Miniony rok 2011 wydaje się być rokiem przełomowym w trwającej już ponad 22 lata historii postkomunizmu III Rzeczypospolitej Polskiej. Rozpoczął się proces pierwotnej mobilizacji społecznej o politycznym podłożu i antysystemowym kontekście. To otwiera możliwość powstania masowego ruchu społecznego o antypostkomunistycznym charakterze.
Najważniejszym zaś wydarzeniem politycznym minionego roku, a równocześnie najdobitniejszym przejawem nowej socjopolitycznie sytuacji, była spontaniczna manifestacja „Marszu Niepodległości” w dniu 11 listopada. Wbrew zniechęcającym do udziału w nim manipulacjom politycznym i medialnym, a wyraźnie w antyrządowym, a szerzej antyestablishmentowym kontekście, na ulice Warszawy spontanicznie wyległo i dojechało z kraju 20 – 30 tysięcy ludzi. Co więcej, postkomunistycznym mediom, zarówno publicznym, jak i prywatnym, po raz pierwszy od 22 lat nie udało się narzucić własnej interpretacji przebiegu Marszu 11 Listopada. Po 2 dniach kłamstw i przekłamań zostały one zmuszone do wycofania się z pierwotnie przedstawianego obrazu Marszu jako chuligańskiej zadymy kilku tysięcy młodych ludzi. Zostały zmuszone nade wszystko dzięki społecznościowym portalom internetowym, z Nowym Ekranem na czele. Zostały zmuszone dzięki ostatecznemu ukształtowaniu się w 2011 roku alternatywnego wobec postkomunistycznych mediów, obiegu informacyjnego, a szerzej kulturowego.
Tragedia smoleńska jako katalizator mobilizacji
Katastrofa rządowego samolotu pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku i tragiczna śmierć większości najważniejszych osób w polskim państwie z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele, zapoczątkowała ten proces społecznej mobilizacji. Ta katastrofa była dla części Polaków głębokim i dramatycznym szokiem nie tylko z powodu olbrzymiej tragedii tych 96 śmierci. Była i jest do dzisiaj stale trwającym szokiem z powodu ujawnienia skali i głębokości demoralizacji, wynarodowienia i nieudolności polskich elit polityczno-państwowych. Elit posuwających się aż do zbrodni stanu i układających się w imię własnych koniunkturalnych interesów partyjnych z obcym mocarstwem ponad głową własnego prezydenta i wbrew podstawowym interesom własnego państwa i narodu. Ta katastrofa była i jest do dzisiaj stale trwającym szokiem dzięki ujawnieniu przerażającego stanu rozkładu państwa III RP, czego symbolem stały się do tej pory niezwrócone czarne skrzynki i pocięte przez Rosjan, a niszczejące na smoleńskim lotnisku szczątki rządowego Tu-154.
W uroczystościach żałobnych w różnych formach w całej Polsce uczestniczyło około 2 milionów ludzi, którzy nagle zobaczyli się razem i nagle zauważyli, że jest ich aż tylu podobnie przeżywających tragedię smoleńską i podobnie oceniających tragicznie zmarłego prezydenta, mimo wieloletniej kłamliwej kampanii medialnej go dyskredytującej. Postkomunistyczna oligarchia i jej establishment wyraźnie tym przestraszone przystąpiły do kontrataku, starając się zdyskredytować samą żałobę i biorących w nich udział. Punktem kulminacyjnym stała się późnym latem 2010 roku wojna o krzyż przed Pałacem Prezydenckim. Pod ochroną państwowej policji i stołecznej straży miejskiej, grupy i grupki warszawskich lumpów, choć nie wykluczyłbym również udziału rodzimych służb specjalnych, atakowali słownie i fizycznie modlących się pod ustawionym tam krzyżem ludzi. Zaś premier rządu III RP Donald Tusk sceny obsikiwania moczem żałobnych zniczy, przybijania misia zabawki do krzyża i obnoszenia krzyża zrobionego z puszek po piwie marki „Lech”, nazwał publicznie swoistym happeningiem.
Oddanie Rosjanom śledztwa nad przyczynami katastrofy, co było kolejną zbrodnią stanu rządu D. Tuska, zaowocowało rosyjską tezą o winie polskich pilotów, wywieraniu nacisku dowódcy wojsk lotniczych gen. Andrzeja Błasika na pilotów by jednak lądowali w gęstej mgle, ale nade wszystko tezie, iż bezpośrednią przyczyną katastrofy była brzoza. Kilkudziesięciotonowy samolot miał uderzyć skrzydłem o ową 40. centymetrowej grubości brzozę, która miała mu urwać skrzydło i wywrócić do góry nogami, powodując katastrofę. Co gorsza, tezy te potwierdziła oficjalnie polska komisja rządowa pod przewodnictwem ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Jerzego Millera. Dopiero kilka dni temu po ponownej analizie zapisów czarnych skrzynek okazało się, że piloci błędów nie popełnili, gen. A. Błasika w kokpicie pilotów nie było, a uderzenie skrzydła o brzozę nie zostało zarejestrowane w ogóle. Zaś o brzozie jako bezpośredniej przyczynie katastrofy, amerykański fizyk prof. Kazimierz Nowaczyk z Uniwersytetu Maryland, który wraz z prof. Wiesławem Biniendą z Uniwersytetu w Ohio analizował dane z katastrofy, powiedział w kontekście raportu komisji Millera, że żadnemu studentowi nie zaliczyłby takiej pracy.
Powstanie alternatywnego obiegu informacyjnego i kulturowego
Przestraszona biegiem wydarzeń postkomunistyczna oligarchia i jej establishment nasilała propagandę, aż do poziomu jawnych i dostrzegalnych gołym okiem kłamstw, czego punktem kulminacyjnym była 2 dniowa manipulacja informacjami o Marszu 11 Listopada. Kłamstwa zaś rzecznika rządu Pawła Grasia stały się już śmieszne. Kilka dni temu przeszedł nawet sam siebie, informując po zablokowaniu przez hakerów polskiego Anonymusa internetowych stron rządowych, iż ta blokada jest wynikiem wielkiego zainteresowania obywateli pracami rządu opisywanymi na owych stronach. Równocześnie przestano już nawet ukrywać fakt istnienia nieformalnej cenzury. Telewizja publiczna potrafiła odmówić zgody na płatną reklamę nowej antypostkomunistycznej gazety „Gazeta Polska Codziennie”, a Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odmówiła przyznania miejsca na platformie cyfrowej Telewizji „Trwam”, pod jawnie kłamliwym zarzutem niewiarygodności finansowej. Poziom i skala kłamstw oraz przekłamań na poziomie centralnych instytucji z rządem na czele jest już jakością porównywalna z okresem późnego Gierka.
Ale procesy zmian socjopolitycznych rozpoczęte katastrofą smoleńską zaowocowały ostatecznym ukształtowaniem się w 2011 roku alternatywnego obiegu informacyjnego i kulturowego. Oprócz koncernu medialnego redemptorystów polskich o. ks. Tadeusza Rydzyka w postaci „Naszego Dziennika”, radia „Maryja” i telewizji „Trwam” oraz katolickich tygodników „Niedziela” i „Gość Niedzielny”, a także ogólnopolskiego tygodnika „Gazeta Polska” i gazeta „Gazeta Polska Codziennie”, ten alternatywny obieg tworzy również kilka najważniejszych internetowych portali społecznościowych, od najmodniejszego ostatnio portalu Nowy Ekran poczynając, a na zasłużonym portalu Prawica.net kończąc. Można mówić również o kilku przypadkach neutralności propagandowej, co dotyczy jednak wyłącznie tytułów prasowych. Przykładem jest „Rzeczpospolita”, ale tylko w odniesieniu do obszaru politycznego i społecznego, gdyż w obszarze gospodarki nie odbiega od mediów obiegu postkomunistycznego.
Zupełnie nowym zjawiskiem stał się alternatywny obieg filmów dokumentalnych, których nieformalna cenzura nie dopuszcza do emisji w telewizjach. Są one nagrywane na nośnikach cyfrowych CD, a odtwarzane na ekranach komputerów. Rozprowadza się je zarówno poprzez dołączanie do „Gazety Polskiej”, jak na przeróżnych spotkaniach autorskich i politycznych. I to jest już skala idąca w setki tysięcy egzemplarzy. I oczywiście umieszcza się je w Internecie. Dziś właśnie „Gazeta Polska” rozpowszechniła kolejny film Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego „Krzyż”, o wydarzeniach pod krzyżem pamięci przed Pałacem Prezydenckim w 2010 roku.
Jakościową zmianę sytuacji odzwierciedla również silny spadek oglądalności głównej audycji informacyjnej „Wiadomości” w telewizji publicznej i to rzędu 1 mln telewidzów. Równocześnie sygnalizowany jest silny wzrost roli Internetu jako źródła informacji politycznych i społecznych. Innym przejawem tej nowej sytuacji medialnej jest fakt, iż jak wynika z badań socjologicznych przeprowadzonych 4 miesiące temu, największy odsetek słuchaczy z wyższym wykształceniem wśród stacji radiowych ma radio „Maryja”. I są to w większości ludzie, którzy słuchają tego radia przede wszystkim w poszukiwaniu rzetelności informacyjnej, a nie samego katolickiego przekazu religijnego.
Pierwotna mobilizacja społeczna
Wszystko to doprowadziło do procesów wstępnej mobilizacji społecznej w postaci rozpoczęcia przełamywania stanu silnej atomizacji i atrofii społecznej oraz narastaniu elementarnej aktywności socjopolitycznej, choć rozproszonej i mozaikowej. Pojawiły się również symptomy tworzenia nowej tożsamości społecznej wśród licznych środowisk i zbiorowości. Dumne określenie poety i pisarza Jarosława Marka Rymkiewicza „Wolni Polacy”, zaczyna być samodefiniowaniem tej nowej tożsamości, jako podkreślanie przywiązania do suwerenności narodowej, niepodległości i patriotyzmu, a także wolności i demokracji. Jednocześnie weszło już wręcz do publicystycznego obiegu pogardliwe określenie lemingi na określenie dużych zbiorowości i środowisk społecznych pozwalających się manipulować przez układ postkomunistyczny, a równocześnie nie wykazujących zainteresowania stanem państwa, a skoncentrowanych wyłącznie na bieżącej konsumpcji. Sądzę wszakże, iż nie jest to podział na dwie społeczności czy dwa światy socjopolityczne i zimnej wojny domowej nie będzie. W istocie bowiem jest to podział na będącą w trakcie tworzenia społeczność obywatelską z silną tożsamością narodową i samoświadomością socjopolityczną, a zatomizowaną masą społeczną, istotnie zróżnicowaną politycznie i kulturowo, acz pozbawionej takiej samoświadomości. Jeśli proces mobilizacji społecznej nie zostanie przerwany, to ta masa społeczna będzie przyciągana i wciągana coraz silniej przez społeczności obywatelskie.
Te procesy wstępnej mobilizacji są na razie rozproszone i mozaikowe. Jest to zjawisko zbliżone do tego, co w swoich badaniach socjologicznych nad społecznym ruchem pracowniczym „Solidarności” nazwałem fazą wstępną krystalizacji struktury ruchu masowego (W. Błasiak, Centra i peryferie masowego ruchu pracowniczego w Polsce 1980 – 1981, w: Studia nad ruchami społecznymi, pod red. W. Lewickiej-Banaszak, P. Marciniaka i W. Modzelewskiego, Uniwersytet Warszawski, Instytut Socjologii, 1987). Tę fazę, trwającą od 1 lipca do 15 sierpnia 1980 roku, charakteryzowała mobilizacja społeczna w postaci strajków i groźby strajków o krótkotrwałym przebiegu, o niskim poziomie wewnętrznej organizacji, lokalnych i ograniczonych do poszczególnych przedsiębiorstw, a nawet tylko poszczególnych wydziałów, o żądaniach głownie płacowo-socjalnych. Była to wszakże wstępna mobilizacja społeczna, która w fazie następnej, trwającej od 16 sierpnia do 3 września 1980 roku, a nazwanej przeze mnie fazą krystalizacji centrów ruchu masowego, przeszła w strukturę policentryczną o silnej i złożonej wewnętrznej organizacji i więzach społecznych oraz spolityzowanym charakterze i politycznych już żądaniach. Trzecią i ostatnia fazę trwającą od początku września do początków października 1980 roku, nazwałem fazą aktywizacji peryferii ruchu masowego, a polegała ona na procesie przyłączania się, w formie rozlewającej się fali strajków, do już ukształtowanej policentrycznej struktury ruchu masowego „Solidarności”, zbiorowości pracowniczych o cechach marginalności społecznej i społeczno-przestrzennej.
Te trzy fazy tworzenia masowego ruchu społecznego wydają mi się po latach uniwersalne dla wszystkich masowych ruchów społecznych. Tyle, że wejście w fazę pierwszą nie oznacza konieczności wejścia w następne, a tylko tworzy taką możliwość.
Czy będzie kolejna faza ruchu społecznego „Wolnych Polaków”?
W swoim tekście dla „Nowego Kuriera” z 7 marca 2011 roku pt. Czy Polacy wyjdą na ulice? sformułowałem tezę, iż oprócz pogarszającej się sytuacji ekonomicznej, czynnikiem wypychającym Polaków na przysłowiową ulicę polityczną będzie narastająca w strukturach państwa codzienna arogancja władzy wobec obywateli, aż po praktyki politycznego łupiestwa. Twierdziłem, że będzie to wynikiem działania odkrytej przeze mnie prawidłowości społecznej, a nazwanej prawem Fredericka Forsytha, gdyż to on pierwszy zauważył związek przyczynowo-skutkowy między brakiem bezpośredniej zależności polityka od wyborcy, a arogancją i korupcją władzy politycznej. Sformułowane przeze mnie prawo Forsytha mówi, że słabość zależności bezpośredniej, aż po jej brak u osób i instytucji sprawujących władzę w państwie od obywateli i społeczeństwa, tworzy poczucie wyższości w stosunku do tychże obywateli i całego społeczeństwa, a w konsekwencji rodzi arogancję i poczucie bezkarności prowadzące do korupcji, osłabiania praworządności i pogarszania sprawności działania osób i instytucji sprawujących władzę.
W Polsce działanie tego prawa od 1 stycznia 2012 roku boleśnie odczuły miliony Polaków w związku z wejściem nowej ustawy refundującej leki, przede wszystkim dzięki gigantycznemu bałaganowi z finansową refundacją. I sądzę, że na ten rok nie będzie to ostatnie słowo władzy państwowej. To fasadowa demokracja polskiego postkomunizmu rodzi nieustanną korupcję, łamanie praworządności i systemową nieudolność całych aparatów państwa. W polskim ustroju wyborczej oligarchii ustrukturyzowanej proporcjonalną ordynacją wyborczą, a wzmacnianą 5% progiem i sposobem finansowania partii politycznych z budżetu państwa, w którym system medialny jest częścią systemu polityczno-partyjnego, wszelki aparaty władzy nie tylko nie są bezpośrednio zależne od obywateli i społeczeństwa, ale stoją ponad nimi.
W przełomowym 2011 roku rozpadła się fasada wolności słowa w postkomunizmie III RP i do milionów Polaków dotarła ostatecznie prawda o zasadniczym braku tej wolności. Fasada demokracji w postaci proporcjonalnej ordynacji wyborczej ciągle zasłania milionom Polaków rzeczywisty obraz postkomunistycznej oligarchii wyborczej.
Dąbrowa Górnicza, 25 stycznia 2012
*Tekst dla: „Nowy Kurier. Polish – Canadian Independent Courier”
- Apel otwarty do Prezydenta RP Andrzeja Dudy - 20 października 2024
- Patologizacja partii politycznych w Polsce - 24 lipca 2024
- Negatywne przywództwo - 16 czerwca 2024
- Początek rozpadu „układu okrągłego stołu” - 5 stycznia 2024
- Prawo Duveregera, czyli dlaczego Jarosław Kaczyński musiał przegrać te wybory - 31 października 2023
- Fasadowa demokracja i jej propaganda oraz ideologia - 13 stycznia 2023
- Inflacja, polityka i neoliberalna ekonomia - 8 września 2022
- Ktoś musi zacząć - 11 lipca 2022
- Koniec Europy jaką znamy - 8 czerwca 2022
- Prawo małych i średnich państw narodowych do suwerennego istnienia - 4 maja 2022
Panie Profesorze,
chcę tylko powiedzieć, że ja czasem miewam wątpliwości. Natomiast wymiana myśli jest jak najbardziej wskazana, bo ona rozwija i kształtuje tych, którzy w niej uczestniczą.
Wiesław Liźniewicz: czy Pan chce mi postawić zarzut, że jestem przeciwny wymianie myśli? Bo jak inaczej należy rozumieć Pańską uwagę?
Panie Profesorze,
ja sam coś w życiu robię i wiem, że, by coś osiągnąć, trzeba sobie wytyczyć cel i konsekwentnie do niego dążyć. Jednak człowiek to nie maszyna i miewa dylematy: ewolucja czy rewolucja. JOW do sejmu to rewolucja. Wymiana myśli jest więc jak najbardziej wskazana.
Panie Albercie, nie skorzystał Pan z mojego zaproszenia do dyskusji na forum wew. Ruchu. Trudno, to jest sprawa Pana wyboru. Tam jednak, jak sądzę, przekonałby się Pan, że nie o krytykę personalną mi chodzi, bo ona jest wtórna, lecz o rozwiązywanie żywotnych spraw Ruchu, które tylko tam mogą mieć miejsce.
Panie Sławomirze, już dawno wyszliśmy z podziemia. Nie musimy się ukrywać, przynajmniej na razie. Te słowa napisane niech świadczą o tym, że komunikacja niezależna między ludźmi jeszcze istnieje. Trzeba z niej korzystać a nie ukrywać się. Ma Pan inne spojrzenie na metody doprowadzające do wprowadzenia JOW w wyborach do sejmu. Każdy to szanuje, jednak w takim przypadku najważniejsza jest siła argumentów i otwarta dyskusja na forum. Siła argumentów i wnioski z dotychczasowego doświadczenia. Mam jednak wrażenie, może się mylę, że siłę argumentów zastępuje Pan personalnymi atakami. Takie działanie bardzo mi się nie podoba. Dodam może jeszcze to, sam administrując podobną stroną www, że tocząca się dyskusja mnoży zwolenników, strona nabiera własnego życia, kolorytu. Ukrywanie dyskusji i spychanie na forum wewnętrzne, dla wielu niedostępne, jest zaprzeczeniem rozwoju strony i działa zawsze na niekorzyść.
Tak więc mamy dementi na dementi. Czyli mamy do czynienia z tym samym,co bez przerwy robią politycy, których przedstawiają nam media. W Ruchu JOW staraliśmy się prowadzić inną politykę. Każdy musi więc, volens-nolens, dokonać samodzielnego wysiłku, aby się rozeznać wśród tych „dementi”.Cóż robić, przynajmniej na tej stronie mamy wolność słowa, a więc kazdy może też zaprzeczać temu, co mówią inni. To jest przykra sprawa, ale, jak widać, nie da się tego uniknąć.
Zastanawia mnie wypowiedź p. Alberta Łyjaka, byłego działacza podziemnej „Solidarności” o transparentności działania własnej organizacji. Taka „transparentność” w tamtych czasach oznaczała nieroztropność albo zdradę. Obecnie również tak jest. Dyskusje wewnątrzorganizacyjne prowadzi się w określonym gronie i nie za pomocą masmediów.
Jeśli forum wewnętrzne występuje w Ruchu od kilku lat, to nie można twierdzić, że go nie ma. Przypisywanie zaś jednej konkretnej osobie faktu założenia forum jest nieporozumieniem. Jednakże świadomie podane dezinformacje na forum otwartym, na tymże forum należy dementować. Co niniejszym czynię.
Sławomir Babraj
Wiesław Liźniewicz: tak rozumiem: Pan wyraża swoją opinię, a ja swoją, OK? To jest forum dyskusji, czy nie tak powinno być?
Panie Profesorze,
ja nikogo nie zamierzam zachęcać do czegoś innego, czy tym bardziej odwodzić od celu głównego. Wyrażam tylko swoją opinię. Konfrontacja różnych punktów widzenia rozwija tylko argumentację na rzecz obrony własnego sposobu realizacji konkretnego celu.
Pozdrawiam serdecznie
Wiesław Liźniewicz: Drogi Panie, głaz, który zawala przejście należy odwalić tam, gdzie on jest. Naturalnie, może się okazać, że jest za wielki, że trzeba jakichś sposobów, trzeba się nauczyć zestawiać bloki, wiązać liny. Można też ćwiczyć usuwanie małych kamieni na pobocznych ślepych dróżkach. Ale to nie odblokowuje przejścia. Nasz Ruch zdefiniował,określił, gdzie ten głaz uniemożliwiający nam wyrwanie się na wolność i na niepodległość leży.Ćwiczenia i wprawki zawsze są pomocne, ale tu już minęło całe pokolenie, prawie ćwierć wieku, dłużej niż istniała II RP. I bez przerwy pojawiają się ludzie, którzy nas zachęcają, żebyśmy się zajęli czym innym. Ważnym, naturalnie, pomocnym, ale innym. Np.przed chwilą otrzymałem list od jednego z woJOWników, żebyśmy się zajęli referendum wsrawie ACTA. Inni znowu zachęcają nas do tysiąca innych rzeczy. Nawet bardzo dobry samorząd w niektórych gminach nie usunie tego głazu. Ten głaz nie tylko zamyka drogę:on gniecie, przygniata nasze życie obywatelskie na wszystkich poziomach, oczywiście w gminach też. Sejm, partie w nim zasiadające, traktują gminy jako swój łup. Przez JOW w gminach możemy im to łupiestwo trochę utrudnić, ale tylko trochę, ponieważ w ich rękach jest stanowienie prawa i wszelkich przepisów, a więc poradzą sobie nawet z gminami wybranymi w JOW.Tak jak radzą sobie z wybranymi w JOW burrmistzam. Radzą sobie kagańcem przepisów, rozdzielnictwem środków i tysiącem innych sposobów.
Nie ma co się oszukiwać: bez JOW do Sejmu nie będzie Wolnej Polski, nie będzie wolnego słowa,nie będzie wolnych mediów i nie będzie prawdziwie samorządnych gmin. Ten głaz leży gdzie indziej.
Pozdrawiam serdecznie,
Panie Łyjak, nie wiem co w tym dziwnego: protest ma być uciążliwy dla rządu, a nie dla ludzi.
Wracając jednak do sporu pomiędzy prof. Przystawą a Panem Babrajem, problem polega chyba, jak ja to rozumiem, nie na celu tylko na sposobie dojścia do niego. Nie mnie to oceniać gdzie tu jest racja, bo obaj Panowie mają daleko większe doświadczenie w tym co robią niż ja.
Skoro jednak, jak wspomniał prof. Przystawa, jest to forum wymiany myśli, więc przedstawiam swój punkt widzenia.
Dla mnie pierwsza myśl była najlepsza. Ta pierwsza myśl, jak sądzę, to pomysł spopularyzowania idei JOW w gminach. Gminy w strukturach państwa i organizacji społeczeństwa są tym, czym jest fundament dla budynku. Na dobrym fundamencie można budować lepsze i gorsze konstrukcje, na złym – też można, ale bez gwarancji na trwałość.
W gminach obowiązuje ordynacja większościowa, ale nie do końca tak jak byśmy chcieli. Zwykły obywatel nie ma możliwości kandydowania na warunkach, które umożliwiłyby mu dostanie się do rady gminy.
Gmina to jest takie małe państwo w pigułce. Występują tam praktycznie wszystkie problemy z jakimi boryka się państwo, tyle że w małej skali. Ale to ma swoje zalety. To tu niedoświadczony człowiek może nabierać praktyki: uczyć się sposobów negocjacji, poznawać i rozpoznawać różne grupy i ich interesy. Tu może zgłębiać tajniki gminnego budżetu i sprawy finansowe. Po takiej praktyce kandydat na przyszłego posła nabiera doświadczenia i nie będzie bezwolnym narzędziem w sejmie. Może być więc gmina kuźnią przyszłych parlamentarzystów z prawdziwego zdarzenia.
Natomiast u nas wszystko stoi do góry nogami. Do sejmu dostają się ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia na czym polega praca w parlamencie. Nawet więc wybór posłów w takiej ordynacji jaka jest w Anglii nie przyniesie oczekiwanych rezultatów. Nie ma drogi na skróty.
Jakkolwiek nie neguję sensu walki o JOW w sejmie, to uważam, że najpierw powinniśmy uporządkować sprawy w gminie. To jest fundament.
Gdy spojrzymy na wszystkie najlepiej zorganizowane społeczności o wysokiej etyce i poczuciu dobra wspólnego, to zauważymy, że występują one tam, gdzie są dobrze zorganizowane społeczności gminne.
Polska nie miała niestety takiej historii. U nas struktury społeczne rozwijały się w oparciu o rody, a nie o wspólnoty lokalne. Tym chyba należy tłumaczyć nasze skłonności do prywaty i korupcji.
Nasze sejmiki szlacheckie, o których mówił jeden z bohaterów Żeromskiego w „Popiołach”: Te stado ludzkiego bydła z szablami u boku, którymi na sejmikach rąbało każdą głowę mądrzejszą. Gdy sobie wspominam owe bandy jurgieltne, owe pyski ryczące na rozkaz, owe puste, nikczemne, golone łby, które miały władzę stanowić…
Te sejmiki „zajmowały” się polityką w skali kraju, a powinny – sprawami lokalnych społeczności. Wszystko do góry nogami. Skąd więc mamy mieć to doświadczenie i gdzie go się uczyć, jak nie w gminach. A jak je mamy zdobywać, nie – 460 wybranych, tylko dziesiątki tysięcy na dole, skoro blokuje się nam dostęp do nich. Bo tam też działają lokalne sitwy.
Mamy ciekawy tekst p. Wojciecha Błasiaka i ponowne utarczki…..Pan Babraj nie odpuszcza. najbardziej cieszę się z informacji, że nie ma żadnego wewnętrznego forum. Myślałem sobie, że nie jestem godzien, coś sobie tam knują, po co będę się wtrącał. Ale takiego forum nie ma, to bardzo dobra wiadomość. Ruch zatem jest przejrzysty, transparentny i otwarty dla wszystkich. Nie tylko dla wtajemniczonych. Spychanie dyskusji na jakieś fora wewnętrzne pewnie wielu zniechęca i niszczy ten Ruch.Tworzy prawdę dla wybranych, dla nielicznych a inni niech tylko popierają. Dziękuję za wyjaśnienia.
@ Wiesław Liźniewicz, dziwne ma Pan podejście do protestów kierowców i do innych pewnie też. Cóż z tego, że protest może być uciążliwy, choć pewnie nie w tak dużym stopniu jak Pan pisze? Jak na razie są to protesty nieliczne i małe a już tak bardzo uciążliwe? W stanie wojennym protestowaliśmy we Wrocławskim Polarze w ten sposób ilość wyprodukowanych pralek drastycznie spadła. Pralki były na talony, przydziały. Nie spotkałem się jednak z kimś kto narzekał, że z tego powodu nie otrzymał pralki.
Wiesław Liźniewicz: no więc ma Pan dwie sprzeczne informacje: jedną ode mnie, że nie istnieje żadne wewnętrzne forum Ruchu, jest tylko forum p. B.; i informację p. B, ze to nieprawda, a także, że ja jestem do tego „forum”, wbrew mojej woli, przypisany. Nie wiem co Panu doradzić? Pan Babraj, jak widzimy, zaprasza Pana na swoje „forum”. Pan Babraj, jak widzimy, tworzy swój RUCH JOW, bo ten, który istnieje go nie satysfakcjonuje. Prawdopodobnie ta sprawa zajmie nam sporo czasu na Walnym Zgromadzeniu, nad czym ubolewam, ale w ruchu spolecznym otwartym, który nie jest partią leninowską, musimy się z tym pogodzić.
Przypominam, że powołaliśmy zespół, którego zadaniem jest zebranie wniosków i krytyk członków Stowarzyszenia i przedstawienie ich na Walnym Zgromadzeniu.
Muszę sprostować informacje podane przez Pana prof. Przystawę. Wewnętrzna lista mailngowa w Ruchu JOW istnieje od dawna. Ja tę listę rozszerzyłem o znane mi adresy mailowe osób, które wypowiadały się w sprawach wszystkich nas interesujących. Jest zrozumiałe, że o wewnętrznych sprawach danej organizacji należy prowadzić dyskusje na forach zamkniętych, a nie na forum otwartym, co preferuje Pan prof. Przystawa. Nazwa „forum wewnętrzne Ruchu” jest więc nazwą naturalną. Jeśli któraś z osób nie życzy sobie, by jej nazwisko figurowało na tej liście, to nie ma problemu, żeby na jej życzenie została z listy wycofana. Trudno mi wyobrazić sobie, żeby miało na niej zabraknąć Prezesa Zarządu Stowarzyszenia Ruchu JOW. Natomiast intencją Ruchu JOW powinno być, żeby na tej liście było jak najwięcej osób, które chciałyby wnieść jakieś konstruktywne propozycje co do działalności Ruchu, w celu zwiększenia jego efektywności.
Panu Wiesławowi Liźniewiczowi , w celu nawiązania kontaktu, podaję swój adres mailowy:
s.babraj@interia.pl
Pozdrawiam,
Sławomir Babraj
Rozumiem, dziękuję za informację.
W uzupełnieniu mojego poprzedniego wpisu chciałem ustosunkować się do obecnego protestu kierowców, którzy w różnych miejscach blokują drogi, jadąc 20 km/h i tankując po 1 l na stacjach benzynowych – na złość właścicielom stacji, jak się wyraził jeden z organizatorów tego protestu w Katowicach.
Tak się zastanawiam: komu zaszkodzi ten protest? Rządowi? – na pewno nie! Utrudni życie zwykłym obywatelom, którzy, np. jak ja, mogą śpieszyć się na umówioną wizytę lekarską. Czy to właściciele stacji benzynowych są winni wysokiej cenie paliwa? Też nie! Dlaczego więc te protesty, zamiast być dotkliwe dla rządu, są uciążliwe dla obywateli?
Pozdrawiam serdecznie
Wiesław Liźniewicz: Pan Babraj utworzył własną listę mailingową, którą nazywa „forum wewnętrznym Ruchu”. Niestety, wbrew mojej woli i wyrażonemu explicite życzeniu, zaszczyca mnie on przesyłaniem wymiany maili pomiędzy niektórymi uczestnikami tego „forum”. Informuję Pana, że nie istnieje żadne „wewnętrzne forum Ruchu”, jest tylko forum Pana Babraja, na ktore wpisanych jest szereg uczestników Ruch wbrew swojej woli.
Ruch JOW jest otwartym ruchem obywatelskim, jego postulat jest jasny i jawny,nasza dyskusja jest otwarta dla wszystkich. My nie spiskujemy, my prowadzimy otwartą walkę o JOW, co oznacza też walkę o jawność debaty publicznej. Nasza strona internetowa jest odpowiednim miejscem dla takiej debaty.
Pozdrawiam serdecznie,
Tak, ale jak się na nie dostać?
Myślę, że jest duża szansa na to, by w Polsce wystąpiła kolejna fala ruchu społecznego „Wolnych Polaków”. Inicjatorem takich działań mogłyby być organizacje społeczne, którym dobro Polski autentycznie leży na sercu. Wszakże pod określonymi warunkami. A mianowicie takimi, że liderzy tych partii wykażą autentyczną wolę do przeprowadzenia koniecznych przemian, i że będą działali w sposób profesjonalny. Takie organizacje w Polsce istnieją. Jednak ich liderzy nie spełniają wymaganych kryteriów. I są różne tego przyczyny. Z tych powodów scena polityczna Polski jest obecnie zabetonowana. Nie musi to być, oczywiście, stan trwały. To, że spontaniczne ruchy społeczne występują w Polsce, oznacza, że społeczeństwo odpowiednio zmotywowane potrafi dać odpór swoim ciemiężcom. Należy podjąć działania, ażeby tę spontaniczną, zdrową energię społeczną ukierunkować we właściwą stronę.
Czy Pan Wiesław Liźniewicz zechciałby wziąć udział w dyskusji na forum wewnętrznym Ruchu JOW?
Sławomir Babraj
Nie wierzę w żadną spontaniczność. Jeszcze nie tak dawno mieliśmy „spontaniczny” protest kierowców tirów, którzy blokowali ronda i ulice w miastach w proteście przeciwko wysokim cenom ropy. Ale to było parę lat temu, chyba za Kaczyńskiego. A teraz? Przy tych cenach?! Gdzie są ci „protestanci”?
Wiara w to, że ludzie wyjdą na ulicę też mnie nie przekonuje. Kiedyś można było organizować „spontaniczne” manifestacje i strajki w zakładach. Dziś to jest niemożliwe. Te obecne manifestacje różnią się od tamtych tym, że dziś ludzie przyjdą na Marsz Niepodległości, pokrzyczą i rozejdą się. Jest to przypadkowa zbieranina. Kiedyś w zakładach pracy zbierali się ludzie, których łączyła wspólnota miejsca pracy i losu. Dziś to bezkształtna masa. Bo co może łączyć kibiców jednej drużyny? Na pewno nie miejsce pracy i podobny los, bo kibicem może być człowiek z rodziny zamożnej i z – ubogiej. A to są dwa odmienne światy.
Jeśli ma nastąpić jakaś zmiana, to na pewno nie poprzez masowe protesty, bo one nie mogą mieć takiej skali, determinacji i jedności jak poprzednie. Trzeba się wyzwolić z myślenia o zmianie rzeczywistości poprzez powstania, strajki, protesty. To już przerabialiśmy i to prowadzi donikąd. Kryzys finansowy wywołany przejściem roczników powojennego wyżu demograficznego na emeryturę będzie bardziej skuteczny niż różnego rodzaju protesty. Nastąpi to najpóźniej za 2-3 lata.