Wzbiera fala społecznego żądania, by porzucić proporcjonalny system wyborczy i wprowadzić w wyborach do Sejmu RP ordynację większościową, realizowaną w jednomandatowych okręgach wyborczych. Refleksem tej fali jest propozycja zainstalowania u nas mieszanego systemu wyborczego, w którym część mandatów sejmowych byłaby rozdzielana proporcjonalnie w okręgach wielomandatowych, a inna część w okręgach jednomandatowych. Propozycji tej nadaje się kilka znaczeń. Dla jednych jest postacią „złotego środka” pomiędzy zwolennikami większościowej i proporcjonalnej formuły wyborczej. Inni widzą w niej działanie racjonalne, w ramach którego można zbudować rozwiązanie kompromisowe, godzące wolę społeczeństwa, opowiadającego się za systemem większościowym, z interesem partii i klasy politycznej, widzących w proporcjonalności osłonę swych pozycji. Wielu uczestników debaty publicznej wskazuje również, iż mieszany system wyborczy jest łatwiejszy do wprowadzenia, bo nie wymaga zmiany konstytucji i może być też dogodną drogą wprowadzenia systemu w pełni większościowego. Mieszany system wyborczy nie jest niestety dobrą propozycją dla Polski. Głównie dlatego, że oparta jest ona na przesłankach mających znaczenie drugorzędne – patrząc z punktu widzenia funkcjonowania państwa i podmiotowości społeczeństwa polskiego.
Pomysł wprowadzenia większościowego systemu wyborczego z JOW jest projektem naprawy państwa polskiego. Działanie naszego państwa oparte jest na parlamentaryzmie, w ramach którego rząd powstaje na podstawie większości parlamentarnej i jest przed Sejmem odpowiedzialny. Jak dotąd mieliśmy do czynienia z takim parlamentaryzmem, który polegał na rządach koalicji partii politycznych. Koalicyjność rządów było następstwem stosowania proporcjonalnego systemu wyborczego. Generuje on rozproszony układ sił w Sejmie RP wymuszający tworzenie koalicji powyborczych. Projekt wprowadzenia ordynacji większościowej idzie w kierunku jakościowej zmiany tej sytuacji. Wybory w okręgach jednomandatowych otwierają szansę na zdobycie większości mandatów poselskich przez jedną formację polityczną, a to z kolei umożliwi sprawowanie władzy na podstawie spójnego programu politycznego, zaakceptowanego przez wyborców i realizowanego na podstawie przemyślanej polityki kadrowej. Mieszany system wyborczy wywróci te oczekiwania. Zawarty w nim pierwiastek proporcjonalny będzie w dalszym ciągu sprzyjał rozdrobnieniu Sejmu. W konsekwencji zachowa więc też starą i realnie złą praktykę słabych rządów koalicyjnych, a nie pozwoli na odsłonę głównego waloru większościowego systemu wyborczego jakim jest właśnie możliwość tworzenia stabilnego rządu jednej formacji politycznej. W tym kontekście ordynacja mieszana nie osiągnie pozytywnego celu.
Nie uczyni też Polaków realnym podmiotem polityki. A to właśnie projektuje inicjatywa wdrożenia ordynacji większościowej. Wybory przeprowadzane w małych okręgach jednomandatowych otwierają szansę korzystania z biernego prawa wyborczego, znakomicie zwiększają też skuteczność czynnego prawa wyborczego. Czynią z wyborcy podmiot świadomy swego znaczenia, wpływający na bieg zdarzeń, kontrolujący i oceniający polityków, z którymi też będzie merytorycznie czy emocjonalnie związany. Mieszany system wyborczy tych pozytywów nie da. Wybory będą w części proporcjonalne i realizowane w jeszcze większych niż dotychczas okręgach wielomandatowych. Iluzoryczne pozostanie w nich korzystanie z biernego prawa wyborczego, a utrzymanie partyjnych list wyborczych, z rankingiem miejsc, równie złudnym utrwali także czynne prawo wyborcze. Z kolei w części większościowej system mieszany wprowadzi okręgi jednomandatowe, ale także one będą duże. To jest kwestia kluczowa. Ubieganie się o mandat będzie znacznie ograniczona właśnie zwiększonym obszarem okręgu wyborczego. Utrudni on bezpośrednie docieranie kandydata na posła do wyborców, wymusi operowanie kosztownymi mediami i innym formami przekazu, a więc uzależni też uzyskanie mandatu od posiadania znacznych funduszy wyborczych. W tym stanie rzeczy głównym beneficjentem mieszanego systemu wyborczego prawdopodobnie pozostaną partie polityczne, i to bez większej potrzeby modyfikowania swego zachowania. Wymownie świadczy o tym system wyborczy Niemiec, w którym – mimo istnienia okręgów jednomandatowych – wybory mają partyjny charakter. Zamiana dotychczasowego systemu proporcjonalnego na mieszany niewiele więc wniesie dla urzeczywistniania i pogłębiania demokracji w Polsce.
Tym bardziej, że uczyni demokrację jeszcze bardziej złożoną i skomplikowaną niż jest dotychczas. Projekt ordynacji większościowej idzie ku uproszczeniu procedury wyborczej, uczynieniu ją zrozumiałą na właściwie każdym etapie. W jednomandatowym okręgu wyborczym elektor nie będzie miał do czynienia z setkami nazwisk kandydatów, z mizerną szansą ich rozpoznania, lecz z kilkoma tylko kandydatami na posłów, których może zobaczyć, wysłuchać, ocenić i wybrać. Jawną dla niego będzie też informacja o funduszu wyborczym, wykorzystanym przez kandydata na posła. Uproszczone będzie też ustalanie wyników wyborczych. Wyborca będzie mógł też sam przyjść do lokalu, by zobaczyć jak liczone są głosy. Tych najprostszych efektów przybliżających obywatelowi demokratyczną praktykę wyborczą nie przyniesie mieszany system wyborczy. Zachowa on całą dotychczasową procedurę wybierania w wielomandatowych okręgach, ze skomplikowanymi systemami obliczeniowymi, nieznajomością kandydatów, wysokości realnych funduszy wyborczych itd., a dołoży tylko potrzebę ogarnięcia nowego elementu – wybierania w okręgach jednomandatowych. Taka zmiana systemu wyborczego w żadnym wypadku nie podniesie frekwencji wyborczej, raczej ją zmniejszy.
Złudne okazać się też może przeświadczenie, że mieszany system wyborczy będzie tylko pewną ścieżką czy pewnym środkiem do zainstalowania w Polsce pełnego większościowego systemu wyborczego. Nasze doświadczenia historyczne w różnych sytuacjach wskazują, że rozwiązania prowizoryczne mają zdolność trwania w czasie. Łatwo więc przewidzieć, że mieszany system wyborczy może się utrwalić. Przy tym będzie konserwował złe strony proporcjonalności, a nie dopuści do odsłony dobrych stron systemu większościowego. Nie traćmy więc czas na ten system, przejdźmy od razu do wybierania w okręgach jednomandatowych !
Autor: Zdzisław Ilski
Artykuł ukazał się w tygodniku „Uważam Rze” www.uwazamrze.pl
- Nowa książka - 8 lipca 2022
- O pomyśle niedobrej zmiany prawa wyborczego - 23 listopada 2017
- Nowa Konstytucja – nowa ordynacja - 11 listopada 2017
- Hiszpańskie proporcje - 28 grudnia 2015
- Rozwój Ruchu na rzecz JOW - 30 listopada 2015
- Debata w Fundacji im. Stefana Batorego - 7 września 2015
- Nie do rzeczy w „Do Rzeczy” - 3 sierpnia 2015
- Większościowy system wyborczy z JOW w ocenach i przewidywaniach analityków. Cz. I - 2 czerwca 2015
- Referendum: wszystkie ręce na pokład! - 21 maja 2015
- Brytyjskie wybory i dylematy - 13 maja 2015
Panie Damianie. Pańska obserwacja jest ważna, bo jakby źródłowa. Promujemy okręgi jednomandatowe, by właśnie powstała taka sytuacja, jaką Pan opisuje: poseł reaguje na potrzeby wyborcy ze swego okręgu. Patrząc w perspektywie szerszej: jeżeli poseł rozważa dłuższą obecność w parlamencie, to właściwie wyjścia nie ma i wręcz musi dbać o dobry kontakt z wyborcami. W ten sposób eliminuje się podział: my – oni, a buduje demokrację organiczną.
W drugiej kwestii: proponujemy podział Polski na 460 okręgów jednomandatowych. Częściej piszemy, że w każdym będzie liczył ok. 67 tys. wyborców, ale czasem też piszemy, że będzie to ok. 83 tys. mieszkańców. Domyśla się Pan pewnie, że mieszkaniec i wyborca to nie jest automatycznie to samo. Być może lepiej byłoby to ujednolicić – że rozchodzi się o wyborców – bo to będzie sprawiedliwe i nie budzące wątpliwości. Podział na okręgi nie może mieć ostatecznego charakteru. Trzeba go aktualizować po każdym spisie ludności, a więc raz na kilka – kilkanaście lat, bo ludzie przemieszczają się, itd.
Mieszkam w UK od ponad 7 lat. Na poczatku uwazalem ich system wyborczy za niedemokratyczny i niesprawiedliwy, w zasadzie nadal tak uwazam jednak cos sie zmienilo. 3 razy od momentu przeprowadzki do UK skorzystalem z mozliwosci komunikacji (e-mail w moim przypadku) z przedstawicielem mojego okregu i za kazdym razem otrzymalem odpowiedz z checia pomocy i wskazowkami co mam zrobic dalej. Probowalem kiedys tej sztuczki w Ojczyznie i niestety zostalem zignorowany. Moj wniosek jest taki, ze mimo iz system brytyjski nie jest do konca sprawiedliwy (polityk ma jeden mandat niezaleznie od ilosci ludzi, ktorzy na niego zaglosowali) to jednak jest duzo przyjazniejszy dla wyborcy. Politycy w UK na prawde oferuja swoja pomoc zwyklym obywatelom!!!
Mam tylko jedno zastrzezenie w temacie JOW w Polsce – jak i kto te okregi dzieli? Wiem, ze w UK zostaly one tak podzielone aby faworyzowac pewna partie. Ja natomiast wyznaczalbym okregi wyborcze przed kazdymi wyborami w sposob nastepujacy. Populacja naszego kraju liczy 38.5 mln, chcemy miec 460 poslow/okregow wyborczych, wiec nalezy podzielic kraj na okregi po okolo 85 tysiecy mieszkancow. Oczywiscie ludzie sie rodza, umieraja, przeprowadzaja, wiec okregi musza sie rowniez zmieniac, aby bylo sprawiedliwie. Ja robilbym to pomiedzy wyborami. Jakie jest Wasze rozwiazanie?