Znacie Ligię Krajewską? Marcina Kierwińskiego? Leszka Jastrzębskiego? Nie? Są posłami. A nie powinni nimi być. To właśnie tego obawiają się politycy, kiedy myślą o Jednomandatowych Okręgach Wyborczych i to budzi w nich największy strach i przerażenie.
Warszawa, 2011 rok. Polska Komisja Wyborcza podaje wyniki wyborów. Wśród nowych posłów znajduje się trójka wymienionych powyżej. Co ich łączy? Niezwykle mała ilość głosów. Każdy z nich dostał ich mniej niż 4 000. Do Sejmu nie wchodzi startujący w tym samym okręgu Paweł Poncyliusz, pomimo znacznie lepszego wyniku – 24 948 głosów.
Zastosowanie ordynacji proporcjonalnej doprowadziło do niewyobrażalnego zniekształcenia podziału mandatów i wprowadzenia do Sejmu trzech posłów (tylko w tym jednym okręgu), którzy otrzymali gorsze wyniki wyborcze od swoich kontrkandydatów.
Tych trzech posłów wywodziło się w tym przypadku z Platformy Obywatelskiej. Należy jednak zaznaczyć, że ten problem pojawiał się również w innych okręgach i premiowane były również inne ugrupowania, w tym Prawo i Sprawiedliwość.
Spójrzmy na Polskę:
Co najmniej pół miliona osób nie ma żadnego reprezentanta w Sejmie, choć Sojusz Lewicy Demokratycznej, który otrzymał nieco ponad milion głosów, ma 27 posłów.
Tym sposobem ordynacja proporcjonalna daje na poziomie ogólnopolskim niezwykle dużą „premię” dla największych partii politycznych. PiS i PO dostały łącznie o ponad 46 mandatów więcej, niż wynikałoby to z proporcjonalnie obliczonego wyniku wyborów. Czyli, premia wynosiła dla każdej z tych partii około 5 punktów procentowych w stosunku do ilości otrzymanych głosów.
Na ten wynik „zapracowało” kilkunastu rozpoznawalnych posłów z obu partii. Jarosław Kaczyński i Donald Tusk otrzymali łącznie ponad pół milion głosów. Pozwoliło to na zdeklasowanie rywali w tym okręgu.
A co jeśli okręg miałby około siedemdziesięciu tysięcy osób? I co, jeżeli wszyscy posłowie, musieliby konkurować w naprawdę podobnych i porównywalnych warunkach? To tego się boją politycy. Tu nie chodzi o to, czy JOW-y są dobre, czy są złe. Chodzi o to, że w przypadku JOW-ów, liderzy przestaliby być „lokomotywą”, która ciągnie wagony wypełnione nic nie robiącymi całe kadencje posłami, których jedynym zadaniem jest głosowanie tak, jak pan prezes przykaże. Każdy poseł musiałby się stać swoją własną lokomotywą. Musiałby zacząć pracować. Straszne, prawda?
JOW-y to zupełnie inne podejście do wyborów. Każdy polityk, walczący w małym okręgu, musi przekonać do siebie wyborców – nie może liczyć na to, że choć dostanie śmiesznie mało głosów, to wyborcza „lokomotywa”, gigant-spadochroniarz z Warszawy, wciągnie go do Sejmu. Musi sam stać się rozpoznawalny i zacząć działać. Ci, którzy śpią, będą spać dalej – poza Sejmem.
Dlatego pamiętajmy, że politycy będą się bali. Będą nam mówić, że JOW-y są złem, że JOW-y nie. Pójdą za nimi ich dziennikarze, Ci, którzy zawsze stoją za nimi. Lecz czy można słuchać tych, którzy nigdy nie wygraliby wyborów w swoim okręgu, gdyby przyszło im stanąć do walki jeden na jednego? Jaki jest interes takiej osoby? Bo chyba nie jest nim prawda. Nieprawdaż?
http://michaljezierski.natemat.pl/
http://jezierski.info.pl/

- Dlaczego JOW-y to koszmar polityków - 17 maja 2015
@Bu
działania zasady, że lepsza sprawna władza, niż reprezentatywna
Według tej zasady, to Stalinizm najbardziej perfekcyjnym systemem.
Władza niereprezentatywna a taką mamy w Sejmie jest nielegalna i nieprawowita.
Reprezentatywność jest esencją demokracji. Gdy złamiemy tę zasadę, to nie możemy mówić o demokracji. To jest dyktatura.
W polsce mamy dyktaturę nomenklatur partyjno-medialnych przynajmniej w zakresie władzy podstawowej czyli instytucji Sejmu.
Do kolegi bisnetus (do pozostałych zresztą też):
JOW są pociągającym pomysłem. Trzeba jednak pamiętać, skąd pomysł progu wyborczego i ordynacji proporcjonalnej. W międzywojniu mieliśmy ogromne problemy z dysfunkcjonalnością sejmu spowodowaną rozdrobnieniem. Wybory po 1989r. dawały podobne efekty. Obecna ordynacja to efekt działania zasady, że lepsza sprawna władza, niż reprezentatywna.
Osobiście mam mieszane uczucia. Od dawna nie głosuję w wyborach parlamentarnych, bo wiem, że głosuje się tak naprawdę na partie, ale boję się, że JOW doprowadzą do paraliżu nasz parlament, że do sejmu dostaną się różne oszołomy.
A czy można prosić o prostą odpowiedź na pytanie:
Czym politycy przekonają do siebie wyborców w systemie JOW, tzn. co im obiecają? Powiedzmy jest dwóch byłych członków PiS, celują w ten sam elektorat – co mogą bardziej obiecać w zakresie miłości do Polski, wiary, chęci pomocy najuboższym? Że będą szukać poparcia dla budowy obwodnicy miasta/wsi? A jak wyborca zapyta np. o podatek katastralny to mają przedstawiać własną wizję, wizję PiS?
I jak później w Sejmie – będą wchodzić w doraźne koalicje np. w sprawie podatku katastralnego, w sprawie kwoty wolnej od podatku, w sprawie 6-cio latków i każdy będzie starał się wywiązać z obietnic?
Dlaczego w UK jest podział na Konserwatystów i Partię Pracy? Jak się dogadują, skoro każdy polityk może składać inne obietnice? A może jednak składają obietnice bliskie linii partii? Ok, nie wybiera ich prezes, ale muszą się czegoś trzymać?
Warto tutaj jeszcze dodać, że te stracone głosy są wynikiem wyborów już po zamarciu życia politycznego w Polsce. Ponieważ ludzie umieją liczyć i wiedzą, że nie warto startować w wyborach, bo nie ma najmniejszych szans, to nawet nie próbują startować. Startują tylko koncesjonowane partyjki na marginesie liczące na przeskoczenie progu wyborczego.
Na początku polskiej demokracji, kiedy ludziom się jeszcze chciało to w momencie wprowadzenia 5% progu wyborczego w skali całego kraju (1993 rok) zakończyło się masakrą głosów obywateli i złamaniem kręgosłupa dopiero co rodzącej się demokracji. Masakra dotyczyła około 35% wszystkich oddanych głosów. To była zbrodnia na demokracji. Partie kanapowe zabetonowały się w studiach telewizyjnych, a ludziom się demokracji odechciało ograniczając się do siedzenia przed telewizorem.
Tutaj jest grafika przedstawiająca wyniki wyborów do Sejmu z 1993 roku:
https://bisnetus.files.wordpress.com/2015/05/wybory-do-sejmu-rp-1993.png
Mysle ze nie tylko „Będą nam mówić, że JOW-y są złem, że JOW-y nie” – powoli sie wycofuja z tego, ale teraz mowic ze konieczny jest kompromis czyli system mieszany.