/Kilka dobrych słów o JOW-ach – polemika

Kilka dobrych słów o JOW-ach – polemika

Piotr Wójcik w artykule „Kilka złych słów o JOW-ach” pochylił się nad problematyką ordynacji wyborczej, krytykując wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych. Tekst zawiera wiele nieporozumień i mitów dotyczących JOW-ów.

Autor rozpoczyna tekst od napisania o tym, że polskie społeczeństwo nie dorosło do ordynacji większościowej (co ciekawe jest to jeden z argumentów przeciw JOW-om wysuwany przez PiS). Moje wrażenie jest dokładnie odwrotne, to klasa polityczna nie dorasta poziomem do naszego społeczeństwa. Jest od niego coraz bardziej oderwana, nie liczy się ze zdaniem obywateli.

Ordynacja proporcjonalna w Polsce została doprowadzona do granic absurdu. Finansowanie partii politycznych, głosowanie tylko na kandydatów wiernych partii, fikcja biernego prawa wyborczego oraz upartyjnienie państwa do granic możliwości powodują, że ciężko nazwać naszą demokrację prawdziwą. Piotr Wójcik pisze z pozycji jakby partiom politycznym cokolwiek się należało, stąd muszą mieć uprzywilejowaną pozycję.

Niestety partie polityczne w Polsce nie reprezentują rzeczywistych interesów społecznych. Ba poszczególni posłowie nie reprezentują nawet interesów swoich wyborców. Ważne są tylko interesy wąskich kierownictw partii. Według Diagnozy Społecznej z 2013 roku ponad 60 proc. Polaków nie wskazało żadnej partii politycznej jako tej, z którą się identyfikują![1]    Również najnowsze badanie CBOS-u dotyczące zainteresowania młodych ludzi polityką wskazuje, że obecny system polityczny Polski ma coraz mniejszą legitymację społeczną.[2] W związku z tym ordynacja proporcjonalna służy tylko i wyłącznie rozdziałowi mandatów po wyborach.

Historycznie ordynacja proporcjonalna miała służyć sprawiedliwości społecznej, partie miały być reprezentantami poszczególnych grup społecznych. To może i miało znaczenie w wieku XIX czy na początku XX, gdzie partie były MASOWE. Ale dziś to archaiczny pogląd. Akurat ordynacja proporcjonalna dzisiaj, służy tylko wąskim grupom interesu i samym członkom partii, ewentualnie ich rodzinom. Dziwię się, że z ust konserwatystów padają słowa w obronie ordynacji proporcjonalnej. Polecam przejrzenie literatury dotyczącej  historii systemów wyborczych,  np. książki dr. Z. Ilskiego.[3] Na terenach zamieszkiwanych przez Polaków królowała ordynacja większościowa, było tak zarówno w Księstwie Warszawskim, jak i pod rządami zaborców. Zmianę przyniosło powstanie II RP po I wojnie światowej, w Konstytucji Marcowej z 1921 przyjęto zasadę proporcjonalności. Należy przy tym zaznaczyć, że było to „prawdziwa” proporcjonalność, bez metody d`Hondta i progów wyborczych. Jakie były problemy z tworzeniem rządów i do czego to doprowadziło w 1926 roku pisać nie muszę.

Kolejna sprawa to liczebność partii politycznych . Autor wskazuje, że partie w systemach większościowych „wykształciły w sobie mechanizmy reprezentowania możliwie największej części społeczeństwa”. Problem polega na tym, że to wymusza ordynacja oparta o jednomandatowe okręgi wyborcze. Partie muszą reprezentować szerokie grupy wyborców, a poszczególni reprezentanci wyborców swoich okręgów. To wymusza, by partie były dużymi organizacjami. Jedna brytyjska Partia Pracy ma więcej członków niż nasze wszystkie partie razem wzięte. Klasa polityczna (próżniacza jak u Veblena) jest oderwana od wyborców, a to wynik fatalnej ordynacji, gdzie się walczy o miejsca na listach, które rozdają szefowie partii a nie głosy wyborców.

„Jedną z ofiar wprowadzenia JOW-ów byłby także poziom debaty publicznej” – ciężko o państwo, w którym poziom debaty publicznej jest niższy. System większościowy wymusza dążenie ku politycznemu centrum eliminując skrajne organizacje i polityków o skrajnych poglądach, co da zapewne efekt pozytywny w podniesieniu kultury wypowiedzi. Autor zakłada, że podział między „lemingiem”, a „moherem” jest podziałem biegnącym wzdłuż całego społeczeństwa. Obawiam się, że to tylko wrażenie i projekcja autora. Większość Polaków negatywnie myśli o całej klasie politycznej, na co wskazują nie tylko badania społeczne, ale także frekwencja wyborcza. Ordynacja proporcjonalna według autora wymaga consensusu. To prawda, ale jest to consensus powstający ponad głowami wyborców!  Partie siadają do negocjacji koalicyjnych po wyborach i rozpoczyna się gra o stanowiska i wpływy ponad głowami obywateli. Istotą systemów większościowych jest zawieranie koalicji i porozumień PRZED wyborami, by zwiększyć szanse na zwycięstwo w poszczególnych okręgach. To daje wyborcom możliwość oddania głosów z pełną wiedzą na temat tego, kto jest popierany przez dane organizacje. Z faktu samodzielnych rządów wypływa jeszcze jedna ważna cecha. Odpowiedzialność rządu za podjęte decyzje lub za ich brak. W systemach proporcjonalnych zawsze bardzo łatwo można zrzucić winę za decyzje na swojego koalicjanta.

Autor porusza sprawę Senatu. Takie wybory z JOW-ami postulowanymi przez Ruch Obywatelski na rzecz JOW mają niewiele wspólnego. Senat ma w Polsce znaczenie drugorzędne. Naprawdę nie jest wielką filozofią przewidzieć wyniki wyborów do Senatu, kiedy odbywają się w tym samym czasie, co te do Sejmu. Kiedy nie ma równych warunków dla kandydatów partyjnych i niezależnych, np: dotyczących zbierania podpisów i wydatków na kampanie. Wielkość okręgów senackich też ma duże znaczenie (a właściwie mają je środki, które w takich dużych okręgach trzeba wydać na kampanię).[4] Mimo to polecam opinię senatora Obremskiego, który jednoznacznie stwierdza, że widzi różnicę między jakością senatów i posłów.[5]

Ruch Obywatelski na rzecz JOW postuluje wprowadzenie JOW w wyborach do Sejmu. Z tym wiąże się kilka zasad ogólnych:

  • Równa dla każdego pełnoprawnego obywatela Polski swoboda kandydowania na posła.
  • Podział Polski na 460 jednomandatowych okręgów wyborczych, dla wybrania takiej samej liczby posłów, zapisanej w Konstytucji.
  • Finansowanie kampanii wyborczej kandydatów wyłącznie ze środków niepublicznych, z limitem wydatków równym dla kandydatów niezależnych i partyjnych.
  • Jedna tura głosowania.
  • Obywatelski i medialny monitoring głosowania w obwodach oraz publicznego liczenia głosów, przeprowadzanego w okręgach.[6]

Nie jest prawdą, że w Wielkiej Brytanii są tylko dwie partie, spoglądając na wyniki wyborów widać coś innego.[7] System jest co prawda dwubiegunowy, ale partie posiadają swoje frakcje, które nie są jednolite programowo. Poza tym pozwala to na powstanie szybkiego i sprawnego rządu, zaraz po wyborach, co biorąc pod uwagę położenie geopolityczne Polski nie jest bez znaczenia.

Główne efekty wprowadzenia zasad Reguły wyborczej JOW w wyborach do Sejmu RP:

  • odpowiedzialność posłów przed ich wyborcami (w okręgach);
  • partnerstwo władzy z obywatelami, upowszechniające wśród obywateli poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne, niezbędne w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego;
  • pozytywna selekcja kadr sprawujących władzę i stabilny rząd służący narodowi;
  • w następstwie podziału Polski na 460 JOW, decentralizacja oraz ożywienie i jawność życia politycznego, na skutek swobodnego zawierania:
    a) porozumień wewnątrzokręgowych, wyłaniających kandydatów o największych szansach zdobycia mandatu, dla danej opcji politycznej;
    b) porozumień międzyokręgowych, oddolnie tworzących się ugrupowań politycznych;
    zmiana charakteru partii politycznych, z wodzowskich na obywatelskie;
    utrudnienie dostępu do władzy dla ugrupowań skrajnych.

Autor pisze: „Jednym z dorobków naszej kulawej demokracji jest w miarę funkcjonujący proporcjonalny system wyborczy”. To naprawdę na poważnie? Akurat ten system krytykuje wiele osób, nie tylko zwolenników ordynacji większościowej. O jakości demokracji w dużej mierze decyduje właśnie sposób doboru polityków. Demokracja jest kulawa bo to, w jaki sposób wybieramy elity polityczne nie tylko przetrąca nogi, ale i kręgosłupy. Tak politykom, jak i wyborcom. 

Zobacz: Piotr Wójcik „Kilka złych słów o JOW-ach”

 

1 421 wyświetlen