Na początek krótki test. Proszę przypomnieć sobie nazwisko kandydata, na którego oddałeś głos w poprzednich wyborach? Czy potrafisz wymienić jego zasługi? Jeśli odpowiesz twierdząco na te pytania, zaliczasz się raczej do nielicznej grupy. Większość obywateli, niestety, nie potrafi odpowiedzieć na tak zasadnicze pytania. I nie ma w tym nic dziwnego. Wyborca dostaje przy urnie listę kilkudziesięciu nazwisk ludzi mniej lub bardziej znanych, często z bardzo odległych regionów. Nierzadko też wiedza wyborcy o kandydacie to tylko parę pustych haseł i wypacykowana przez grafika komputerowego uśmiechnięta buzia z plakatu.
Każdy chyba pamięta z lat nauki wybory do samorządu szkolnego. Zdrowy rozsądek podpowiada, że każda klasa szkolna powinna mieć swojego reprezentanta i powinien to być uczeń, który zdobędzie największą liczbę głosów w swoim okręgu klasowym. Każdy uczeń oczywiście musi mieć prawo kandydowania do samorządu, a system taki nazywa się większościowy, ponieważ wygrywa ten kto zdobędzie największą liczbę głosów, z ang. First Pass the Post, a każda klasa szkolna (okręg jednomandatowy) ma swojego reprezentanta, którego wyborcy dobrze znają, mają nad nim kontrolę i którego w przyszłości ROZLICZĄ.
A teraz wyobraźmy sobie szkołę, w której obowiązywałby inny system wyborów, tzw. system proporcjonalny. Po pierwsze, żaden uczeń nie ma szans kandydować samodzielnie. Nawet ten najlepszy. Mogą kandydować tylko uczniowie zarejestrowani w Bandach. Załóżmy, że zarejestrowały się 3 bandy: Banda Wacka, Tomka i Krysi. Ich przywódcy zaczynają tworzyć listę kandydatów. Wacek umieszcza na czołowych miejscach list uczniów, którzy przyniosą mu najwięcej żetonów z chipsów i 2 największych chuliganów. Krysia wypełnia listę swoimi koleżankami tylko ze swojej klasy i kuzynką Olą. Tomek chce wystawić najlepszych uczniów i to z różnych klas. Najlepszych jest zbyt mało, toteż wypełnia on listę kilkoma medialnymi uczniami i paroma z łapanki. Jeszcze jest Zenek. Bardzo zdolny uczeń, uczciwy, zaradny, lecz niezwiązany z żadnym układem. Jego nikt nie wpisze na listę; jest poza demokracją. Nikt z zewnątrz, a zwłaszcza wyborcy nie wiedzą jak naprawdę działa mechanizm wystawiania kandydatów. Odbywa się to przeważnie gdzieś w piwnicy lub pod trzepakiem.
Rozpoczyna się kampania. W ruch idą spreparowane sondaże, obietnice, przepychanki, wizje lepszego jutra i cała machina marketingu politycznego. Wacka, którego czytanie lektur nie było mocną stroną widziano nawet z Księciem Machivalliego. Sprowadza się to do tego, która banda zdoła najbardziej oczarować, niczym uliczni sprzedawcy kosmetyków, wyborców i zdobyć ich serca (o rozumie raczej mowy nie ma).
Ci, którzy zostali umieszczeni na czole list mogą w zasadzie spać spokojnie. W przypadku przekroczenia przez daną bandę progu minimalnego wchodzą do samorządu bez łaski. Pozostaje tyko tak kombinować, jak tu wprowadzić za sobą jak najwięcej kolesi, aby mieć większość i poobsadzać cieplutkie stołki.
Proporcjonalny system liczenia głosów jest skomplikowany. Uczniowie proszą więc o pomoc matematyka, bo nikt nie rozumie zawikłanych reguł proporcjonalności. Wybory są drogie i ciągną się przez kilka dni.
A oto i przykładowy wyniki wyborów. Zwyciężył największy krzykacz i czarodziej Wacek. Kolejno Krysia z koleżankami. Jedna z nich nawet nie może wyjść ze zdumienia, że otrzymała tylko 1 głos (swój własny!) i weszła do samorządu. Podobnie i Tomek, choć głosowało na niego 2 razy więcej uczniów co na Wacka – nie otrzymał mandatu.
Każdy chyba się zgodzi, że ten drugi system jest absurdalny, niezrozumiały i zły. Nie promuje ludzi z krwi i kości tylko bandy, kolesi, wazeliniarstwo, korupcję, nepotyzm. Podałem ten przykład tu jako abstrakcyjny i w celach dydaktycznych, bo też w żadnej normalnej szkole nie wybiera się kandydatów do samorządu takim systemem.
Ale co innego Sejm RP i samorządy lokalne. Tu owy system proporcjonalny funkcjonuje od lat! Odpowiednikiem szkolnych band są oczywiście partie polityczne, a Krysi i Tomka ich liderzy. Tak więc to nie NARÓD decyduje bezpośrednio, kto ma zasiadać w sejmie czy samorządzie, ale głownie przywódcy partii i ich cały arsenał psychologów społecznych, marketingowców politycznych, podsuwając społeczeństwu listę pozornych wyborów. Przypomina to trochę np. kupowanie towarów w supermarkecie. Z pozoru to my decydujemy, co włożyć do koszyka, ale tak na prawdę decydują o tym specjaliści od kreowania potrzeb i zarazem beneficjenci tej całej gry. Tak też jest z systemem proporcjonlnym-partiokratycznym. Wady tego systemu szczególnie szkodzą samorządności lokalnej, gdzie odpada wielu kompetentnych ludzi, bo np. nie trafili na właściwą listę lub miejsce, a ich miejsce w radach i sejmikach zajmują ludzie z namaszczenia partyjnego często ze szczątkowym poparciem.
W USA, Anglii i większości demokratycznych krajów świata funkcjonuje system odmienny – jednomandatowy. Każdy, kto ma pomysł i kompetencje może, o ile przekona swoich WYBORCÓW w swoim okręgu a nie przywódców partyjnych – reprezentować ich w parlamencie. Sam system liczenia głosów zaś jest jasny, rozumie go każdy obywatel, może z wyjątkiem głęboko upośledzonych umysłowo.
Polski system proporcjonalny jest niezrozumiały, a przede wszystkim, i wbrew nazwie, pozbawiony reguł proporcjonalności. Dr Ciesielski, matematyk, nazywa ten system paradoksalnym, który jak w przypadku wyników Wacka i Tomka sprzyja partyjniactwu, kolesiostwu, korupcji itd. Dlatego tak naprawdę, żadna z partii politycznych nie jest zainteresowana zmianą systemu ordynacji wyborczej w Polsce i wprowadzenia przejrzystego systemu jednomandatowego. Byłoby to podcięcie pod sobą przysłowiowej gałęzi. Dlatego dziś walką o wprowadzenie systemu jednomandatowego zajmują się w Polsce nie politycy a intelektualiści, wybitni naukowcy i działacze ruchu obywatelskiego JOW.
Obecny system ordynacji ma również negatywny wpływ na inne dziedziny, jak np. gospodarka. Dlatego nie pomogą obietnice IV czy nawet V Rzeczypospolitej, nie zmienią nic różnego rodzaju platformy, sojusze, ligi i bloki jeśli nie zmienimy systemu, w którym będziemy głosować na poszczególnych, znanych zaufanych i sprawdzonych ludzi a nie na partie i hasła.
- Demokracja partyjna - 1 października 2008