/Rzecz o fałszowaniu wyborów

Rzecz o fałszowaniu wyborów

Elity władzy III RP po 16 listopada już nie mogą udawać, że z polskimi wyborami i polską demokracją wszystko jest w porządku.

Nie sposób bowiem udawać, iż różnica między sondażowym poparciem dla PSL-u na poziomie progu wyborczego 5%, a jego wynikiem wyborczym do rad powiatów i samorządów wojewódzkich na poziomie nawet 30%, to tylko wynik zbiegów okoliczności, w tym zmiany postawy wyborców. Nie sposób też udawać, że blisko 20% nieważnych głosów w tychże wyborach to przypadek, który wszędzie i zawsze może się zdarzyć. Nie sposób udawać, że tysiące głosów różnicy między ręcznym podliczeniem głosów w wyborach do samorządu wojewódzkiego, a komputerowym wynikiem Państwowej Komisji Wyborczej jest chwilową niewydolnością systemu komputerowego.

Wyborczy huragan w efekcie motylich zmian procedury

Tu już nie da się tak jak zwykle przemilczeć, zagłuszyć, zagadać czy odwrócić uwagę. Król co prawda zawsze był nagi, ale teraz mogą to nie daj Boże zobaczyć wszyscy. Demokracja III RP co prawda zawsze była tylko fasadowa i pozorowana, ale teraz do takiego wywrotowego wniosku może dojść większość obywateli. I jak tu potem udawać, że się jest ich demokratycznie wybranym przedstawicielem? Stąd pospieszne i gorączkowe decyzje, wypowiedzi, oświadczenia i opinie – od prezydenta, premiera, czołowych polityków, naukowców, prawników aż po publicystów i dziennikarzy. Trzeba bowiem wiele zmienić, aby wszystko zostało po staremu.

Janusz Sanocki, w swoim znakomitym tekście Nie zamiatajmy wyborów pod dywan („Rzeczpospolita”, 3.12.2014), dał precyzyjną analizę zasadniczych przyczyn tego huraganu wyborczego, w postaci całkowitego zniekształcenia wyników wyborów do samorządów wojewódzkich, a istotnego czy tylko znaczącego zniekształcenia wyborów do rad powiatów. Był to efekt motyla, jaki może powstać w każdej sytuacji chaosu w każdym systemie, gdy machnięcie skrzydełkami motyla doprowadza, w konsekwencji kumulujących się dzięki chaosowi zmian, do huraganu.

Efektem motyla było stworzenie listy komitetów w wyborach do rad powiatu i samorządu wojewódzkiego w formie broszury, gdzie na pierwszej stronie z numerem 1 znalazły się listy wyborcze PSL-u, z równoczesnym wyjaśnieniem dla głosującego, aby skreślić jedno nazwisko na każdej liście, więc blisko 20% wyborców skreśliło po jednym nazwisku na więcej niż jednej liście w broszurowej liście komitetów. A do tego dopiero doszły pewnikiem fałszerstwa poprzez dopisywanie dodatkowych skreśleń niechcianym komitetom wyborczym. I zgodnie z wyuczonym z wyborów do Sejmu zwyczajem skreślania pierwszego na liście, skreślano listę nr 1. I tak nawet z 30% wyborców skreśliło swój numer 1. A że była to akurat lista PSL-u, to już pewnikiem tylko przypadek. O ile w wyborach do Sejmu o numer 1 na liście toczy się zażarta walka pod stolikiem, a decyduje długopis partyjnego wodza i jego baronów, tu decydowało losowanie. Na swój sposób bardziej to sprawiedliwe.

Huragan zaś został znakomicie wzmocniony całkowitym chaosem w Państwowej Komisji Wyborczej po samoblokadzie systemu informatycznego. A ten informatyczny chaos z kolei ujawnił wielką liczbę fałszerstw i znakomite możliwości ich popełniania oraz całkowitą nieprzejrzystość procedur liczenia głosów, dająca olbrzymie możliwości nadużyć. I zrobiła się naprawdę piękna katastrofa. Ten huragan wyborczy pokazał przeciętnemu obywatelowi, jak naprawdę niewiele mogą mieć do powiedzenia i mają sami wyborcy. Jak niewiele od ich woli i decyzji może zależeć i zależy. Jak bezczelnie łamana jest konstytucyjna zasada równości wyborów. I ten huragan odsłonił istotny fragment fasadowości demokracji III RP.

Ustrojowe fałszerstwo ordynacji proporcjonalnej

Ta piękna katastrofa wyborcza rozegrała się wyłącznie w ramach proporcjonalnej ordynacji wyborczej do sejmików wojewódzkich, powiatów i miast niebędących na prawach powiatów. Wszędzie tam, gdzie obowiązywała ordynacja większościowa, a więc w wyborach wójtów, burmistrzów i prezydentów miast oraz w gminach i miastach niebędących na prawach powiatów, huraganu wyborczego nie było. Ale o tej wydawałoby się kluczowej konstatacji ani słowem nie wspomniał, ani prezydent Komorowski, ani premier Kopacz, ani prezes PiS Kaczyński, ani wszelkiej maści eksperci, naukowcy, publicyści i dziennikarze. Dlaczego? Czy ten fakt trudno było zobaczyć?

Pewnie większość go jednak dostrzegła. Ale konsekwencje wyciągniętych z tego wniosków zagrażałyby podstawom naszego ustroju politycznego w formie parlamentarnej oligarchii wyborczej. Zagrażałyby naszej fasadowej demokracji, a więc i elitom władzy oraz całemu establishmentowi III RP, więc dyskurs publiczny przekierowano na bezpieczne tory i obszary funkcjonowania Państwowej Komisji Wyborczej, wyborczy system informatyczny, wadliwe procedury i fałszerstwa wyborcze. Byle nie wspomnieć słowem o ordynacji większościowej opartej o regułę jednomandatowych okręgów wyborczych. Bo wtedy można by zacząć analizować ordynację proporcjonalną i dojść do republikańskich wniosków o odebraniu obywatelom biernego prawa wyborczego i fikcji czynnego prawa wyborczego. A od tego tylko krok do wniosku, iż całe te wybory do sejmików wojewódzkich, rad powiatów i rad miast na prawach powiatów to było ustrojowe fałszerstwo wyborcze. A dalej już tylko wniosek, iż w przyszłym roku tym ustrojowym fałszerstwem będą wybory do Sejmu, a ich pochodną wybory do Senatu i wybory prezydenckie.

To ustrojowe fałszerstwo wyborcze polega bowiem na tym, że wyposażone w ogromne pieniądze z budżetu państwa partie polityczne, będą miały ustrojowy monopol na wystawianie kandydatów na posłów do Sejmu. Będzie to fałszowanie wyborów, które w demokratycznej ordynacji większościowej dałyby zupełnie inny wynik. Nie tylko polityczny, ale i osobowy. Wynik byłby zupełnie inny również dlatego, że system medialny przestałby być częścią systemu politycznego. Nie głosowano by bowiem na medialne wizerunki partii politycznych i ich liderów. Wszelkie telewizje, radia i gazety nie byłyby już w stanie skutecznie uprawiać swojej propagandy partyjnej.

Obrona fasadowej demokracji III RP

Najdalej w grze powyborczej pozorów poszedł Jarosław Kaczyński i jego PiS, organizując 13 grudnia w Warszawie marsz w obronie demokracji i wolności mediów. Dla jego ponadpartyjnej legitymizacji powołano nawet komitet honorowy z biskupami Kościoła katolickiego, aktorami, sportowcami, publicystami i naukowcami. O ile większość z nich, to jak sądzę ludzie w dobrej wierze grający rolę pożytecznych idiotów, o tyle sam Kaczyński takim idiotą nie jest i nigdy nie był. Ma osobiście duże zasługi zarówno w tworzeniu fasadowej demokracji, gdy jako były minister w kancelarii prezydenckiej Lecha Wałęsy forsował ordynację proporcjonalną w Sejmie kontraktowym, który opowiadał się za ordynacją mieszaną. Ma również osobiste zasługi polityczne w jej podtrzymywaniu i utwierdzaniu i to od ponad 20 już lat. Sądzę, że doskonale wie, o co w tej grze pozorów chodzi.

Zwołanie przez niego demonstracji w obronie demokracji i wolności mediów jest w istocie obroną tej fasadowej demokracji III RP. Jest obiektywnie rzecz biorąc aktywną obroną polityczną ustroju parlamentarnej oligarchii wyborczej. Ten protest przeciwko rzeczywistym i domniemanym fałszerstwom w wyborach do samorządów wojewódzkich i rad powiatów, tworzy zasłonę polityczną chroniącą ustrojowe fałszerstwo wyborcze, jakim są wybory w ordynacji proporcjonalnej we współczesnych polskich warunkach. I jak zwykle puszcza polityczną parę w gwizdek, nabierając przy tym szarych ludzi na fikcyjny republikanizm polityczny Kaczyńskiego i PiS.

Szczególnie jednak żenujący jest udział w tej grze powyborczych pozorów naukowców, których zawodowym obowiązkiem jest dociekanie i poświadczanie prawdy. W samym komitecie honorowym marszu Kaczyńskiego naliczyłem kilkadziesiąt nazwisk profesorów, doktorów habilitowanych i doktorów. Jeśli otworzy się głównokorytowe gazety, to też roi się od wypowiedzi utytułowanych naukowo autorytetów. Jest o wszystkim na temat naszej pięknej katastrofy wyborczej, z wyjątkiem sedna sprawy – roli ordynacji proporcjonalnej i jej stosowania w ustrojowym fałszowaniu wszelkich wyborów w Polsce. Roli ordynacji proporcjonalnej w tworzeniu fasadowej demokracji. Kompromitujący poziom polskich nauk społecznych i prawnych przeraża.

6 grudnia 2014

About Wojciech Błasiak

ekonomista i socjolog, dr nauk społecznych, niezależny naukowiec i publicysta, działacz i krajowy koordynator Obywatelskiego Ruchu na rzecz JOW
1 200 wyświetlen