/Rebelie polityczne w III RP a fasadowa demokracja

Rebelie polityczne w III RP a fasadowa demokracja

Tekst dra Wojciecha Błasiaka sprzed roku. Dziś tak samo aktualny, jak wtedy. System wyborczy III RP wyłania indolentną klasę polityczną, która hamuje aspiracje narodu i ciągnie nas wszystkich w dół.

4 czerwca br. podczas zjazdu warszawskiego okręgu PiS, prezes Jarosław Kaczyński stwierdził, iż dzięki uchwalonej w 1991 roku demokratycznej ordynacji wyborczej do Sejmu, wyłoniony został rząd Jana Olszewskiego. I tenże rząd został 4 czerwca 1992 roku obalony w wyniku rebelii, a nie w wyniku działalności politycznej opozycji. A kolejne rebelie wymierzone w rządy PiS wybuchły w 2005 roku i w obecnym 2016 roku.

Rebelie a niedemokratyczna ordynacja wyborcza

Jak zwał, tak zwał okoliczności obalenia rzędu J. Olszewskiego, których do standardowej działalności politycznej opozycji rzeczywiście zaliczyć nie można. Może być „rebelia”. Jak zwał, tak zwał okoliczności i sposób rozpętania antypisowskiej histerii politycznej w 2005 roku, ale też ich do standardowej działalności politycznej opozycji zaliczyć nie można. Może być „rebelia”. Jak zwał, tak zwał teraźniejszą antypisowską kampanię histerii politycznej wokół Trybunału Konstytucyjnego, z użyciem Komisji Europejskiej i agenturalnego ruchu politycznego KOD, ale do standardowej działalności politycznej opozycji też jej zaliczyć nie można, więc i tu może być „rebelia”.

Ale nazwanie przez prezesa J. Kaczyńskiego stale obowiązującej proporcjonalnej ordynacji wyborczej do Sejmu „demokratyczną” jest nie tylko kłamstwem. W obliczu debaty publicznej, jaka odbyła się w zeszłym roku, przy okazji wyborów prezydenckich i referendum na temat wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu, jest intelektualną prowokacją. Nie sposób bowiem uwierzyć, że J. Kaczyński nie zrozumiał nic z tej debaty.

Proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu demokratyczna nie była i nie jest. Odbiera bowiem obywatelom podstawowe polityczne prawo obywatelskie, jakim jest bierne prawo wyborcze. Obywatel nie może bowiem kandydować do Sejmu jako obywatel. Musi mieć zgodę bossów partyjnych, aby znaleźć się na którejś z partyjnych list. I nie sposób tego nie rozumieć. Ta ordynacja czyni też fasadowym czynne prawo wyborcze, gdyż obywatel głosuje na już wybranych na listy partyjne. Obywatel głosuje, ale nie wybiera i to nie są wolne wybory. To jest fasadowa demokracja. I nie sposób tego nie rozumieć.

Reprodukcja słabości państwa

Dlaczego więc prezes J. Kaczyński cynicznie nazywa obecną ordynację wyborczą do Sejmu „demokratyczną”? Ano dlatego, że chce legitymizować tę fasadową demokrację, która jest w swej socjopolitycznej treści partyjną oligarchią wyborczą. A legitymizuje ją, gdyż chce zachować polityczne status quo wyłonione zmową elit tzw. okrągłego stołu. Ta ordynacja bowiem stale reprodukuje układ polityczno-środowiskowy, który się z niego wyłonił, właśnie przez partyjne listy wyborcze, na których nazwiska i kolejność kandydatów ustala również prezes J. Kaczyński. A prezes nadal chce być suwerenem polskiego państwa, więc zachwala ustrojowe liberum veto III RP, które uniemożliwia odzyskanie przez polskie społeczeństwo narodowej niepodległości wewnętrznej.

Groteskowość przy tym argumentacji prezesa J. Kaczyńskiego polega na tym, że to właśnie ta ordynacja umożliwia wszelakiego typu polityczne rebelie w III RP. Przede wszystkim dlatego, że stworzyła i reprodukuje słabość, by nie powiedzieć „miękkość” polskiego systemu politycznego i samego państwa. Likwiduje ona bowiem bezpośrednią zależność posła od wyborcy, czyniąc go tym samym zależnym od wszelkich innych podmiotów politycznych: od prezesa J. Kaczyńskiego poczynając, przez krajowych i zagranicznych lobbystów, a na polskojęzycznych mediach krajowych i niemieckich kończąc. A te media są jeszcze o tyle ważne, że w tej ordynacji wyborca jest zmuszony do głosowania na medialne wizerunki partii i ich liderów.

Co gorsza ta ordynacja od 1991 roku stale umożliwia negatywną selekcję reprezentacji politycznych do Sejmu, a pośrednio i Senatu oraz urzędu prezydenta. Nie daje możliwości wyłonienia patriotycznych i kompetentnych elit politycznych. Nie daje, gdyż Polacy sami nie mogą kandydować do Sejmu. I w efekcie mamy do czynienia z kompradorskimi elitami władzy, tworzącymi nowoczesne „targowice”, szukające dla siebie poparcia w Brukseli, Berlinie czy Waszyngtonie. Mamy do czynienia z kompradorskimi elitami z ich liderami na poziomie niedouczonego i bezideowego oraz amoralnego prostactwa i debacie politycznej na poziomie „rubikoni”.

Ofiara współsprawcą rebelii

Prezes J. Kaczyński jest współsprawcą tej katastrofalnej dla stanu polskiego państwa ordynacji, gdyż jako minister kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, odpowiadał za pertraktacje z peerelowskim Sejmem kontraktowym w tej sprawie. Jest współtwórcą tej sytuacji umożliwiającej rozchwianie państwa i rebelianctwo polityczne, gdyż mając możliwości reformy ustroju państwa poprzez zmianę tej demokracji na 460 JOW, zawsze przeciwko tej zmianie występował.

I co z tego, że aktualna opozycja parlamentarna jest na poziomie mniej niż zero, a rządowa większość na poziomie miernym i dostatecznym. To niewiele w praktyce polskiemu państwu i Polakom daje. Poziom mierny i dostateczny jakości władzy w państwie uniemożliwia zatrzymanie zapaści zadłużenia zagranicznego i drenażu polskiej gospodarki i polskich obywateli. Ten poziom uniemożliwia też wychodzenia z zapaści polskiej edukacji i wychowania oraz zatrzymania agonii polskiej nauki i kształcenia akademickiego.

Po 7 miesiącach rządów miernie dostatecznych nadal nie mamy nawet koncepcji polityki przemysłowej, nie mówiąc o niej samej i dalej toczymy się w „śnieżnej kuli” zadłużenia zagranicznego oraz pozwalamy się bezkarnie drenować ekonomicznie przez zagraniczne centra kapitałowe. Po 7 miesiącach rządów miernie dostatecznych w naszej edukacji nadal rozwiązuje się zadania na poziomie „pomaluj drwala” i pozoruje wychowanie młodych obywateli, które jest zwykłym masowym chowem młodego niedouczonego prostactwa. Po 7 miesiącach rządów miernie dostatecznych nadal panuje publiczna zmowa milczenia o tym, co dzieje się w szkolnictwie wyższym, gdzie za publiczne i prywatne pieniądze masowo kształci się półinteligentów i ćwierć inteligentów, a instytuty naukowe, katedry i zakłady są prywatnymi folwarkami profesorsko-dyrektorskimi, ze wszechpanującym nepotyzmem i prywatą. A w slajdowe opowieści o „innowacyjnej gospodarce” może uwierzyć tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o gospodarce w ogóle.

Tu już nie pomoże PiS-owska „ucieczka do przodu” w postaci wprowadzenia mieszanej ordynacji wyborczej. Efekt ordynacji proporcjonalno-większościowej w wyborach do Sejmu będzie bowiem taki sam, jak w przypadku wprowadzania ordynacji większościowej w wyborach do Senatu przy zachowaniu ordynacji proporcjonalnej w wyborach do Sejmu, czyli utrwalenia pozycji dotychczas najsilniejszych partii. Tu trzeba wymienić prawie całą klasę polityczną przez wprowadzenie 460 JOW w wyborach do Sejmu. Ona w swej masie reprezentuje poziom intelektualnej, ideowej i moralnej hołoty, za ten poziom płacimy wszyscy naszymi obniżonymi standardami życia i pracy.

9 czerwca 2016

www.wojciech-blasiak.pl

About Wojciech Błasiak

ekonomista i socjolog, dr nauk społecznych, niezależny naukowiec i publicysta, działacz i krajowy koordynator Obywatelskiego Ruchu na rzecz JOW
1 460 wyświetlen