Jeśli miałbym wskazać jakąś wadę narodową Polaków, która wydaje mi się najbardziej nieznośna, to byłaby to właśnie ta śmieszna, przykra, przypadłość moich Rodaków, z którą spotykam się na każdym kroku. Jesteśmy przedziwnym narodem ludzi wygłaszających monologi, ludzi, którzy nie lubią nikogo słuchać i nikomu nie mają zamiaru przyznać racji. Rozejrzyjmy się wokół siebie, przypatrzmy się naszym uroczystościom rodzinnym, naszym imieninom, urodzinom, spotkaniom towarzyskim przy herbatce. Wszyscy mówimy na raz, jeden przez drugiego, nikt nikogo nie słucha. Tylko my mamy coś ciekawego do powiedzenia, wszyscy inni plotą głupstwa, a my tylko z niecierpliwością czekamy, żeby się dorwać do głosu, żeby powiedzieć swoje. Jak nam nie dają, to krzyczymy jeden przez drugiego, a jak już powiemy swoje i nie mamy nic do powiedzenia, to wychodzimy, nie zwracając uwagi na kwestie taktu i kultury. I zarzut mój nie dotyczy tylko okoliczności towarzyskich, niezobowiązujących, kiedy możemy się czuć swobodnie, bo to jest w końcu rozrywkowe spotkanie. To samo daje się zaobserwować w miejscach, w których rozmawia się na tematy całkiem poważne. Proszę mi pokazać jakieś seminarium naukowe, jakąś poważną konferencję, na której zebrani Polacy byliby w stanie wysiedzieć parę godzin, słuchając tego co mówią inni. Chyba, że jest jakaś dyscyplina organizacyjna, z którą trzeba się liczyć, wtedy, to trochę co innego, wtedy siedzimy drzemiąc w krzesłach lub zajmując się czymś innym.
Wszystkie te smutne refleksje nasunęły mi się, nie po raz pierwszy zresztą, kiedy przez dwa dni, 19 i 20 listopada, a więc w miniony piątek i sobotę, brałem udział w seminarium międzynarodowym zatytułowanym "Ocena piętnastu lat praktyki konstytucyjnej w Europie Środkowo-Wschodniej", zorganizowanym przez Europejską Komisję na rzecz Demokracji Przez Prawo (tzw. Komisja Wenecka), przy współpracy Fundacji "Ius et Lex", której prezesem jest mec. Janusz Kochanowski z Uniwersytetu Warszawskiego, oraz Instytutu dla Demokracji w Paryżu, któremu prezesuje dr Guy Lardeyret. Konferencja odbywała się, pierwszego dnia, w pięknej Sali Balowej Zamku Królewskiego, a drugiego w Sali Senatu Uniwersytetu Warszawskiego. Otwierał ją Prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Marek Safjan, obok Sekretarza Generalnego Komisji Weneckiej, dra Gianni'ego Bucquicchio i p. Hanny Suchockiej, b. premiera rządu polskiego, a obecnie ambasadora RP przy Stolicy Apostolskiej. Większość uczestników stanowili zaproszeni z zagranicy goście, przeważnie sędziowie trybunałów konstytucyjnych w swoich krajach, takich jak Rosja, Ukraina, Litwa, Łotwa, Estonia, Armenia, Mołdawia, Albania, Słowenia, Macedonia.
Pierwszego dnia dyskutowano sprawę funkcjonowania i roli głowy państwa, omawiano różne rozwiązania konstytucyjne tego problemu i ich realizację. Dzień drugi poświęcony był systemom wyborczym zastosowanym w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.
Dzień pierwszy nie był specjalnie ciekawy. Goście przedstawiali na ogół fakty dobrze znane, a polscy konstytucjonaliści, sędziowie TK, profesorowie Safjan i Grzybowski, dr Piotrowski z Uniwersytetu Poznańskiego i p. Hanna Suchocka, wykazali wielkie zadowolenie z polskich rozwiązań konstytucyjnych, byli więc zgodni, że trzeba raczej poprawić praktykę stosowania konstytucji i jej interpretację, a nie próbować ją zmieniać. Mówiono dużo o systemie prezydenckim i systemie parlamentarnym. Jest rzeczą ciekawą, że w żadnym z krajów pokomunistycznych nie zastosowano ani wzorowego systemu prezydenckiego, jaki działa w Stanach Zjednoczonych, ani wzorowego systemu parlamentarnego, jak w Wielkiej Brytanii, gdzie w ogóle nie ma prezydenta. Okazuje się, że wszystkie nasze kraje zastosowały różne kombinacje, takie trochę tego, trochę tamtego.
Dużo ciekawszy był dzień drugi, kiedy dyskutowano sprawę ordynacji wyborczej i systemów wyborczych. Z referatami wystąpili prof. Bernard Owen z Uniwersytetu Paryskiego, prof. Jean Baechler, z Sorbony, prof. Antoni Kamiński z PAN, prof. Florian Grotz z Uniwersytetu Berlińskiego. I znowu jest interesujące, jak to się stało, że we wszystkich krajach postkomunistycznych zastosowano albo tzw. proporcjonalne systemy wyborcze, albo jakieś kulawe hybrydy systemu większościowego i proporcjonalnego, a nigdzie nie skorzystano z wzoru klasycznego, jakim jest brytyjski system wyborczy. Politolog niemiecki, p. Grotz, wyciągnął z tego wniosek, na przykładzie tej praktyki, że nie można powiedzieć, iż jakiś system jest lepszy od innego, nie wyjaśnił nam jednak wcale, dlaczego nigdzie nie skorzystano z wzoru jaki stosują u siebie, poza Brytyjczykami, Amerykanami czy Kanadyjczykami obywatele ponad 60 krajów świata? Tymczasem nasi francuscy goście przedstawili bardzo poważne argumenty na rzecz właśnie jednomandatowych okręgów wyborczych i, co ciekawsze, bynajmniej nie w systemie francuskim, z drugą turą, ale właśnie w systemie brytyjskim, który od lat propaguje w Polsce Ruch Obywatelski na rzecz JOW. Dlatego też, stało się tak, że dyskusję drugiego dnia zdominował temat JOW i udział przedstawicieli Ruchu w tej dyskusji, którzy wypowiadali się na temat różnych aspektów problemu. Jedna sprawa wydaje się tutaj szczególnie istotna. Zapytaliśmy mianowicie prof. Owena, który jest nie tylko profesorem paryskiego uniwersytetu ale także Sekretarzem Generalnym Centrum Studiów Porównawczych Systemów Wyborczych, czy istotnie tak jest, jak utrzymują dzisiejsi polscy profesorowie prawa konstytucyjnego, że jedyną interepretacją zasady proporcjonalności wyborów jest stosowany w Polsce system list partyjnych? Prof. Owen sprzeciwił się takiej nadinterpretacji, przywołał nazwiska konstytucjonalistów europejskich, i powiedział, że zasadę proporcjonalności można z powodzeniem interpretować jako zasadę proporcjonalnego rozdziału mandatów na jednostki terytorialne, np. w USA na stany, na landy w NRF itp. Była to więc ważna wypowiedź i zgodna z tą, jaką mec. Paweł Kawarski, uczestnik naszego Ruchu, otrzymał w odpowiedzi na swoje pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Dlaczego pobyt na tej ważnej i ciekawej konferencji nasunął mi owe smutne myśli o charakterze narodowym Polaków? Po prostu dlatego, że w drugim dniu konferencji na sali widzieliśmy prawie samych zagranicznych gości i grupę uczestników Ruchu Obywatelskiego na rzecz JOW, a całkowicie zabrakło innych polskich uczestników. Obrad nie zaszczycili polscy konstytucjonaliści, profesorowie prawa nawet z Uniwersytetu Warszawskiego, nikt z tych, którzy stanowią "zaplecze intelektualne" polskiej klasy politycznej i rozwiązań ustrojowych, zabrakło parlamentarzystów i polityków, jeśli nie liczyć posła Ludwika Dorna, który zresztą natychmiast wyszedł, jak tylko prof. Kamiński zaczął swój referat. Tylko p. dr Hanna Suchocka, obecnie amabasador RP przy Stolicy Apostolskiej, dzielnie zapewniała alibi polskim politykom, towarzysząc nam przez dwa dni.
O czym może świadczyć ten swoisty bojkot takiej poważnej konferencji międzynarodowej, dotyczącej najbardziej fundamentalnych aspektów naszego ustroju politycznego? Jak to się stało, że nie skorzystali z setek rozesłanych, indywidualnych zaproszeń, pięknie wykonanych na czerpanym nieledwie papierze, ani politycy, ani profesura, ani komentatorzy polityczni? Dlaczego uniknęli dyskusji zarówno z zaproszonymi ekspertami, jak i z ich kolegami ze wszystkich prawie krajów postkomunistycznych i nie tylko?Przecież organizatorem była Komisja Wenecka Rady Europy, do której Polska należy i czym się szczyci?
Oczywiście, poglądy przedstawione tam przez prof. Owena, prof. Baechler'a, dr Lardeyret'a z pewnością nie były w smak naszym politykom, którzy ukryli się sprytnie za parawanem konstytucyjnym i twierdzą, że obecny system wyborczy w Polsce jest nie do ruszenia, że skoro tak sobie zapisali, to nie ma o czym mówić. Ciekawe, że zabrakło przedstawicieli Platformy Obywatelskiej, która podobno stawia sobie za cel wprowadzenie JOW, nie chcieli już niczego się dowiedzieć, bo wszystko już dawno zrozumieli?
Przypuszczam, że zadziałały tu różne czynniki. Z jednej strony buta i arogancja naszych elit, którym się wydaje, że wejście na salony polityczne jest czymś w rodzaju zstąpienia Ducha Świętego, który obdarza ich, niczym Apostołów, darem języków i wszechwiedzą. Po cóż by mieli się czegoś uczyć, im nie wiedza jest potrzebna, ale co najwyżej dyplom maturalny albo ukończenia studiów wyższych. Najlepszy byłby, oczywiście, tytuł profesorski, ale tego jeszcze, jak się wydaje, kupić, ani na Stadionie Dziesięciolecia, ani gdzie indziej nie można. Ale żeby uczyć się od innych, siedzieć na konferencji i wysłuchiwać wykładów?
Gorzej z naszymi wybitnymi naukowcami od konstytucji. Zarobili na tytuły profesorskie swoimi epokowymi pracami w czasach PRL-u i mieli wtedy pełną przewagę nad zgniłymi demokracjami Zachodu i nad ich konstytucjami. Natrudzili się ogromnie, żeby napisać Konstytucję III RP, przypomnijmy, że zajęło im to 8 lat, byli ostatnimi w całym po-sowieckim obozie. Był to ciężki trud i nie chcą teraz wystawiać tego na krytykę jakichś ekspertów francuskich czy włoskich. Czy ktoś śmie wątpić, że to Polska, a nie Armenia czy Ukraina, jest na czele przemian i jest wzorem do naśladowania? Czyż nie słyszymy w polskich mediach, od rana do nocy, kogo Ukraińcy powinni byli wybrać na swego prezydenta? Przecież jest jasne, że to Polacy najlepiej wiedzą jak się uprawia demokrację, kto się nadaje do rządzenia, po co nam uczyć się demokarcji od Anglików czy Francuzów?
Pomijając wszystkie motywy polityczne, podejrzewam, że u podstaw tego aroganckiego zachowania leży głównie ta sama nasza wada narodowa: my nie chcemy nikogo słuchać, bo sami wszystko wiemy. Obojętnie czy na imieninach u cioci, czy na międzynarodowyn seminarium. Jest to wada okropna, nie tylko przeszkadza nam w rozwoju i zdobywaniu wiedzy, ale powoduje, eż lekceważą nas ludzie, którzy mają coś do powiedzenia i którzy zdają sobie sprawę, że wiedzę i mądrość zdobywa się przede wszystkim słuchając innych, mądrzejszych od siebie. Natomiast ignorancja, niewiedza, zawsze sprzęga się z arogancją i brakiem kultury. Tej arogancji i braku kultury ze strony naszych elit politycznych widzimy dosyć na każdym kroku i warszawska konferencja, o której tu mówię, była jeszcze jednym tego przykładem. Jest to więc tylko dodatkowy argument za koniecznością wprowadzenia JOW, bo JOW uczą polityków liczenia się z obywatelami i słuchania innych, a nie tylko wygłaszania przemówień przez okienko telewizyjne.

- Powstanie Warszawskie – Gloria Victis - 30 lipca 2018
- Czego chcesz od nas Michale Falzmannie? - 17 lipca 2017
- Bloger Jarosław Kaczyński o JOW - 22 maja 2015
- Naukowy fetysz reprezentatywności i sprawiedliwości - 16 maja 2015
- Co komu zostało z tych lat? - 13 grudnia 2013
- Plan dla Polski: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze - 8 marca 2013
- Majaki celebryty Zbigniewa Hołdysa - 12 października 2012
- Paweł Kukiz, zmielony i zbuntowany - 7 września 2012
- Aktualna sytuacja w Rumunii - 21 sierpnia 2012
- UważamRze Wildstein… - 19 sierpnia 2012