Wybory prezydenckie, referendum i wybory parlamentarne stworzyły zupełnie nową sytuację dla dalszej działalności Ruchu Obywatelskiego na rzecz JOW. Ta nowa sytuacja wymaga moim zdaniem przeformułowania strategii i taktyki Ruchu.
Po pierwsze – doszło do polityzacji postulatu JOW. Problem wprowadzenia JOW stał się wreszcie po 22 latach przedmiotem podziału politycznego. Stał się problemem politycznym, co do którego trzeba się odnieść. Tym samym sprawa stanęła na wokandzie politycznej i nie można jej przemilczeć. Równocześnie przełamano zmowę milczenia na temat zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu. Sprawa JOW stała sie znana przeciętnemu obywatelowi.
Po drugie – doszło do jednoznacznego określenia podziału politycznego w sprawie JOW w sytuacji referendum. Referendum zostało ostentacyjnie zbojkotowane przez wszystkie partie polityczne i zdecydowaną większość władz samorządowych. Doszło do publicznego nawoływania do bojkotu referendum przez SLD, PSL i PiS, a ukrytego przez PO poprzez podległe jej środki rządowego przekazu. Po stronie JOW w referendum wystąpił jedynie Ruch JOW jako podmiot polityczny.
Po trzecie – wejście Ruchu Kukiz’15 do Sejmu nic nie zmienia, gdyż w składzie politycznym jego potencjalnego klubu, który prawdopodobnie jeszcze mocno się skurczy, jest zaledwie tylko kilku zwolenników JOW. Ruch Kukiza i on sam nie będzie zdolny do przekształcenia się w szeroki ruch polityczny, zwłaszcza, iż nie będzie otrzymywał w przeciwieństwie do partii politycznych żadnych dotacji budżetowych. A miałby ich 10 mln zł rocznie, gdyby, tak jak mu proponowano, wystartował w formule partii politycznej.
Po czwarte w konkluzji – jeśli sytuacja pozostanie jak wyżej, sprawa JOW nie ruszy specjalnie dalej z miejsca, a będzie zasypywana politycznie, zaś potencjał mobilizacyjny uzyskany przy referendum wśród 1 mln 800 tys. Polaków, będzie się rozpraszał.
W tej sytuacji trzeba rozpocząć i kontynuować otwartą debatę publiczną wewnątrz Ruchu JOW dla wypracowania w ciągu kilku miesięcy nowej formuły dla Ruchu. Moja niniejsza wypowiedź jest głosem w dyskusji – Co dalej z JOW?
Po pierwsze – trzeba doprowadzić do polityzacji Ruchu JOW, przekształcając go ze społecznego ruchu obywatelskiego w polityczny ruch obywatelski i tworząc z niego szeroki ruch polityczny. Bazą są wszyscy ci, którzy w jakikolwiek sposób wspierali JOW i Ruch, a także Kukiza z jego postulatem JOW, podczas wyborów prezydenckich, referendum i wyborów parlamentarnych. Trzeba do nich dotrzeć internetowo i medialnie oraz zachęcić do udziału w nowej formule Ruchu JOW. Szczególną uwagę trzeba poświęcić temu, co zostało z komitetów referendalnych Kukiza, bo inaczej przepadnie
Po drugie – polityczny już Ruch JOW powinien zachować formułę pełnej otwartości i braku struktury hierarchicznej z władzami o czymkolwiek decydującymi. Dlatego należy utrzymać obecną strukturę sieciową, rozbudowując ją o nowe węzły organizujące się lokalno-terytorialnie. Aby mogły one się tworzyć i rozwijać niezbędny jest jeden lub kilka ośrodków sieciujących w postaci koordynacji. Biuro Ruchu JOW we Wrocławiu doskonale się do tego nadaje, mając wszystkie dane również kontaktowe.
Po trzecie – spolityzowanie Ruchu JOW oznacza konieczność przeformułowania postulatu JOW na język walki politycznej z obecnymi partiami politycznymi i ich systemem oligarchii wyborczej. Hasło JOW nie ma mocy politycznej walki. Zresztą tak naprawdę JOW jest tylko narzędziem dla uzyskania politycznych praw obywatelskich czyli biernego i czynnego prawa wyborczego oraz uzyskania niepodległości wewnętrznej czyli uczynienia ze społeczeństwa suwerena swego państwa. Powinna więc powstać oficjalna deklaracja polityczna „O niepodległość wewnętrzną i polityczne prawa obywatelskie”. Podpisanie tej deklaracji jest warunkiem przystąpienia do Ruchu. Jeden postulat główny JOW zostaje utrzymany, ale jest już ujęty w przeformułowany na język walki politycznej sposób.
Po czwarte – należy samouprzytomnić sobie właściwego przeciwnika politycznego. To nie jest walka z abstrakcyjnym systemem, tylko z konkretnymi podmiotami politycznymi i politykami czyli obecnymi partiami politycznymi. Trzeba jasno samouprzytomnić sobie wroga politycznego, jakim są obecne partie polityczne. I tą walkę trzeba podjąć na polu ich działania czyli władzy politycznej. Z moich kilkunastu wielogodzinnych spotkań w trakcie kampanii referendalnej ze zwolennikami JOW, głównie zresztą z komitetów referendalnych Kukiza, wynikało, iż istnieje silna potrzeba pozapartyjnej i pozaokazjonalno-wyborczej samoorganizacji politycznej dla startu w wyborach samorządowych. Należy więc poprzez Ruch JOW i jego sieciowanie takie możliwości stworzyć. Dać tym ludziom motywy i instrumenty działalności politycznej. I walki o władzę – w gminach, powiatach, województwach, parlamencie i to poczynając od najbliższych wyborów uzupełniających.
Po piąte – w systemie partiokracji, gdzie wszystkie rozwiązania prawne są celowo robione pod partie polityczne, trzeba sobie stworzyć przynajmniej takie same możliwości, acz omijając groźną formułę działania jako partia polityczna. Takie rozwiązanie będące wytrychem do drzwi partiokracji podpowiedzieli mi moi koledzy z byłego KPN, proponując je pierwotnie Kukizowi, który się z tego wycofał. Zarejestrowali oni bowiem swoją partię – wydmuszkę, o cudacznej nazwie „Wspólnota”. Ten twór jest jedynie tworem prawnym i faktycznie nie działa. Ale może być w różnych sytuacjach używany jako narzędzie dla walczących z partiami politycznych już woJOWników. Każdy członek Ruchu i każda grupa Ruchu może go używać. W ich startach w wyborach wszystkich szczebli i wszystkich rodzajów władzy politycznej. Oczywiście o ile to konieczne, bo droga komitetów wyborczych Ruchu JOW pozostaje otwarta.
Po szóste – jako żelazną zasadę wszelkich decyzji personalnych w takich walkach należy przyjąć zasadę demokratycznego głosowania internetowego zarejestrowanych w Biurze Krajowym Ruchu członków. I tak wszelkie decyzje personalne o starcie wyborczym muszą się opierać o prawybory w danym węźle terytorialnym Ruchu. To zresztą będzie dodatkowym motywem do codziennej pracy w węźle przez jego uczestników.
Pozdrawiam,
Wojciech Błasiak
6 listopada 2015

- Komunistyczna kontrrewolucja - 8 grudnia 2024
- Apel otwarty do Prezydenta RP Andrzeja Dudy - 20 października 2024
- Patologizacja partii politycznych w Polsce - 24 lipca 2024
- Negatywne przywództwo - 16 czerwca 2024
- Początek rozpadu „układu okrągłego stołu” - 5 stycznia 2024
- Prawo Duveregera, czyli dlaczego Jarosław Kaczyński musiał przegrać te wybory - 31 października 2023
- Fasadowa demokracja i jej propaganda oraz ideologia - 13 stycznia 2023
- Inflacja, polityka i neoliberalna ekonomia - 8 września 2022
- Ktoś musi zacząć - 11 lipca 2022
- Koniec Europy jaką znamy - 8 czerwca 2022
Ruch JOW powinien zorganizować wybory do alternatywnego Sejmu Obywatelskiego. To będzie batdzo duże zadanie wymagające zaangażowamnia tysięcy woJOWników więc w ramach treningu Ruch JOW powinien organnizować wybory do alternatywnych rad w miastach w których oficjalne rady nie są wybierane demokratycznie.
Alternatywny Sejm Obywatelski bez alternatywnych instytucji państwowych i bez alternatywnego społeczeństwa obywatelskiego jest instytucją atrapowatą i fasadową bez większego sensu. Najpierw trzeba stworzyć alternatywne społeczeństwo obywatelskie. Potem można tworzyć alternatywne instytucje, a na końcu przejmować lub tworzyć alternatywny Sejm.
Przy okazji chciałbym się odnieść do kwestii, która u wielu zainteresowanych tematyką JOW i postulatem Ruchu może nieco dziwić i dezorientować. Chodzi mi o krytykę modelu francuskiego (dwuturowego), a zwłaszcza australijskiego (głos alternatywny), jaką niekiedy przy różnych wykładach, prelekcjach, spotkaniach można usłyszeć z ust woJOWników.
Wiadomym jest, że Ruch dąży do wprowadzenia w wyborach do Sejmu systemu większościowego w okręgach jednomandatowych, najlepiej w wersji brytyjskiej (większość względna). Trudne jednak może być do zrozumienia, zwłaszcza odbiorcom mniej obeznanym w tej kwestii, krytyka innych wariantów JOW, gdy jednocześnie głosimy wszędzie, że JOW działają sprawnie nie tylko w Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, ale też we Francji i Australii właśnie, choć tam wybierają nieco inaczej.
Trąci to po trosze hipokryzją, ale w znacznej mierze dlatego, że – tak mi się zdaje – padają niekoniecznie trafne argumenty krytyczne wobec tych innych modeli. I tak np. w Australii wielkie znaczenie i pole do manipulacji dają rzekomo instrukcje partyjne, jak zaznaczać kolejne preferencje na karcie wyborczej. Może i tak, ale praktyka pokazuje, że znaczna część wyborców ma te instrukcje zasadniczo gdzieś, a nawet jeśli nie, to przecież nikt nikomu broni nie przystawia i jeśli część wyborców chce głosować według instrukcji, to tak robią i nic nam do tego. To jest właśnie wolność wyboru, o którą walczymy! Jak zresztą krytykować głos alternatywny, skoro chwalimy jednocześnie ich system polityczny? Podobnie z Francją, gdzie dwuturowość sprzyja rzeczywiście różnym układom między pierwszą a drugą turą. Ale skoro tam też tworzy się scena dwubiegunowa, która jest zaletą JOW w naszym mniemaniu, to nie możemy się skupiać na tym tylko. Nie rozumiem też, jak można krytykować to, że tam jest bardzo różnorodny wachlarz partii i partyjek, skoro i tak należą one zasadniczo do dwóch bloków, a to chodzi ostatecznie i bloki te są stabilne?
Potrzeba pokazywania bardziej pozytywów systemu brytyjskiego, a nie wytykania mniej lub bardziej widocznych wad innych systemów JOW, skoro wszystkie prowadzą do dobrego efektu. A zatem system JOW na wzór Zjednoczonego Królestwa jest lepszy, bo:
1) jest jednoturowy, więc trzeba głosować od razu na tego, kogo naprawdę się chce, a nie liczyć na drugą turę jak we Francji,
2) jest tańszy niż francuski z powodu właśnie tylko jednej tury,
3) jest najprostszy i najszybszy w ustalaniu wyników wyborów ze wszystkich systemów znanych ludzkości – australijski jest skomplikowany i nieprzejrzysty dla większości wyborców (to jest jego największa wada z perspektywy przeciętnego Polaka, zwłaszcza przy różnych mniej lub bardziej słusznych zastrzeżeniach do wyborów u nas),
4) kampania wyborcza nie rozciąga się na dalsze dwa tygodnie, jak byłoby przy dwóch turach, lecz następnego dnia, najwyżej po dwóch, jest pewność, kto wygrał wybory,
5) znamy go już z Senatu, a przede wszystkim z ogromnej większości gmin.
Błędem jest po prostu krytykowanie w czambuł modeli francuskiego i australijskiego. To jest jedna rodzina, tylko nieco inaczej się rozwinęła. Dla nas system brytyjski jest najlepszy, bo po prostu najbardziej przystaje do chęci maksymalnego uproszczenia procedury wyborczej i zagwarantowania jej przejrzystości w naszych warunkach. Nawet jeśli tamtym coś zarzucamy, to warto wskazać, że nie są one złe, więcej, np. preferencje są nawet dobre, ale Brytyjczycy robią to jeszcze lepiej, tak jak my w wyborach do Senatu i rad gmin. A zwłaszcza w tych drugich – wybierajmy posłów jak naszych radnych z sołectwa czy dzielnicy. Reprezentantów naszych lokalnych spraw, wybranych tylko naszymi głosami, a nie jakimiś formułami i progami.
Przepraszam, długie mi to wyszło, ale wierzę, że nie zamęczyłem nikogo.
Zgadzam się z tą wypowiedzią. Do jest kwestia czystej taktyki i strategii argumentacyjnej. Zbytni dogmatyzm i zawężenie perspektywy jest przeszkodą, kładzeniem sobie samemu kłód pod nogi, zapędzaniem siebie na margines do kąta.
Ja na przykład uważam, że JOW-y w wersji brytyjskiej, a jeszcze bardziej w kanadyjskiej (z solidnymi gwarancjami około-systemowymi) jest w specyficznych warunkach i w sytuacji Polski najlepszy i najbardziej optymalny, ale nigdy nie powiem, że JOW wszędzie i w każdej sytuacji jest najlepszy albo, że nie ma absolutnie żadnych innych możliwości, by zlikwidować bądź znacznie osłabić w Polsce system postsowieckiej partyjnej dyktatury.
Na przykład nigdy nie wprowadziłbym JOW-ów w zacofanym afrykańskim kraju i strukturze jeszcze plemiennej, ponieważ wprowadzenie zasady „zwycięzca bierze wszystko” prowadziłoby do krwawych walk na dzidy o każdy mandat i nieuznawania wyników wyborów. W takim kraju raczej wprowadziłbym system proporcjonalny, gdzie przedstawiciele wszystkich plemion musieli by rozwiązywać swoje problemy bez dzid w warunkach parlamentarnych. JOW-y jednak wymagają jakieś kultury konkurencyjności, prawa i praworządności
To ja dodam jeszcze jedną już kilka razy ujawnioną myśl, która – wiem – że wśród woJOWników jest bardzo niepopularna i niechętnie przyjmowana, ponieważ nie jest zgodna z utrwaloną przez lata doktryną ruchu. Wydaje mi się jednak, że z powodów taktycznych i edukacyjnych na front ruchu powinna być wystawiona walka o podstawową demokrację ze swobodą udziału obywateli w procesach wyborczych, odzyskaniem podmiotowości obywateli i lokalnych społeczności oraz tłumaczeniem podstawowych mechanizmów i wartości demokratycznych. Natomiast sam JOW powinien stać w drugim rzędzie przedstawiany jako najlepsze specyficznie dla Polski narzędzie pozwalające na urzeczywistnienie tych celów. Lecz niekoniecznie absolutnie jedynym. Osobiście dopuściłbym również rozwiązanie pośrednie i plan B w formie ordynacji proporcjonalnej, ale z zagwarantowaniem wszelkich parametrów demokratycznych i wykluczającym monopol sitw partyjnych na udział w demokracji (wzorem mógłby być system z Holandii).
Wiem, że woJOWnicy reagują na takie „świętokradztwa” alergicznie, ale osobiście uważam, że zbytni dogmatyzm i zawężenie do bardzo technicznego postulatu i terminu JOW jest jedną z większych przeszkód w popularyzacji celów Ruchu JOW
To jest trochę tak jak ze sprzedawaniem samochodów. Jak będziemy próbować sprzedać samochód mówiąc „tylko silnik Diesla i system ABS się w samochodzie liczy, a wszystko inne to nawet nie samochód, tylko zupełne badziewie” to raczej nie będziemy specjalnie skuteczni i wiarygodni. Trzeba raczej mówić, że samochód jest najpiękniejszy, najwygodniejszy, bardzo szybki a zarazem bardzo bezpieczny, bardzo solidny, niemal bezawaryjnych i mocno ceniony przez klientów. A do tego ma ABS i inne super-systemy a klienci najbardziej lubią i kupują modele z silnikiem Diesla, bo Diesel potrafi to, to i to.
Elementarna wiedza Polaków o podstawach demokracji jest porażająco słaba. Niedawno czytałem ramy programowe WOS dla szkół to miałem wrażenie, że młodzież w szkołach jest systemowo ogłupiana. Słowo bierne i czynne prawo wyborcze tam nawet śladowo nie wystąpiło podobnie jak wyjaśnianie podstawowych pojęć jak powszechność, wolność czy równość wyborów. Jak się nie przełamie tej bariery niewiedzy to dotarcie z wiedzą o ordynacjach wyborczych lub JOW-ach jest praktycznie niemożliwe i jest jak rzucanie grochem o ścianę. Dlatego myślę, że stworzenie atrakcyjnego, skutecznego i łatwo przystępnego programu edukacyjnego o podstawach demokracji na poziomie gimnazjum lub liceum powinno być jednym z celów Ruchu JOW oraz innych zaprzyjaźnionych ruchów demokratycznych. I propagowanie tego po szkołach i wszędzie indziej wręcz jak zakazanej bibuły w drugim obiegu.
Zapraszam do publikowania innych opinii na temat optymalnych metod walki o realizację naszego postulatu „460 JOW do Sejmu”. Wydarzenia ostatnich miesięcy postawiły nas w nowej sytuacji i potrzebna jest szersza dyskusja. Jest nas teraz więcej niż kiedykolwiek przedtem, a więc potrzebne są nowe formy działania. Zapraszam też do Łodzi w nadchodzącą sobotę.
Bardzo ważny wpis a do tego odpowiadający w dużej mierze moim wyobrażeniom o należnym postępowaniu Ruchu JOW. W paru sprawach może lekko inaczej rozłożyłbym akcenty, ale to są sprawy uboczne wobec kwestii kierunkowych.
Od około 2 lat wspominam tutaj o idei wirtualnych JOW-ów, które moim zdaniem powinny stanowić podstawę wspomnianej tutaj luźnej organizacji sieciowej. Koncepcja polega na utworzeniu 460 jednostek terenowych w ramach aktualnych WOW do Sejmu według norm przedstawicielstwa (czyli tak jakby to robił po wprowadzeniu systemu JOW). Struktura ta miałaby na celu:
a) maksymalne „uoddolnienie” i „uterenowienie” struktur, co gwarantuje największy stopień uniezależnienia struktur od medialnego i politycznego reżimu
b) praktyczne unaocznienie modelu JOW dla ludzi i środowisk lokalnych przy jednoczesnym praktycznym wprowadzaniu, ćwiczeniu i wpajaniu praktyk oddolnego, demokratycznego i „JOW-owskiego” działania, w tym obowiązkowe konkursy, a najlepiej prawybory kandydatów na kandydatów
c) Projekcje wirtualnej struktury JOW-ów na inne systemy wyborcze, a zwłaszcza na proporcjonalne WOW-y w wyborach do Sejmu (każdy JOW miałby zarezerwowane prawo do jednego (lub dwóch) miejsc na okręgowej liście wyborczej)
Wirtualne JOW-y byłyby z założenia w pełni autonomiczne, jednak pod warunkiem spełniania uniwersalnych, wspólnie ustalonych standardów i norm demokratycznych (otwartość, równość, jawność, wolność, demokratyczne prawybory, reprezentatywność, odpowiedzialność plus dosłownie 3-4 kardynalne cele ustrojowo-programowe)
Warunkiem wstępnym takiej koncepcji byłoby utworzenie specjalnej stałej grupy roboczej od utworzenia, pielęgnacji i administracji jowowskiej struktury sieciowej. Niejako rewitalizacji i uaktualnienia projektu podziału terytorialnego kraju, który wisi zapomniany gdzieś na stronach Fundacji Madisona.
Uwag miałbym więcej, ale trudno się tutaj rozwlekać (Ruchowi JOW boleśnie brakuje jakiegoś sensownego forum dyskusyjnego). Więc może innym razem.
ciekawe, dwa lata temu przygotowałem tekst mniej więcej na ten temat, może z nieco innym pomysłem, i schowałem do szuflady, może warto go opublikować,
bo takie rozwiązanie się niejako same narzucają, gdy się myśli systemowo. Więc takie idee snują się po różnych głowach. Też gdzieś mam fragmenty zarysów takiego rozwiązania w schematach graficznych. Problem w tym, że gdy się robi to samemu w chwilach wolnych to od zarysu do gotowego projektu dojrzałego do prezentacji potrzeba z 5 lat pracy. I na tym kuleje wszelka innowacyjność, produktywność i postęp w Polsce. Na braku zespołowości i platform współpracy. Już lepiej wszystko wokół olać niż się twórczo samemu wysilić nie wiadomo dla kogo i po co. Myślę, że Polska jest krajem milionów dobrych idei, które jednak nie ujrzą światła dziennego leżąc na wieki w szufladach.