Jeśli komuś powiemy w Polsce na ulicy, że zmiana w polityce państwa musi nastąpić, nie zdziwi się i przytaknie. Możliwa jest też odpowiedź: wiem, ale jak i kiedy?
Dlaczego jednak wszyscy mówią o potrzebie zmiany? Może dlatego, że przejście z epoki komunizmu do systemu semidemokratycznego w Polsce było 30 lat temu skokowe, nacechowane wyprzedażą majątku narodowego, aferami gospodarczymi, nieudanym planem Balcerowicza i przejęciem władzy przez ustalone z góry elity polityczno-ekonomiczne? Niestety, tak było i… ta sytuacja trwa nadal.
Powszechnie wiadomo, że Polska w latach 90. ubiegłego wieku została potraktowana jako poligon doświadczalny tzw. ustrojowej transformacji. Obywatelom wmawiano wówczas, że wszelkie transakcje finansowe, dokonujące się przy przekształceniach własnościowych, musiały być bezwzględnie tajne. W ten sposób ówcześni rządzący – wykreowani przy „okrągłym stole” w 1989 r. – sprzedawali, a raczej wyprzedawali za bezcen majątek narodowy, nie informując społeczeństwa, komu i za ile go sprzedają.
Koronnym argumentem ówczesnych „reformatorów” było stwierdzenie, że nie ma innej drogi na polepszenie bytu Narodu – jedyną drogą jest szybka i pełna prywatyzacja gospodarki narodowej. Politycy i za nimi media głosiły, że są tylko dwie drogi wyjścia z kryzysu: komunistyczna albo liberalna. Ideą gospodarki liberalnej zachłystywano się wręcz i „sprzedawano” konsekwentnie ten pomysł umęczonemu i zdezorientowanemu społeczeństwu.
Głównym środkiem do osiągnięcia wzniosłego celu, a więc wyprzedaży na szybko majątku narodowego, miał być osławiony półroczny „plan Balcerowicza”, który praktycznie trwa do dzisiaj. Według różnych nieoficjalnych obliczeń – bo oficjalnych albo nie ma, albo są nieujawnione – Polska straciła na tej “pierestrojce” od pół do dwóch bilionów dolarów. Dług Gierka z lat 70. ubiegłego wieku przedstawia się w tym porównaniu jako zwykłe „kieszonkowe”. To bezprecedensowe w skali świata ogołocenie polskiego Narodu z jego własności doprowadziło do sytuacji, w której tylko praca jest własna, bowiem kapitał znajduje się w obcych rękach. Majątek banków i przemysłu został upłynniony za ok. 10% jego wartości – w ten sposób polska gospodarka uzależniła się od obcych gospodarek. Z gospodarką, głównie w rękach zagranicznych, można oczekiwać, że polityka też może przejść w ręce zagraniczne – jak wiadomo politykę trudno oderwać od gospodarki.
Następnie pojawiła się idea wstąpienia do Unii Europejskiej. Tu znowu nikt się nie zastanawiał, nie obliczał i nie kalkulował. Znowu «nie było innego wyjścia». W historycznym wymiarze, jakim była strategiczna decyzja akcesji Polski do UE, została ona podjęta jednomyślnie przez prawicę i lewicę. Mało tego, oba te ugrupowania prześcigały się w tym, kto z nich dostąpi «zaszczytu» podpisania unijnego traktatu. Rzeczowych i rzetelnych negocjacji z biurokracją UE nie było – były tylko pertraktacje polityczne i jednomyślność ideologiczna, aby podporządkować Polskę biurokratycznym strukturom unijnym. Społeczeństwo polskie nie sprzeciwiało się nigdy budowie wspólnej Europy. Wątpliwości budziły jednak zawsze ideologiczne fundamenty UE, dominacja w niej Niemiec i miejsce, jakie Polsce wyznaczono w tym supermocarstwie.
Wepchnięcie Polski do Unii Europejskiej zasłoniło wszystkie dotychczasowe korupcyjne afery prywatyzacyjne, do których doprowadziły tzw. władze i reformatorzy w pierwszych latach polskiej niepodległości. Te elity polityczno-ekonomiczne zdążyły się w międzyczasie ustabilizować, a ich antypaństwowe działania poszły w niepamięć.
Ciekawe jest to, że w momencie akcesji Polski do UE, stanowisko prawicy (PiS i PO) było tożsame ze stanowiskiem lewicy (SLD). Potwierdza to standard na polskiej scenie politycznej, jakim jest praktyczny brak ideologicznych różnic między lewicę i prawicą. Oba te ugrupowania nie prowadzą ze sobą walki ideologicznej, lecz jedynie nieustanną walkę o władzę, czyli dominację w społeczeństwie. Podział na lewicę i prawicę jest fikcją i propagandą, służącą «zamydleniu oczu» społeczeństwu polskiemu i światu, sugerując w ten sposób, że istnieje w Polsce coś takiego, jak ideologiczny pluralizm i tym samym spełnione są wymagania demokracji.
Poza tym, podział ten jest potrzebny „władzy” – umożliwia bowiem politykom i mediom manipulowanie społeczeństwem. Z reguły funkcjonuje w Polsce zasada, że wybory wygrywa opozycja, która jest mniej skompromitowana skandalicznym rządzeniem w państwie. A że aktualna opozycja poprzednio rządziła w tym samym stylu, co obecna partia rządząca, zdezorientowani obywatele zdążyli o tym albo zapomnieć, albo po prostu nie mają innego wyjścia, jak tylko wybrać opozycję. Elektorat oddaje swój głos na „swoich” aktorów z kiepskiego teatru, nabierając się za każdym razem. Inni znowu łudzą się, że tym razem wygrają wolnościowcy, narodowcy albo inni «odłamcy», tak jakby to miało zmienić sytuację w kraju na lepsze. Tymczasem jest obojętne, kto wygra wybory w Polsce i będzie rządzić przez najbliższe cztery lata.
W Polsce ukształtował się w ostatnich 30 latach system rządzenia przez tzw. elity polityczne, a więc semidemokratyczny system, który nie ma nic wspólnego z pluralizmem demokratycznym. Jest to system równoległy: z jednej strony „władza”, a z drugiej strony społeczeństwo, czyli podział według zasady „my i wy”.
Takie namiastki demokracji, jak wolne wybory, wolne media, trójpodział władzy to tylko medialna fasada i propaganda dla manipulacji finansowych, wyprzedaży majątku narodowego i biegania za ochłapami spadającymi z brukselskiego stołu. Te namiastki demokracji są potrzebne, aby uspokoić Polki i Polaków oraz społeczność międzynarodową. Faktem jest natomiast, że zasady demokratyczne w Polsce zostały w ostatnich latach jawnie naruszone.
Po pierwsze, równowaga władzy (legislatywa, egzekutywa, judykatywa) nie funkcjonuje w naszym kraju już od dawna.
Po drugie, wolne wybory są jedynie fikcją – wybiera się tzw. przedstawicieli już uprzednio wybranych przez partie polityczne na zasadzie list partyjnych.
Po trzecie, nie istnieją wolne media, lecz jakieś medialne pomieszanie nazywane potocznie «pierwszym» i «drugim» obiegiem.
Polscy publicyści zajmujący się polityką widzą dokładnie problemy związane z partiami wodzowskimi, uzależnienie posłów i jałowość polskiego Sejmu. Dlaczego więc milczą? Bo milczenie jest warunkiem ich funkcjonowania w opanowanym przez czołowe partie świecie mediów. Funkcjonuje to jak w PRL: wiemy swoje, ale mówimy i piszemy tylko to, na co mamy zgodę.
W Polsce tysiące urzędników blokują przedsiębiorczość, każda ustawa generuje niesamowite koszty. Mamy dzisiaj setki tysięcy stron ustaw, setki tysięcy urzędników i już w tej chwili naszego budżetu na takie wydatki nie stać. Zapożyczamy się, emitujemy obligacje, spłacamy olbrzymie odsetki do zagranicznych banków. Natomiast brakuje pieniędzy na szkoły, na infrastrukturę itd. Przez nadmiar i skomplikowane prawo stajemy się biedakami i wasalami innych krajów. Dzisiaj brakuje definitywnego odcięcia się od czasów PRL. Brakuje ludzi, polityków, którzy wiedzą, co to jest racja stanu i którym zależy na rozwoju gospodarczym Polski. Tragiczne jest to, że jeśli ktoś robi coś szkodliwego dla kraju, gospodarki i ludzi, ale jest to zgodne z prawem, jest niewinny. To już zakrawa nie tylko na absurd, ale jawną degradację sumień Polek i Polaków.
Nie należy więc dziwić się, że wszystko z czym mamy do czynienia, idzie w złym kierunku, co prędzej lub później musi doprowadzić do gigantycznego konfliktu. Niekoniecznie do konfliktu w rodzaju wojny domowej, ale do konfliktu gospodarczego, kulturowego, społecznego czy nawet religijnego. Działania polityków, przywódców państwa i ich zachowanie oraz kształtowanie przez nich biegu wydarzeń, przypomina kiepski kabaret. Aby się o tym przekonać, wystarczy czytać gazety i oglądać informacyjne programy telewizyjne – ale koniecznie wyciągać przy tym własne wnioski.
Rządzenie państwem to nie jest zabawa grzecznych dzieci w przedszkolu, ale trudna, skomplikowana „robota”, wymagająca wkładu intelektualnego, rozumienia funkcjonowania systemu politycznego, wyobraźni „szerokokątnej”, a nawet intuicji. Nie mówiąc już o tym, że wymagająca doskonałej znajomości wszystkich praw rządzących psychologią i socjologią wielkich grup, poszczególnych jednostek i organizacji w różnych środowiskach o zróżnicowanych poglądach społeczno-politycznych.
Do tego potrzeba przyrodzonej mądrości i wielkiego potencjału człowieczeństwa oraz prawdziwego patriotyzmu, nie tylko w dniach wielkich rocznic.
Politykom polskim brakuje tych zalet – nic więc dziwnego, że współczesna Polska wygląda tak, jak wygląda: zróżnicowana, już skonfliktowana i, nazwijmy rzecz jednoznacznie, otumaniona totalnie.
To rodzi pilną potrzebę pojawienia się nowego stylu rządzenia państwem, wciągnięcia szarej masy obywateli do procesu społeczno-politycznego, odsunięcia się od elitarnego i odgórnego sterowania krajem. Działania «kosmetyczne» typu dobra zmiana i inne tego rodzaju przedsięwzięcia nie doprowadzą nigdy, nie łudźmy się, do gruntownej zmiany sposobu rządzenia w Polsce.
Rodzące się ciągle ruchy wolnościowe, narodowe i temu podobne również nie są w stanie doprowadzić do gruntownej zmiany systemu, bowiem działają odgórnie i dążą do zdobycia władzy – społeczeństwo traktowane jest tu znowu instrumentalnie. Ruchy te nie mają umiejętności, a może i chęci na stworzenie prawdziwej alternatywy i nie wychodzą poza antysystemowe hasła, a logika systemu wciąga je w swoje mechanizmy.
Radykalna zmiana kiedyś nastąpi, bo musi nastąpić. A na razie? Na razie dalej jak w kiepskim teatrze! Celebryci, wizyty, uroczystości, wybory, medale i pomniki, rocznice, afery, nominacje i dymisje, budżety i limuzyny, podejrzane partie i śpiewanie hymnu państwowego w wielkie rocznice, obłuda i… pogarda dla obywateli…
Po co to wszystko? Oczywiście „w imię racji stanu”. Niestety, żaden z polityków nie potrafi dokładniej określić, co to za racja i jaki to stan?
Potrzeba zmiany jest konieczna i uzasadniona – najlepsze jest to, że wszyscy to widzą i czują, niewielu jednak ma receptę na przeprowadzenie radykalnej zmiany.
- Rozmowa z prof. Mirosławem Matyją - 7 lutego 2024
- Polska choroba - 7 lutego 2024
- Kukiz’15 – Demokracja Bezpośrednia - 5 lutego 2021
- PUNO – historia kołem się toczy - 9 stycznia 2021
- Panowie, nie tędy droga - 3 stycznia 2021
- Ustawy się rodzą, a Konstytucja umiera - 14 grudnia 2020
- Nowa Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej - 4 grudnia 2020
- Droga do kariery politycznej - 4 grudnia 2020
- Smak ciasta - 21 listopada 2020
- Systemowa pułapka - 20 listopada 2020
Plan Balcerowicza był udany. Jego celem było przywrócenie wartości pieniądzowi, które było niezbędnym warunkiem odbudowy gospodarki po totalnym bankructwie „gospodarki socjalistycznej”. Nie wiem czemu postkomuniści jeszcze dzisiaj bronią system gospodarczy komuny?
Co jak co, to akurat plan Balcerowicza osiągnął zakładane cele, a więc był całkowicie udany. Co jak co, to akurat w sferze gospodarki III RP ma rzeczywiste sukcesy. Gdyby podobnie radykalny plan wprowadzono w naprawie demokracji i prawa wyborczego, to dzisiaj byśmy żyli w normalnej demokracji z normalnymi partiami, a nie w postsowieckim kołchozie z mafijnymi partiami.