/Groźny system wyborczy

Groźny system wyborczy

Do takiej konstatacji prowadzi swoje wywody Jakub Kumoch, którego artykuł pt. „Głosy na przemiał” został opublikowany w „Rzeczpospolitej” 22 maja br.[1]. Najważniejsze przesłanie tego artykułu zawarte jest w podtytule o treści: „Wyborco Platformy: zgadzasz się na to, że PO wygra, a będzie rządził PiS? Wyborco PiS: zgadzasz się na to samo? Doskonale wiemy, że się nie zgadzacie”.

Powyższe sformułowanie idzie po drodze z misją mass mediów, aby masy wyborcze mobilizować do dobrowolnego zaklasyfikowania się na wyborców jakiejś tam partii.

Partia PO działa od 13 lat, a PiS od 14 lat i nic się nie stanie, jak obie partie przepoczwarzą się w nowych warunkach JOW wg łaski wyborców, może nawet połączą siły tak, jak to było przed ich powstaniem lub znikną ze sceny. Nie rozpadnie się z tego powodu III RP.

Przytoczę ciekawą opinię z UK z wyborów w 2005 r., jaką Katarzyna Bzowska podała w goniec.com nr 71 z 25.4.2005 r. „Zasady te nadal obowiązują w ich polityce, ale większość z nich (poza antyeuropejskością) Tony Blair włączył do programu Partii Pracy. (…) Pozwoliło zyskać poparcie wśród tych, którzy w latach 80. i w pierwszej połowie lat 90. nie wyobrażali sobie głosowania na laburzystów”. Wniosek z tego płynie prosty: wyborcy mają niezbywalne prawo, a nawet obowiązek zmieniać swoje preferencje wobec partii w zależności od tego skąd płyną indywidualne korzyści. Bowiem partia służy wyborcom, a nie odwrotnie.

Jakub Kumoch, jako rasowy erysta, postawił sobie z góry pogląd zwolenników JOW tak, aby doraźnie go obalić. Oto on: „Posłowie bliżej wyborców i niezależni od partyjnych liderów, a jednocześnie stabilna większość parlamentarna – tak zdaniem zwolenników JOW wyglądać powinno po zwycięskim referendum zreformowane życie parlamentarne”.

Ekspert wyborczy gazety, mając za punkt wyjścia powyższy pogląd, kontynuuje: „A ja przekonam państwa, że”:

Primo: „tzw. system większościowy niesie ze sobą zagrożenia”, takie jak np.:
1) „przejęcie władzy przez partię, która przegrała wybory”;
2) „JOW nie tylko nie są receptą na wszelkie zło – ich zastosowanie w XX wieku prowadziło do wielu absurdów, a w jednym wypadku do politycznej tragedii”.

Nawet wino, kobieta i śpiew, w nadmiernej dawce, niosą zagrożenia. Aby jednak w miarę rzetelnie oszacować ryzyko JOW-ów, należy je przyrównać do innej ordynacji, w tym wypadku do proporcjonalnej ordynacji wyborczej (POW)), którą każdy zna z autopsji.

Ad 1. Z tym przejęciem władzy to nie jest tak źle. Wystarczy ustalić pewne pryncypia tzn. zdefiniować, co oznacza wygrać lub przegrać wybory. Wiemy, iż w JOW decyduje suma zdobytych mandatów i wygrywa ten, który tych mandatów zdobył najwięcej. Autor ma kłopot z percepcją tej nad wyraz oczywistej zasady, gdyż swoje wadliwe rozumienie powtarza jeszcze kilkakrotnie.

Ad 2. To „wszelkie zło” jest klasycznym chwytem erystycznym pn. Uogólnienie o treści: „Rozszerzać wypowiedź przeciwnika (niefotogeniczni wojownicy) poza jej naturalną granicę, interpretować ją możliwie ogólnikowo, akceptować ją w jak najszerszym sensie i traktować przesadnie…”.

Jeśli bowiem zawęzimy nazwę tylko do „zła” i przypiszemy go do obowiązującej POW, to sprawa będzie wyglądać całkiem w innym świetle. JOW jest właśnie receptą na zło płynące z POW.

Secundo: apartheid by nie powstał (w domyśle, gdyby nie JOW).

Stosując zasadę licytowania się, to z pewnością istniejący w Niemczech po I wojnie światowej proporcjonalny system wyborczy wyniósł do władzy Adolfa Hitlera.[2].

Wracając do apartheidu, funkcjonującego w Republice Południowej Afryki po II wojnie światowej, to nie należy zapominać, iż w owym czasie RPA miało z założenia wadliwy mechanizm wyborczy, gdzie prawa wyborcze posiadali tylko biali. Trudno zatem przywoływać tamtejszy JOW z czasów apartheidu do dyskusji o JOW-ach w Polsce AD 2015.

Tertio: wpadka Malty lat 80.

Argument ten jest niepoważny. Wpadki 100 razy mniejszego od Polski kraju – 400 tys. mieszkańców – mają się nijak do rozważań o JOW-ach w wersji „Pierwszy na mecie” czyli FPTP. Malta ma dzisiaj mechanizm proporcjonalny STV i jest jej z nim prawdopodobnie dobrze.

Quatro: zagrożeniem dla zmian są zapisy Konstytucji.

Tak jakby obywatele byli dla Konstytucji, a nie odwrotnie.

Quinto: jeden rzekomy „autorski” pozytyw.

„JOW mają zwiększyć partycypacje i ożywić debatę publiczną. Nic bardziej mylnego – w obecnym systemie liczy się każdy głos – ponad 90% polskich wyborców głosuje na listy, które wchodzą do parlamentu, tym samym są w nim reprezentowani. Przy wprowadzeniu systemu większościowego głosy oddane na pokonanych kandydatów idą na przemiał”.

I tu właśnie różnią się oba mechanizmy.

POW to głosowanie na listy partyjne (wykluczeni są kandydaci indywidualni). A może zlikwidujmy próg wyborczy z 5% do 0%. Mielibyśmy nawet nie 90% a 100% wyborców głosujących na listy – jak we Froncie Jedności Narodu z czasów PRL.

Jest to fałszywy miernik. Ciekawsza byłaby informacja, jaki procent głosów uzyskało łącznie 460 posłów w wyborach w 2011 roku oraz analogicznie 650 członków Izby Gmin w generalnej elekcji w 2010 roku. Wtedy porównanie miałoby jakiś wspólny mianownik.

Sexto: proroctwa o braku prawdziwej kampanii wyborczej w bastionach PiS i PO.

Autor obawia się o prawdziwą kampanię wyborczą w tych bastionach. Jak nie będzie dofinansowywania partii politycznych z budżetu państwa, to właśnie kampania będzie ciekawa, bo wszyscy będą mieli równe prawa na starcie.

Septimo: manipulowanie okręgami tzw. gerrymandering (GM).

Śpiewka stara jak świat o tej operacji. GM występuje i tu, i tam. W POW regulowany jest centralnie niejako w zaciszu gabinetów decydentów. W JOW jeden okrąg też może być powiększony kosztem drugiego. Jeśli to będzie bezzasadne, to na pewno wystąpią trudności w tej operacji, bo to po prostu widać.

Octavo: „wyrzucanie do śmietnika jednego z najbardziej przejrzystych systemów wyborczych w UE, gdzie wyborca ma prawo wybierania miedzy kilkuset kandydatami”.

I tu jest bezcenna, podana na deser, perełka artykułu. Ekspert pisze tylko o „prawie wybierania” – jak w PRL-u. Nie zauważa, iż w demokracji istnieje również prawo „być wybranym” tzw. bierne prawo wyborcze, w III RP w rzeczywistości nieistniejące. Dla garstki osób rządzących Polską mechanizm POW jest na pewno bardzo przejrzystym systemem, ułatwiających panowanie nad obywatelami w naszej fasadowej demokracji. Zaczynając czytanie artykułu od samej stopki można dość precyzyjnie przewidzieć jego finał. Nie ma w nim nic „między wierszami” jak było za nieboszczki komuny. Aby nie zanudzać przytoczę opinię prof. Tomasza Kaźmierskiego z UK: „W Wielkiej Brytanii bierne prawo wyborcze jest rzeczywiście powszechne (w stopniu, który dla większości mieszkańców Polski jest trudny do wyobrażenia)”.[3].

Kończąc wydaje mi się, że użyty przeze mnie trzy wyrazowy tytuł, nota bene skopiowany od pana Eksperta, jest jak najbardziej uzasadniony. Bowiem mechanizm JOW jest z pewnością groźny, ale groźny dla beneficjentów POW. Dla wyborców, których jest zdecydowana większość na pewno nie. Wyborcy nie ponoszą żadnego ryzyka związanego z JOW, oczywiście w porównaniu z obowiązującym mechanizmem POW. Co więcej system większościowy posiada w sobie „wartość dodaną”. Każdy wyborca, mający „powołanie” do tego gmachu publicznego, jakim jest polityka, ma prawie bezpłatny wstęp. Bilet wstępu jest bowiem dla tych kandydatów, partyjnych lub niezależnych, którzy spełnią 2 warunki brzegowe: pisemne poparcie co najmniej 10 wyborców danego okręgu i wpłacenie kaucji, która jest zwracana po uzyskaniu minimum 5% ważnie oddanych głosów. W takim to mechanizmie funkcjonują od lat mieszkańcy Albionu.

[1] http://www.rp.pl/artykul/1203082.html
[2] http://www.skubi.net/owen.html
[3] http://jow.pl/przedwyborcza-selekcja-kandydatow-partyjnych-w-uk/

 

28 maja 2015

About WbS

WbS – Wojciech M., absolwent Politechniki Poznańskiej, mechanik a od 1994 księgowy; od 2002 r. (afera Rywina) uczestnik Ruchu na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych prof. Jerzego Przystawy; autor bloga: https://poselzkazdegopowiatu.blogspot.com/
1 493 wyświetlen