W numerze 17 (2651) tygodnika "Polityka" z 26 kwietnia 2008 pojawił się wywiad z politologiem Radosławem Markowskim, pod ogólnym tytułem Kasa na oku, w którym dzieli się swoimi przemyśleniami na temat finansowania partii politycznych.
Jest naturalne, że kiedy rozmowa dotyczy pieniędzy politycznych, to bardzo trudno nie zwrócić uwagi na jeszcze dwie sprawy, a mianowicie wybory i korupcję. Usiłując dokonać analizy trójkąta bermudzkiego, którego wierzchołkami są pieniądze, wybory i korupcja dr Markowski z wielką dezynwolturą przytacza kontrowersyjne, a niekiedy wręcz całkowicie niezgodne z rzeczywistością dane. Niniejszy tekst jest nie tyle usiłowaniem podjęcia polemiki z uznanym ekspertem i autorytetem, ile próbą postawienie kilku kropek nad i.
Odpowiadając na pytanie dziennikarza, p. Markowski odwołuje się do systemu wyborczego: jaki system – proporcjonalny czy większościowy – bardziej sprzyja występowaniu różnych form korupcji?
Radosław Markowski jest zdania, że w systemie wyborczym większości względnej, rola pieniędzy byłaby nieporównanie większa. Doktor politologii jest przekonany, że gdyby jeszcze nastąpiło zmniejszenie liczby posłów, to jest rzeczą oczywistą, że bogaci biznesmeni mogliby po prostu kupować mandaty. Jako przykład podaje kraje Ameryki Łacińskiej, w których fachowa literatura politologiczna opisuje wiele podobnych sytuacji. Skoro mowa o Ameryce Łacińskiej, to wypadałoby zaznaczyć, że wybory większościowe odbywają się jedynie w basenie Morza Karaibskiego, natomiast na całym kontynencie (od Chile po Gwatemalę) przeciwnie: stosuje się różne warianty wyborów proporcjonalnych.
Ale, Ameryka Łacińska – Łacińską Ameryką, a nam bliższe są kraje Europy Wschodniej. Dr Markowski kontynuuje: Popatrzmy na Ukrainę i inne kraje wschodnioeuropejskie, w których funkcjonują okręgi jednomandatowe. Jest to doświadczenie katastrofalne. Ze smutkiem wypada stwierdzić, że w tym słowach jest tylko połowa prawdy. Doświadczenie Ukrainy i Rosji jest faktycznie katastrofalne, rzecz jednak w tym, że ani w jednym, ani w drugim z tych krajów nie ma jednomandatowych okręgów wyborczych.
25 marca 2004 Rada Najwyższa Ukrainy uchwaliła ordynację wyborczą, zgodnie z którą kolejne wybory parlamentarne mają być przeprowadzane w systemie proporcjonalnym. Od tego czasu parlament ukraiński był wybierany dwukrotnie: wiosną 2006 odbyły się wybory normalne, a jesienią 2007 przedterminowe. Co się tyczy Rosji, to trzy lata temu uchwalono prawo, zgodnie z którym delegatów do Dumy wybiera się w jednym okręgu wyborczym, obejmującym całą Federację Rosyjską, według zasady proporcjonalności z ogólnokrajowych list wyborczych. Ostatnie takie wybory przeprowadzono 2 grudnia 2007. Tak więc ani na Ukrainie, ani w Rosji nie ma żadnych okręgów jednomandatowych. Każdy z tych krajów jest jednym wielkim okręgiem wyborczym, w którym mandaty rozdziela się na listy partyjne w systemie proporcjonalnym.
Również nie jest specjalnie przekonywująca argumentacja p. Markowskiego, którą stosuje dla ostrzeżenia nas przed niebezpieczeństwami wyborów w okręgach jednomandatowych w Wielkiej Brytanii: Jeśli ktoś o poglądach lewicowych urodzi się w okręgu, jaki ze względu na swoją strukturę społeczną, jest okręgiem konserwatywnym, to bez zmiany miejsca zamieszkania będzie miał zawsze konserwatywnego posła. Rzecz w tym, że po wyborze kandydat, obojętnie czy jest konserwatystą, laburzystą, liberalnym demokratą, szkockim nacjonalistą itp. – staje się reprezentantem całego okręgu. Oznacza to, że zwracają się do niego ze swoimi problemami nie tylko ci wyborcy, którzy na niego głosowali, ale także i ci, którzy swoje głosy oddali na innych kandydatów albo w ogóle nie uczestniczyli w wyborach. Stabilność takich relacji zapewnia instytucja tajnego głosowania, albowiem w absolutnej większości przypadków kandydat nie wie, kto głosował za, a kto przeciwko niemu. Właśnie z tego powodu w Zjednoczonym Królestwie nie obserwuje się procesów migracyjnych wyborców, przenoszących się z okręgu do okręgu z powodów politycznych. Jeśli, powiedzmy, laburzysta z pokolenia na pokolenie, ma problemy mieszkaniowe, to śmiało zwraca się do swojego konserwatywnego posła, a ten, w ramach swoich kompetencji i możliwości, albo mu pomoże rozwiązać jego problemy, albo doradzi, dokąd najlepiej się zwrócić. I z takich przykładów składa się łańcuch doświadczeń większości członków brytyjskiej Izby Gmin.
Z powyższego wynika, że stwierdzenia Radosława Markowskiego na temat systemów wyborczych w różnych krajach, o których mówił w wywiadzie dla "Polityki" są wewnętrznie sprzeczne i nie zawsze odpowiadają rzeczywistości. I nie chodzi tu o przedkładanie wyborów proporcjonalnych nad wybory większościowe, ale o to, że takie stanowisko jest wynikiem z góry przyjętych założeń oraz, co gorsza, niewiarygodnej, nierzetelnej informacji.
*Nazar Boyko – politolog, Lwowski Regionalny Instytut Administracji Państwowej, Narodowa Akademia Administracji Państwowej przy Prezydencie Ukrainy.
- O Ruchu JOW i uczeniu się na cudzych błędach - 25 maja 2008
- O tym, jak powstają mity - 6 maja 2008
- O tzw. wyborach większościowych na Ukrainie - 12 stycznia 2008
- Uczestnictwo w wyborach obowiązkiem obywatelskim. Perspektywa ukraińska - 24 października 2007
- Zaczarowany krąg ukraińskich wyborów - 15 października 2007