Dzięki dużej ilości głosów Pawła Kukiza, w pierwszej turze wyborów prezydenckich, ordynacja JOW stała się popularnym tematem wielu dyskusji. Przeraża mnie jednak ignorancja jej przeciwników oraz ich argumenty.
Przede wszystkim zasada JOW (Jednomandatowych Okręgów Wyborczych) polega na tym, aby głosujący mogli sobie wybrać w swoim okręgu kandydata, którego znają i do którego mają zaufanie. Przeciwnicy JOW argumentują, że tylko kandydaci dużych partii albo ci, którzy posiadają pokaźne fundusze na samopromocję mają szansę dostać się do Sejmu. Otóż żadna ordynacja wyborcza nie będzie skuteczna, jeśli wyborcy nie poprą swoich kandydatów pieniędzmi na pokrycie kosztów ich kampanii wyborczej.
W Polsce partie systemowe, czyli te, które podtrzymują układ okrągłego stołu, milczą na temat publicznej zbiórki pieniędzy w czasie wyborów, ponieważ z góry wiedzą, że mają na to małe szanse. Dlatego dawno temu przyznały sobie pokrycie kosztów kampanii wyborczych z budżetu państwa, czyli niemoralnie kandydują za cudze pieniądze.
Od wielu lat główne partie czują się pewne siebie, ponieważ w taki czy inny sposób zabezpieczyły się przed kosztami przyszłych wyborów, czy to przejęciem mienia po PZPR, czy ZSL, czy też jak to zrobił PiS przejęciem wartościowych nieruchomości w Warszawie lub jak PO korzystając z hojności bogatych darczyńców. Mając większość w Sejmie, te ugrupowania polityczne związane układem okrągłego stołu przyznały sobie zwrot kosztów kampanii wyborczych z budżetu państwa i tym samym stworzyły ogromny próg wyborczy dla innych kandydatów.
Cała istota demokracji polega na równości wyborów, aby każdy kandydat miał równe szanse. Aby naprawdę były równe w parze z głosem wyborczym musi iść wsparcie finansowe. Tylko w czasie komunizmu do wygrania wyborów nie było potrzeby pieniędzy.
Wybory prezydenckie są jaskrawym przykładem jak ważne są pieniądze na poparcie swego kandydata, ponieważ od 25 lat odbywają się przy ordynacji JOW. Tylko ten kandydat, który dostanie większość głosów wygrywa wybory. Ilość głosów jest proporcjonalna do ilości wydanych pieniędzy. Bez pieniędzy na przebicie w mediach, ubiegający się o fotel prezydenta będzie przemilczany lub dyskredytowany i nawet pominięty w sondażach.
Pierwszą turę wyborów obecnie wygrały pieniądze podatników na promocję Dudy i Komorowskiego. Poczynając od 1990 roku, wygrywa ten, kto ma więcej pieniędzy. W pierwszych wyborach prezydenckich, według rozliczenia kosztów kampanii wyborczej, komitet Lecha Wałęsy wydał ponad 36 milionów złotych. Nikt się wtedy nie pytał od kogo dostał tyle pieniędzy. Pewnie z wygranej w Toto-Lotka, jak w przeszłości. Mój komitet wyborczy wydał tylko nieco ponad milion złotych, które pochodziły głównie z moich pieniędzy po opłaceniu podatku w Kanadzie. W czasie całej kampanii wyborczej dostałem w Polsce tylko 2 000 zł. od moich sympatyków. Gdybym nie posiadał własnych funduszy, to nie miałbym możliwości uczestniczenia w tamtych wyborach.
Przeciwnicy ordynacji JOW argumentują, że system proporcjonalny jest bardziej sprawiedliwy, bo pozwala na reprezentację szerszego elektoratu. Podają przykład wyborów do Senatu, gdzie przy tej ordynacji weszło ponad 60% kandydatów Platformy Obywatelskiej. A stało się tak, ponieważ Platforma Obywatelska miała więcej pieniędzy na ich promocję, czego po prostu brakowało kandydatom niezależnym czy też tym z innych ugrupowań politycznych.
Aby zmienić układ sił politycznych, który ewidentnie Polakom nie służy, konieczne jest więc finansowe wsparcie naszych kandydatów.
Przykładem jak działają dotacje polityczne był wybór Baracka Obamy na prezydenta USA w 2008 roku. Jego kampania wyborcza kosztowała 985 milionów dolarów zebranych od darczyńców. Jego sympatycy masowo wysyłali mu małe dotacje w czasie wyborów i ich ilość wskazywała na wielką możliwość wygranej. Ameryka na długo przed dniem wyborów głosowała na swego prezydenta pieniądzem. Kontrkandydat Obamy Mitt Romney nie był daleko w tyle. Na swoją kampanię wyborczą zebrał 992 miliony dolarów. Praktyczni Amerykanie wiedzą, że sam głos wyborczy to za małe wsparcie dla swego kandydata.
W pierwszej turze wyborów prezydenckich Paweł Kukiz dostał najwięcej pieniędzy od darczyńców – około 540 000 zł. Jego elektorat mógł dać 10 razy więcej, ale jak na Polskę, gdzie nie ma zwyczaju „głosowania” pieniądzem, to dobry początek. Aby jego sukces przyczynił się do wprowadzenia do Sejmu dużej grupy naszych patriotów konieczne będzie większe wsparcie, ponieważ koszt wyborów do Sejmu jest o wiele wyższy ze względu na ilość kandydatów. Jak to się mówi w Ameryce: „Put your money where your mouth is”, czyli „nie gadaj na próżno, przemów pieniądzem”. W kapitalistycznej Polsce takie powiedzenie też ma sens.
Wyborco, jeśli nie dałeś kandydatowi, na którego głosowałeś żadnych pieniędzy to znaczy, że nie chciałeś, aby miał on środki do przebicia się przez polskojęzyczne media, które miały za zadanie promocję „głównych kandydatów”. Nie trzeba wiele, wystarczy 10 czy 20 zł. od wielu ludzi, aby przedstawiciel spoza układu przekroczył „medialny” próg wyborczy. Za jego promocję trzeba po prostu zapłacić. Ryzyko jest niewielkie ze względu na małą sumę pieniędzy. Nie jesteś pewien na kogo masz głosować – nie ma problemu. Wesprzyj dwóch kandydatów. W rzeczywistości to pieniądz wygrywa wybory.
Ordynacja proporcjonalna, która obowiązuje przy wyborach do Sejmu ma tyle wad, że dawno powinna być zmieniona na JOW. Przede wszystkim promuje permanentną mafijność partii politycznych. Na ławach poselskich można znaleźć tych, którzy dostali 150 000 głosów, i tych którzy dostali tylko 500 głosów, bo byli na liście preferencyjnej. Jest ona powszechna w krajach „podbitych”, aby możni tego świata łatwiej manipulowali liderami partii politycznych. Jej skutki widać w Polsce gołym okiem. Ta ordynacja w naszym kraju się nie sprawdziła i jak najszybciej trzeba ją zmienić.
W tym roku minęło 45 lat, kiedy jako imigrant przyjechałem do Kanady. Przez ten czas obserwowałem jak dobrze ta ordynacja pracuje. Nie wyobrażam sobie lepszej możliwości wyboru politycznych reprezentantów. Wszelkie próby zmiany na system proporcjonalny spotkały się tu ze zdecydowanym sprzeciwem obywateli.
Jak wspomniałem powyżej, każdy system wyborczy wymaga wsparcia swego kandydata pieniędzmi. Dlatego wszelkie pomysły rozwiązań siłowych, takich jak zamieszki uliczne, czy nawet rewolucję, uważam za niepoważne i szkodliwe. Polacy jeszcze nie głosują pieniądzem, a to jest najtańsza metoda walki, która prowadzi do zwycięstwa. Na podstawie mego doświadczenia w polskiej polityce wiem, że właśnie takiego dynamitu ten zabetonowany polityczny układ się panicznie boi. Obawiają się, że możemy z nimi zawalczyć tą samą bronią czyli pieniądzem. Tyle, że uczciwie zebranym od wyborców, a nie tym z budżetu państwa. Uczciwy pieniądz ma w wyborach wielokrotnie większą wartość niż ten, który jest niemoralnie przywłaszczony.
Moim marzeniem dla Polski jest nie tylko wybór posłów przy ordynacji JOW, ale także rząd prezydencki jako ciało wykonawcze, aby posłowie w Sejmie mogli pracować tylko nad ustawami dla rządu. W sytuacji kryzysu, tak jak w przypadku wojny, potrzebny jest dobry sztab ludzi, którzy mogą skutecznie pracować dla obrony naszych interesów i wykorzystania wszystkich możliwości rozwoju gospodarczego Polski. Jest to temat na wiele przyszłych felietonów.
Ordynacja JOW to pierwszy krok, który dzięki naszemu wsparciu pieniędzmi wprowadzi do Sejmu liczne grono potwierdzonych patriotów. Aby Polska, nasza Ojczyzna nareszcie była matką, a nie wredną i oszukańczą macochą.
Acton, Kanada, 18 maja 2015
- Apel o udziału w referendum o JOW - 1 września 2015
- Co znaczy ordynacja JOW dla Polski? - 20 maja 2015
- Ordynacja JOW to anarchia? - 26 grudnia 2013
- Ultimatum - 15 marca 2013
- Wolne wybory - 25 stycznia 2013
- Kradzież agendy politycznej - 1 grudnia 2012
- Człowiek Gigant – śp. prof. Jerzy Przystawa - 6 listopada 2012
- Polska bez szansy na premiera - 5 października 2012
- Zmieleni.pl - 16 września 2012
- Przepis na nową Polskę - 1 stycznia 1970
@ ST
Przynajmniej to marzenie o rządach prezydenckich może się ziścić w tej kadencji. Do tego jednak potrzebna subtelna gra polityczna. Raczej nie widzę takich liderów w ruchu Kukiza. Paweł toby najchętniej przyłożył w zęby i tyle dyskusji 😉
Ale jak mówią inni: pożyjemy zobaczymy.
System prezydencki + listy partyjne to DYKTATURA, na wzor krajow ameryki poludniowej.
Raczej miałem na mysli system prezydencki + JOW-y a to dyktatura Ameryki Północnej 😉
JOWy + system prezydencki moga miec sens. Takie zmiany powinny byc przeglosowane w obligatoryjnym referendum.
Proszę Pana, pisze Pan”żadna ordynacja wyborcza nie będzie skuteczna, jeśli wyborcy nie poprą swoich kandydatów pieniędzmi na pokrycie kosztów ich kampanii wyborczej.”
A kto ma dziś najwięcej pieniędzy w Polsce? Nie drobni ciułacze, tylko uwłaszczona nomenklatura i spółki powiązane ze służbami. Jeśli one będą dawać pieniądze na kampanie, wobec kogo dotowany poseł będzie lojalny?
Chyba, że zostanie wprowadzony limit darowizn od przedsiębiorstw powiązanych i pełna jawność źródeł finansowania. Ale to niestety jest też do obejścia.
Żeby było jasne – jestem za JOWami. Ale jedynym powodem tego jest fakt, że gorszą ordynację wyborczą niż obecna trudno sobie wyobrazić. Prowadzi ona do mafijnej partiokracji , więc po prostu nie ma wyboru.
To prawda, że obecny system wyborczy jest neuczciwy i niemoralny bo dotuje partie w Sejmie z pieniędzy podatników. To stanowi wysoki próg wyborczy dla nowych kandydatów do Sejmu.
Ale proszę się tego tak bardzo nie obawiać ponieważ doświadczenie pokazuje, że nie potrzeba wielkich funduszy jeśli prawda i racja jest po naszej stronie. Obrona kłamstwa i manipulacji zawsze o wiele więcej kosztuje.
Poza tym nie chodzi tu tylko o zebranie wielkiej ilości pieniędzy ale zebranie malych datków od obywateli aby odowodnić kto ma rzeczywiste poparcie jeszcze przed dniem wyborów. Partie „systemowe” nie dostaną takiego poparcia. Obnaży to nieuczciwość sondaży, którymi się one zawsze wspierają.
Oceniam że aby odnieść sukces wyborczy na promocję kandydatów nowego ugrupowania patriotów potrzebna jest 1/10 pieniędzy, które otrzymują kłamliwe partie „systemowe” z budżetu państwa. To jest około 4 miliony złotych, co jest bardzo niska cena sukcesu dla kraju, ktory ma prawie 40 milionów obywatelu w kraju i 15 milionów zagranicą. Myślę, że aby się uwolnić od starych politycznych układów stać jest Polaków na wiele więcej.
Ma Pan rację, jednak aby ludzie zaczęli świadomie łożyć na kandydatów , słuchać co obiecują a potem rozliczać ich z obietnic upłynie wiele lat. Nawet młode pokolenie nie jest obywatelskie w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Należy się zastanowić jak można zabezpieczyć interes wyborców w okresie przejściowym.
Jak pisał któryś z moich przedmówców – tylko system prezydencki , zwłaszcza w okresie budzenia się społeczeństwa obywatelskiego, może zapewnić sprawne funkcjonowanie państwa.
@ Szanowny Pan Stanisław Tymiński
Zgadzam się z Panem w pełni. Oczywiście też oprócz JOW powinien być wprowadzony system prezydencki, bo inaczej w Sejmie będzie za dużo politykierstwa a za mało rzetelnej pracy nad ustawami. Szkoda, że elita działaczy na rzecz wprowadzenia JOW jest przeciwko systemowi prezydenckiemu i jakoś dziwnie jest zapatrzona ślepo tylko w Wielką Brytanię. Nawet system JOW uważam w tym kraju za niedoskonały, bo lepiej byłoby wprowadzić zasadę że wygrywa w okręgu ten kto w I lub w II turze dostanie ponad 50 % głosów. Tylko taka osoba zasługuje na mandat i ma prawo mówić, że reprezentuje większość wyborców.
Pozdrawiam
Panie Stanie!
Bardzo ciekawy artykuł i w związku z tym liczę że bedzie Pan również ucZestniCzył w zmianie tego kraju i ponownej, tym razem udanej próbie rozbicia „muru”. Pana juz zna co najmniej 40 % wyborców i byłby Pan dobra twarzą razem z Pawłem Kukizem kampanii parlamentarnej.
Pozdrawiam
Jacek Sirko