/Gdzie się podział „etos”?

Gdzie się podział „etos”?

(komentarz wygłoszony na antenie Katolickiego Radia Rodzina Rozgłośni Archidiecezji Wrocławskiej, 92 FM, 6 września 2005, godz. 9.00 i 21.30)

Wielkie i huczne obchody 25. rocznicy strajków na Wybrzeżu i powstania Solidarności wywołały lawinę komentarzy, analiz i prognoz. Większość z nich podsumować można tak: oto 25 lat temu potężny zryw wolnościowy polskich robotników spowodował rozpad systemu komunistycznego, a nam przyniósł upragnioną wolność i suwerenność, jest więc z czego się cieszyć i co świętować, tylko jacyś nieudacznicy, wieczni malkontenci, którym nigdy nie dogodzisz, stają gdzieś z boku i narzekają. Oczywiście, były błędy i wypaczenia, ale błędów nie popełniają ci tylko, którzy nie robią nic. Stąd wspaniałe fanfary Michaela Jarre'a, stąd koncerty jak Polska długa i szeroka, stąd znakomite mowy Zbigniewa Brzezińskiego, Normalna Daviesa – patrzcie, obcy nas chwalą, a w Polsce jakoś tak zawsze jest, że nie brak nigdy niezadowolonych ze wszystkiego.

     Tydzień temu, akurat po wspaniałych uroczystościach na rynku wrocławskim i w Auli Leopoldyńskiej, zostałem zaproszony do debaty radiowej, razem z wybitnymi wrocławskimi politykami, lokalnymi i nielokalnymi, wśród nich z szefem dolnośląskiej Solidarności, któremu składano wyrazy uznania za wspaniałe przygotowanie tych widowisk. Dyrekcja Radia jednakże, nieco popsuła ten podniosły nastrój, emitując na antenie ok. 10 głosów przechodniów wrocławskich, których dziennikarze poprosili o wypowiedź, co sądzą o tej radości i uroczystości? Wstyd powiedzieć: przechodnie nie stanęli na wysokości zadania i wszystkie, bez wyjątku, głosy byłem całkowicie w poprzek wypowiedzi moich czcigodnych rozmówców. Zapytani z niesłychaną goryczą, bardzo krytycznie, oceniali te wszystkie publiczne widowiska, kalając nieprzyjemnie samo słowo Solidarność. Jak się potem dowiedziałem od prowadzącego program dziennikarza, w radiowej sondzie wypowiedziało się niemniej niż 50 osób, a wybrano tylko najłagodniejsze komentarze.

     Oczywiście, sonda uliczna jest tylko sondą uliczną i nie upoważnia do zbyt daleko posuniętych wniosków. Ponieważ jednak to rozgoryczenie, a nawet gniew sondowanych przechodniów są mi bliskie i potwierdzają inne moje obserwacje, dlatego dla mnie sygnalizują one, że mamy dzisiaj dwie Polski: jedną Polskę tych, którzy skorzystali na tej wspaniałej historycznej przemianie – mają więc powody do tego, aby cieszyć się i świętować, oraz drugą Polskę tych, którzy wcale nie, albo wprost przeciwnie, którzy uważają się za skrzywdzonych i wyrzuconych na margines. Tak się składa, że wprawdzie za skrzywdzonego nie mam zamiaru się uważać, to jednak bliżej mi do tych drugich. Ponieważ dokładnie tego samego dnia, 31 sierpnia, kiedy wszystkie ekipy telewizyjne i radiowe siedziały w Gdańsku, transmitując te cudowności, to ja z moim przyjacielem, fizykiem, prof. Mirosławem Dakowskim, w towarzystwie kilkuosobowej grupki ludzi usiłujących podtrzymać nas na duchu, staliśmy przed Sądem Okręgowym w Warszawie, na kolejnej odsłonie 12 lat już trwającego procesu, w trakcie którego musimy się tłumaczyć dlaczego napisaliśmy książkę Via bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski. Naszymi przeciwnikami procesowymi są skazany już w procesie karnym przestępca, ścigany listem gończym, i firma, kiedyś jedna z największych i najbogatszych, której mamy do zawdzięczenia pozbawienie nas wielkich ilości pieniędzy. Firma, pracująca ongiś całą parą na FOZZ, już dawno zbankrutowała, jej szef uciekł z Polski, ale to wcale nie przeszkadza wymiarowi sprawiedliwości, żeby nas dalej szykanował. Pomimo tego nie czuję się pokrzywdzonym, ponieważ w odróżnieniu od Michała Tadeusza Falzmanna i jego szefa, żyję, a nawet mogę sobie pozwolić na pisanie i opowiadanie różnych rzeczy ludziom. Nie znajduję jednak w tym wystarczających podstaw do niezbędnej euforii i zachwytu nad cudownymi przemianami.

          Socjolog warszawski, Paweł Śpiewak, w opublikowanym właśnie w tygodniku "Wprost" artykule Homo Solidaricus inaczej postrzega ten podział na dwie Polski. Dzieli Polskę na lewicę i prawicę: Podział ten zawiązał się właśnie w tamtym czasie (stanu wojennego – mój dopisek). Ci, którzy zostali po Sierpniu i po stanie wojennym w PZPR, przeszli do SLD. Nie tyle wybierali egalitarną ideologię, tradycję rewolucyjnego marksizmu, ile w istocie dokonywali wyboru etycznego. Godzili się na kłamstwo, na rządy monopartii, na przemoc. …I ten podział trwa do dziś. To on kształtuje naszą scenę polityczną i nic nie zapowiada, żeby miał się zestarzeć….Sierpień ma w tej perspektywie być nie tyle okazją do wspominek, ile fundować coś, co śmiało można nazwać podstawą publicznego ładu etycznego…

     Nie mogę zgodzić się z podziałem proponowanym przez uczonego socjologa. Ten podział na lewicę kłamstwa i prawicę cnoty był, być może odpowiedni dla początków Solidarności i jestem gotów się zgodzić, że tak wtedy, jak i zaraz po ogłoszeniu stanu wojennego, podział ten był jeszcze, przez jakiś aktualny. Niestety, imperium kłamstwa nigdy nie poddaje się łatwo. Jak nam donoszą badacze z IPN, w latach 80 werbowano z szeregów Solidarności po kilkanaście tysięcy nowych agentów rocznie. Na służbę kłamstwa przeszły, tajnie, dziesiątki tysięcy ludzi, pozostając jawnie po stronie Solidarności. Odbywał się nieustanny, wieloletni, uparty proces zarobaczywienia struktur organizacyjnych i niezorganizowanych grup oporu. Szeregi oporników stopniowo się wykruszały. Słynne strajki majowo-sierpniowe roku 1988 były tylko łabędzim śpiewem i pokazały jedynie niemoc Związku. Komandosi, wysłani przez Labudę i Frasyniuka, aby nakłonić studentów wrocławskich do strajku aż do zwycięstwa musieli się wycofać. Sam Frasyniuk nie znalazł posłuchu i poparcia w Pafawagu. Oczywistego dowodu tej niemocy dostarczył Mieczysław Rakowski, podejmując prowokacyjną decyzję o zamknięciu Kolebki Solidarności – Stoczni Gdańskiej. Ani nie zastrajkowała Stocznia, ani nikt się za nią nie ujął. Dla Wałęsy, Frasyniuka i innych był to znak, że albo przystąpią do proponowanej im ugody, albo koniec z nimi. W Magdalence zawarto więc kontrakt. 1 kwietnia 1989 roku, w czasie rozmów prowadzonych w Pałacu URM, Aleksander Kwaśniewski – niewątpliwie najbardziej dowcipny ze wszystkich negocjatorów, zaproponował nazwę: Nazwa naszego kontraktu to "wspólna gałąź".

     Przytoczmy fragment zapisków ze spotkania w dniu 8 marca 1989 (vide: K. Dubiński Magdalenka, transakcja epok, SYLWA, Warszawa 1990):
J. Kuroń: Chcieliśmy, żeby nasz grzech był jasny.
S. Ciosek: Chcieliście, żeby was zgwałcono.
B. Gieremek: Żaden sąd nie skaże za gwałt na postawie ugody.
A. Kwaśniewski: Najlepiej byłoby tak: "Na podstawie pieszczot z opozycją przy "okrągłym stole" ustalono podział przyjemności…".

     Te pieszczoty z opozycją końca lat 80 były definitywnym końcem podziału na czarnebiałe, na etycznenieetyczne. To był faktyczny koniec etosu Solidarności. Ustalono podział przyjemności. Skutki tego podziału dziś widzimy gołym okiem. Dlatego dla jednych trybuny honorowe, zaszczyty i zespoły najróżniejszych trubadurów. Dla innych – odwrotna strona medalu.

     Rozmawiając na temat zgotowanego nam procesu, na spotkaniu w Starej Prochowni w Warszawie, i ja, i Mirosław Dakowski, i Iza Falzmannowa mówiliśmy, że te karesy ‑ których jednym z elementów niewątpliwie był FOZZ ‑ skończyć się mogą tylko wtedy, gdy uda nam się doprowadzić do zmiany systemu wyborczego i wprowadzenia JOW. Inaczej ‑ chuda nasza fara.

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
678 wyświetlen