W dyskusjach na temat ordynacji wyborczej, przeciwnicy JOW (jednomandatowych okręgów wyborczych) najczęściej posługują się "argumentem senatora Stokłosy", który – dzięki swemu bogactwu i pozycji głównego pracodawcy w regionie – regularnie wybierany jest do Senatu. Jest to argument nietrafiony z co najmniej z trzech przyczyn. Pierwsza ma znaczenie najmniejsze: wybory do Senatu mają charakter większościowy, ale okręgi wyborcze są dwu lub trzy mandatowe, a nie jednomandatowe.
Po drugie, w Senacie w ciągu ostatnich ponad dwudziestu lat znalazło się tylko dwóch ludzi, którzy mieli kłopoty z prawem: są to pp. Stokłosa i Gawronik; osób skazanych za oszustwa, nie wspominając o takich, które miały bezpośrednie związki z przestępczością zorganizowaną, było w wybieranym przy pomocy ordynacji proporcjonalnej sejmie dziesiątki. Argument, że w JOW bardziej liczy bogactwo oraz, że łatwiej mogą w nich wygrać ludzie nieuczciwi, jest bezpodstawny.
Po trzecie, od wielu lat słyszymy i czytamy o dochodzeniu, którego Stokłosa jest przedmiotem, w związku z podejrzeniem oszustw podatkowych i przekupstwa. Wcześniej oskarżano go o bezprawne zatrzymanie ekipy telewizyjnej, gwałcenie wszelkich norm ochrony środowiska, gwałcenie praw pracowniczych itp. Dotąd żadna z prowadzonych przeciwko niemu spraw nie zakończyła się prawomocnym wyrokiem sądowym. Jest to sytuacja niesłychanie społecznie demoralizująca. Czy więc problem tkwi w ordynacji wyborczej, czy może też w zapaści indolencji polskiego wymiaru sprawiedliwości?
Argumentem za ordynacją proporcjonalną jest, według jej zwolenników, że ma ona zapewnić większą niż JOW proporcjonalność reprezentacji politycznej, tj. rozkład istotnych cech socjologicznych w zbiorowości posłów ma tu być bardziej zbliżony do rozkładu tych cech w całym społeczeństwie. Tak brzmi, na pierwszy rzut oka słuszny postulat ideologiczny, nasuwa on jednak co najmniej dwa pytania. Po pierwsze, co to są owe "istotne cechy socjologiczne", które mają być reprezentowane w parlamencie proporcjonalnie do ich rozkładu w całej populacji? – Może wykształcenie? Ukończony kierunek studiów? Poziom inteligencji? Płeć? Kolor włosów? – Wybór jest arbitralny.
Po drugie, na jakiej podstawie zwolennicy ordynacji proporcjonalnej zakładają, że tak wybrani przedstawiciele będą reprezentować w parlamencie interesy kategorii społecznej, do której formalnie rzecz biorąc należą? Na przykład, jedną z kategorii nad-reprezentowanych w Sejmach kolejnych kadencji są profesorowie wyższych uczelni, a jednocześnie wydatki na naukę należą w Polsce do najniższych w Europie. Czy te panie i ci panowie reprezentują tam interes nauki? – Jakoś tego nie widać.
Sprawą, która rozstrzyga o jakości demokracji jest zdolność elektoratu do rozliczenia przedstawicieli politycznych z ich działalności. Jeremy Pope, autor najbardziej autorytatywnego opracowania na temat korupcji (Confronting Corruption: Elements of a National Integrity System) odnosi się do kwestii nader w naszym życiu politycznym aktualnej. Pisze: "W niektórych legislaturach, członkowie parlamentu wybrani jako przedstawiciele szczególnej partii, opuszczają ją, by przyłączyć się do innej, niezależnie od tego, czy ich wyborcy to akceptują, czy nie. Takie zachowanie poważnie zmniejsza odpowiedzialność polityka przed wyborcami, a także stymuluje praktyki korupcyjne w parlamencie".
Powyższy problem inaczej wygląda w warunkach ordynacji proporcjonalnej niż w warunkach JOW. W pierwszym przypadku, kandydat na posła zawdzięcza miejsce na liście kierownictwu partii, a nawet tylko decyzji jej przewodniczącego. Zmiana partii jest aktem nielojalności wobec przywódcy partii, lub jej gremium kierowniczego, a dopiero w dalszej kolejności wobec wyborców. W przypadku JOW, pozycja posła jest bardziej złożona – człowiek ten został wybrany także dzięki osobistym cechom, a nie tylko dzięki przynależności partyjnej. Ponosi on więc odpowiedzialność osobistą nie tylko wobec partii, ale co najmniej w równym stopniu przed wyborcami. Ustrój partii politycznych, a w tym także rola pojedynczych posłów i rodzaj odczuwanych przez nich zobowiązań jest głównie funkcją przyjętej ordynacji wyborczej. Pamiętajmy o tym, gdy narzekamy na stan naszego systemu partyjnego.
Wspomniany wcześniej brak związku między interesami kategorii, z której dany poseł lub posłanka wywodzi się a tymi, którym on lub ona rzeczywiście reprezentują, stawia pod znakiem zapytania sens pojęcia "reprezentacja". Jeżeli bowiem głosują oni zgodnie z zaleceniami partii, a tego zazwyczaj się od nich wymaga, to znaczy, że cecha reprezentowania przysługuje partii, a nie posłom. Skoro więc posłowie nie reprezentują kategorii, której proporcjonalny udział w rządzeniu ich obecność na w parlamencie zapewnić, to jaką funkcję owa proporcjonalność ma spełniać? – Zapewnia sprawiedliwy podział dostępu do dobra, którym są stanowiska w Sejmie, związane z nimi dochody i przywileje.
Jeżeli tak jest, to z punktu widzenia tradycji republikańskiej, źródła korupcji tkwią w samej idei ordynacji proporcjonalnej, bo nie widzi ona w państwie nie narzędzie realizacji dobra wspólnego – widzi w nim zbiór dóbr, które mają być "sprawiedliwie" dzielone między różne społeczne kategorie. Przy czym, przypomnijmy, że kategorie, które mają być tą drogą obdarowane wyróżnione są w sposób arbitralny. Państwo przestaje być w tych warunkach wspólną wartością – staje się łupem partykularnych grup.
Faktem jest jednak, że znakomita większość demokracji zachodnioeuropejskich, wyjątkami są Wielka Brytania i Francja, wykorzystuje w wyborach do parlamentów ordynację proporcjonalną. Z pewnością nie można powiedzieć, że państwo jest tam wyłącznie przedmiotem pasożytowania. Różnica między Polską a tamtymi państwami polega jednak na tym, że tam ordynację proporcjonalną wprowadzono, kiedy istniały tam już sprawna, autonomiczna administracja publiczna i dobrze zorganizowany wymiar sprawiedliwości. W Polsce sytuacja ma się zgoła inaczej, co powoduje, że korupcjogenne elementy tej ordynacji mogą się tu bez większych przeszkód ujawnić.
W rzeczywistości, w każdej ordynacji państwo służy zarówno interesom prywatnym polityków, jak i interesowi ogólnemu. Ważny jest jednak kontekst instytucjonalny i proporcje. Powyższe rozważania skłaniają mnie do wniosku, że w warunkach ordynacji proporcjonalnej, przy innych czynnikach na podobnym poziomie, interesy prywatne z większą łatwością dominują nad interesem publicznym niż w przypadku JOW.
Źródło:
http://lubczasopismo.salon24.pl/obserwatorium/post/322282,korupcja-polityczna-a-ordynacja-wyborcza
- Wady i zalety JOW w świetle „inżynierii konstytucyjnej”: tour d’horizon – prezentacja PPT - 8 lipca 2016
- Suwerenność obywateli, czy suwerenność polityków? - 23 lutego 2016
- Widmo JOW straszy na salonach - 11 września 2015
- Ułomna debata o JOW - 28 maja 2015
- Wybory w królestwie Polipów - 26 marca 2015
- prof. Antoni Kamiński na XX-leciu Ruchu JOW - 8 maja 2013
- Problem tkwi w elitach - 4 kwietnia 2013
- Dlaczego jednomandatowe okręgi wyborcze? – cz.2 - 19 grudnia 2012
- Dlaczego jednomandatowe okręgi wyborcze? – cz.1 - 13 grudnia 2012
- Korupcja polityczna a ordynacja wyborcza? - 7 lipca 2011
Jerzy Przystawa: Jak sam Pan właśnie stwierdził ordynacje proporcjonalne BYŁY wykorzystywane we Francji, w Niemczech czy we Włoszech, a stwierdzenia pana Kamińskiego jak i moje wyrażone były w czasie teraźniejszym. W mojej 'tezie’ o małych krajach, przez ordynację proporcjonalną rozumiałem tylko system zamkniętych list partyjnych – nie miałem więc na myśli mieszanych systemów jakie funkcjonują w Niemczech lub we Włoszech. Moja domyślna 'definicja’ ordynacji proporcjonalnej pominęła też Brytyjską Reprezentację Proporcjonalną (STV). Jak ważne jest ścisłe definiowanie pojęć 🙂
Pozdrawiam,
Jan Sadowski: obawiam się, ze Pańska teza o małych państwach nie da się utrzymać, chociażby z tego powodu, że tzw. ordynacje proporcjonalne zostały wprowadzane w Niemczech, we Włoszech, a także po wojnie we Francji. Tam się nie sprawdziły, Francja, pod wpływem de Gaulle’a, system partyjny odrzuciła, we Włoszech system partyjny odrzucili Włosi w referendum i tylko oszukańczemu sprytowi partyjniaków zawdzięczają obecny system. W Niemczech system OP został narzucony wolą państw okupacyjnych
Argument Profesora Kamińskiego rozumiem na zasadzie argumentu, że „nim gruby schudnie, to chudy umrze”. Władimir Bukowski pisał o tym tak, że „grube kraje”, to takie, które dzięki swoim różnym instytucjom obywatelskim mogłyby się w ogóle obejść bez rządu, jak np. Szwajcaria czy Szwecja, natomiast tam, gdzie potrzebna jest silna władza, która jest w stanie przeprowadzać reformy i realizować ważne cele społeczne, tam OP to głupota i szaleństwo.
Ale te wszystkie analogie są ułomne. Nas interesuje Polska i potrzeby Polaków
„Faktem jest jednak, że znakomita większość demokracji zachodnioeuropejskich, wyjątkami są Wielka Brytania i Francja, wykorzystuje w wyborach do parlamentów ordynację proporcjonalną.”
To bardzo mylące sformułowanie. Trzeba podkreślić że w większości (ludnościowej 'większości’) demokratycznego świata zachodnioeuropejskiego, na najwyższym poziomie cywilizacyjno-ekonomicznym wykorzystywana jest jednomandatowa ordynacja. JOW wykorzystują wszystkie kraje grupy G7.
Jeśli chodzi o rozwinięte kraje to ordynacje proporcjonalne list partyjnych wykorzystywane są tylko w małych krajach zachodnioeuropejskich, za wyjątkiem hiszpanii. W małych krajach, gdzie wszyscy się znają nie występuje problem dystansu władzy który pojawia się w dużych państwach.
„Z pewnością nie można powiedzieć, że państwo jest tam wyłącznie przedmiotem pasożytowania. Różnica między Polską a tamtymi państwami polega jednak na tym, że tam ordynację proporcjonalną wprowadzono, kiedy istniały tam już sprawna, autonomiczna administracja publiczna i dobrze zorganizowany wymiar sprawiedliwości. W Polsce sytuacja ma się zgoła inaczej, co powoduje, że korupcjogenne elementy tej ordynacji mogą się tu bez większych przeszkód ujawnić.”
Różnica między Polską a tymi Państwami polega właśnie na wielkości pod względem ludności. Małe kraje są z natury rzeczy łatwiej zarządzane więc takie czynniki 'zaburzające’ rzeczywistość jak proporcjonalna ordynacja zamkniętych list partyjnych mają zredukowany wpływ.
– Tak więc w tych miejscach się z Panem zupełnie nie zgadzam, ale pozostałe części artykułu wydają mi się całkowicie przemyślane.
Pozdrawiam,