Ordynacja większościowa oparta na jednomandatowych okręgach wyborczych daje młodym ludziom z aspiracjami politycznymi możliwość dochowania wierności swoim poglądom, z czym miała problem lwia ilość posłów na Sejm.
Jedna z częściej powtarzanych prognoz w III RP dotyczyła momentu zmiany mentalności, a tym samym poprawy standardów uprawiania polityki, który miałby nadejść wraz z zastąpieniem przez młodych ludzi pokoleń skażonych złymi nawykami z okresu komunizmu i początków transformacji ustrojowej. Trudno jednak nie spostrzec, że mechanizmy stworzonego systemu skutecznie ułatwiają kooptację nowych osób i w rezultacie przenoszenie owych złych nawyków. Jego istotny element stanowi ordynacja proporcjonalna, wyznaczająca – w połączeniu chociażby z przyjętymi regulacjami odnośnie działalności partii politycznych czy modelu gospodarczego – idealne pole do rozwijania się licznych patologii życia publicznego, jak patronaż i klientelizm.
Ten system bezwzględnie łamie kręgosłupy osobom wchodzącym do świata polityki, które przy naciskaniu przycisku podczas głosowania zapominają o dawniej wyznawanych wartościach i poglądach, zasłaniając się zazwyczaj dyscypliną partyjną. Obawa przed wyrzuceniem z klubu parlamentarnego, niemal równoznaczna – przy obecnym systemie wyborczym – z ryzykiem wypadnięcia na stałe z pełnego dóbr wszelakich głównego nurtu, skutkuje nieudolnymi próbami racjonalizowania swojej postawy, poprzez formułowanie stwierdzeń typu: Mój głos sprzeciwu byłby jedynie głosem wołającego na puszczy. Nic więc dziwnego, że młodzi politycy wolą bezceremonialnie wywieszać tytułową Białą flagę z piosenki zespołu Republika, oraz hołdować zasadzie BMW. Zasadzie odstręczającej jednostki myślące zdroworozsądkowo i świetnie wykształcone, rezygnujące z aktywnego partycypowania w zmienianiu kraju na rzecz kariery w sektorze prywatnym, nierzadko kontynuowanej poza granicami Polski.
Zamiast nich, do Sejmu trafiają postacie pokroju Łukasza Tuska, z wykonywanego zawodu tapicera, który na listę wyborczą w 2007 roku trafił wyłącznie ze względu na chwytliwe nazwisko, przedstawiane przez zainteresowanego jako efekt dalekiego pokrewieństwa z obecnym premierem (co okazało się nieprawdą). Po czterech latach, wiceprzewodniczący struktur Platformy Obywatelskiej w Namysłowie (woj. opolskie), twórca tego wyświechtanego w naszych warunkach pomysłu, przyznał bez ogródek: On się nie nadaje na posła. On nie nadaje się nawet na kandydata na posła. Niestety dla podatników, zreflektował się o cztery lata za późno, w czasie których strumień naszych pieniędzy musiał płynąć na osobę niekompetentną do wykonywania wysokich funkcji publicznych. Co gorsza, płyną nadal, gdyż Tusk nie wrócił do dawnego zawodu, dostając bez konkursu urzędniczą posadę w Agencji Nieruchomości Rolnych. Najwidoczniej ponad jego siły okazało się załatwienie kontraktu na tapicerowanie foteli z ostatniego miejsca pracy.
W ordynacji większościowej, opartej na małych okręgach jednomandatowych, desygnowanie przez partie polityczne kandydatów niewyróżniających się w lokalnym środowisku nie miałoby racji bytu. Niewiele tutaj pomoże choćby przyciągające uwagę nazwisko, ponieważ konkurenci w walce o mandat poselski mogą przy stosunkowo skromnych środkach finansowych obnażyć dyletanctwo takiego delikwenta. Na znaczeniu straciłoby również szafowanie argumentem o dyscyplinie partyjnej, jako usprawiedliwieniu dla głosowania sprzecznie ze swoimi poglądami. Patrząc na polityczną praktykę państw z systemem JOW, byłby on po prostu trudny do odparcia kontrargumentem. Za przykład niech posłuży postać Rona Paula, zwolennika wolnego rynku, który zasiadając w ławach Izby Reprezentantów blisko 23 lata, konsekwentnie opowiadał się przeciwko podwyższaniu podatków, wbrew coraz bardziej odchodzących od ideałów państwa minimum kolegów z Partii Republikańskiej. Retorycznie warto zapytać: ilu polskich posłów, mieniących się gospodarczymi liberałami, ma prawo pochwalić się podobnym osiągnięciem?
Mam dobrego znajomego, który pomimo młodego wieku wykonał jako społecznik kawał pożytecznej roboty dla swojej społeczności lokalnej. Wystarczająco, aby przy jego zmyśle marketingowym posiadać w systemie JOW właściwie przygotowany grunt pod start w wyborach do Sejmu. Jednak w obowiązującej ordynacji proporcjonalnej wskazane atuty będą całkowicie bezużyteczne, jeżeli nie stoczy on twardej walki o zdobycie przychylności prezesa jakiejkolwiek liczącej się partii, ewentualnie pozostałych osób odpowiadających za kształt list wyborczych. Walki pełnej wielu nieczystych ruchów ze strony kolegów z ugrupowania, bezwstydnie czyhających na skonsumowanie owoców ciężkiej pracy innych, oraz szukających potajemnych porozumień z prominentnymi działaczami z centrali.
Najgorsze, że to źle pojęte konkurowanie utrwala się od lat w przeróżnych organizacjach, począwszy od studenckich samorządów, będących – tak w latach PRL-u, jak i dziś – swoistą kuźnią liderów. Mając możliwość obserwowania od środka jednego z nich, ciężko wysnuć optymistyczne wnioski odnośnie jakości nowych elit. Intrygi i spiski pod kątem misterności nie ustępują tym na wysokich szczeblach politycznych. Ale zaraz, czyż wielu członków samorządu nie działa w młodzieżówkach partii należących do kartelu usadzonego wygodnie w ławach parlamentarnych i rządowych?
- Polska Razem? Nie tym razem - 23 grudnia 2013
- Odpowiedź na wpis dra Jarosława Flisa - 6 grudnia 2013
- Przykład idzie z góry - 30 listopada 2013
@Grzegorz Osowski
Ciekawe czy w Polsce zdołanoby zebrać ok. 7 milionów podpisów za wprowadzeniem JOW, bo tak mniej więcej należy przeliczyć dokonania Chorawtów w stosunku do Polski.
Jak na razie zmieleni zebrali niecałe 30 tys. podpisów przez ponad rok (wg. strony Zmieleni.pl). Nawiasem mówiąc, ta akcja jeszcze trwa, czy już została zarzucona? Bo mało coś o tym ostatnio słychać.
@bisentus
Nie wiem (artykuł nie zawiera tej informacji) ile podpisów muszą zebrać Chorwaci po to aby skutecznie domagać się referendum. Osobiście uważam że referendum ogólnokrajowe powinno być stosunkowo łatwo dostępne , 200 tyś. zebranych podpisów pod wnioskiem o referendum uważam za liczbę optymalną.
@Grzegorz Osowski
Ja też nie wiem dokładnie jak jest na Chorwacji, ale uważam, że zwołanie referendum nie powinno być zbyt łatwe. Albo powinien być wysoki próg podpisów bez progów frekwencyjnych (podejrzewam, że tak właśnie jest w Chorwacji), albo odwrotnie, niski próg podpisów, ale jakiś wyraźny próg frekwencyjny (ale nie taki jak 50%)
Trzeba myśleć realistycznie. Przy 200 tys. progu podpisów i żadnym progu frekwencyjnym same Związki Zawodowe urządzałyby nam skuteczne referenda co trzy dni i urządziłyby nas na amen.
@bisentus
Twierdzisz że zwołanie referendum nie powinno być zbyt łatwe .
W Szwajcarii zwołanie referendum niewątpliwie jest łatwe! skoro referenda odbywają się tam tak często.
Jestem pewien że częste referenda Szwajcarom ani nie przeszkadzają , ani też nie szkodzą. Patrząc na Szwajcarię , widzę jak użyteczne są łatwo dostępne referenda i dlatego uważam że nam także bardzo by się przydały łatwo dostępne referenda.
Napisałeś także ,,Przy 200 tys. progu podpisów i żadnym progu frekwencyjnym same Związki Zawodowe urządzałyby nam skuteczne referenda co trzy dni i urządziłyby nas na amen.”
Domyślam się że poprzez stwierdzenie ,,(b. częste referenda) urządziły by nas na amen” sugerujesz że koszty przeprowadzania głosowań zrujnowałyby finanse państwa. Inaczej mówiąc, nie stać nas na częste referenda. Popatrzmy znowu na Szwajcarów ; Jak to jest że oni jeszcze nie zbankrutowali pod ciężarem kosztów głosowań??? Ja myślę że ich jest nie stać na to żeby referendów nie robić i że my nie długo zbankrutujemy jeśli nie wprowadzimy instytucji referendum i ordynacji JOW.
Nasuwa się pytanie; Do czego Szwajcarom potrzebne jest referendum ? Myślę że to jest BAT który (między innymi) nie pozwala szwajcarskim politykom mieć korupcyjnych myśli i lepkich palców a to z kolei jest powodem tego że wydatki na referenda bardzo się Szwajcarom opłacają.
@Grzegorz Osowski
Nie, nie miałem na myśli kosztów referendum, aczkolwiek w kraju tak dużym i nieprzygotowanym infrastrukturalnie ten aspekt również należy uwzględnić. Bardziej chodziło mi o zastępowanie prowadzenia klasycznych konfliktów pracowniczych i branżowych interesów instrumentum referendalnym.
Przykład Szwajcarji jest przez Pana nadużywany i myślę, że Panu samemu nieznany. Szwajcarja to jest przypadek absolutnie nietypowy i ekstremalny. Oni praktykują tradycje referendum od Średniowiecza, jest to górski specyficzny naród, a w Szwajcarji odbywa się 50% wszystkich referendów całego globu. Przenoszenie takiego przykładu prosto do Polski jest naiwnością i błędem. To co świetnie działa w Szwajcarii może fatalnie działać w Polsce.
Tym bardziej, że ma pan całkowicie fałszywe wyobrażenia o łatwości przeprowadzenia referendum w Szwajcarii. Jeśli Pan myśli, że w Szwajcarji byle kto może sobie z byle pytaniem zwołać referendum, to się Pan mocno myli. Z tego co ja wiem to:
– Już samo pytanie musi być sformułowane obligatoryjne przez prawników. W Szwajcarji z pewnością nie przejdzie pytanie „Czy jesteś za zwiększeniem ilości godzin historii w szkole”, bo jest to pytanie sprzeczne z podstawową logiką pytań referendalnych.
– Należy zebrać 100.000 podpisów co na polskie warunki oznacza około 500.000 podpisów
– Inicjatywa może być przez parlament odrzucona gdy narusza prawo międzynarodowe
– Jeśli zostaną zebrane podpisy to inicjatywa idzie pod obrady parlamentów i kantonowów. One nie mogą inicjatywy (tak jak w Polsce) odrzucić, ale mogą zgłaszać swoej rekomendacje, zaproponować jedno rozwiązanie dla inicjatywy alternatywne i wpisać je jako alternatywę do wyboru w referendum. Te procedury sprawdzające i dyskusyjne mogą trawaĆ nawet do 4 lat (w zależności od ilości chętnych do wprowadzania zmian)
– Jeśli to już wszystko się spełni to odbywa się głosowanie w którym obowiązuje podwójna większość. Decyzja wchodzi w życie obligatoryjnie, gdy osiągnie się zwykła większość głosów (bez progów) oraz większość „stanową” czyli większość tamtejszych kantonów.
Tak to mniej więcej wygląda w Szwajcarii. To są procedury wypracowane przez setki lat i tam funkcjonują one świetnie, ale to ma niewiele wspólnego z pańskim wyobrażeniem o referendach, które Pan tutaj proponuje dla Polski. Ta nieprzemyślana propozycja doprowadziłaby do parodii i pełnej kompromitacji idei referendum. Z dzisiejszego całkowicie fasadowego rozwiązania zrobilibyśmy parodię rozwiązania. Myślę, że do sprawy należy podchodzić dużo bardziej spokojnie i rozsądnie i szukać rozwiązań, które by dobrze funkcjonowały w Polsce.
Ale dałem plamę z tą Szwajcarią. Jestem wzrokowcem i dopiero gdy czytam to widzę. Przy pisaniu bez patrzenia wychodzą mi czasem przedziwne rzeczy.
CYTUJĘ artykuł z Interii. Moim zdaniem taka instytucja referendum jaka istnieje w Chorwacji rozwiązałaby nasz problem o treści: JAK DOPROWADZIĆ DO REFERENDUM W SPRAWIE JOW !!!!!!!! Najważniejsze cechy chorwackiej instytucji referendum; 1)Parlament musiał ogłosić referendum po zebraniu wymaganej ilości podpisów.
2)Chorwackie prawo nie przewiduje wymaganego progu frekwencji i dlatego wynik referendum będzie wiążący niezależnie od liczby głosujących.
,, Chorwaci głosują w referendum ws. zakazu małżeństw homoseksualnych
Chorwaci głosują w niedzielę w referendum na temat wprowadzenia do konstytucji definicji małżeństwa jako związku pomiędzy mężczyzną a kobietą, popieranej przez konserwatywną opozycję. Jeśli poprawka przejdzie, będzie oznaczała zakaz małżeństw homoseksualnych.
Przeciwnicy referendum twierdzą, że jest ono dyskryminacyjne i antygejowskie.
„Czy jesteś za wprowadzeniem do konstytucji definicji małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety?” – brzmi pytanie, na które Chorwaci mają odpowiedzieć w referendum zwołanym przez katolickie stowarzyszenie pod nazwą „W imię rodziny”.
Reklama
Parlament musiał ogłosić referendum, gdy stowarzyszenie to zebrało ponad 740 tys. podpisów w sprawie jego przeprowadzenia.
Apele o referendum stały się coraz głośniejsze po wprowadzeniu pod koniec ub. r. lekcji wychowania seksualnego dla dzieci i młodzieży w wieku od 9 do 18 lat. W maju br. Chorwacki Trybunał Konstytucyjny nakazał wstrzymanie lekcji wychowania seksualnego.
Rząd zamierzał też zagwarantować parom tej samej płci traktowanie tak jak małżeństw bez możliwości formalnego zawierania związku małżeńskiego.
W 2003 r. Chorwacja przyznała parom tej samej płci identyczne prawa jak parom heteroseksualnym żyjącym w wolnych związkach, co oznaczało m.in. uznanie wspólnoty majątkowej takich związków.
Liderzy konserwatywnej opozycyjnej Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (HDZ) zapowiedzieli poparcie pytania referendalnego.
Kościół katolicki w tym liczącym 4,2 miliona kraju, przyjętym niedawno do UE, wyraził pełne poparcie dla inicjatorów referendum, przeciwko któremu wypowiedzieli się zarówno premier Chorwacji, socjaldemokrata Zoran Milanović, jak i prezydent Ivo Josipović oraz centrolewicowe partie rządzącej koalicji.
Milanović określił inicjatywę stowarzyszenia „W imię rodziny” jako „homofobiczną”, „antychrześcijańską” i podyktowaną „złą wolą”.
Chorwackie prawo nie przewiduje wymaganego progu frekwencji i dlatego wynik referendum będzie wiążący niezależnie od liczby głosujących. Według piątkowego sondażu chorwackiej telewizji publicznej HTV w referendum weźmie udział 72 proc. uprawnionych do głosowania. 59 proc. opowie się za wprowadzeniem poprawki do konstytucji niepozwalającej na uznawanie związków osób jednej płci, a 31 proc. będzie przeciwko zmianom w konstytucji.
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/swiat/news-chorwaci-glosuja-w-referendum-ws-zakazu-malzenstw-homoseksua,nId,1066774#pst68353511?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox