Kierownictwa partii politycznych PiS, SLD i PSL, przy milczącym „tak” ale „nie” PO, publicznie występują przeciwko wprowadzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu. Część polityków tych partii de facto agituje na rzecz nieuczestniczenia w referendum 6 września, nawołując do odwołania referendum i mówiąc o wyrzuconych w błoto 100 mln zł.
Upartyjnione media publiczne i media prywatne zasadniczo milczą, jak zaklęte, na temat referendum i pytania o JOW, co najwyżej od czasu do czasu puszczając wypowiedzi, próbujące dezawuować postulat zmiany ordynacji wyborczej. I co ciekawe, w tym milczeniu i dezawuowaniu nie ma różnic w optyce politycznej mediów. Milczy i „Gazeta Wyborcza”, i „Gazeta Polska”. Milczy i „Wirtualna Polska”, i „niezalezna.pl”.
Nabrały wodę w usta medialne i naukowe autorytety publiczne, tak chętnie zabierające głos w sprawach małych i dużych. Milczą jak zaklęci, mimo iż decyzję o referendum podjął prezydent Komorowski ponad 2 miesiące temu.
Na placu boju po stronie referendum pozostał tylko Ruch Obywatelski na rzecz JOW, który organizuje w całej Polsce spotkania i wykłady, drukuje materiały propagujące JOW czy wywiesza bilbordy zachęcające do udziału w referendum
Ta sytuacja pokazuje pełny obraz nędzy moralnej i ideowej polskiego establishmentu. I to bez względu na jego opcje polityczne i partyjne. Od PiS, po SLD. Od „Gazety Wyborczej” po „Gazetę Polską”. Oto bowiem dzięki dość nieoczekiwanemu splotowi zdarzeń politycznych, po raz pierwszy doszło do ogłoszenie ogólnopolskiego referendum, które może rozpocząć proces zmuszenia polski parlament do nadania Polakom biernego prawa wyborczego, a usunięcia fikcji ze stosowania czynnego prawa wyborczego.
Obecna ordynacja wyborcza do Sejmu, łamiąc Konstytucję, pozbawia bowiem 30 mln Polaków możliwości bycia wybieranym do Sejmu. Obywatel nie może bowiem jako obywatel wystartować w sejmowych wyborach. Musi startować formalnie jako komitet wyborczy, zebrawszy uprzednio 6 tys. podpisów. Faktycznie zaś może wystartować wyłącznie jako przedstawiciel, którejś z partii politycznych. A wybierać może tylko spośród tych, których wybrały na listy wyborcze kierownictwa partii politycznych.
Stan Tymiński ujął dość obrazowo tę sytuację politycznych praw obywatelskich w Polsce następująco – „Polak w dzisiejszej Polsce jest jak Murzyn ze stanu Missouri na południu Stanów Zjednoczonych w latach 50. XX wieku. Niby może głosować, ale nie ma swoich kandydatów, a samemu wystartować nie może”.
Może bowiem skorzystać z podstawowego prawa obywatelskiego tylko z przyzwolenia kierownictw partii politycznej. Tym samym nie ma jako obywatel tego prawa. To prawo zawłaszczyły partie polityczne. Tym samym polski establishment polityczny sprowadził 30 mln Polaków do roli pozbawionych podstawowych praw obywatelskich tubylców kraju politycznie skolonizowanego. Tym samym polski establishment uniemożliwił i uniemożliwia odzyskanie niepodległości wewnętrznej własnemu narodowi. Sytuując się w roli faktycznego suwerena polskiego państwa, występuje w roli politycznego okupanta wewnętrznego własnego społeczeństwa.
I nie zamierza z tej okupacji zrezygnować. Establishment przestraszył się na chwilę sukcesu w wyborach prezydenckich Pawła Kukiza. Na jego sztandarowy postulat wprowadzenia 460 JOW-ów w wyborach do Sejmu, oddało bowiem głos ponad 3 mln Polaków, w ponad 70% młodych ludzi w wieku od 18 do 38 lat. To są roczniki nazywane „uderzeniowymi”, które robią w każdym kraju rewolucję. To były też roczniki pracowniczej rewolucji społecznej Sierpnia 1980 roku. I establishment o tym wie.
Stosunek establishmentu do tych 3 mln wyborców najjaśniej zwerbalizował jego dyżurny agent medialny prof. Janusz Czapiński – „Rośnie radykalizm w młodym pokoleniu Polaków. Módlmy się by jak najszybciej wyemigrowali, dzięki temu ochronimy porządek”. I te słowa wyjaśniają w pełni bojkot referendum przez polski establishment. Od Jarosława Kaczyńskiego po Leszka Millera i od Tomasza Sakiewicza po Adama Michnika.
Ale proces walki o odzyskanie niepodległości wewnętrznej polskiego narodu, dzięki uzyskanie politycznych praw obywatelskich już się zaczął. Nasz przeciwnik sam zdefiniował się i dookreślił stosunkiem do referendum. I trzeba go w walce politycznej pokonać. I wyrzucić tam, gdzie jest jego miejsce. Na śmietnik polskiej historii. Nawet jeśli to potrwa jeszcze jakiś czas.
17 sierpnia 2015
- Apel otwarty do Prezydenta RP Andrzeja Dudy - 20 października 2024
- Patologizacja partii politycznych w Polsce - 24 lipca 2024
- Negatywne przywództwo - 16 czerwca 2024
- Początek rozpadu „układu okrągłego stołu” - 5 stycznia 2024
- Prawo Duveregera, czyli dlaczego Jarosław Kaczyński musiał przegrać te wybory - 31 października 2023
- Fasadowa demokracja i jej propaganda oraz ideologia - 13 stycznia 2023
- Inflacja, polityka i neoliberalna ekonomia - 8 września 2022
- Ktoś musi zacząć - 11 lipca 2022
- Koniec Europy jaką znamy - 8 czerwca 2022
- Prawo małych i średnich państw narodowych do suwerennego istnienia - 4 maja 2022
Trochę nie rozumiem dlaczego wszyscy zachwycają się JOWami. Argumenty że ludzie się budzą czy rośnie ich świadomość są przesadzone. Tort można podzielić na różne części ale i tak ważne jest kto go zje. Oprócz zmiany ordynacji wyborczej i stworzenie JOW ów absolutnie nic nam to nie przysparza bogactwa. Przywoływane jako sztandarowe przykłady istnienia JOW takie jak Anglia, Francja, Stany Zjednoczone jednocześnie ukazują patologie moralne istniejące w tych JOWowych rajach. To tam panuje możliwość zdemoralizowanych praktyk zawierania małżeństw jednopłciowych, manipulacji zarodkami ludzkimi oraz eksperymenty moralnie wątpliwe. Zyski z JOW ów jakoś w konkretnych przypadkach zupełnie nie potwierdzają ważności walki o nie.
To tak jakby powiedzieć 'trochę nie rozumiem dlaczego ludzie się zachwycają demokracją przecież autorytaryzm i oligarchia też działa’ – polecam strategie intelektualnej oszczędności.
Zgadza się autorytaryzm i oligarchia też działa i w określonych sytuacjach społeczno-politycznych się sprawdza a można powiedzieć, że jest jedynym rozwiązaniem na pewnym etapie rozwoju czy wydarzeń. Problem w tym żeby rozpoznać czas gdy te formy stają się przeżytkiem , gdy są już bezużyteczne i umiejętnie przejść do następnej. Obecnie podobnie jest z JOWami . Nie ma wiele przekonujących argumentów na to że obecnie one są rozwiązaniem ważnych problemów społecznych dziejących się w Polsce. JOWy jak ktoś napisał w kolebce największej demokracji czy to w USA czy GB nie załatwiają problemów. Wystarczy popatrzeć na dylematy kwestii wolności oraz problemu rządzącej władzy odbierającej prawa obywatelom w imieniu prawa. Naloty na inne kraje, śmierć zadawana poprzez drony, wojna ze społeczeństwem obywatelskim prowadzona w imieniu jego samego przeciwko niemu. Nie JOWy są rozwiązaniem dla państwa lecz poziom elit i rozwój samego społeczeństwa. Kwestia JOWów staje się magicznym wytrychem jak w społeczeństwie pierwotnym gdzie totem i szaman uważano rozwiąże NASZE problemy. To nie JOWy czy obecny system bezpośrednio rozwiązują bądź nie problemy społeczeństwa lecz rodzaj ludzi który go tworzy. Dlatego mam wrażenie że zaprowadzenie JOWów tak jak napisałem poprzednio będzie takim ruchem jak osiem lat temu PO wołało wybierzcie NAS rozwiążą się problemy a po 8 latach problemy pozostały a nawet stały się większe. Dlatego twierdzę że rodzaj składników dobra do budowy „tortu” jest ważniejszy niż samo krojenie 🙂
Interesująca paralela z tym tortem, jeden może najeść się do syta drugiem maja wystarczyć okruchy. Czy to ma być konstytucyjna zasada równości? 😉
Nie widzę też bezpośredniego związku pomiędzy małżeństwami jednopłciowymi a systemem wyborczym. Równie dobrze można powiedzieć że irlandzki proporcjonalny system wyborczy (proportional representation) doprowadził do legalizacji małżeństw jednopłciowych http://natemat.pl/143503,irlandia-glosuje-za-legalizacja-malzenstw-homoseksualnych
🙂
Zgadza się nie ma prostego związku przyczynowego. Podałem jedynie przykład, że JOWy nie są rozwiązaniem czegokolwiek. JOWy nie są remedium na problemy gdyż w tych kolebkach JOWów USA, GB itd. problemy dotykające społeczeństwo których można wymienić bez liku są porażające. To nie JOWy rozwiążą problemy lecz ludzie i determinacja w zmianie tego co uważają za złe. Aktywność w obecnym systemie daje możliwości niezależnie od JOWów istnienia czy ich braków. Problem rozwija się tam gdzie nie ma programu który ruszyłby w kierunku rozwiązywania zidentyfikowanych problemów społecznych. Szczególnie tych które leżą na gruncie władzy samorządowej oraz centralnej. Samoistna aktywność społeczna nakierowana na konkretne problemy jest istotą a JOWy mogłyby być jedynie narzędziem lecz nie widzę wielkich korzyści w zaprowadzaniu JOWów w kontekście rozwiązania problemów gdy rozwiązanie ich uwarunkowane jest zupełnie innymi czynnikami.
JOW-y w klasycznej formie przywracają obywatelom obywatelską podmiotowość oraz przywracają obywatelom możliwość wpływania na swoje państwo i jego władzę. I to jest podstawowa wartość JOW-ów. Tort (państwo) przestaje być prywatną własnością samozwańczych „elit” i uzurpatorskich klik, lecz staje się rzeczą pospolitą, wspólną wszystkich obywali. I to jest kwestia centralna w walce o JOW.
Dlaczego JOW-y są najpowszechniejsze i najwłaściwsze w największych i najbardziej dynamicznych demokracjach świata jest wyjaśnione w rozdziale „Reprezentatywność, wielkość kraju a JOW” w moim wpisie Kłamstwo i mit: Świat odchodzi od systemu JOW-ów
Największe i najdynamiczniejsze demokracje świata są jednocześnie zarzewiem największych i najdynamiczniejszych problemów tego świata 🙂 Niestety.
Gdyby chcieć wyliczyć ile zła robią te demokracje to JOWy nigdy by się nie podniosły ale nie uważam że jest to wina JOWów ale też nie uważam że JOWy są jakimkolwiek rozwiązaniem. Podmiotowość obywatelska nie bierze się z prostego istnienia JOWu lecz ze świadomości i nawyku brania udziału w życiu społeczno-politycznym swojego narodu. Dlatego projekt, program rozwinięcia się jest ważniejszy niż etykieta JOW. Pod każdym parasolem włącznie z JOWem skryć się może szereg newralgicznych dla ludzi problemów dlatego nie okręgami zmienia się rzeczywistość lecz aktywnością nakierowaną na konkretne problemy. Środowisko JOWu czy obecna forma podziału są rzeczami wtórnymi. Magia słowa JOW jest całkowicie nieuzasadniona.
@Trimaran Pański wpis odczytuję jako pytanie ;Co NAM, zwykłym obywatelom, DA wprowadzenie ordynacji JOW?
Poniżej przytaczam moją odpowiedź.
Odpowiedź na tak postawione pytanie może być trywialna, wręcz prostacka; Nic nam nie da! Nie da nam lizaka ani samochodu.
Jeśli tak czyli dosłownie będziemy rozumieć to pytanie to okaże się ono pozbawione sensu. ,,Wprowadzenie’’ czegokolwiek nie jest przecież osobą ani instytucją a więc niczego materialnego dać nam nie może.
Wprowadzając JOW jako społeczeństwo i obywatele możemy za to liczyć na wiele wartości nie materialnych i to od razu.
Wprowadzenie JOW da nam zdecydowanie więcej prawdziwej wolności , zwróci nam równość obywateli wobec prawa (przede wszystkim prawa wyborczego), zwróci nam sens chodzenia na wybory i zwróci szacunek do samego siebie w roli obywatela i wyborcy.
Wszystko to dostaniemy dzięki temu że będziemy mogli swobodnie wybierać swojego reprezentanta, swojego posła. Będziemy mogli swobodnie wybierać dlatego że każdy z obywateli, zarówno partyjny jak i bezpartyjny, na równych prawach będzie mógł zgłosić swoją kandydaturę i prowadzić kampanię wyborczą. Każdy będzie mógł skorzystać z biernego prawa wyborczego.
Obecnie jest zupełnie inaczej.
Pod władzą istniejącej tak zwanej proporcjonalnej ordynacji wyborczej obywatele bezpartyjni faktycznie pozbawieni są biernego prawa wyborczego , co jest w oczywisty sposób sprzeczne z deklarowaną w konstytucji równością obywateli wobec prawa. Ten fakt ma daleko idące konsekwencje. Skutkiem faktycznego pozbawienia obywateli bezpartyjnych biernego prawa wyborczego jest zdecydowane ograniczenie SWOBODY wyboru reprezentanta przez wyborców podczas głosowania, a to oznacza że obecnie czynne prawo wyborcze jest jedynie atrapą prawa jakie równym obywatelom przysługuje.
Zostaliśmy także pozbawieni zapisanego w konstytucji prawa do decydowania o najważniejszych sprawach bezpośrednio poprzez referendum.
Skoro nie możemy swobodnie być wybierani , skoro nie możemy swobodnie wybierać to to znaczy że ktoś wybiera za nas; Ktoś wybiera za nas, tych którzy znajdą się na listach wyborczych.
To znaczy że ktoś pozbawił nas prawa do swobodnego decydowania o naszych wspólnych sprawach, pozbawił nas prawa do swobodnego decydowania o swoim państwie.
Dlatego musimy wygrać referendum i odzyskać to co było, jest i powinno być zawsze nasze!
Panie Grzegorzu zgadzam się z Panem, że ……… no właśnie miałbym trudności z wyszczególnieniem z czym bo piękny opis tego co otrzymałby każdy z nas jest odbiegający daleko od rzeczywistości. Wyobraźmy sobie, chce Pan zostać kandydatem na Prezydenta w systemie JOW. Kładzie Pan na szalę swoje postulaty równie ważne i przemawiające do ogółu jak np. Pan G. Pana potencjał finansowy, do prowadzenia kampanii jest stukrotnie mniejszy niż Pana G. Kogo wybierze społeczeństwo mając do dyspozycji słuszne Pana postulaty słyszane przez załóżmy 1000 osób czy Pana konkurenta mającego możliwość dotarcia do 100000 wyborców w uproszczeniu. To co nazywa Pan odzyskaniem wolności, suwerenności obywatelskiej skończyłoby się dyktaturą pieniądza i tego kto nim dysponuje. Pańska formalna wolność faktycznie wprowadziłaby dyktaturę którą niezwykle trudno byłoby obalić bo jej szyld właśnie wyglądałby tak: wolność, równość i coś tam jeszcze.
Obecny system jeżeli obywatel jest chętny do działania i popierany przez jakąś część innych obywateli umożliwia założenie partii, wzięcie udziału w wyborach wszelakich a że istnieją określone ramy realizacji tych wolności, praw to jest to jedynie bezpiecznik gdyż jak pan wie zupełna wolność obywatelska także może sprowadzić samych obywateli na manowce. Każda działalność w JOWach jak i systemie partyjnym wymaga finansowania, tworzenia struktur i walki na programy osobowości. Czy będzie to partyjny walec stworzony przez każdego obywatela czy JOWowy walec w którym te same mechanizmy zadziałają jak w partii obecnie to nie ma istotniejszego znaczenia.
Ciekawa wypowiedź na temat referendum na portalu samorządowym: http://www.portalsamorzadowy.pl/polityka-i-spoleczenstwo/referendum-6-wrzesnia-prowizorka-za-ktora-nikt-nie-odpowiada,72807.html
Co ciekawe w wykonaniu eksperta Fundacji Batorego, które to aktywnie uczestniczy w kampanii dezinformacji referendalnej i obrzydzaniu demokracji. Pamiętam nawet wyraźne wezwanie funkcjonariusza tej Fundacji do zbojkotowania referendum w słowach „My zawsze bez wyjątku wzywamy do udziału obywateli w procedurach demokratycznych, ale w przypadku tej hucpy referendalnej do udziału wzywać nie możemy”.
Tutaj podany wpis jest interesujący ze względu na wskazanie roli zobiektywizowanej kampanii informacyjnej dla przeprowadzania ważnych, sensownych i uczciwych referendów. Oczywiście w obecnym referendum nie ma czegoś takiego nawet w ilościach śladowych. Z moich obserwacji wynika, że jest wielka kampania dywersyjno-dezinformacyjna w której 90-95% głosu mają sfory prymitywnych hejterów i grup interesu żywotnie zainteresowanych utrzymaniem aktualnego monopolu nomenklatur medialno-partyjnych. Głos zwolenników się ledwie przebija i też siłą rzeczy jest mało merytoryczny, bo trudno o dyskusję merytoryczną w 5-minutówkach, spotach, wierszówkach i medialnych pyskówkach.
Witaj Wojtku,
I Twój tekst i wszystkie bez wyjątku komentarze są ze wszech miar słuszne. Skoro więc tak rozumny mamy naród, skąd tak bezgranicznie głupie wybory ?
Dodam więc swoje 3 grosze z perspektywy historycznej :
LABORATORIUM ZMOWY I ZDRADY.
O TECHNIKACH MANIPULOWANIA REFERENDUM, BYLE TYLKO POLSKĘ WTŁOCZYĆ W NEW WORLD’S ORDER.
Gdzie się wykluła III RP wszyscy wiemy : w Magdalence i przy okrągłym stole. To banał. Warto jednak pogłębić wątek o pytanie kto i z jaką motywacją, z jaką ideologią reprezentował Solidarność w tych gremiach ?
Odpowiedź na tak sformułowane pytanie, daje szyfrogram z archiwum Stasi – niemieckiej komunistycznej bezpieki z 2 grudnia 1981 roku, w którym czytamy :
„Właśnie miałem osobliwą rozmowę z szefem ekspertów „Solidarności” Geremkiem. Nie wierzyłem własnym uszom. Geremek oświadczył, że dalsza pokojowa koegzystencja pomiędzy „Solidarnością” w obecnej formie a socjalizmem realnym już niemożliwa. Konfrontacja siłowa jest nieuchronna. Wybory do rad narodowych muszą zostać przesunięte. Aparat „Solidarności” musi zostać zlikwidowany przez państwowe organy władzy. Po siłowej konfrontacji „Solidarność” mogłaby na nowo powstać, ale jako rzeczywisty związek zawodowy bez Matki Boskiej w klapie, bez programu gdańskiego, bez politycznego oblicza i bez ambicji sięgnięcia po władzę. Być może – kontynuował Geremek – tak umiarkowane siły jak Wałęsa mogłyby zostać zachowane. Po konfrontacji nowa władza państwowa mogłaby w innej sytuacji politycznej kontynuować pewne procesy demokratyzacyjne.”
Te słowa padły nieomal w przededniu wprowadzenia stanu wojennego. Z ust bożyszcza, animatora i guru III RP.
No dobrze, kto i czym zmotywowany budował filary III RP – już wiemy. Postawmy zatem kolejne pytanie
Cui bono ? W czyim szubrawym interesie ?
Znów zatem sięgnijmy do archiwów :
Po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku i rozbiciu militarno-policyjnym masowego ruchu pracowniczego „Solidarność”, komuniści nie potrafili zreformować w żaden sposób gospodarki. Porażką zakończyła się nawet próba uporządkowania gospodarki w ramach tzw. Trzyletniego Planu Odbudowy (1983-1985). Porażką też zakończył się tzw. II etap reformy z lat 1986-1988. Produkcja przemysłowa nie odzyskała poziomu sprzed 1980 roku.
Mówi Sachs, podopieczny światowego spekulanta Sorosa : „W maju 1989 roku ponownie pojechałem z Sorosem do Polski. Spotkaliśmy się z przedstawicielami rządu i ponownie z ekonomistami z Solidarności”.
W czerwcu już po wyborach kontraktowych, wraz z przedstawicielem Międzynarodowego Funduszu Walutowego Davidem Liptonem ,w redakcji informacyjnej „Gazety Wyborczej”, Sachs opracował ostatecznie plan szokowej transformacji. „Pracowaliśmy całą noc do świtu – pisze J. Sachs – a w końcu wydrukowaliśmy piętnastostronicowy tekst, w którym przedstawiliśmy zasadnicze koncepcję i planowany chronologiczny porządek reform”.Tekst ten przedstawił następnego dnia Jackowi Kuroniowi. „Dobre, to jest dobre – powiedział Kuroń – chodźmy do Michnika”. Oprócz kluczowej akceptacji przez „triumwirat „Solidarności”, jak Sachs nazywa Michnika, Kuronia i Geremka, koncepcję przedstawiono Wałęsie. Wałęsa w odpowiedzi mówił coś od rzeczy o konieczności ściągnięcia do Polski zagranicznych banków, gdyż mamy dużo budynków bankowych. Sytuacja była więc iście surrealistyczna. Kluczowy dla przyszłości Polski projekt szokowej transformacji gospodarki, zastał zaakceptowany przez samozwańczą trójkę doradców „Solidarności”, będących ignorantami ekonomicznymi, zarówno z wykształcenia, jak i doświadczenia zawodowego, a następnie uzgodniony z nic z tego nie rozumiejącym elektrykiem z zawodu i przywódcą związkowym z wyboru.
Dajmy już spokój retrospekcji.
Wszystkie kluczowe dla przyszłości Polski i Polaków decyzje, podejmowali zdrajcy i ignoranci w obszarze interesu narodowego. To bezdyskusyjne.
Lecz brak oporu tak ich rozzuchwalił, że zgodnie z formułą Federic’a Bastiat’a : „Gdy grabież staje się sposobem życia dla grupy ludzi żyjących w społeczeństwie, na przestrzeni czasu, tworzą oni dla siebie system prawny, który usprawiedliwi ich działania i kodeks moralny, który będzie ją gloryfikował.” – postanowili w dwóch krokach zalegitymizować dokonany rozbój.
Rozpoczęła się wściekła, zmasowana nagonka medialna.
I tak, w roku 1997, przy 43% frekwencji, oraz sprzeciwie i nieważnych głosach 47,3% elektorów, uchwalona została konstytucja Mazowieckiego-Kwaśniewskiego, która w art 104 zwalnia posłów z wykonywania instrukcji wyborców, zaś w art 220 – nakazuje finansowanie budżetu państwa w zagranicznych banksterskich instytucjach. Czyli ponoszenie przez nas rokrocznie kosztów odsetek, na poziomie min 40-50 miliardów.
Aby zagwarantować sukces tej rozbójniczej konstytucji, ustawa konstytucyjna z 23.04.1992 roku nakazała, że wynik referendum ma obowiązywać niezależnie od frekwencji.
Jeszcze dalej posunięto się w referendum akcesyjnym do Unii w roku 2003 : zarządzono głosowanie na przestrzeni 2 dni. I tylko dlatego, frekwencja sięgnęła 58,8%, czyli 29,4% w zwyczajowo jednym dniu.
Ten wykształcony przez zdrajców i międzynarodowy spisek porządek i stojące za nim zastępy epigonów zdrajców, ignorantów i klakierów, mamy zmieść w przeciągu jednego dnia, przy min. 50% frekwencji.
GRA IDZIE O OGROMNĄ STAWKĘ !
ZJEDNOCZMY SIĘ W NARODOWEJ SOLIDARNOŚCI ROZBITEJ PRZEZ GEREMKA ET CONSORTES JUŻ W 1981 ROKU.
POMÓŻMY SAMYM SOBIE I POKOLENIOM DZIECI I WNUKÓW.
PRZERWIJMY ROZGRABIANIE OJCZYZNY….
Pozdrawiam również. Sukcesów.
Wojciech Błasiak
Wypowiedź Geremka nie wiadomo czy miała opisywać najbliższą rzeczywistość czy postulował takie działania. Jeżeli był to opis to jak najbardziej do rzeczy. Kuroń, Michnik i reszta w owym czasie stanowili grupę aktorów pierwszoplanowych więc skoro nikt inny nie działał „tu i teraz ” to miejsce zajęli ONI i trudno mieć o to pretensje. „Zawsze” najaktywniejsi bądź aktywni mają większy wpływ od tych mniej aktywnych a ekonomia i znajomość realiów działania te działania umożliwiają.
Ilość szarych Polaków świadomych swojego poddaństwa mafiokratom przekroczyła masę krytyczną. Jeszcze mafiokraci bronią swojej władzy ale naród się obudził i nikt go nie powstrzyma aby wziął władzę wprowadzając demokrację w miejsce mafiokracji.
Z braku innego miejsca zaznaczę tutaj wydanie prze Instytut Obywatelski PO dokumentu http://www.instytutobywatelski.pl/23964/publikacje/analizy/spoleczenstwo-analizy/analiza-przed-referendum-jaki-system-wyborczy-dla-polski
Tekst sporządzony starannie, ale według pierwszego wrażenia jest ot klasyczne podejście „Jestem za a nawet przeciw”. Generalnie jest to jednoznaczne opowiedzenie się za systemem mieszanym w stylu niemieckim i można powoli zakładać, że w tym kierunku zdryfowało stanowisko PO. To znaczy głosując na większościowy JOW głosujesz na proporcjonalny MMP.
Ciekawostką jest, że jest to stanowisko zbieżne z dawną pozycją PiS-u a spór o to był dla obu partii wymówką dla nic nierobienia i utrzymywaniem systemu postkomunistycznego opartego na partiach jako przewodniej siły narodu bez zbędnego wtrącania się narodu do rządzenia.
Jednak zgody bym się i tym razem nie spodziewam, bo z tego co słychać od Mastalerak, to PiS też zmienia stanowisko i zawsze był i jest za systemem proporcjonalnym, więc nadal będzie różnica i nie da się nic zrobić a Naród będzie musiał nadal cierpieć pod butem mściwie nam panujących partii zjednoczonych we Froncie Jedności UBekistanu.
Ciekawostką jest również to, że w całym dokumencie o systemach wyborczych nie padły jak zwykle straszliwe i zakazane słowa jak „bierne prawo wyborcze” lub „swoboda kandydowania”.
Natomiast są takie kwiatki będące szczytem osiągnięć sowieckiej logiki i goebelsowskiej sztuki retoryki. O systemie wyborczym w WB jest takie zdanie:
W wyborach parlamentarnych w 2010 roku, żeby dostać mandat, przedstawiciel Partii Pracy musiał zdobyć 33 tysiące głosów, Partii Konserwatywnej 35 tysięcy, a Liberalnych Demokratów nie mniej niż 119 tysięcy[24].
Straszny to system wyborczy w którym partia musi zyskać 120 tys. głosów w kraju w którym największe okręgi wyborcze mają 72 tys. wyborców. To w tej Anglii mają gorzej niż w Częstochowie, gdzie lokalny komitet wyborczy musi uzyskać 308% głosów wyborów, aby przekroczyć próg wyborczy w skali całego kraju i być uwzględnionym w podziale poselskich mandatów.
Dlaczego dzisiaj poparcie dla Kukiza ociera się o próg wyborczy?
Dlaczego spada do kilkunastu procent zainteresowanie zmianą systemu wyborczego?
Wydaje się, że jedno i drugie jest ze sobą bardzo związane.
W mojej ocenie są ku temu dwa zasadnicze powody i wiele pomniejszych :jak np niespójny przekaz Kukiza ograniczające bierne prawa wyborcze dla 45+
Pierwszy problem, że od początku az do teraz szuka się wrogów dla idei JOW a skoro się szuka to znajduje. Określiłbym wadliwa retoryka.
Drugim problemem jest brak odpowiedzi na pytanie Kto stoi za Kukizem?
O wiele łatwiej jest odpowiedzieć kto za nim nie stoi 😉
Swiadomosc spokojnie i systematycznie umacnia sie i niezaleznie od formalnego wyniku najblizsze referendum poszerzy moc tego spoleczenstwa.
Też tak uważam. Niezależnie od wyniku referendum zyski w samoświadomości Polaków są już nieocenione. Ważne tematy, dotąd zupełnie zamilczane jednak się z wolna przebijają. To jest jednak jeden w wielu kroków do celu.
Osobiście sobie cenię, że się przebija do świadomości istota mafiokracji i to, że wszystkie te partyjki to to samo płynące w jednej łódce. Jak czują zagrożenie to zaraz działają wraz ze swoimi „niezależnymi mediami” od lewa do prawa jak Front Jedności Narodu, co znakomicie zobrazował w tekście Szanowny Autor Błasiak.
Poszerzy się albo nie poszerzy. To tak jak z chmurami na niebie w czasie suszy. Chmury rosną, zajmują po pewnym czasie całe niebo lecz nadal deszczu nie ma:)
Państwo mamy dziś wolne. Ale Naród jest nadal zniewolony.
To co kiedyś musiały robić setki tysięcy czołgów i miliony żołnierzy bolszewików i hitlerowców dziś robi parę tysięcy cinkciarzy i funkcjonariuszy UBekistanu, którzy opanowali sprytnie parę instytucji i mediów trzymając całe państwo i Naród pod kontrolą i w zniewoleniu.
Ich naprawdę jest tylko parę tysięcy, chociaż mają 100.000 sługusów, prokuraturę, policję i sądy. 300-500 tysięczny ruch na rzecz demokratyzacji rozniósłby to badziewie w pył.
Ale na to nas nie stać. Wolimy drewnianymi mieczami i spluwami udawać patriotów w inscenizacjach pod Grunwaldem, w Ossowie lub w Warszawie myśląc, że trupami i sławą przodków zakryjemy swoją hańbę bezsiły, tchórzostwa i niewolnictwa.
Też tak to widzę. Przepraszam eleganckie towarzystwo, ale mój dość nieskomplikowany intelektualnie znajomy rzucił taką myśl: widać ktoś narodowi wyciął jaja. Jest to mój skrót bo myśl była okraszona słownictwem nie do powtórzenia. I coś w tym jednak jest. Cenię odwoływanie się do tradycji poprzez teatrzyki historyczne, ale jeśli to ma być wszystko to duuuuużo za mało.
Mnie nie trzeba przepraszać. Ja to się muszę mocno hamować by mówiąc o polityce nie bluzgać i nie bluźnić.
Ja od dawna twierdzę, że nie tyle naród, co obywatel polski jest obywatelem wykastrowanym ze swoich obywatelskich praw. I niestety polski obywatel zachowuje się jak kastrat pod względem mentalnym i psychologicznym. Po pierwsze kastrat się swojej przypadłości wstydzi. Dlatego nie powie, że nie może mieć dzieci, lecz będzie ciągle kluczył, że nie lubi dzieci, że na dzieciach mu nie zależy, że woli celibat, że małżeństwo to tylko kłopoty. Ale nie przyzna się, że nie ma potencji a te wszystkie deklaracje to pustosłowie i znany psychologiczny mechanizm wyparcia. Podobnie jest z obywatelem i wyborcą którego wykastrowano z biernego prawa wyborczego. Może sobie na próżno gadać, że lubi i wybiera to i owo, że jest za tym lub tamtym, że bojkotuje lub chodzi na wybory wypełniając swój obowiązek. Ale tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia, bo nie ma wyboru i nic do powiedzenia a więc nie jest prawdziwym obywatelem i wyborcą. Może się tylko tego smutnego położenia niewolniczego wypierać i udawać, że jest wyborcą lub obywatelem. Psychologicznie jest to zrozumiałe, bo ludzie muszą sobie kompensować poczucie braku znaczenia, podmiotowości i godności projekcjami i fałszywymi konstruktami.
W Polsce nie ma obywateli. Są tylko emigranci wewnętrzni i zewnętrzni oraz „popisdzieleni” kibole, którzy myślą, że prowadzą wojnę polsko-polską, a w rzeczywistości prowadzą tylko wojnę kibolsko-kibolską pod dyktando mafii partyjno-medialnych.