I tak kolejni nasi bohaterowie "czyszczą sobie UOP". Czyścił niezrównany Krzysztof Kozłowski, czyścił Milczanowski, czyścił Macierewicz z Naimskim, czyścił Pawlak, czyścił Pałubicki z Biernackim. Co się naczyścili to się naczyścili, a w efekcie tego całego czyszczenia każdego dnia dowiadujemy się nowych rewelacji, z których wynika jednoznacznie, że te "służby specjalne", przedwczoraj SB, wczoraj UOP, dzisiaj ABW, w połączeniu z jeszcze bardziej tajemniczymi wojskowymi służbami specjalnymi, robią w Polsce co chcą, wchodzą we wszelkie "interesy", handlują najważniejszymi składnikami majątku narodowego, a sprawującymi jakoby władzę politykami rządzą przy pomocy najróżniejszych "teczek", "notatek", "przecieków" itp. Z relacji prasowych i z zeznań przed sejmową komisją śledczą wynika, że żyjemy w państwie policyjnym, gdzie na okrągło, nawet w miejscu dla Polaków najświętszym, jak Jasna Góra, podsłuchuje się rozmowy, nagrywa, sporządza z nich notatki. Z tych ostatnich doniesień można by domniemywać, że dotyczy to tylko niektórych posłów i polityków, ale jeśli w takim stopniu inwigiluje się partyjnych baronów, którzy przecież muszą być na takie metody uwrażliwieni i czujni, to co dopiero mówić o innych, którzy w przekonaniu, że mamy już wolność i państwo prawa, specjalnych ostrożności nie zachowują. Kilka dni temu dowiedziałem się o przypadkowym wykryciu podsłuchu w gabinecie rektora jednej ze szkół wyższych, nie pamiętam nawet w jakiej, ale jakie to może mieć znaczenie? Wiemy, że w porównaniu z okresem PRL metody inwigilacji, podsłuchu i podglądu, w ogromnym stopniu się rozwinęły, podobnie jak metody rejestracji i dokumentacji, co powoduje, że tzw. praca operacyjna jest dzisiaj nieporównanie łatwiejsza i bardziej komfortowa.
Wszystkim tym "odkryciom" i "ujawnieniom" towarzyszy ogromny jazgot medialny. Rzucają się na te notatki i podsłuchy dziennikarze jak sępy i wokół tej ubeckiej padliny rozgrywają się dziennikarsko-polityczne misteria. Wczoraj widziałem w telewizji dziennikarską gwiazdę programu TVP1, Monikę Olejnik, jak kolejny raz, niczym rasowy prokutaror-śledczy, brała w krzyżowy ogień dociekliwych pytań bohatera ostatnich dni, eseldowskiego barona w województwie łódzkim, niejakiego Andrzeja Pęczaka. Jeśli wierzyć tym wszystkim podsłuchom i notatkom, to poseł Pęczak już dawno powinien gnić w więzieniu, ale podejrzewam, że dlatego włos mu z głowy nie spadnie. Już przecież nie jeden raz widzieliśmy, jak posłowie wyrzucani z klubu i z partii, potem odgrywali rolę "języczka u wagi" i stawali się jeszcze bardziej cenni. Poseł Pęczak nikogo nie zakablował, jak np. prezydent Piotrkowa Trybunalskiego, p. Waldemar Matusewicz, który ujawnił przekręty i malwersacje związane z Funduszem Ochrony Środowiska, gdzie p. Pęczak, jak to mówią, "kręcił lody" i dlatego już od maja siedzi w więzieniu, nawet bez aktu oskarżenia. Jeśli opierać się na tym, czego dowiadujemy się z prasy, to Matusewicza pomawiają ci, których on oskarżył jeszcze kiedy był eseldowskim marszałkiem województwa łódzkiego, a zarzuty, jakie mu się stawia, w porównaniu do tych jakie stawiają Pęczakowi i innym, są wręcz śmieszne: jakiś obiad, który mu się nie należał, jakiś laptop, którego, jako marszałek nie oddał, jakąś wycieczkę do Paryża w towarzystwie innych radnych wojwódzkich. Jak to się ma chociażby tylko do owego mercedesa z ciemnymi szybami, każdy rozumie. Ma to więc wszelkie cechy dintoiry, tym bardziej, że Waldemar Matusewicz ośmielił się, wbrew swojej partii i jej baronom, wygrać w Piotrkowie Trybunalskim wybory na urząd prezydenta miasta. Został za tę zbrodnię wyrzucony z partii, ale tego było widać za mało.
W tej sytuacji prześcigają się w demonstrowaniu twardej i pryncypialnej postawy politycy opozycji. Roman Giertych i jego partia domagają się dymisji rządu i impeachmentu prezydenta Kwaśniewskiego, Bracia Kaczyńscy i PiS rządają delegalizacji SLD i wołanie ich jest tak głośne, że zagubił się gdzieś w tym wszystkim głos największego radykała, za jakiego uchodził do tej pory Andrzej Lepper.
Cały ten jazgot nie robi na mnie wielkiego wrażenia, albowiem, podobnie jak Panowie Kaczyńscy, p. Dorn czy p. Jurek, nie urodziłem się wczoraj i nie miałem nigdy złudzeń, co do tego czym był komunizm i komunistyczna partia. Nie piłem jednak z komunistami wódki w Magdalence i nie dzieliłem się z nimi przywilejami i władzą. Lech i Jarosław Kaczyńscy pełnili już najwyższe funkcje w państwie i od tamtego czasu nie stało się nic takiego, co nadałoby spadkobiercom PZPR jakieś nowe, bardziej złowrogie oblicze. W roku 1992, jeszcze przed ową "nocną zmianą" opublikowałem, razem z Mirosławem Dakowskim, książkę "Via bank i FOZZ", która ujawniała i opisywała jak dokonał się rabunek finansów Polski o tak gigantycznych rozmiarach, że wszystkie te afery Pęczaka i jego koleżków, tyle znaczą – by użyć słów poety – "co niby jaszczurki w cieniu". Książka nasza, jak wynika choćby z zeznań złożonych przez nich przed sądem, nie zainteresowała Braci Kaczyńskich i trzeba było pomówień Cliffa-Pineiro, żeby trochę żywiej zainteresowali się FOZZ i tym, co się z tym wiąże. Trochę późno, gdyż przez te lata tropy zasypano piaskiem, a osławiony proces FOZZ zmierza do swojego niechlubnego, by nie powiedzieć haniebnego, końca.
Pomysł z delegalizacją SLD jest sympatyczny, ale cokolwiek spóźniony, o jakieś kilkanaście lat. A przede wszystkim nie ma żadnych widoków powodzenia w obecnym układzie politycznym. Jest to więc nic innego jak chytry zabieg propagandowy, który ma zamiar napędzić PiS-owi wyborców. Podobnie, jak i inne elementy codziennie dzisiaj uprawianej retoryki. Obawiam się, że nie ja jeden to widzę, i że na tej retoryce nasi opozycjoniści partyjni nie zajadą tak daleko jak im się wydaje. Także dlatego, że SLD i owe "służby" wyciągające notatki i nagrania, nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Afera ze spotkaniem Giertycha z Kulczykiem na Jasnej Górze to tylko przedsmak tego, co nas jeszcze czeka.
Ten jazgot propagandowy i te dramatyczne "męskie chwyty" skutecznie za to odwracają uwagę Polaków od propozycji rzeczywistej naprawy państwa i rzeczywistego rozprawienia się z komunistyczną spuścizną po PRL, od propozycji zmiany systemu wyborczego i wprowadzenia JOW w wyborach do Sejmu. Jednomandatowe okręgi wyborcze wypłukałyby nasze państwo z tego "pęczaku" i umozliwiły wypłynięcie na czyste wody. Mają jednak tę przykrą stronę, że panowie Kaczyńscy, Giertychowie, Lepper, Rokita, podobnie jak Miller z Oleksym i Kwaśniewskim, już nie mogliby wstawiać na listy wyborcze ludzi od nich zależnych i im podporządkowanych. I to jest powód, dla którego wolą, aby w Polsce w nieskończoność kręciły się przy władzy Kulczyki, Kuny, Wiatry i Żagle, godzą się na słabe polskie państwo, na rozdrobnioną i niestabilną scenę polityczną, na wieczne rządy koalicyjne. Bo, jak powiada stara piosenka Skaldów, nie chodzi im o to, żeby złapać króliczka, ale by gonić go. Oczywiście, stojąc na czele nagonki.

- Powstanie Warszawskie – Gloria Victis - 30 lipca 2018
- Czego chcesz od nas Michale Falzmannie? - 17 lipca 2017
- Bloger Jarosław Kaczyński o JOW - 22 maja 2015
- Naukowy fetysz reprezentatywności i sprawiedliwości - 16 maja 2015
- Co komu zostało z tych lat? - 13 grudnia 2013
- Plan dla Polski: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze - 8 marca 2013
- Majaki celebryty Zbigniewa Hołdysa - 12 października 2012
- Paweł Kukiz, zmielony i zbuntowany - 7 września 2012
- Aktualna sytuacja w Rumunii - 21 sierpnia 2012
- UważamRze Wildstein… - 19 sierpnia 2012