/Na „zdrowy rozum”

Na „zdrowy rozum”

Artykuł napisany dla "Nowego Kuriera" (Toronto, Kanada)

Laureat Nagrody Nobla i doktor honorowy niezliczonych uniwersytetów, nieśmiertelny Lech Wałęsa, wypowiedział kiedyś złotą myśl: W polityce logika nie zawsze funkcjonuje, a nawet bardzo rzadko. Logika, to słowo obce, a nasz wielki rodak, jak wiemy, do nauki nigdy specjalnie się nie przykładał, nie wiadomo więc co, dokładnie, pod nim rozumiał. Zaryzykuję opinię, że chodziło mu o ulubiony instrument analityczny Polaków, czyli tzw. zdrowy rozum. Rzeczywiście, polityka, a już na pewno polityka polska, oglądana z pozycji zdrowego rozumu, może wywołać tylko ból głowy, bo nic się tu kupy nie trzyma i wydaje się, że zjawiska tu zachodzące mieszczą się wyłącznie w kategorii cudów. Oczywiście, cudem sam w sobie jest Lech Wałęsa i jego światowa i uniwersytecka kariera, ale czyż za cud porównywalny z jego doktoratami i nagrodami nie można uważać, że on sam, nieomal jednoosobowo, obalił komunizm i cały sajuz nieruszimyj? Czyż nieustającym ciągiem cudów nie jest cała nasza transformacja gospodarcza, nieugięcie twarda złotówka – nieustannie rosnąca w siłę (podczas gdy na przykład taki dolar amerykański słabnie w oczach), zatkane wspaniałymi samochodami miasta i drogi, nowoczesne hotele i restauracje na każdym rogu ulicy itd., itd., itp.?

     Wszystko to na zdrowy rozum trudne jest do pojęcia, dlatego Polacy, w coraz większej masie, odsuwają się od polityki, od zainteresowania sprawami państwowymi i społecznymi, uciekają w prywatność i we własnym kraju zachowują się tak, jakby byli gdzieś na saksach i guzik ich wszystko obchodzi. Wymownie świadczy o tym spadająca, z wyborów na wybory, frekwencja wyborcza i malejące uczestnictwo w życiu publicznym. Zjawisko to najgroźniejsze rozmiary przyjmuje wśród młodzieży, przede wszystkim młodzieży akademickiej. Skoro logika nie funkcjonuje, skoro na zdrowy rozum nie można tego pojąć, to po co sobie tym zawracać głowę?

     Ponieważ za najważniejszą reformę, jakiej nasz kraj potrzebuje, uważam reformę prawa wyborczego i wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu, zilustruję te uwagi przykładem, jak zdrowy rozum podchodzi do tej sprawy.
Jestem przekonany, że większość Polaków uważa, że kraje prawdziwie demokratyczne, to przede wszystkim USA, Kanada, Wielka Brytania… Są to nasi najwięksi sojusznicy, którzy nieba by nam przychylili i chcieliby, aby Polska była krajem tak samo demokratycznym, jak ich. Dlaczego więc politycy tych krajów nie próbują nas zachęcić do wprowadzenia w Polsce systemu wyborczego, takiego jaki mają u siebie? Dlaczego tak bezinteresownie zgadzają się na zupełnie odmienne procedury wyborcze (i nie tylko)? Zdrowy rozum podpowie zapewne w tym miejscu, że to dlatego, że w żadnym wypadku nie chcą nam niczego narzucać, że to jest nasza i tylko nasza sprawa! Niestety, okazuje się, że tam, gdzie właśnie jak najbardziej narzucają, to narzucają z reguły coś zupełnie innego. Najnowszym przykładem jest, oczywiście, Irak, ale tak samo było po wojnie z Niemcami, Japonią, Włochami… Zdrowy rozum jest bezsilny wobec takiej sytuacji.

     Ale co z Polakami w Ameryce, Kanadzie, Wielkiej Brytanii? Wielkie miliony naszych rodaków, od pokoleń żyją tam i korzystają z dobrodziejstw rozwiniętej demokracji. Dlaczego, poza jednostkami, do których policzenia wystarczą palce jednej ręki (no, może dwóch), nie starają się oni przybliżyć rodakom w Kraju sposobu, w jaki TAM wyłaniane są elity polityczne? Czy też może i tam, posługując się zasadą na zdrowy rozum nie rozumieją działania tamtego systemu wyborczego i jego skutków państwowych, politycznych i społecznych?

     No, bo jak na zdrowy rozum pojąć taki dziwny fakt: wybory odbywają się w okręgach jednomandatowych, kandydować może każdy, komu się to spodoba, wygrywa ten, kto zdobywa najwięcej głosów. Dlaczego, w takim razie, w wyniku takich wyborów, parlamenty tych krajów nie stają się zbieraniną skłóconych ze sobą partyjek i grup – tylko przeciwnie: powstaje dwubiegunowa scena polityczna, na której Z REGUŁY pojawia się zawsze jedna partia, która zdobywa większość miejsc w parlamencie i sama sprawuje rządy? Piszę z reguły, ponieważ nie jest to żaden przepis prawny, nie jest to żadna konstytucyjna reguła, tak się po prostu NA OGÓŁ dzieje, a nieliczne odstępstwa jedynie tę regułę potwierdzają! Na zdrowy rozum jest to nie do pojęcia. Nawet na zdrowy rozum polityka największej klasy.

     Mam przed sobą książkę Odwrotna strona medalu – mówi Jarosław Kaczyński (Verba, Warszawa 1991). Oto co mówi o ordynacji większościowej w wydaniu anglosaskim (str. 112 i 113): Wszystkie mandaty bierze wtedy ten, kto dostał więcej głosów; a nie musi mieć połowy wszystkich głosów, jak to jest na przykład we Francji, gdzie są jeszcze dwie tury. Propozycja angielska jest taka: jeden ma te 40%, drugi 30%, i wszystkie mandaty dostaje ten, kto ma te 40%. Może wygrać nawet taki, kto dostał dwa głosy, pod warunkiem, że jego przeciwnik dostał jeden głos, a tylko trzy osoby poszły na głosowanie.

     Jarosław Kaczyński dokonuje zdroworozsądkowej analizy zastosowania takiego systemu w Polsce: Załóżmy, że jest 10 kandydatów i 100 wyborców. Ośmiu uzyskało – czego można się spodziewać w sytuacji polskiej – po 10 głosów, jeden 9 głosów, a jeden 11. Wszystkie mandaty z tego okręgu i tak dostałby ten ostatni, chociaż 90% wyborców głosowało na inne osoby czy partie. W istniejącym wówczas układzie, z mitologią "Solidarności", Komitetami Obywatelskimi itp., takie rozwiązanie dałoby zwycięskiej grupie cały parlament, 100 procent głosów….

     W roku 2000, na konferencję Ruchu JOW w Tarnowie przybył ówczesny sekretarz generalny SLD Krzysztof Janik. Zapewnił on zebranych, że gdyby wprowadzono JOW w wyborach do Sejmu, to – na zdrowy rozum ‑ SLD zdobyłby minimum 420 mandatów! Myślałem wtedy, że może to Janik sam wpadł na taki argument, dopiero kiedy zajrzałem do wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim, zdałem sobie sprawę, że ten: zdrowy rozum to szablon myślowy naszej elity politycznej, niekoniecznie komunistycznej proweniencji.

     Na zdrowy rozum, na logikę ‑ tak powinno być w Polsce! Ale na świecie tak nie jest, aczkolwiek nie wykluczam, że nasi czołowi politycy – kierując się zdrowym rozumem, a nie znajomością faktów – wydają się o tym nie wiedzieć. Wkrótce po tym wystąpieniu Janika, Kwach przedstawił publicznie opinię, że społeczeństwo polskie jeszcze nie dojrzało do JOW w wyborach do Sejmu. Nie wiem czy z tą opinią zgadzają się Lech i Jarosław Kaczyńscy, ale wiem, że pod tą opinią podpisują się legiony polskich polityków, naukowców i dziennikarzy, a w szczególności prawie wszyscy dyżurni telewizyjnie eksperci i komentatorzy. Gdzie tam porównywać się nam do Anglików czy Amerykanów! Tam demokracja funkcjonuje od ponad 200 lat, a my dopiero zaczynamy. Czy – nawet na zdrowy rozum ‑ 200 lat temu, gdy wprowadzono w Ameryce JOW, tamto społeczeństwo było wyżej rozwinięte od społeczeństwa polskiego AD 2005?

     Sekretarz generała Kiszczaka, Krzysztof Dubiński, w swojej książce Magdalenka – transakcja epoki, opisuje spór pomiędzy naszymi dzisiejszymi prezydentami, Aleksandrem Kwaśniewskim i Lechem Kaczyńskim, o ordynację do Senatu: Kwach chciał wyborów większościowych, Kaczor domagał się proporcjonalnych (tak, tak, to nie pomyłka!). Wolno przyjąć założenie, że każdy z nich działał zgodnie ze zdrowym rozsądkiem w interesie strony, którą reprezentował. Kwach wygrał, komuchy narzuciły swoją propozycję solidaruchom! A jaki był wynik wyborów? Dla tych, którzy nie pamiętają, przypomnę, że solidaruchy zdobyły 99 mandatów na 100 możliwych! Przez walec "Solidarności" przedarł się tylko jeden kandydat komuchów – Henryk Stokłosa, który od tej pory, na zdrowy rozum, uważany jest za koronny dowód, że gdyby w Polsce wprowadzono JOW wygrałyby same stokłosy.

     Fakty dowodzą genialności bonmotu Lecha Wałęsy: taka logika rzeczywiście w polityce rzadko funkcjonuje, a zdrowy rozum, nie poparty wiedzą i doświadczeniem, nie prowadzi do pozytywnych rozwiązań. Polacy, przede wszystkim inteligenci polscy, muszą poważniej i głębiej przyjrzeć się, jak funkcjonują demokracje na świecie, aby zrozumieć, dlaczego nigdzie się jeszcze nie zdarzyło, żeby mechanizm wyborczy jaki nam zaaplikowano wyłonił solidną, stabilną scenę polityczną, z politykami i partiami politycznymi rozumiejącymi pojęcie odpowiedzialności przed swoim narodem i swoimi wyborcami. Jest to conditio sine qua non, aby Polska zdobyła w świecie miejsce, jakie odpowiada potencjałowi i aspiracjom Polaków.

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
740 wyświetlen