale nawet gdyby ten wzrost był dziesięciokrotny (!) to i tak nie wydaje się, żeby to uchroniło je przed klęską wyborczą. Chyba, że uda im się jeszcze raz, w ostatniej chwili, zmienić procedurę wyboru burmistrzów, a wiemy, że taki pomysł jest całkiem poważnie rozważany. Wtedy, oczywiście, zwycięstwo partii politycznych jest zapewnione. Klęskę poniesie tylko samorządna Polska.

        Tak jak racją stanu obecnych partii politycznych jest utrzymanie, za wszelką cenę, tzw. proporcjonalnego systemu wyborczego – w takim czy innym wariancie – tak racją stanu samorządnego społeczeństwa jest przeciwstawienie się temu i maksymalne ograniczenie zaborczych zapędów partii w społecznościach lokalnych. Ta racja stanu wymaga obrony zasady bezpośredniego wyboru wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, usunięcie szkodliwych zapisów tej ordynacji (przede wszystkim ograniczenia biernego prawa wyborczego, zniesienia drugiej tury itp.), przeciwstawienie się dalszemu uprzywilejowaniu partii politycznych w ordynacji i strukturach samorządowych.

        Przede wszystkim jednak należy pamiętać, że źródło partyjniactwa tkwi w Sejmie i w ordynacji wyborczej do Sejmu. Propozycja JOW nie jest propozycją walki z partiami politycznymi w ogóle, lecz z partiami, jakie produkuje tzw. proporcjonalny system wyborczy, a więc z ustawowym, konstytucyjnym uprzywilejowaniem partii politycznych. W brytyjskim systemie JOW partie polityczny nie posiadają żadnych przywilejów ustawowych. Dzięki temu system ten tworzy partie zdrowe i silne poparciem obywatelskim. W ten sposób otwiera tym partiom naturalną, społecznie aprobowaną drogę do objęcia władzy, samodzielnego rządzenia i realizowania programów przedstawianych społeczeństwu. System wyborczy w Polsce wymaga, aby partie te wydarły społeczeństwu jak największą ilość środków, umożliwiających im urządzenie się. Dopiero, kiedy urządzą się mogą przystąpić do rządzenia i realizowania programów. Historia ostatnich 17 lat dowodzi, że jeszcze zanim się urządzą – znikają ze sceny politycznej. Wydaje się, że najwyższy już czas, aby przerwać to błędne koło.

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
740 wyświetlen