Zaznacza się w obecnej kampanii prezydenckiej i skłania do refleksji. Pomysł, by w Polsce zainstalować ten system polityczny nowy nie jest. Już w momencie odtwarzania państwowości polskiej po epoce rozbiorowej zwolennikiem systemu prezydenckiego był Józef Piłsudski. Tymczasowy Naczelnik Państwa nie forsował jednak tego rozwiązania, słusznie oceniając, że nie jest ono do zaakceptowania dla ówczesnej klasy politycznej w Polsce. W tamtym momencie historycznym tylko jeden projekt konstytucji – opracowany przez prof. Józefa Buzka – przewidywał wprowadzenie w Polsce systemu prezydenckiego.
Konstytucja Marcowa z 1921 r., wprowadziła w Polsce demokrację parlamentarną. Niestety, oparto ją na mechanizmach proporcjonalnego systemu wyborczego. W następstwie jego działania, w Sejmie RP znalazło się kilkanaście klubów politycznych, a rozbity w ten sposób parlament miał elementarną trudność w tworzeniu stabilnej większości rządowej. Demokracja parlamentarna przestała być funkcjonalna dla Polski i została zakwestionowana, a właściwie wręcz złamana poprzez zamach majowy w 1926 r. Podjęte po nim prace nad zmianą systemu politycznego doprowadziły do uchwalenia w 1935 r. Konstytucji Kwietniowej, wprowadzającej w Polsce właśnie silną władzę prezydencką. Problem w tym, że zamiast dać dobrą demokrację, ten system stał się osłoną władzy autorytarnej obozu sanacyjnego. Będąc swoistym parawanem autorytaryzmu, egzaminu raczej nie zdał.
Z systemem prezydenckim w ogóle wiąże się wiele problemów. Podstawą tej pokusy są wyobrażenia, niestety dosyć uproszczone, że będzie to system efektywny, sprzyjający sprawnemu działania państwa. W refleksji nad tym systemem politycznym trzeba jednak uwzględnić, że prezydencjalizm ma silną stronę ujemną. Jako rozstrzygnięcie zero – jedynkowe, może nasilać i utrwalać konflikt o władzę. Na przykładzie Rosji czy Białorusi widać, że generuje tendencję autorytarną: zamiast wzmacniać demokrację może spowodować jej ześlizgnięcie się na tory autorytaryzmu. Ważne wydaje się być i to, że buduje dystans między państwem a obywatelami oraz sprzyja ich bierności. Po wyborze prezydenta obywatele mogą patrzeć na niego, jako „demiurga”, super – polityka rozwiązującego wszystkie ich bolączki i krzywdy oraz zastępującego obywateli w regulowaniu ich problemów.
Rzecz jednak w tym, aby system polityczny nie redukował aktywności obywatelskiej, kreował postawy obywatelskie. Dla właściwego ich budowania odpowiedniejsza wydaje się być właśnie demokracja parlamentarna. To, że nie działała dobrze w Polsce międzywojennej i że nie działa dobrze także dzisiaj, nie jest argumentem za jej odrzuceniem. Już przed II wojną światową, nawet po zamachu majowym, wiedziano, że można ją naprawić – m.in. poprzez zmianę systemu wyborczego, odejście od proporcjonalności na rzecz wyborów większościowych.
Niektórzy obserwatorzy życia politycznego sądzą, że systemowi prezydenckiemu powinien towarzyszyć większościowy system wyborczy, a dla demokracji parlamentarnej naturalny jest system proporcjonalny. Można mieć wątpliwości, czy jest to opinia dobra. Doświadczenia Polski przedwojennej wskazują, że proporcjonalny system wyborczy może być dysfunkcjonalny dla parlamentaryzmu. Demokracja parlamentarna może jednak dać efekt w postaci sprawnego państwa. Da taki efekt, jeżeli zostanie skorelowana właśnie z większościowym systemem wyborczym, realizowanym w JOW. Może to sprzyjać tworzeniu stabilnych rządów, ustanowieniu jednoznacznej odpowiedzialności za sprawowanie władzy, a ponadto pogłębieniu demokracji, pełnemu wykorzystaniu praw politycznych, w tym wyborczych, budowaniu autentycznych więzi między klasą polityczną i społeczeństwem. Jednym z głównych celów, jakie przyświecają projektowi zmiany systemu wyborczego w Polsce właśnie na tym polega: wprowadzenie ordynacji większościowej z okręgami jednomandatowymi powinno wzmocnić demokrację parlamentarną, uczynić ją efektywną i sprawną, jaką jest w Wielkiej Brytanii. Tym samym zbędne stanie się instalowanie prezydencjalizmu. Odrzućmy tę pokusę!
Wrocław, 26 kwietnia 2015 r.
- Nowa książka - 8 lipca 2022
- O pomyśle niedobrej zmiany prawa wyborczego - 23 listopada 2017
- Nowa Konstytucja – nowa ordynacja - 11 listopada 2017
- Hiszpańskie proporcje - 28 grudnia 2015
- Rozwój Ruchu na rzecz JOW - 30 listopada 2015
- Debata w Fundacji im. Stefana Batorego - 7 września 2015
- Nie do rzeczy w „Do Rzeczy” - 3 sierpnia 2015
- Większościowy system wyborczy z JOW w ocenach i przewidywaniach analityków. Cz. I - 2 czerwca 2015
- Referendum: wszystkie ręce na pokład! - 21 maja 2015
- Brytyjskie wybory i dylematy - 13 maja 2015
Szanowny Obywatelu. Oczywiście, że szereg przypadków potwierdza ten argument. Raczej trudno będzie uniknąć tej „pokusy” załatwiania spraw lokalnych, to wie każdy poseł. Ale od załatwiania interesów lokalnych to mamy samorządy. Tam jest miejsce regulowania ważnych kwestii. W systemie wyborczym opartym na istnieniu JOW – jako podstawie demokracji parlamentarnej – rozchodzi się jednak o coś innego. Parlament jest miejscem stanowienia prawa. W tym kontekście poseł powinien być ta osobą, która przenosi opinię ludzi z jego okręgu wobec danego aktu prawnego. Parlament jest też miejscem kreowania polityki. W tym kontekście poseł powinien „przekładać” opinię okręgu w sprawie polityki – każdej: wewnętrznej i zewnętrznej. W zglobalizowanym już komunikowaniu się ludzie – nawet z okręgu odległego od stolicy – mają dostatecznie dużo informacji, by móc budować własne zdanie w wielu sprawach. Poseł z nimi powiązany powinien te ich myśli i poglądy przenosić do parlamentu i zamieniać na decyzje. To droga do pogłębienia demokracji.
Pozdrawiam
Szanowny Pan Zdzisław Ilski
Dzisiaj usłyszałem jeszcze jeden sensowny argument za wprowadzeniem razem z JOW systemu prezydenckiego. W krajach, w których są JOW parlamentarzyści bardziej się skupiają na interesie swojego okręgu niż państwa. Zależy im na reelekcji, więc patrzą głównie przez pryzmat korzyści wyborców ze swojego okręgu. Interesy ogólnokrajowe schodzą dla nich na drugi plan, Dlatego potrzebny jest ośrodek, który patrzyłby przez pryzmat interesu państwowego.
Pozdrawiam
Szanowny Panie Zdzisławie
Przecież w systemie parlamentarno – gabinetowym tak samo premier wywiera wpływ na obsadę lokalnych stanowisk rządowych i może wykorzystywać wpływy w lokalnej administracji do kreowania wyniku wyborczego w JOW, więc zagrożenie jest podobne. Ponadto w systemie gabinetowym premier w gruncie rzeczy kontroluje parlament, bo ma w nim większość. Wiara w jakąś zupełną niezależność parlamentu od władzy wykonawczej w takim czy innym systemie to czysta naiwność. Zresztą w Polsce JOW najprawdopodobniej się skompromitują, bo do Sejmu wejdą Ci sami partyjni posłowie co obecnie plus być może grupa posłów niezależnych i znowu dojdzie do zawierania zgniłych koalicji rządowych lub/i „kupowania” posłów niezależnych za stołki, itp. Nawet nowi politycy będą ” psuci „, a wyborcy zniesmaczeni i rozczarowani. System polityczny już tak tu przesiąkł zgnilizną, że wprowadzenie JOW to zbyt mało aby coś tu zmienić na lepsze. Trzeba dużo bardziej radykalnych zmian, więc uważam że wprowadzenie systemu prezydenckiego jest koniecznością. Oprócz zwiększenia odpowiedzialności i skuteczności władzy wykonawczej pomoże to również w szybszym tworzeniu ” zdrowego ” parlamentaryzmu.
Pozdrawiam
Szanowny Obywatelu. Kilka kwestii warto zauważyć:
1. Dobra demokracja parlamentarna zakłada właśnie taką sytuację, że rząd działa na podstawie większości parlamentarnej. Jest to dla niego sytuacja komfortowa. Ale tylko do pewnego stopnia, bo musi realizować ten program, z jakim wygrał wybory, a posłowie z większości rządowej muszą go w tym wspierać. Nie deprecjonuje to posłów opozycji: są czynni zwłaszcza w komisjach parlamentarnych, na forum parlamentu czy w mediach – wszędzie tam mogą kwestionować rząd i jego politykę.
2. W systemie prezydenckim może dojść do sytuacji, że prezydent i parlament będą z innych formacji politycznych. Zgadzam się, że w takiej sytuacji rola prezydenta do łatwych nie należy.
3. Trudno jednak zgodzić się z twierdzeniem, że w systemie prezydenckim parlamentarzyści są bardziej niezależni niż w systemie parlamentarnym. To może zależeć od ogólnej konstrukcji systemu politycznego. W USA mamy do czynienia z państwem złożonym, czyli federacyjnym. Prezydent USA nie ma większego wpływu na wybór kongresmanów, nawet jeżeli kogoś popiera. Nie ma bowiem wpływu na administracje stanową, która jest w gestii obywateli, gubernatora i lokalnej legislatywy. Nie ma wpływu na wybór parlamentarzystów również dlatego, że w USA partie muszą organizować prawybory i na ich podstawie partie wysuwają kandydatów do parlamentu. To sprzyja niezależności parlamentarzystów w USA – na ogół kierują się lojalnością wobec wyborców.
Inaczej rzecz może wyglądać prezydentura w państwie unitarnym. Podałem przykład Ukrainy. Do 2004 r. w tym państwie prezydent miał silną pozycję (system prezydencko – parlamentarny). W ramach tego wywierał wpływ na obsadę lokalnych stanowisk rządowych. Za tym szła praktyka – realizowana zwłaszcza przez L. Kuczmę – by wykorzystać wpływy w lokalnej administracji do kreowania wyniku wyborczego w JOW. Praktyka ta szła w kierunku kontrolowania bądź paraliżowania pracy parlamentu ukraińskiego. Była też niedemokratyczna, bo to odbywało się na rachunek społeczeństwa. Dla wielu Ukraińców był to (i dla niektórych nadal jest) powód, by rezygnować z wybierania w JOW. Bo dostrzegają i właściwie rozumieją dylemat: czy system wyborczy ma być instrumentem w rękach władzy (prezydenta) czy też w rękach samego społeczeństwa ? Dlatego też myślę, że z systemem prezydenckim może wiązać się właśnie takie zagrożenie, iż silny prezydent będzie chciał przejąć kontrolę nad parlamentem, a pomocne będą mu w tym właśnie JOW. Nie twierdzę, że tak będzie – ale jednak trzeba to brać pod uwagę. Proponuję więc tak: zacznijmy wprowadzać większościowy system wyborczy z JOW w demokracji parlamentarnej (parlamentarno – gabinetowej) i sprawdźmy jak to działa.
Pozdrawiam.
Szanowny Panie Zdzisławie.
W systemie prezydenckim sytuacja prezydenta – szefa rządu bywa niekiedy dużo bardziej ciężka niż sytuacja szefa rządu w systemie parlamentarno – gabinetowym, gdyż musi on często współpracować z parlamentem w którym większość mandatów posiada opozycja. W dwupartyjnym systemie, gdzie szef zwycięskiej partii staje na czele rządu nie musi się on liczyć w tak mocnym stopniu ze zdaniem opozycji, bo ma zawsze za sobą większość w parlamencie. Ponadto w systemie gabinetowym jest on mocniej powiązany z parlamentarzystami, gdyż jest ich szefem partyjnym i to on rozdziela ” stołki ” jako szef rządu. W systemie prezydenckim parlamentarzyści są bardziej niezależni, więc nie muszą w takim stopniu głosować na zasadzie nakazu czy strachu jak to jest w systemie gabinetowym. Z tego względu parlament ma większe możliwości kontroli nad prezydentem niż nad premierem, gdyż to on przecież uchwala ustawy. Ponadto w systemie gabinetowym szefowie partyjni dużo bardziej będą się starali kreować swoich ludzi do parlamentu, bo bez większości w nim nie będą mogli stworzyć rządu. Zresztą po wyłonieniu się systemu dwupartyjnego w wyniku JOW prezydent będzie pochodził z jednej z tych partii i będzie posiadał swoją frakcję w parlamencie. To zupełna normalność, a nawet konieczność aby móc sprawnie rządzić. Kuczma więc robił słusznie. Przecież w USA prezydent też udziela poparcia kandydatom do Kongresu. Uważam jednak, że w systemie prezydenckim parlamentarzyści będą cechowali się większą niezależnością więc będą tworzyć rozwiązania prawne bardziej pod długofalowy interes państwa i obywateli niż pod partykularny interes takiego czy innego przywódcy.
Pozdrawiam.
Szanowny Obywatelu. System prezydencki może oznaczać sprawne zarządzanie państwem. Niekoniecznie jednak będzie oznaczał możliwość kontrolowania prezydenta przez parlament. Cechą prezydencjalizmu jest bowiem to, że prezydent nie ponosi odpowiedzialności przed parlamentem, a więc możliwości kontrolne parlamentu są ograniczone.
Możliwe jest natomiast to, że prezydent będzie chciał wykorzystać swoje wpływy i pozycję w administracji rządowej do kreowania składu parlamentu, a pomocne w tym mogą mu być właśnie okręgi jednomandatowe. Z czymś takim zetknęli się już stosunkowo niedawno Ukraińcy. Zwolennikiem JOW był tam m.in. prezydent L. Kuczma. Ale nie dlatego, żeby doceniał uniwersalne walory większościowego systemu wyborczego. Raczej dlatego, że mógł przy pomocy lokalnej administracji rządowej wpływać wysuwać „własnych” kandydatów w JOW i tworzyć w parlamencie własną frakcję.
Pisząc to, nie próbuję postawić znaku równości między nami i Ukraińcami. Nie twierdzę też, że i u nas może stać się dokładnie to samo. Sygnalizuję jednak możliwe ryzyko, które w myśleniu o konstrukcji politycznej Polski trzeba uwzględnić. Dlatego upieram się przy tym, żeby powiązać większościowy system wyborczy realizowany w okręgach jednomandatowych właśnie z demokracją parlamentarną. I obywatelsko pozdrawiam.
Panie Zdzisławie !
Polska jest obecnie w NATO i w UE, więc nie ma co nas porównywać z Wenezuelą, Rosją, Białorusią, itp. Rządy autorytarne nam nie grożą, a raczej coś wręcz przeciwnego bo Polacy zafundowali sobie takich ” nijakich ” prezydentów jak Kwaśniewski czy Komorowski. Nie popadajmy więc w neurotyzm. Odwoływanie się do doświadczeń historycznych oczywiście jest potrzebne, ale też na to trzeba patrzeć przez pewien filtr i z dużym dystansem, bo równie dobrze mogę powołać przykład zbyt ” wybujałej demokracji „, która doprowadziła do rozbiorów Polski. Sięgając do doświadczeń historycznych każdy może udowodnić dosłownie wszystko co tylko chce. W obecnej sytuacji Polski uważam, że najlepsze byłoby równoczesne wprowadzenie systemu prezydenckiego wraz z ordynacją większościową z JOW. Łączyłoby to skuteczne zarządzanie z kontrolą i ewentualnym hamowaniem zapędów prezydenta przez silny i niezależny parlament.
Pozdrawiam
Obywatelu ! Odwoływanie się do doświadczeń historycznych zawsze jest potrzebne.
Gdyby tylko chodziło o system prezydencki oparty na wzorze USA, to być może moje spojrzenie byłoby inne, ale widzę też działanie tego systemu w innych krajach, np. w Wenezueli, w której już był problem w postaci autorytarnego przywództwa H. Chaveza. Demokracja parlamentarna nie wyczerpała swoich możliwości. Wprowadzenie ordynacji większościowej z JOW wiele zmieni w mechanizmie jej działania. Dajmy jej szansę !
A „Jacka” też pozdrawiam.
Zupełnie nie zgadzam się z argumentacją zawartą w tym artykule. Jakieś odwołania się do czasów międzywojennych, itp. nie mają żadnego sensu, tak samo jak do Rosji, Białorusi, itp. To szukanie problemów na siłę, bo obecnie Polska geopolitycznie jest w zupełnie innym miejscu. Czemu Autor zupełnie nie chce zauważyć, że taki system istnieje w USA, najpotężniejszym obecnie państwie na świecie. Jest tam konstytucyjnie ograniczona kadencyjność władzy wykonawczej i to chroni przed problemem autorytaryzmu. Straszenie więc czymś takim zupełnie mija się z celem. Autor też pisze, że ten system powoduje bierność obywateli. Drogi Panie czy o społeczeństwie amerykańskim możemy mówić, że jest bierne i brak mu aktywności obywatelskiej ? Wprowadzenie w Polsce JOW bez równoczesnej zmiany systemu na prezydencki miałoby tylko wtedy sens, gdybyśmy mieli obecnie w Polsce podobnie jak w Wielkiej Brytanii dwubiegunową scenę polityczną. Obecnie samo wprowadzenie JOW w ciągu najbliższych lat nic nie zmieniłoby, bo weszliby do Sejmu Ci sami mierni mentalnie politycy oraz byłyby trudności z wyłonieniem stabilnego ( odpowiedzialnego ) rządu. Dalej będą jakieś zgniłe koalicje, przekupywanie stanowiskami posłów niezrzeszonych, itp. Jakość i przejrzystość zarządzania się nie poprawi. Zmiany na lepsze przyszłyby dopiero po mentalnej zmianie u parlamentarzystów i po wyłonieniu się dwubiegunowej sceny politycznej czyli gdzieś po 8-10 latach. Ponadto obecny system władzy wykonawczej w Polsce jest chory, bo powoduje konflikty, dublowanie kompetencji i rozmycie odpowiedzialności. W żadnym w miarę cywilizowanym państwie na świecie poza Polską nie ma takiego systemu, gdzie występują dwa mocne ośrodki władzy wykonawczej. Jak pokazuje praktyka ostatnich kilkunastu lat dublujące się lub skonfliktowane ze sobą. Drogi Autorze, na końcu apeluje Pan „odrzućmy pokusę instalowania prezydencjalizmu”. Przecież to nawoływanie do kolejnych kilku lat bałaganu w Polsce, bo wprowadzenie JOW przyniesie poprawę w stosunku do obecnego stanu dopiero po kilku lub nawet kilkunastu latach. Ponadto dzięki mądrej realizacji tej pokusy USA stały się światowym hegemonem, więc uczmy się od najlepszego.
witam. całkowicie zgadzam się z Pana wypowiedzią. pozdrawiam.