Różne są odmiany systemu proporcjonalnego, różny jest też realny wpływ wyborców na kształt najważniejszych organów ustawodawczych. Za nami wybory do Izby Poselskiej w Czechach. Warto przy tej okazji przyjrzeć się temu, jak nasi sąsiedzi wyłaniają swoich przedstawicieli – podobnie do nas, a jednak inaczej. Okazuje się bowiem, że nawet pokonanie kolegów z własnej partii nie musi przynieść mandatu…
Parlament Republiki Czeskiej składa się z dwóch izb. Wyższą – Senat – wybiera się podobnie jak w Polsce, tj. w systemie większościowym w okręgach jednomandatowych. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Po pierwsze, obowiązuje w nich zasada większości bezwzględnej, analogiczna do polskich wyborów Prezydenta RP oraz wójtów, burmistrzów i prezydentów miast – do ewentualnej II tury przechodzą dwaj kandydaci z największą liczbą głosów; kandydat, który otrzyma ponad 50% głosów zostaje przedstawicielem okręgu. Po drugie, 1/3 składu, tj. 27 z 81 senatorów (kadencja trwa 6 lat), jest wymieniana co 2 lata, zatem wybory odbywają się jednocześnie jedynie w 1/3 okręgów wyborczych. Tak funkcjonujący Senat działa stale, niezależnie od kadencji Izby Poselskiej. Wybory te nie cieszą się większą popularnością wśród Czechów (w ostatnich 10 latach frekwencja w I turze nie przekroczyła 45%, w II turze – 30%), głównie z uwagi na małe uprawnienia Senatu oraz niezbyt znaczącą kampanią wyborczą. Należy dodać, że mandat senatorski można łączyć np. z funkcjami pełnionymi w samorządzie terytorialnym – nie brakuje zatem w izbie wyższej Parlamentu Republiki Czeskiej burmistrzów czy wójtów.
Zdecydowanie większe znaczenie mają w Czechach wybory do niższej Izby Poselskiej, składającej się z 200 posłów. Wyłaniana jest ona w systemie proporcjonalnym, w którym przy podziale mandatów między komitety wyborcze stosuje się zmodyfikowaną metodę D’Hondta (pierwszym dzielnikiem jest liczba 1,42 – tzw. liczba Koudelki od nazwiska pomysłodawcy, dalej – kolejne liczby naturalne). Podobnie jak w Polsce próg wyborczy dla pojedynczych komitetów wynosi 5%, dla koalicji dwóch partii – 10%, trzech – 15% itd. Nie jest z niego zwolniony żaden z komitetów nielicznych w Czechach mniejszości narodowych.
14 okręgami wyborczymi są poszczególne kraje (województwa) i wydzielona stołeczna Praga. Ciekawostką jest, że liczba mandatów przypadająca na kraj nie jest stała, lecz wynika z frekwencji wyborczej – liczbę głosów ważnych dzieli się przez 200, a następnie według metody D’Hondta przydziela poszczególne liczby mandatów krajom, przez co zyskują te z nich, w których w lokalach stawiło się więcej wyborców. Stosując analogiczną zasadę w wyborach parlamentarnych w Polsce w 2011 roku okazałoby się, że np. okręg Warszawa I, obejmujący stolicę, powinien otrzymać aż 28 mandatów, czyli o 8 więcej (!) niż w rzeczywistości, zaś okręg Elbląg straciłby 2 z 8 posłów.
Zasadniczo od praktyki polskiej różni się także sposób głosowania. Wybory do Izby Poselskiej trwają łącznie tyle samo, co u nas (14 godzin), lecz są rozłożone na dwa dni – piątek (14–22) i sobotę (8–14), co niewątpliwie sprzyja wyższej za każdym razem niż w Polsce frekwencji wyborczej, nawet mimo jeszcze większego chyba zniechęcenia polityką w społeczeństwie czeskim. Kart do głosowania nie otrzymuje się w lokalu wyborczym, lecz każdy uprawniony otrzymuje ich zestaw urzędową przesyłką najpóźniej na dzień przed pierwszym dniem głosowania. W kopercie znajduje się zwykle kilkanaście kart wyborczych, bowiem lista każdego komitetu jest wydrukowana na osobnej karcie. Wyborca zabiera zatem do lokalu wyborczego zwykle tylko jedną kartę z wybraną przez siebie listą i wrzuca ją do urny.
Największa różnica między wyborami proporcjonalnymi w Polsce i Czechach polega na tym, że u nas trzeba zaznaczyć nazwisko konkretnego kandydata w obrębie listy, żeby głos był ważny. U naszych sąsiadów można zagłosować na listę bez wskazania którejkolwiek z osób. Ustawodawca przewidział jednak możliwość oddania tzw. głosu preferencyjnego. Jak wygląda lista komitetu? Pod jego nazwą umieszczona jest numerowana lista kandydatów w kolejności ustalonej przez gremia partyjne. Jeśli wyborca nie wskazuje żadnego z kandydatów jako „najbardziej pożądanego”, w razie otrzymania przez tę listę mandatów przypadają one kandydatom według kolejności na liście. Wyborca może jednak zakreślić numery przy nazwiskach od 1 do 4 osób, którym udziela głosu preferencyjnego, czyli w ten sposób „przenosi” je na czoło listy.
Teoretycznie zatem jest zachowany wpływ wyborców na to, kto konkretnie zasiądzie w Izbie Poselskiej – w praktyce nierzadko sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Jest bowiem jeden warunek – aby „zakreślony” kandydat był brany pod uwagę przy przydzielaniu mandatów, musi otrzymać co najmniej 5% głosów w obrębie swojej listy (nie w całym okręgu). Jeśli lista otrzymała mandat, a żadna z osób nie przekroczyła tego progu, w pierwszej kolejności brani są pod uwagę kandydaci według kolejności na liście. Jest to szczególnie ważne w przypadku mniejszych partii w mniejszych okręgach, gdzie często przypada im 1 mandat, bo tam nieraz uzyskuje go (w wyniku rozbicia głosów w obrębie listy) „jedynka” na liście mimo mniejszego poparcia wyborców. Jeśli zaś więcej osób przekroczy granicę 5% niż przypada danej liście mandatów, kluczowa jest liczba głosów preferencyjnych. Dodatkowo każdy z posłów elektów może zrzec się bez konsekwencji mandatu na rzecz innej osoby ze swojej listy.
Ten skomplikowany i sprzeczny z elementarną logiką system obrazują dwa przykłady z zeszłomiesięcznych wyborów. Największym pechowcem ogłoszono jednego z kandydatów TOP 09 w kraju libereckim, p. Liška, drugiego na swojej liście. Partii tej przypadł 1 mandat, wobec czego kluczowe było, czy ktoś otrzymał ponad 5% głosów preferencyjnych. Liška śledził na bieżąco wyniki, a gdy brakowało rezultatów już tylko z kilkunastu obwodów, otrzymywał liczne gratulacje od znajomych, wiadomo było bowiem, że otrzyma więcej głosów niż „jedynka” z jego listy. Po chwili zamarł – okazało się, że do przekroczenia tej bariery zabrakło… 3 głosów, a mandat zgarnęła „jedynka” mimo mniejszej liczby głosów preferencyjnych.
Drugi przykład świadczy o praktykach wewnątrzpartyjnych i o tym, do jakiego stopnia niektóre gremia nie liczą się z wolą wyborców. Komunistyczna Partia Czech i Moraw otrzymała w kraju karlowarskim 1 mandat. Przypadł on „dwójce” z listy, p. Borce, który zyskał więcej głosów preferencyjnych niż „jedynka”, p. Hojda (obaj ponad 5%). Przegrany kandydat wszczął awanturę, bo wcześniej, na krajowej konferencji przedwyborczej, Borka obiecał, że gdyby otrzymał mandat, a Hojda nie… sam odda mu swój mandat (sic!). Po wyborach wycofał się jednak z tego przyrzeczenia, powołując się na wolę wyborców i liczne głosy poparcia. Hojda użala się w mediach, że gdyby wiedział, że tak się stanie, agitowałby bardziej… za własną osobą niż na rzecz partii. Jak widać, Czesi mogą dokonywać „mylnych” wyborów, „niezgodnych” z linią kierownictwa i wszechwiedzących gremiów partyjnych.
Jak widać, wybory proporcjonalne mają różne oblicza, zaś zapisy ordynacji wyborczej mogą stać w sprzeczności z logiką, gdy osoba z największym poparciem wyborców może przegrać walkę o mandat z kolegą… z własnej partii. Tkwienie Czech w ordynacji proporcjonalnej w wyborach do Izby Poselskiej jest jedną z głównych przyczyn chaosu na miejscowej scenie politycznej, który pogłębia się od 5 lat. Wydawało się, że jest ona w miarę ustabilizowana, tymczasem wyniki wyborów z 2010 i 2013 roku pokazują, że Izba ulega coraz większemu rozdrobnieniu (tym razem mandaty uzyskało aż 7 partii), zaś na fali niezadowolenia społecznego coraz łatwiej dostać się do niej ugrupowaniom populistycznym, bez szerszych struktur, wyraźnego programu, lecz „antypartyjniackim” – z wielkim kapitałem i aktywną kampanią wyborczą. Najlepszym tego dowodem jest to, że bardzo bliski zwycięstwa był powstały niecałe dwa lata temu ruch ANO 2011 miliardera Andreja Babiša, którego program trudno dokładnie scharakteryzować, a jeszcze trzy miesiące temu nie występował nawet we wszystkich sondażach przedwyborczych (sic!). W łonie zwycięskiej socjaldemokracji doszło do próby obalenia szefa partii, bo zwycięstwo jest pyrrusowe – wynik wyborczy ČSSD jest najgorszy od 1992 roku (tylko 50 na 200 mandatów przy 20% głosów). Droga do powstania nowego rządu wydaje się być długa, a języczkiem u wagi znów mogą być ugrupowania, które ledwie przekroczyły próg wyborczy…
Czy kolejne wybory w Czechach są realne? Jeszcze parę lat temu wydawało się, że system partyjny u naszych sąsiadów zbliża się do modelu bipolarnego (z dodatkiem izolowanych przez inne stronnictwa twardogłowych komunistów). Czy nie jest to kolejną przestrogą dla Polski? U nas też polaryzacja polityczna wydaje się być trwała…
Nie wszystko jednak stracone, bowiem potrzebę wprowadzenia ordynacji większościowej w okręgach jednomandatowych w wyborach do Izby Poselskiej w Czechach głoszą trzy partie, które znalazły się w niej po wyborach październikowych – ANO 2011, Obywatelska Partia Demokratyczna i Świt Demokracji Bezpośredniej. U naszych sąsiadów powstała również niezależna inicjatywa obywatelska propagująca system JOW pod nazwą Přímá volba poslanců 2014 (Bezpośredni Wybór Posłów) – http://www.primavolbaposlancu.cz/. Ruch ten nie opowiada się na razie za jedną lub dwiema turami wyborów, pozostawiając tę kwestię do dyskusji publicznej, odwołuje się jednak głównie do doświadczeń brytyjskich i francuskich. Dalsze pryncypia, postulaty i założenia tego ruchu przedstawię w odrębnym artykule.
- Poseł na Sejm Rzeczypospolitej w poszukiwaniu innych zajęć - 31 maja 2015
- Korfanty, Sejm Śląski i… JOW - 29 stycznia 2014
- Bezpośredni Wybór Posłów – czeskie wołanie o JOW - 23 stycznia 2014
- Proporcjonalny sposób na chaos polityczny po czesku - 6 listopada 2013
Kto pierwszy nawiąże kontakt z czeskimi woJOWnikami?
Oto ich adresy:
> http://www.primavolbaposlancu.cz/
> info@PrimaVolbaPoslancu.cz
@ Łukasz Bień
super artykuł, okazuje się, że może być ordynacja jeszcze bardziej skomplikowana niż polska
wg jakich reguł dokonuje się wpisywanie na listy wyborcze?
Dziękuję bardzo.
Ordynacja wyborcza pozwala zgłaszać listy kandydatów w poszczególnych krajach wyłącznie partiom lub koalicjom partii, wyborców tutaj się pomija (inaczej jest w Senacie). Sposób układania list zależy od praktyki w ramach danej partii, w każdym razie ustala ją krajowa (wojewódzka) organizacja partyjna i zwykle jest dodatkowo zatwierdzana przez władze centralne partii. Może to się odbywać np. na szczeblu powiatowym i dalej na krajowym, może też za zamkniętymi drzwiami w wąskim gronie notabli partyjnych (w tym roku taką praktykę bezskutecznie próbowali zaskarżyć niektórzy działacze ČSSD w krajach ołomunieckim i morawsko-śląskim, tym samym próbując unieważnić tamtejsze listy).
Partia lub koalicja przedstawia przygotowane listy krajowej (wojewódzkiej) komisji wyborczej do 60. dnia przed dniem wyborów, ta zaś rozpatruje je do 55. dnia przed dniem wyborów (ma prawo usunięcia kandydatów umieszczonych tam niezgodnie z przepisami). Dalej lista trafia do centralnej komisji wyborczej, która sprawdza ich poprawność i losuje jednolite numery list dla całego państwa. Następnie lista wraca na poziom kraju, gdzie zostaje zarejestrowana do 45. dnia przed wyborami.
Jeśli kandydat się wycofa lub zostanie wycofany po tym terminie, pozostaje na liście wyborczej, jednak głosy preferencyjne oddane na niego nie są liczone.
Należy tutaj dodać, że nie istnieje w obojgu typach wyborów parlamentarnych w Czechach pojęcie komitetu wyborczego. Po prostu partie lub koalicje są reprezentowane przez pełnomocnika i nie muszą zbierać pod kandydaturami czy listami żadnych podpisów.
W wyborach do Izby Poselskiej warunkiem dopuszczenia listy do wyborów jest złożenie kaucji w wysokości 200 tys. koron w każdym kraju (w urzędzie powiatowym siedziby kraju) do trzech dni po zarejestrowaniu listy, inaczej nie zostanie ona wydrukowana; jest ona zwracana tym partiom, które przekroczyły próg wyborczy. W wyborach do Senatu kandydat niezależny zgłasza kandydaturę sam i musi złożyć 1000 podpisów poparcia oraz kaucję taką samą jak partie, czyli 20 tys. koron; zwracana jest kandydatom, którzy zdobyli co najmniej 6% głosów w okręgu.
Hmm… być może pewne szczegóły uległy w ostatnim czasie zmianie, lecz pryncypia z pewnością nie. Za ewentualnie nieścisłości w poprzednim komentarzu przepraszam.
napisać emaila, to chyba nie jest trudne, lecz co im zaproponujemy?