/Na 14. rocznicę śmierci Falzmanna

Na 14. rocznicę śmierci Falzmanna

(dla pisma "Nowy Kurier" w Toronto)

We wtorek, 16 lipca 1991, Michał Tadeusz Falzmann, główny inspektor kontroli państwowej w NIK, skierował do Dyrektora Oddziału Okręgowego NBP w Warszawie następujące pismo:
Działając na podstawie upoważnienia nr 01321 z dnia 27 maja 1991 Najwyższej Izby Kontroli do przeprowadzenia kontroli w Narodowym Banku Polskim proszę o udostępnienie informacji, objętych tajemnicą bankową, o obrotach i stanach środków pieniężnych (gotówkowych i bezgotówkowych) Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, Warszawa, ul. Miła 2.

     W kilka godzin po tym, tego samego dnia, Anatol Lawina, dyrektor Zespołu Analiz Systemowych NIK, przekazał mu polecenie Prezesa NIK, prof. Waleriana Pańki, o odsunięciu go od wszelkich czynności kontrolnych prowadzonych przez Zespół. Polecenie było jak najbardziej na czasie. Gdyby Prezes wstrzymał się z odwołaniem Falzmanna, jego pisma nie byłoby już komu wręczyć: dzień później Michała Falzmanna nie było wśród żywych.

     18 lipca 2005, mija dokładnie 14 lat od śmierci Michała Tadeusza Falzmanna, człowieka, który samotnie rzucił wyzwanie komunistycznej pajęczynie, staro-nowemu nowotworowi, który u zarania III RP, opanował główne organa tworzącego się nowego państwowa. Ten rak błyskawicznie usunął Michała Falzmanna ze swojej drogi, a w parę miesięcy potem i nie dość lojalnego Prezesa NIK, który usiłował pohamować i powstrzymać podległego mu inspektora. Jednakże Michał Falzmann "nie wszystek umarł": zdeponował u swoich przyjaciół setki stron dokumentów, a nowym-starym władzom nie udało się już dokładnie pozacierać tropów, powycierać wszystko tak, żeby sprawa FOZZ zniknęła w niepamięci. Starali się bardzo prokuratorzy, żeby przez 9 lat trwającego śledztwa wykazać, że to, co wykrył Falzmann było fantasmagorią. Starały się jak mogły niezawisłe sądy, żeby nikomu z przestępców włos z głowy nie spadł. Dzisiaj, dokładnie w rocznicę śmierci Falzmanna dowiadujemy się, że szczęśliwie "przedawniły" się kolejny zarzut wobec Janiny Chim, zastępcy dyrektora FOZZ, pomimo, że litościwie nam panujący Prezydent podpisał nielitościwą ustawę wydłużającą okresy przedawnienia ale, jak to w zwyczaju u ludzi litościwych, o kilka dni za późno. Sędzia, o ile wiem, nie zdążył jeszcze napisać uzasadnienia wydanego w maju wyroku, to ciężka praca, więc nie jest wykluczone, że zanim napisze to i wszystkim innym skazanym sprawa się upiecze. Może i wróci wtedy z ukrycia inny heros transformacji ustrojowej, filantrop i miłośnik chorych dzieci, Dariusz  Przywieczerski, który przeszło 11 lat temu wytoczył sprawę sądową autorom książki "Via bank i FOZZ", bo ośmielili się tam sugerować, iż ten geniusz biznesu polskiego powinien stanąć przed wymiarem sprawiedliwości! A byłby czas najwyższy, bo właśnie inny sąd, powołany do obrony Przywieczerskiego i Spółki, wzywa nas na dzień 31 sierpnia na kolejną TAJNĄ rozprawę i aż nie możemy się doczekać, żeby zobaczyć na własne oczy jak Sąd Rzeczypospolitej chroni dobra osobiste skazanego i ściganego listem gończym przestępcy! Przez 11 lat starał się Sąd jak mógł zakwestionować wszystko, co napisaliśmy w naszej książce, z miernym, jak widać, skutkiem, może teraz, gdy nie ma już ani "przodującej, pierwszej polskiej spółki giełdowej Universal S.A.", ani nie wiadomo gdzie podziewa się jej prezes i twórca tego magicznego przekształcenia (dla niezorientowanych dodajmy: z największej polskiej firmy handlu zagranicznego w bankruta), gdy rozprawę, dla większego bezpieczeństwa (tylko czyjego?) utajnił, pójdzie mu łatwiej?

     Ówczesny minister finansów i prezes NBP (kto jeszcze pamięta nazwisko tego geniusza ekonomii?), ustalając wysokość stóp procentowych w banku na kilkadziesiąt procent miesięcznie i zamrażając kurs wymiany dolara na długi okres czasu, uruchomił lawinę spekulacyjną, która w krótkim czasie wydrenowała system finansowy Polski i spowodowała "przełożenie" pieniędzy publicznych na prywatne konta. Działanie Leszka Balcerowicza było sprzeczne z podstawowym prawem rynku finansowego jakim jest prawo parytetu stóp procentowych. Uczeni polscy ekonomiści nie protestowali przeciwko temu, bo w tamtych czasach wiedzy takiej nie uczono na peerelowskich uczelniach, zamiast uczyć abecadła ekonomii wykładano wtedy "ekonomię polityczną socjalizmu" albo "kapitalizmu" tak, jak je widzieli ówcześni oficerowie frontu ideologicznego. O takich rzeczach jak "interest-rate parity" wiedzieli co najwyżej specjalnie kształceni na zachodnich uczelniach oficerowie służb.

     Żeby jednak z tego mechanizmu spekulacyjnego skorzystać trzeba było mieć czym spekulować, innymi słowy konieczny był "pierwszy wsad" – wysoki kredyt bankowy, nawet wysoko oprocentowany. Do tego celu posłużył FOZZ, pod przykrywką "nielegalnego" wykupu polskich długów. Były to proste, bandyckie chwyty, zamaskowane jednak przed opinią publiczną, której nie łatwo było się w tym połapać. Tym bardziej, że tumaniła ją cała sfora wynajętych pismaków, w której obok normalnych agentów było jeszcze więcej leninowskich "użytecznych idiotów", dla których pojęcie procentu składanego jest zaklęciem z książek o Harrym Potterze. W tej kampanii dezinformacji przodowała „Gazeta Wyborcza" na spółkę z "NIE" i "Trybuną". Było to logiczne, bo właścicielem "Trybuny" był sponsor Jacka Kuronia, Dariusz Tytus Przywieczerski, a "Adaś" już od dawna był po imieniu z "Jurkiem". Jerzy Urban drukował pamflety o obłąkanych autorach "Via bank i FOZZ", którym się po nocach śni "mafia czerwonych szpiegów, a w "GW", "Trybunie", "Polityce" i innych, autorytety dziennikarskie takie jak Wróblewski, Osęka, Wodzicki, Bikont i inni wyśmiewali panoszącą się wszędzie "aferomanię", wynosząc na ołtarze biznesu Bagsika z Gąsiorowskim, Przywieczerskiego, Solorza i innych.

     Od śmierci Falzmanna mija dzisiaj 14 lat, a smród od FOZZ-u rozszedł się szeroko po całej Polsce i nawet za granicami. Obradujące na naszych oczach sejmowe komisje śledcze, gdzie nie podrapią, tam wyłazi zza biurka diabełek FOZZ-u i pomachuje ogonkiem. Sejmowi śledczy natychmiast zmieniają temat, bo diabeł to diabeł i w katolickim kraju lepiej się trzymać od niego z daleka. Opinia publiczna nadal jest kołowana informacjami o "niegospodarności", o "naruszeniach prawa", o "nie pełnym wywiązywaniu się z obowiązków" i temu podobnymi klituś-bajduś. Zawłaszczone przez beneficjentów FOZZ media nadal rozsiewają tylko mgłę.

     Kilka tygodni temu w "Rozmowach niedokończonych" telewizji TRWAM i w Radio Maryja wystąpili autorzy "Via bank i FOZZ" i wdowa po Michale Falzmannie, Iza Falzmannowa. W wielogodzinnym programie przedstawiliśmy prawie detalicznie sprawę FOZZ, mechanizm naruszenia parytetu stóp procentowych i jego katastrofalne dla Polski skutki. Powiedzieliśmy też widzom i słuchaczom, co trzeba zrobić, aby sprawa FOZZ mogła być należycie wyjaśniona oraz dlaczego uważamy, że zgangrenowaną polską scenę polityczną oczyścić może tylko zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu i wprowadzenie zasady wyborów w jednomandatowych okręgach wyborczych. Sprawę tę traktujemy jako nasz dług wobec ofiary życia Michała Tadeusza Falzmanna.

     Naszej audycji i tych wszystkich rzeczy, o których mówiliśmy, jak nie trudno się domyślić, nie zauważyły pisma i inne media. Dostrzegł ją jednak dostojny nestor polskich ekonomistów, felietonista tygodnika "Wprost", prof. Wacław Wilczyński. W artykule zatytułowanym "Afery i hucpa", niczym Osęka i Wróblewski sprzed 14 lat, pisze o "aferomanii", wyjaśnia nam, że te wszystkie afery, to nic takiego, że wszystko jest normalnie, jak wszędzie na świecie i wcale nie gorzej. FOZZ, zdaniem uczonego, to nie ledwie głęboko patriotyczny zabieg dla uratowania finansów państwa, podjęty, nota bene, przez rząd jeszcze komunistyczny, a nie przez jego dostojnego kolegę z kolumny obok, też uczonego ekonomistę i nieustającego kandydata do Nagrody Nobla. Zupełnie tak, jakby wiedza tego wielkiego ekonomisty została zamrożona, niczym dolar Balcerowicza, na poziomie wiedzy z ekonomicznej politgramoty PRL, kiedy o parytecie stóp procentowych jeszcze nikt nie słyszał. Przyznaje, że prawdziwej wiedzy na temat rzeczywistych rozmiarów afery nie posiada i apeluje do miłościwych władz III RP, żeby tę wiedzę nam wreszcie przybliżyły. Nie przeszkadza mu to jednak, żeby wszystko, co tam powiedzieliśmy skwitować zdaniem "bzdury i kłamstwa pod świętym szyldem". Według tego ekonomicznego moralisty nie jest hucpą, kiedy beneficjenci grabieży Polski rozdają i otrzymują tytuły profesorskie, dyktują pismom, radiom i telewizjom, co i jak mają pisać, otrzymują nagrody i wyróżnienia od rodaków wdzięcznych za to, że ich pieniądze "sprywatyzowano"; nie jest hucpą, kiedy skazany i ścigany listami gończymi przestępca trzyma od ponad 10 lat w sądzie autorów książki o FOZZ! To wszystko, według prof. Wacława Wilczyńskiego, hucpą nie jest. Hucpą jest upominać się o zagrabiony nam majątek narodowy, hucpą jest szacować rozmiary tej grabieży.

     Michał Tadeusz Falzmann, słysząc to wszystko, nie obraca się w grobie. Zanim odszedł, przepytał ich wszystkich: wybitnych polityków, wielkich patriotów, jeszcze większych ekonomistów. Wydaje mi się, że nie przepytał prof. Wilczyńskiego ale, jak widać, słusznie

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
793 wyświetlen