/Mniej niż zero

Mniej niż zero

Oponenci ordynacji większościowej często twierdzą, że idąc do urn powinniśmy wybierać partie, bo to partie mają programy. Głosowanie w JOW-ach bezpośrednio na ludzi ma być w ich przekonaniu głosowaniem na tych, którzy nie są w stanie samodzielnie takiego programu sformułować.

Wychodzą najpewniej z założenia, że jedynym programem, jakim może i powinien dysponować obywatel, a nie członek partii, to program telewizyjny. Korzystając z nadarzającej się okazji, czyli wyborów do Parlamentu Europejskiego, postanowiłem przyjrzeć się tym słynnym „programom.” Spoty telewizyjne to najdroższa forma komunikacji z wyborcami, zatem jako podatnik – sponsor tych produkcji – postanowiłem zadać sobie trud ich oglądnięcia. By dowiedzieć się z nich, jak te słynne programy mają się w przeddzień wyborów.

Nie spodziewałem się wiele, ale to co zobaczyłem, daje dużo… do myślenia. PiS rozpoczął od ataku personalnego na członków PO, Platforma zrewanżowała się w podobnej konwencji PiS. Swoistym majstersztykiem popisał się Kongres Nowej Prawicy, który te oba spoty skleił w jeden i przedstawił jako swój własny. Zaraz potem pokazał się Ryszard Kalisz, którego programem dla Polski jest obwód jego brzucha – im on większy, tym więcej poparcia dla niego ergo lepiej dla nas – rzecz jasna. To był tylko przedsmak w tej uczcie kiczu. Zaraz potem pokazały się spoty Twojego Ruchu, gdzie możemy się dowiedzieć, że ktoś ma programowo w dupie Krym, albo że ktoś może dać innemu w mordę. Programowo rzecz jasna. Do tego trochę satanizmu, gadająca czaszka Zulu Guli czyli Tadeusza Rossa i Dorota Gardias pokazująca, że nikt inny nie zassie pieniędzy z Brukseli tak, jak ona potrafi. Programowo. Dość neutralnie w tym zestawieniu wypada klip PSL-u, ale to wcale nie znaczy, że możemy z niego dowiedzieć się czegokolwiek. Taka polityka programowa.

W spotach można odnaleźć konkretne liczby, to prawda. SLD podaje twarde dane o bezrobociu i alarmuje o kolejkach do lekarzy. Ale to tyle. Jak jest – wiemy, jak ma być – nadal nie. Zaraz potem okazuje się, że te fakty służą tylko jednemu – aby powiedzieć nam, że Platforma jest PiS-em. Jest i koniec dyskusji.

hel

Jako wyborca i podatnik płacący za te produkcje nie otrzymałem nic. Partie może i jakieś programy mają, ale jasno widać, że wolą je zatrzymać w tajemnicy dla siebie. Nie afiszować się z nimi, unikać konkretów tak długo, jak tylko można. To nie jest przypadek. Świadczy to po prostu o jakości tych opracowań oraz o ich trwałości. Wszystko wskazuje na to, że politycy chcą grać naszymi emocjami, a rywalizacja na programy to po prostu nie ich liga i nie ta dyscyplina. Co z tego, że obywatele woleliby bardziej rzeczowo, konkretnie, spokojniej… To nie ma żadnego znaczenia. Polscy politycy nie są odpowiedzialni przed wyborcami, zatem nasze „widzi mi się” jest ostatnią rzeczą na liście ich priorytetów. Chyba, że trzeba te produkcje sfinansować – wtedy już całkiem na poważnie liczą to, co płacimy w formie VAT-u, PIT-u, CIT-u, akcyzy i innych danin.

A może jest dobrze, że żadnego programu nie trzeba? Skoro tak, to po co nam partie polityczne i ich mityczne programy? Gołym okiem widać, że kandydujący swobodnie obywatele, a nie tylko uprawnieni do tego dzisiaj nominaci partii politycznych, mniej do powiedzenia w kwestiach programowych mieć nie mogą. Chyba, że obniżymy próg wieku dla uzyskania biernego prawa wyborczego do 5 lat. Ale tego nikt nie postuluje.

About Artur Heliak

wrocławianin, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego; jeden z liderów akcji zmieleni.pl, Koordynator ds. PR i Mediów Ruchu JOW; trzy lata spędził w Londynie, gdzie z bliska zapoznał się z tematyką polskiej emigracji i funkcjonowaniem państwa opartego o jednomandatowe okręgi wyborcze; publikował m.in. w tygodniku "Uważam Rze" oraz w "Rzeczpospolitej"
1 408 wyświetlen