/Pół na pół czy jeszcze jakoś inaczej?

Pół na pół czy jeszcze jakoś inaczej?

(komentarz wygłoszony na antenie Katolickiego Radia Rodzina Rozgłośni Archidiecezji Wrocławskiej, 92 FM, 4 grudnia 2003, godz. 10.00)
 
Dwa dni temu Sąd Najwyższy Gruzji uznał listopadowe wybory parlamentarne w Gruzji za nieważne, ponieważ zostały sfałszowane, i zarządził ich ponowne przeprowadzenie. Ciekawostką jest to, że nie całe wybory mają być powtórzone ale tylko w części tzw. proporcjonalnej. Wybory 85 deputowanych wybranych w jednomandatowych okręgach wyborczych uznano za prawidłowe i ważne, a wybory tylko 150 deputowanych z list partyjnych trzeba przeprowadzić jeszcze raz, bo tam właśnie dokonywano fałszerstw.

     Tę sytuację warto przeanalizować, ponieważ zbliża się dzień, w którym zostanie dokonana zasadnicza rewizja ordynacji wyborczej do Sejmu. Nasz uparty wysiłek przekonywania Rodaków, że obecna ordynacja wyborcza do Sejmu stanowi najpoważniejszą wadę ustrojową III RP, gorszą może od sławnego liberum veto, przyniósł taki efekt, że problem ordynacji wyborczej przestał już być wyłącznie elementem zakulisowych rozgrywek pomiędzy liderami partyjnych koterii, reagujących w ten sposób na bieżące wyniki sondaży ich popularności, ale wszedł już do świadomości społecznej. Coraz więcej Polaków zaczyna sobie zdawać sprawę, że poprzez zły i korupcjogenny system wyborczy pozbawiono nas wpływu na najważniejsze sprawy publiczne, przede wszystkim na to, kto w Polsce sprawuje rządy i reprezentuje państwo. Świadomość tego stanu rzeczy dotarła już nawet do naszych wspaniałych elit intelektualnych i nawet w samej Warszawie zbierają się intelektualiści, aby debatować nad tą sprawą. Tu jednak pojawia się pewna trudność, przez którą niesłychanie ciężko jest przebrnąć naszym najwybitniejszym "jajogłowym": postulat ordynacji wyborczej w 460 JOW jest postulatem tak prostym, że pojmuje go nie tylko początkujący student, ale nawet człowiek bez żadnego wykształcenia. Cóż bowiem może być prostszego niż przyznanie mandatu człowiekowi, który uzyskał najwięcej głosów poparcia w okręgu wyborczym? Dla intelektualisty taka prostota to prostactwo i prymitywizm, a jeśli coś jest proste, to on to od razu odrzuca. Niezapomniany Stefan Kisielewski wprowadził do polskiego obiegu czytelniczego zawołanie intelektualistów niemieckich: Warum einfach, wenn man komplizieren kan? – dlaczego prosto, skoro można w sposób skomplikowany? Dlaczego jasno i zrozumiale, kiedy można w sposób zupełnie niezrozumiały dla zwykłego obywatela, dostępny tylko dla wtajemniczonych? Gdyby nie fakt, że ordynacja wyborcza, jaką dla Polski proponujemy, od ponad 200 lat stosowana jest w kraju naszego największego brata – Stanach Zjednoczonych, gdyby nie stosowali jej od niepamiętnych czasów nasi brytyjscy alianci w Iraku – nie mielibyśmy żadnej szansy, żeby zwrócić na nią uwagę jakiegokolwiek polskiego profesora politologii czy socjologii. Wprawdzie wiedzą oni, że Amerykanie to prostacy bez kultury, gdzie im do europejskiej finezji i wyrafinowania, ale jednak – bądź co bądź – już tak całkiem za głupców uznać ich nie podobna. A do tego Anglicy i Szkoci, wprawdzie żyją na wyspie, ale jednak jakiś dostęp do europejskich salonów wiedzy i mądrości mieli ? nie da się ich tak całkiem zlekceważyć. Jedyna pociecha polskich elit intelektualnych w tym, że Amerykanie i Anglicy wcale a wcale nie chcą, żebyśmy ich ordynację zastosowali u siebie, przeciwnie, wszystko na to wskazuje, że specjalnie przyjeżdżają tutaj ich uczeni eksperci, żeby przekonywać naszych ekspertów, że ich system wyborczy wcale nie jest dobry, jest po prostu za prosty i zachęcają naszych mózgowców, aby swoje ordynacje wyborcze jak najbardziej komplikowali. Do tego samego zachęcają również magowie z Unii Europejskiej, którzy wiedzą doskonale, że podporządkować można łatwo tylko kraj, którym rządzą nie posiadające poparcia społecznego skorumpowane kliki i koterie, "towarzystwa trzymające władzę", a nie kraj, w którym posłowie są uzależnienie od poparcia swoich wyborców. Z "towarzystwami trzymającymi władzę" łatwo się dogadać – nad stołem czy pod stołem – ze społeczeństwem pod stołem dogadywać się nie ma sposobu.
     Po upadku komunizmu, kiedy na terenie byłego obozu socjalistycznego zaprowadzano nowy ład, wszyscy komunistyczni eksperci od polityki i innych nauk społecznych zaczęli się gorączkowo rozglądać za doborem ordynacji wyborczej. Może zadziałały jakieś atawizmy, a może suflerka aliantów, że system brytyjski okazał się dla nich nie do przyjęcia, a wszędzie, najbardziej pożądanym okazał się model niemiecki: pół na pół, czyli połowa parlamentu wybierana w okręgach jednomandatowych a połowa z list partyjnych. Tak postąpiono w Rosji, na Ukrainie, w Czechach, na Litwie i gdzie tylko się dało. Oczywiście, niedouczone psuje wszędzie ten system niemiecki psuli. Dlatego dzisiaj, kiedy czytamy w polskiej prasie o wyborach parlamentarnych w tych krajach, to prawie zawsze słyszymy o przekrętach, fałszerstwach, kpinach z demokracji. Nasi propagandyści, dodatkowo, wykorzystują to przy tym jako okazję do kompromitowania idei JOW, twierdząc, że tam mają miejsce wybory większościowe, w jednomandatowych okręgach wyborczych. Dlatego, patrząc na to, co się tam wyczynia, trzeba się od "niemieckiego majstersztyku demokracji" trzymać z daleka. Pokazywanie ordynacji niemieckiej, rosyjskiej czy ukraińskiej jako ordynacji większościowej to takie półprawdy, które są całym kłamstwem. Pomimo tego, że ordynacja niemiecka i – lepiej lub gorzej wzorowane na niej ordynacje wyborcze w krajach byłego Związku Sowieckiego – posiada elementy większościowe i jednomandatowe okręgi wyborcze, to jest to ordynacja w istocie swojej tzw. proporcjonalna i może nawet dużo bardziej proporcjonalna niż te, które do tej pory stosowane były w Polsce. Posiada więc ona wszystkie cechy tego fatalnego systemu wyborczego, którego mamy po dziurki w nosie. Najważniejszą z jej wad jest ta, że oddaje w ręce liderów partyjnych ogromną władzę jaką jest wyznaczanie kandydatów na posłów i to w sposób jeszcze bardziej dowolny i niekontrolowany społecznie niż w Polsce. Z tej wady wywodzi się większość innych, a więc przede wszystkim korupcja polityczna, która tak już zatruła Polskę, że fetor wydobywający się z ław sejmowych staje się nie do zniesienia nawet dla ludzi w nich siedzących. Ten mechanizm korupcjogenny funkcjonuje bez względu na to, czy bonzowie partyjni mają do rozdania wszystkie miejsca w parlamencie czy tylko połowę jak w Niemczech, Rosji czy Ukrainie, czy też 2/3 jak w Gruzji, czy choćby tylko 1 jak we Włoszech. To zupełnie wystarczy, żeby wokół nich kręciło się koło fortuny z pieniędzmi, intratnymi stanowiskami i innymi dobrami.
     Na podstawie decyzji Sądu Najwyższego wiemy, że wybory w Gruzji, w części proporcjonalnej zostały sfałszowane. Ordynacja proporcjonalna stanowi świetny instrument do matactw i szachrajstw. Obywatele bowiem tracą tu kontrolę nad liczeniem głosów i rozdziałem mandatów.
     Jak takie liczenie i rozdział mandatów odbywa się w przypadku okręgów jednomandatowych? Bardzo prosto: w Anglii np. liczenie głosów, po zamknięciu lokali wyborczych, odbywa się publicznie. Na ratuszu, zbiera się komisja wyborcza, kandydaci i ich pełnomocnicy i zainteresowani wyborcy. Głosy liczy się publicznie, a kto zebrał najwięcej – wygrywa i jemu przewodniczący komisji wręcza mandat poselski. Przy rachunku można się, oczywiście, pomylić, ale na żądanie zainteresowanych liczy się jeszcze raz. Jakie tu możliwości do szachrajstw? Zawsze jakieś są, można było nie przynieść właściwej urny, można było coś skombinować po drodze, ale to są wypadki mało prawdopodobne.
     A jak to jest w tzw. wyborach proporcjonalnych? Droga pomiędzy wyborcą i decyzją o tym, kto otrzymuje mandat jest niezwykle długa i skomplikowana. Po podliczeniu głosów w obwodowej komisji wyborczej, wyniki wędrują do komisji okręgowej, gdzie dokonuje się ponownego przeliczenia i analizy. Niestety, na tym etapie nie można zdecydować kto otrzymuje mandat. Wyniki wędrują do Krajowego Biura Wyborczego, tam muszą spłynąć dane z całego kraju. Tam dopiero decyduje się najpierw o tym, które partie będą mogły uczestniczyć w podziale mandatów, a które zostaną z tego podziału wykluczone bez względu na to ile głosów otrzymali poszczególni kandydaci. Po tej operacji wracamy do okręgowych komisji wyborczych, które dopiero teraz, posługując się jedną z metod matematycznych – d'Hondta, Sainte'Lague, Hare czy jeszcze jakąś inną, rozstrzygną o podziale mandatów. Z praktyki wiemy, że jest to proces żmudny i długotrwały i czasem naszym wspaniałym rachmistrzom i tydzień nie wystarcza na rozstrzygnięcie komu należy się mandat. Naturalnie, że na tej wydłużonej drodze pojawia się wiele okazji do różnych sztuczek i machinacji.
     I to się wcale nie zmieni, jeśli usłuchamy klangoru Braci Kaczyńskich, żeby wybory odbywały się w ordynacji niemieckopodobnej, gdzie jakaś część mandatów będzie rozdzielana w JOW, a druga część w systemie proporcjonalnym. Przeciwnie, to jeszcze bardziej skomplikuje całą procedurę i odsunie wyborców od wpływu na wynik wyborów. Gruzinom, jakimś cudem, udało się złapać oszustów na gorącym uczynku, dzięki czemu Sąd Najwyższy nie miał wyjścia, a Szewardnadze musiał się wynieść. Może Gruzinom nie wpajano codziennie, jak w Polsce, że żyją w "państwie prawa", a w "państwie prawa" jest nie do pomyślenia, żeby jacyś obywatele włazili do parlamentu, nie pytając nikogo o pozwolenie i niegrzecznie odnosili się do Pierwszej Osoby w Państwie. W Polsce, jak to wiemy z codziennych przekazów telewizyjnych, radiowych i prasowych, nie wystarczy złapać złodzieja na gorącym uczynku, a nawet nie należy tego w żadnym wypadku samemu robić, bo w państwie prawa do łapania złodziei i bandytów jest policja i tylko ona ma prawo łapać i zatrzymywać. Wszystko inne pachnie samosądem, a w konsekwencji do więzienia nie trafia złodziej czy bandyta, tylko ten kto usiłował mu przeszkodzić.
     Mam jednak nadzieję, że 14 lat takiego "państwa prawa" zupełnie wystarczy i że do podobnego wniosku dochodzi większość Polaków. Ruch na rzecz JOW podaje prosty, demokratyczny i parlamentarny przepis, aby to się zmieniło. A Gruzini dali nam przykład, co trzeba zrobić, kiedy argumenty i perswazje padają na głuche uszy "towarzystwa trzymającego władzę".

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
792 wyświetlen