/Sukces ogłoszony i niepodważalny

Sukces ogłoszony i niepodważalny

(komentarz wygłoszony na antenie Katolickiego Radia Rodzina Rozgłośni Archidiecezji Wrocławskiej, 92 FM, 22 kwietnia 2004, godz. 10.00 i 21.30)
 
Czy jest rzeczą możliwą, żeby Polska, która pokonała komunizm i spowodowała upadek Związku Sowieckiego, teraz, gdy za parę dni oficjalnie wejdzie do Unii Europejskiej, wchodziła tam z pozycji jakiegoś chorego człowieka Europy? Szczególnie w sytuacji, gdy rządu już praktycznie nie ma, powstają nowe komisje śledcze, afera goni aferę a jakby tego było mało wszystkiemu i wszystkim zagraża Andrzej Lepper i jego złowroga "Samoobrona"? Oczywiście, tak być nie może. Na szczęście mamy jeszcze gospodarkę, wolny rynek, profesora Balcerowicza i wolne, jak najbardziej, media publiczne, telewizję, radia i gazety. I właśnie te media, jakby pragnąc nam osłodzić dość gorzkie i przykre wieści ze świata polityki, codziennie donoszą nam o niebywałej wprost koniunkturze gospodarczej. Wzrost, wzrost, wzrost, po prostu oszałamiający wzrost! Wszystko rośnie: rośnie PKB, rośnie eksport, rosną przychody, nareszcie mamy to, na co czekaliśmy! Bieda tylko z tym, że ludzie tego wzrostu nie dostrzegają, bo to jest wzrost, z natury rzeczy niewidzialny, wzrost finansowy i ogólny. W naszych portfelach tego się nie zobaczy, a nawet, być może widać jakby było nieco mniej, ale to nic nie znaczy, bo wszystko idzie ku dobremu. Widzimy w telewizorach uśmiechniętego Leszka Millera: wbrew temu, co na temat jego rządu i jego samego opowiadają, kończy jak prawdziwy mężczyzna, daje nam na odchodnym wspaniały wzrost gospodarczy. Teraz jego następcy będą spijali miód, który on wbrew wszystkim przeciwnościom nawarzył, nie tylko, że wprowadził nas do Unii Europejskiej, ale doprowadził gospodarkę do stanu niebywałego wręcz, zaskakującego rozkwitu.

     Jak przeciętny obywatel, skoro w kieszeni pusto, ma znaleźć i zmierzyć ten wzrost i dynamiczny rozwój? Tabelki i wykresy w telewizji migają przed oczyma, ja, na dodatek, jeszcze mam kłopoty ze wzrokiem, musiałbym wierzyć naszym redaktorom na słowo. Na szczęście, jak co roku o tej porze, dziennik "Rzeczpospolita" opublikowała właśnie najnowszą listę "500 największych firm", a w tabelkach są liczby i porównania. Ogólnie jest więc wzrost i nie ma dwóch zdań. Zdaniem gazety ten wzrost jest nawet dużo większy, ale jeszcze trudniejszy do uchwycenia. Okazuje się bowiem, że postępuje "konsolidacja" oraz, by tak rzec, "europeizacja". "Europeizacja" polega na tym, że z tych 500 polskich firm, około połowa, ponad 47%, jest już zagraniczna. To jest, oczywiście, bardzo dobrze, bo nasza gospodarka staje się coraz bardziej "globalna" i "europejska", a skoro tak, to firmy te działają także (a może nawet głównie?) gdzieś, daleko, poza granicami Polski, i wobec tego efektów, pozytywnych oczywiście, ich działalności w Polsce zobaczyć się nie da. Pozytywna też jest, jak się okazuje, "konsolidacja", a więc łączenie się mniejszych firm w coraz większe. Jest to bardzo ciekawe, ponieważ cały wysiłek transformacji ustrojowej wydawał się być skoncentrowany na rozwijaniu przedsiębiorczości "małej i średniej", "small business", w Unii Europejskiej są specjalne departamenty, które zajmują się wyłącznie rozwijaniem i wspomaganiem "smolbiznesu", a tu tymczasem żaden "small" tylko właśnie "big", i to możliwie jak największy. I oczywiście, z jak największym "foreign capital", kapitałem zagranicznym i zagranicznymi inwestorami.
     W tym wspaniałym rozwoju, w tej konsolidacji i powiększaniu firm, jedna rzecz zastanawia analityków "Rzeczpospolitej"; chociaż firmy rozwijają się, rosną, powiększają swój kapitał, to w tym całym "big" jedna sprawa jest coraz bardziej "small" – ilość miejsc pracy. Firmy rosną i zatrudniają coraz mniej ludzi, co trochę niepokoić musi Leszka Millera i jego następców, którzy, wszyscy, co do jednego, na pierwszym miejscu zawsze stawiają walkę z bezrobociem, a najważniejszym wszak celem wzrostu gospodarczego ma być przecież zmniejszenie bezrobocia. A tu, tymczasem, klops i makagiga, bezrobocie zamiast maleć, także rośnie jakby nigdy nic. Wg "Rzeczpospolitej", na podstawie dostępnych danych, w tych 500 omawianych firmach zwolniono, w ciągu ostatniego roku, 76,5 tysiąca pracowników. To jest, oczywiście, z jednej strony, bardzo dobrze, a nawet wspaniale, bo to oznacza wyższą wydajność pracy, wyższą efektywność, restrukturyzację, optymalizację itd. itp. Z drugiej jednak strony – nie tak całkiem dobrze, bo walka z bezrobociem przynosi jakby efekty odwrotne do zamierzonych.
     Rok temu, omawiając wyniki podobnego raportu "Rzeczpospolitej", pisałem o postępującej centralizacji gospodarki, o tym, że z roku na rok regiony i miasta Rzeczypospolitej, takie jak np. moje miasto Wrocław, coraz bardziej obniżają loty, obsuwają się w dół w rankingach ekonomicznych, firmy, małe i wielkie, uciekają do Warszawy, która rozrasta się do rozmiarów molocha. Ponad połowa firm z pierwszej setki "Rzeczpospolitej" to firmy warszawskie, a co z "terenu" to przesuwa się w dół. W tej pierwszej setce największych znajdował się przed rokiem wrocławski Bank Zachodni sklasyfikowany wówczas na miejscu 39. Bank Zachodni pozostał w tej setce, ale już na miejscu 57, o 18 pozycji w dół, a przy okazji zwolnił ok. 20% pracowników i zmniejszył liczbę zatrudnionych o ponad 2 tysiące. W ogóle w całej 500 przed rokiem było tylko 15 firm wrocławskich, i ta liczba zmniejszyła się teraz do 14, przy czym 3 firmy wypadły z klasyfikacji, a na ich miejsce weszły dwie nowe, które, jakby siłą rzeczy, plasują się na końcu. Jedną z nich jest, sklasyfikowana na miejscu 449 American Restaurants, a więc sieć restauracji amerykańskich, która to sieć, oczywiście, nie przynosi żadnego dochodu, nie płaci podatku dochodowego, bo wykazuje straty ok. 15 milionów złotych. Co jest zrozumiałe: Amerykanie prowadzą wojnę w Iraku, Polska jest sojusznikiem Ameryki, więc nawet nie wypada, żeby amerykańskie restauracje zarabiały na Polakach pieniądze.
     Pozwoliłem sobie podliczyć jak się przedstawia sprawa zatrudnienia we wrocławskich firmach, i wyszło mi, że w sumie zwolniły one z pracy, w ciągu ostatniego roku, 4.059 pracowników, przyjmując do pracy zaledwie 1.563, co oznacza 7% spadek zatrudnienia tylko w tych największych i najbogatszych firmach. Warto tę liczbę porównać z ogłoszonym wzrostem PKB, który według tych samych danych wyniósł 3,7%.
     Oczywiście, wzrost bezrobocia ma swoje dobre strony. Ludzie, którzy nie pracują mają więcej czasu na myślenie, co jest szczególnie ważne, kiedy się wchodzi do Unii Europejskiej. A jest o czym i nad czym rozmyślać. Polecam, na przykład, niedawne wypowiedzi kanclerza Gerharda Schroedera, który nas zapewnił, że jest zdecydowanie przeciwny restytucji niemieckiej własności w Polsce i zaapelował do swoich rodaków, żeby przestali występować z roszczeniami majątkowymi wobec Polski, bo to po prostu nie wypada! Trzeba wreszcie te sprawy zakończyć, II Wojna Światowa nie może nas bez przerwy straszyć, trzeba o niej zapomnieć i zacząć wreszcie nowe życie. Nie wiem, niestety, jak zareagowali na jego apel niemieccy rodacy, ale nasi komentatorzy polityczni zapewnili nas od razu, że możemy spać spokojnie, bo wszystkie te sprawy będą przecież rozstrzygały polskie sądy. A polskie sądy, wiadomo, swoich nie skrzywdzą, są przecież znane z obiektywizmu i bezstronności. A nawet gdyby nie były tak bardzo obiektywne, to mamy przecież jeszcze Trybunał w Strasbourgu, a gdyby tego było za mało, są jeszcze sądy u naszego Wielkiego Sojusznika, w USA. Poza tym, wrocławscy bezrobotni będą teraz mogli pojechać do niejednego kraju Unii Europejskiej i tam poszukać sobie dobrej pracy. Tam też będą sobie mogli kupować domy i mieszkania, więc sprawa mieszkania we Wrocławiu przestanie być taka ważna.
     Warto też pomyśleć o nowej postaci na polskiej scenie politycznej, o nowym marszałku Sejmu, p. Józefie Oleksym. Tak, to ten sam p. Józef Oleksy, którego były prezydent Rzeczypospolitej, Lech Wałęsa i jego minister spraw wewnętrznych wskazali nam jako agenta KGB, a którego proces lustracyjny trwa i trwa i nijak nie może się zakończyć. Obejmując nowe stanowisko, Józef Oleksy zapewnił nas, że teraz już Sejm, którego pracami pokieruje, będzie służył obywatelom. Długo czekaliśmy na taki Sejm i wreszcie się doczekaliśmy.
     I wreszcie, chciałbym zaproponować wszystkim bezrobotnym i wszystkim, którzy mają trochę wolnego czasu na myślenie, żeby się zastanowili, czy przypadkiem tego niebywałego wzrostu wszystkiego: Józefa Oleksego, bezrobocia, długu publicznego, krajowego i zagranicznego, wpływów zagranicznych inwestorów i zagranicznego kapitału w polskiej gospodarce i polityce państwa itd. itd., nie dałoby się trochę przyhamować, gdybyśmy doprowadzili do zmiany systemu wyborczego do Sejmu i wprowadzili jednomandatowe okręgi wyborcze w miejsce głosowania na listy partyjne? Może wtedy ten wzrost byłby nieco mniejszy, ale za to bardziej zauważalny?

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
795 wyświetlen