/Proporcjonalny przekręt konstytucyjny

Proporcjonalny przekręt konstytucyjny

W polskiej Konstytucji z 1997 roku, uchwalonej pod osobistymi auspicjami Aleksandra Kwaśniewskiego, a partyjnymi postkomunistów SLD i postkomunistów PSL, znalazł się nieoczekiwanie dziwaczny zapis o „proporcjonalności” wyborów do Sejmu. Artykuł 96 tej Konstytucji w punkcie 2 stwierdza bowiem, iż „Wybory do Sejmu są powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne”.

Zapis jest dziwaczny z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że wcześniej go tam nie było, a nic szczególnego ani prawnie, ani politycznie się nie wydarzyło. Po drugie dlatego, że nie pojawia się w przymiotnikach wyborczych w konstytucjach innych państw. Po trzecie nie ma go w odniesieniu do wyborów do Senatu i wyborów samorządowych. Po czwarte zaś pojęcie „proporcjonalne” nie ma zdefiniowania prawnokonstytucyjnego, a wyłącznie potoczne i wywodzące się z matematycznej proporcjonalności. W matematycznym sensie „proporcjonalność” to zależność między dwiema zmiennymi wielkościami x i y, w której iloraz tych wielkości jest stały i wyraża go wzór y=ax, gdzie a jest różne od zera. A słowo „proporcjonalny” w słowniku języka polskiego ma 35 synonimów i to w 7 grupach znaczeniowych.

Dziwaczność tego przymiotnika wyborów do Sejmu staje się dziś sprawą politycznie kluczową. Powołują się na niego dziś przeciwnicy przeprowadzenia w Polsce referendum w sprawie ordynacji wyborczej do Sejmu, na czele z PiS. Dowodzą, że Polacy nie mogą decydować w referendum o tej ordynacji, gdyż określiła to już Konstytucja, a Konstytucję może zmienić tylko parlament. Narodowi nic do tego. Suwerennie decydują za niego parlamentarzyści.

Choć tak naprawdę w Konstytucji jest mowa o proporcjonalności wyborów, a nie ordynacji wyborczej, gdyż o tej decyduje się w ustawie.

W 1993 roku, kiedy wybierano Sejm, który potem uchwalił tę Konstytucję z zapisem o proporcjonalności wyborów, do tzw. ordynacji proporcjonalnej wprowadzono progi wyborcze: 5% dla partii i 8% dla koalicji partyjnych. Progi te są matematycznie antyproporcjonalne. Zmieniono też system przeliczania głosów na mandaty na antyproporcjonalną matematycznie metodę D’Hondta, która dodaje mandatów partiom dużym, a odejmuje partiom małym.

Uzasadniano to tym, iż tzw. ordynacja proporcjonalna prowadzi do rozdrobnienia partyjnego Sejmu. Co jest zresztą prawdą, gdyż w Sejmie I kadencji byli posłowie z 29 partii politycznych i dwie kruche koalicje rządu Jana Olszewskiego i Hanny Suchockiej, zakończone rozwiązaniem Sejmu i przedterminowymi wyborami w 1993 roku.

Ale jak wiele wskazuje powodem faktycznym były prawdopodobnie ambicje i ambicyjki partii prawicowych na czele z ZChN i KPN, które chciały pozbyć się konkurencji małych partyjek po prawej stronie i samodzielnie rządzić. A skończyło się to katastrofą polityczną całej rozdrobnionej prawicy, która dzięki progom wyborczym w zdecydowanej większości nie weszła do Sejmu. A groteskowość tzw. ordynacji proporcjonalnej przy istnieniu progów wyborczych doprowadziła do tego, że głosy oddane na te partie, przeliczano na mandaty partii o największym procentowym poparciu. A były to SLD i PSL. Chyba trudno sobie wyobrazić większą groteskę wyborczą.

I tak w wyniku matematycznie antyproporcjonalnej proporcjonalności ordynacji wyborczej SLD, która zdobyła w 1993 roku 20,41 proc. głosów, otrzymała 37,17 proc. mandatów w Sejmie. PSL, które zdobyło 15,4 proc. głosów otrzymało 28,71 proc. mandatów. Tak więc te dwie postkomunistyczne partie otrzymały łącznie 36 proc. ważnie oddanych głosów, a zdobyły 66 proc. mandatów i większość konstytucyjną w Sejmie i Senacie. I uchwaliły Konstytucję.

Ponieważ w wyborach uczestniczyło 52 proc. wyborców, oznacza to, że wola 18 proc. dorosłych Polaków przesądziła o losie politycznym również i 82 pozostałych procent. W ramach matematycznej antyproporcjonalności proporcjonalnej ordynacji. A dzisiaj prezydent elekt Andrzej Duda i to jeszcze jako doktor nauk prawnych, twierdzi de facto, iż nawet, jeśli ponad 50 proc. dorosłych Polaków dokona zmiany zapisu tej Konstytucji, to będzie to niekonstytucyjne. Czyli, że nie naród jest suwerenem państwa, a wyłącznie posłowie i senatorowie. I sam pan prezydent elekt oczywiście.

Problem w tym, że nawet gdyby to antykonstytucyjne, bo przeczące konstytucyjnej zasadzie suwerenności narodu, rozumowanie prezydenta elekta przyjąć, to i tak jest ono nie do przyjęcia. Okrągłostołowa Konstytucja postkomunistów mówi bowiem o proporcjonalności wyborów, a nie o tzw. proporcjonalnej ordynacji wyborczej.

Ta dziwaczność przymiotnika wyborów do Sejmu jako „proporcjonalnych”, jest wynikiem dążeń postkomunistów na czele z Aleksandrem Kwaśniewskim do zapewnienia panowania politycznego układu okrągłego stołu. Głosowanie na listy partyjne układane przez kierownictwa partyjne, z równoczesnym odebraniem 30 milionom Polaków biernego prawa wyborczego, prowadzi do stałej reprodukcji punktu wyjścia, czyli układu politycznego okrągłego stołu.

Tyle, że jest to ewidentny przekręt konstytucyjny. W żaden sposób nie można wywieść prawnie ordynacji nazwanej proporcjonalną i to jeszcze z progami wyborczymi i metodą D’Hondta, z proporcjonalności wyborów.

Postkomuniści najpierw „ni z gruszki ni z pietruszki” wrzucili w 1997 r. do Konstytucji słowo „proporcjonalne”, a potem zaczęto je interpretować zgodnie z ich intencją tego przekrętu. A proporcjonalność wyborów, tak jak to bywa rozumiane w państwach z ordynacją większościową z jednomandatowymi okręgami wyborczymi, to zasada, iż na jeden mandat do parlamentu przypada podobna liczba wyborców. I tyle.

27 maja 2015

About Wojciech Błasiak

ekonomista i socjolog, dr nauk społecznych, niezależny naukowiec i publicysta, działacz i krajowy koordynator Obywatelskiego Ruchu na rzecz JOW
4 717 wyświetlen