Na stronie prawica.net bloger Krzych Adam zaprezentował ciekawą odpowiedź na stare pytanie kierowane do wojowników w sprawie większości wyborczej. Oto jej treść na rozterki jednego z forumowiczów, którego nurtuje tzw. wola większości.
„Zadaje Pan pytania dotyczące większości versus mniejszość. A przecież większość na ogół nie istnieje. Tylko wtedy, gdy kwestia jest typu albo-albo, tak-nie, 0-1 mamy do czynienia z klarowną sytuacją, że większość uważa tak, a mniejszość uważa inaczej. Zazwyczaj odpowiedzi jest więcej niż tylko dwie, a żadna z nich nie cieszy się poparciem większości. Do wyboru mamy np. trzy czy cztery odpowiedzi popierane każda przez mniej niż większość.
Co to oznacza? Że nie wolno nam podjąć w danej kwestii decyzji? Czy może, że musimy mieć system, który nam przeredaguje wszystkie kwestie, tak by składały się one jedynie z problemów możliwych do rozwiązania w systemie zero-jedynkowym, jak w algorytmie w jakimś BASIC-u, czy FORTRAN-ie?
Czy ten drugi wariant nie wymagałby posiadania jakiegoś zewnętrznego arbitra nadzorującego proces? I czy zawsze jest możliwe takie zalgorytmizowanie zagadnień do rozpatrzenia? Rozpatrzmy np. pierwsze w II RP wybory prezydenckie:
Skupmy się jedynie na dwóch kandydatach: tym, który ostatecznie wygrał wybory i tym, który przez wszystkie tury z wyjątkiem ostatniej miał najwięcej zwolenników. Czyli na Gabrielu Narutowiczu i Maurycym Zamoyskim. Który miał za sobą większość Pana zdaniem? Czy Narutowicz, którego w pierwszej rundzie poparło ok 11,5%, a w ostatniej 56%, czy Zamoyski konsekwentnie popierany przez 41-44% składu Zgromadzenia Narodowego?
Ten problem występuje niemal zawsze, gdy rozpatrujemy kwestie, jakie są poglądy większości, jedynie w tym przypadku okazał się on z przeraźliwą wyrazistością. No i tragicznymi ostatecznymi wynikami.
FPTP opiera się na zasadzie względnej większości. W sposób jasny i łatwo zrozumiały.
O jaką większość Panu chodzi?”
* na zdjęciu: Józef Piłsudski i Gabriel Narutowicz
- Demokracja walcząca jako anachroniczna następczyni socjalistycznej poprzedniczki - 15 stycznia 2025
- Poseł z każdego powiatu’24 - 29 października 2024
- Demokracja węgierska vs. demokracja brukselska - 14 października 2024
- Kodeks dobrej praktyki w sprawach wyborczych - 23 września 2024
- Ja Wyborca, My Wyborcy – koment - 9 września 2024
- Polsko-białoruskie powinowactwo wyborcze? - 2 sierpnia 2024
- O „demokracji” słów kilka (komentarze Blogera StanW) - 8 stycznia 2024
- Projekt Programu Odzyskania Polski – vox ex parte - 6 listopada 2023
- Awersja ustawodawcy do orzecznika „wolne” - 27 października 2023
- Przekręt założycielski III RP - 22 października 2023
@bisnetus
Otóż to właśnie: czas na podziały, „różnienie się” („piękne”, lub nie), kłótnie itd. jest do momentu głosowania – a po wyłonieniu w jego trakcie zwycięzcy, to już powinno być „wszystkie ręce na pokład”, i WSPÓLNA PRACA na rzecz społeczności. A nie, że łysi będą narzekać na „brak reprezentacji” (bo zwycięzca jest kędzierzawy), chadecy – że poseł-zwycięzca jest socjalistą, rowerzyści – bo on woli jeździć samochodem, feministki – bo wybrano mężczyznę itd. itp.
Tak więc nie w żonglerce liczbami sprawa – sam zamysł Autora jest, w moim pojęciu, chybiony – a w uświadomieniu przeciwnikom O CO W OGÓLE CHODZI W WYBORACH. Nie o to, aby każda – dająca się tylko w jakiś sposób wyodrębnić – mniejszość miała „swojego człowieka”, ale o to, aby jej członkowie mieli świadomość, że są CZĘŚCIĄ SPOŁECZEŃSTWA (w tym przypadku: społeczności okręgu), i że trzeba – zachowując sobie swoje odmienności, niby czemu nie – umieć wspólnie z innymi pracować dla dobra wspólnego – oraz współpracować ze zwycięzcą wyborów nawet wtedy, gdy niespecjalnie się nam podoba. Nam nie musi, bo i tak widocznie podoba się WIĘKSZOŚCI głosujących, skoro wygrał. A ostatecznie, gdyby mocno się nie sprawdzał – JOW ma dać możliwość odwołania „niewypału”.
Jeśli ludzie w Polsce nie nabiorą takiej „optyki” – to marny nasz los. Zawsze będziemy dzieleni i „rozgrywani”.
@ Ciekawy
Oczywiście nie ma sprzeczności między logiką większościową i reprezentatywnością. Tu może Autor wyraził się trochę nie ostro. Autorowi pewnie chodziło o krytykę demagogicznych tez wrogów JOW-ów, którzy od dawna twierdzą, że wszystkie głosy nie oddane na jednego zwycięzcę są stracone, a wyborcy, którzy je oddali nie są przez nikogo reprezentowani i że prawdziwą reprezentatywność może zapewnić tylko system proporcjonalny, bo każda opcja jest obecna w parlamencie.
Tym czasem w filozofii systemów większościowych poseł reprezentuje cały okręg wyborczy i wszystkich jego mieszkańców, jako ten najlepszy z najlepszych. Podobnie jak gospodarz klasy reprezentuje całą klasę a nie tylko „klikę” która na niego głosowała. Albo prezydent który reprezentuje cały kraj a nie tylko swoich sympatyków.
A co do liczb bezwzględnych to często systemy większościowe są bardziej reprezentatywne niż proporcjonalne. Np. w WB w ostatnich wyborach konserwatyści otrzymali bezwzględną większość 51% w parlamencie uzyskując ponad 24% głosów wszystkich uprawnionych do głosowania a parę miesięcy później w Polsce identyczną bezwzględną większość w Sejmie uzyskała partia, która uzyskała zaledwie ponad 18% głosów wszystkich uprawnionych do głosowania. Zatem oceniając tylko ten aspekt władza w WB jest bardziej dla narodu reprezentatywna. Gdy się weźmie pod uwagę inne aspekty jak brak w Polsce powszechnych, równych i wolnych wyborów z wykluczeniem 30 milionów bezpartyjnych obywateli z procesów wyborczych, to władza w Polsce nie jest w ogóle reprezentatywna, bo nie pochodzi z wolnych wyborów.
W mojej uwadze chodziło raczej o to, że ciężko jest uznać za dobry przykład wybory prezydenta z zgromadzeniu narodowym, i to na początku życia państwowego po ponad wieku rozbiorów na procesy wyborcze w głosowaniach powszechnych w ogóle, a w JOW-ach w szczególności. Trudno to również wartościować. Mi się wydaje, że w ówczesnych okolicznościach i sytuacji formuła bezwzględnej większości była uzasadniona.
Od dawna zresztą twierdzę, że JOW-y działają dobrze w społeczeństwach w miarę koncyliacyjnych, stabilnych i zunifikowanych. To znaczy tam, że zwycięzca biorący wszystko jest rzeczywiście reprezentantem całej społeczności, również tych przegranych i że cała społeczność akceptuje tę formę reprezentacji. Tak jest w społeczeństwach wysoko-rozwiniętych z pewną kulturą demokratyczną. Natomiast wartość JOW-ów jest wątpliwa w społecznościach ostro skonfliktowanych np na tle religijnym, etnicznym, społecznym lub ideowym. Gdy zwycięstwo jednej strony jest aktem przegrania wojny i jedyną opcją zwycięstwa jest wytępienie lub zniewolenie przeciwnej strony. Na przykład w Izraelu nie wyobrażam sobie dobrze działających JOW-ów ze względu na niemal śmiertelny konflikt izraelsko-arabski, praktycznie stan wojny.
„W dyskusjach z oponentami na temat ordynacji zawsze będziemy stawać przed pojęciami: większość czy reprezentatywność.”
A na czym miałaby polegać suponowana kontradykcja jednego i drugiego? Bo nie bardzo rozumiem. Jaki jest, zdaniem Wojtasa, rzekomy „problem” z reprezentatywnością w przypadku wyborów przeprowadzonych w JOW?
Konieczne jest uzupełnienie: forumowicz Krzych Adam mieszka w Kanadzie; zabierając głos na forum prawica.net w tematach około-jowowskich zawsze wspiera nas swoim doświadczeniem z poletka kanadyjskiego. Antagoniści jow mają swojego konika: większość, która to cecha determinuje demokrację. Stąd wychwycenie pewnej opinii zza Oceanu na powyższy temat ma cel edukacyjny. Oczywiście II RP to nie III P. W dyskusjach z oponentami na temat ordynacji zawsze będziemy stawać przed pojęciami: większość czy reprezentatywność. Stąd konieczne jest stałe „zahartowywanie” się wśród naszych szeregów.
Tabelka przedstawia wybory zgromadzenia narodowego a nie ludzi, w której jeden kandydat reprezentuje stabilną mniejszość a drugi reprezentuje większość, która się ukształtowała w 5 turach.
Taki tryb wyborów kiepsko odzwierciedla zjawiska w systemie JOW-ów ze zwykłą większością. Natomiast lepiej przedstawia model francuski JOW-ów z wymaganą absolutną większością.
Który system był lepszy w ekstremalnie podzielonym społeczeństwie polskim po rozbiorach to temat na osobną dyskusję. Mi osobiście się wydaje, że oddanie pełnej władzy nacjonalistycznej mniejszości rozsadziłoby od razu na początku wielonarodowe, młode i raczkujące państwo polskie.
Problem większości w moim JOW, to problem zaufania wobec posła z mojego okręgu przez całe cztery lata. Zaufania wobec jednego z 460 parlamentarzystów. Którzy dodatkowo, poprzez system horyzontalnej komunikacji powinni respektować moje bezpośrednie uczestnictwo w systemie regulacji.
Trudna sprawa.