30 grudnia 2014, w Szczecinie, w wieku 79 lat zmarł Marian Jurczyk, nasz wielki sojusznik i Honorowy Patron Ruchu JOW w latach 2002–2006.
Zamiast notki biograficznej przypominamy artykuł prof. Jerzego Przystawy pt. Głos na puszczy z 2002 roku i wystąpienie Mariana Jurczyka, ówczesnego Prezydenta Szczecina, na spotkaniu z Polonią w Nowym Yorku w 2005.
Cześć Jego pamięci!
———————————————————————————————————————
Jerzy Przystawa – Głos na puszczy
15 kwietnia 2002, telewizyjne dzienniki doniosły, że Instytut Pamięci Narodowej w Szczecinie wszczął śledztwo w sprawie śmierci syna i synowej Mariana Jurczyka. 5 sierpnia 1982 w nieznanych do dzisiaj okolicznościach, w dwóch różnych miejscach Szczecina, mniej więcej o tej samej porze, mieli popełnić samobójstwo dwudziestoletni syn Mariana Jurczyka, Adam, oraz jego żona Dorota. Byli kilka miesięcy po ślubie. Dorota była w ciąży. Na wieść o śmierci córki zmarł na zawał jej ojciec. W tym czasie Marian Jurczyk przebywał w więzieniu w Strzebielinku. Marian Jurczyk nigdy nie uwierzył w samobójczą śmierć swoich dzieci. W tym przekonaniu utwierdzali go zresztą, przesłuchujący go bezustannie, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, pocieszając go, że gdyby nie jego postawa, to jego dzieci najprawdopodobniej żyłyby bezpiecznie.
Marian Jurczyk to jedna z tzw. legend Solidarności. W sierpniu 1980 roku stanął na czele strajku w Stoczni Szczecińskiej. To on podpisywał, w imieniu strajkujących Porozumienia Szczecińskie, zawarte niezależnie od Porozumień Gdańskich. Ciekawą i wartą zapamiętania sprawą jest fakt, że w Porozumieniach Gdańskich, podpisanych przez Lecha Wałęsę, które potem stały się obowiązujące dla całego Związku, zawarty był zapis, że Solidarność uznaje kierowniczą rolę partii komunistycznej. Tymczasem stoczniowcy Szczecina, na czele z Marianem Jurczykiem, nie zgodzili się na uznanie kierowniczej roli partii i w Porozumieniach Szczecińskich takiej klauzuli nie ma. Wydaje się, że ten fakt, w decydujący sposób, zaważył na dalszej karierze Mariana Jurczyka. Na I Krajowym Zjeździe Solidarności w Gdańsku, we wrześniu 1981, Marian Jurczyk miał poparcie największej liczby delegatów i zanosiło się, że to on, a nie Lech Wałęsa zostanie przewodniczącym Związku! Zwolennikom finlandyzacji Polski, prekursorom Okrągłego Stołu, akceptującym kierowniczą rolę PZPR, groziła katastrofa. Zawiesili obrady, a całonocne lobbowanie Kuronia, Frasyniuka, Michnika i innych doprowadziło do wyboru Lecha Wałęsy. Jurczyka uznano za oszołoma, antysemitę, człowieka, któremu w przyzwoitym towarzystwie nie powinno podawać się ręki.
I tak już zostało. Po śmierci dzieci Marian Jurczyk spędzi jeszcze dwa lata w więzieniu. Po wyjściu z więzienia pozostaje bez pracy, za to jest poddany dozorowi policyjnemu i nieustannemu policyjnemu nękaniu.
W 1989 roku Marian Jurczyk, legalnie wybrany przewodniczący Zarządu Regionu Pomorza Zachodniego, człowiek będący przez 3 lata w śledztwie i więzieniu za działalność w Związku Solidarność, nie zgadza się ponownie wstępować do związku, w którym prawnie zajmuje miejsce w najwyższych władzach, odmawia zgody na ponowną rejestrację, nie zgadza się na grubą kreskę i Okrągły Stół. Zawiązuje Porozumienie na rzecz Demokratycznych Wyborów w NSZZ Solidarność, do którego, nota bene, przystępuje większość przebywających w kraju członków Komisji Krajowej Związku. Porozumienie domaga się, aby ci, którzy przez lata podziemnej walki o Polskę i Solidarność, nie zostali szachrajstwem rejestracyjnym pozbawieni należnych im praw lecz mogli wziąć udział w wyborach nowych władz. Niestety ani Mariana Jurczyka, ani wielu innych działaczy Porozumienia, którzy nie ugięli się przed dyktatem i nie dali się przekupić, nawet nie wpuszczono na salę obrad nowej Solidarności. Jurczyka skazano na margines życia publicznego i politycznego.
Pomimo tego w wyborach parlamentarnych 1997 roku uzyskuje mandat senatora województwa szczecińskiego, a w wyborach samorządowych 1998 zostaje wybrany radnym Sejmiku Wojewódzkiego, a jego bliscy współpracownicy zdobywają mandaty radnych Miasta Szczecina. W efekcie Marian Jurczyk zostaje prezydentem Szczecina. Jako prezydent Szczecina Marian Jurczyk doprowadza do unieważnienia przetargów, w których firmom niemieckim sprzedaje się grunty w środku miasta. Jako senator Marian Jurczyk występuje na forum Senatu z żądaniem reformy systemu wyborczego i wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach parlamentarnych i samorządowych. Jest to jedyny głos senatorski popierający Ruch na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Marian Jurczyk organizuje spotkania i konferencje jako jedyny prezydent wielkiego miasta w Polsce, który zdecydowanie i konsekwentnie opowiada się za taką reformą prawa wyborczego.
Tego wszystkiego jest za dużo dla naszych rodzimych zwolenników tolerancji, demokratów i Europejczyków. Można tolerować wszystko, ale nie coś takiego! Miasto Szczecin odgrywa nie byle jaką rolę w tej części Europy, to tam przewidziane są pierwsze po drugiej stronie Odry koszary dla sojuszniczych i zaprzyjaźnionych jednostek Bundeswehry. To w Szczecinie najlepiej może się realizować odwieczna przyjaźń polsko-niemiecka. Jest wprost niemożliwe, żeby jakiś oszołom, w rodzaju Jurczyka, rządził takim ważnym miastem. Jednomandatowe okręgi wyborcze śnią się niczym koszmarny sen naszym parlamentarzystom, którzy budzą się zlani potem z przerażenia, że ktoś wymagałby od nich odpowiedzialności za słowa i czyny! Pojawia się więc postulat o konstytucyjnej niedopuszczalności godzenia mandatu senatora z pełnieniem funkcji prezydenta miasta. Jak długo funkcje takie łączył słuszny i europejski prezydent Wrocławia, Bogdan Zdrojewski, wszystko było w porządku. Kiedy prezydentem Szczecina wybrano niesłusznego i nieeuropejskiego Mariana Jurczyka, owo połączenie od razu zaczęło godzić w konstytucję. Trzeba jednak było przeprowadzić procedurę legislacyjną, czyniącą niemożliwym takie łączenie funkcji.
Prostszym i skuteczniejszym sposobem na wykończenie Jurczyka okazało się znalezienie jakichś teczek i przeprowadzenie za zamkniętymi drzwiami dowodu, że Marian Jurczyk był współpracownikiem SB! Suto, jak widać, nagradzanym za swoje usługi, o czym dobitnie świadczą wieloletnie darmowe wakacje w więzieniach i spartańska prostota, z jaką rozwiązano jego problemy rodzinne! (Słowa spartańska prostota są tutaj na miejscu: uczono mnie bowiem w szkole, iż w Sparcie niechciane i nieprzydatne dzieci zrzucane były ze skały, a tutaj przez okno!). Szybko więc przeprowadzono postępowanie lustracyjne, w wyniku którego Marian Jurczyk został okryty niesławą, pozbawiony mandatu senatora, funkcji prezydenta miasta i objęty zakazem piastowania funkcji publicznych przez 10 lat.
Zniesławiony, sponiewierany, pozbawiony godności i publicznych funkcji Marian Jurczyk od dwóch lat czeka na rozpatrzenie jego skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego, domagając się unieważnienia wyroku Sądu Lustracyjnego. Może sobie czekać, nie ma przecież nic do roboty. Co innego Sąd Najwyższy. Ten ma huk pracy i nie może się spieszyć. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że prokurator Instytutu Pamięci Narodowej ma już dowody, że tragedia Jurczyków nie była wypadkiem ani samobójstwem, ale że była to zbrodnia, za którą odpowiedzialne są służby specjalne PRL.
Występując 1 lipca 1998 w Senacie, w debacie nad ordynacją wyborczą do samorządu terytorialnego, Marian Jurczyk, skrytykował obłudną rolę AWS, która przed wyborami obiecywała wyborcom jednomandatowe okręgi wyborcze, a po wyborach likwidowała okręgi jednomandatowe nawet tam, gdzie one poprzednio były, tj. w gminach do 40 tysięcy mieszkańców. Tak oto kończył swoje przemówienie:
Mamy tutaj klasyczny wręcz przykład, jak duże ugrupowanie polityczne, zdobywające w wyborach największą ilość głosów, po wyborach staje się zakładnikiem swojego dużo mniejszego i słabszego partnera, w tym wypadku Unii Wolności, który pod groźbą zerwania koalicji wymusza na swoim silniejszym partnerze ustępstwa w sprawach najbardziej nawet zasadniczych i pryncypialnych. Dla zachowania władzy, choćby tylko koalicyjnej, trzeba oszukiwać swój elektorat, trzeba stosować dialektyczne sztuczki i pokrętną sofistykę, aby zaskoczonym wyborcom teraz tłumaczyć, że to co jest najbardziej sprzeczne z głoszonymi do tej pory zasadami, to jest właśnie nic innego jak tych zasad praktyczną realizacją! Po prostu DIALEKTYKA, ta sama, w objęciach której żyliśmy przez pół wieku.
Ta sytuacja ukazuje nam jaskrawo cały ABSURD, całe zło ordynacji proporcjonalnej: wyborcy, ich oczekiwania, ich zapatrywania są niczym, są tylko mięsem wyborczym, a liczą się tylko partyjne interesy, liczy się tylko możliwość zachowania i sprawowania władzy. I sytuacja jest absolutnie typowa: tak jest zawsze i wszędzie tam, gdzie obowiązuje ten złowrogi system, dialektycznie nazywany proporcjonalnym, choć z proporcją i proporcjonalnością nie ma nic wspólnego. System, który daje małej koalicyjnej partii wpływ na rządy zupełnie niewspółmierny i nie proporcjonalny do uzyskanego poparcia społecznego.
I teraz taki absurdalny system chce się narzucić wszystkim szczeblom samorządu terytorialnego, a na otarcie łez i jako argument dla żonglerki słownej, pozostawiając możliwość wyborów w okręgach jednomandatowych w gminach do 20 tysięcy mieszkańców.
Stawiam wniosek, aby Wysoki Senat zażądał wprowadzenia poprawki do proponowanej nam ordynacji wyborczej stwierdzającej, że wybory do wszystkich trzech szczebli samorządu terytorialnego odbywają się w okręgach jednomandatowych i usunięcia wszystkich zapisów, które są z tą zasadą sprzeczne.
Niestety, jak wiemy, był to głos wołającego na puszczy.
———————————————————————————————————————
Wystąpienie Prezydenta Szczecina Mariana Jurczyka
na spotkaniu z Polonią Nowojorską
Nowy Jork, Centrum Polsko-Słowiańskie, 19 lutego 2005
Szanowni Państwo!
Przybywam do Was z Polski, która jest Waszą Ojczyzną. Dla jednych Ojczyzną, z której emigrowali za chlebem Wasi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie, dla innych Ojczyzną, z której sami wyjeżdżaliście z przyczyn politycznych bądź ekonomicznych. Dziecko, gdy usamodzielnia się i opuszcza swoją Matkę, nigdy o niej nie zapomina i stara się utrzymywać z nią kontakt. Tak samo Wy, żyjąc i pracując w Ameryce, nie zapominacie o swojej Matce – Polsce. Niektórzy z Was z pewnością byli tam w ostatnich latach, niektórzy pamiętają ją z czasów komunistycznych.
W tym roku minie 25 lat od wielkiego zrywu Polaków i powstania „Solidarności”. „Solidarności” – słynnej na całym świecie która dawała narodowi nadzieję, „Solidarności”, w której miałem zaszczyt być jednym z przywódców. Po zdławieniu rewolucji solidarnościowej przyszły ciemne lata stanu wojennego, aż po kolejnych kilku latach zaświtała znowu jutrzenka wolności. Upadł komunizm, legły w gruzach instytucje i zasady, na których opierał się cały ustrój i ówczesna władza, zmienił się kraj. Co prawda nie od razu, ale pojawiły się wolne, demokratyczne wybory: do parlamentu, do samorządu, na Urząd Prezydenta Rzeczypospolitej. Ileż w nas wtedy było nadziei. Wielu wydawało się, iż w niedługim czasie Polska stanie się krainą miodem i mlekiem płynącą. Nikt nie zaprzeczy, że po 16 latach od przemian ustrojowych Polska jest innym krajem. Czy tak jednak wyglądały nasze marzenia po upadku komunizmu? Czy błysk reklam i neonów rozświetlających ulice większych miast jest w stanie odwrócić uwagę od problemów nękających dzisiaj przeciętnego mieszkańca Polski? Czy wysokie i nowoczesne budynki hoteli i biurowców, w których siedzibę mają zagraniczne banki i koncerny, zasłonią to co jest w polskiej rzeczywistości wstydliwego? Na pewno nie. Kraj jest wolny, ale wielu jego obywateli żyje w ubóstwie i nie może, a nawet już nie potrafi cieszyć się wolnością.
Przede wszystkim główną plagą III Rzeczypospolitej jest największe w krajach europejskich bezrobocie, oficjalnie wynoszące 20%. Jest to jednak tylko część prawdziwego bezrobocia, jest to, by tak rzec, bezrobocie jawne, bezrobocie zarejestrowane w statystykach. Dochodzą do tego ludzie zmuszeni do przejścia na wcześniejsze emerytury, w związku z likwidacją ich miejsc pracy. Jest to ogromna, wielomilionowa rzesza ludzi bez żadnych perspektyw na polepszenie swojego losu. Istnieją obszary na mapie Polski, w których bezrobocie sięga nawet 60%.
Władze obecne chwalą się przed światem, że Polska, nieoczekiwanie, wysunęła się na czoło krajów europejskich pod względem oświatowym, osiągając bodajże najwyższy w Europie tzw. wskaźnik scholaryzacji. Na polskich wyższych uczelniach uczy się aktualnie prawie 2 miliony młodych ludzi.
Tymczasem jest znowu odwrotna strona tego miłego obrazu. Przede wszystkim większość tych szkół wyższych to pseudoszkoły, serwujące pseudowiedzę, niestety, za prawdziwe pieniądze, wyciągane z kieszeni rodziców tych młodych ludzi, którzy robią wszystko, w nadziei, że zapewnią swoim dzieciom lepszą przyszłość. Jest to, de facto, odłożone bezrobocie, ponieważ Polska nie oferuje tym młodym ludziom zatrudnienia zgodnego z ich wykształceniem, właściwie, nie oferuje żadnego zatrudnienia. Obserwujemy więc gigantyczny proces ucieczki młodych i wykształconych ludzi z Polski, którzy teraz wędrują po Europie i świecie, w poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy. Każdy, kto dzisiaj wsiądzie do autobusu jadącego z Małopolski, ze Śląska, z Podlasia, do Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemiec, autobusu wypełnionego młodymi ludźmi, jadącymi w nieznane, z nadzieją, że może tam, daleko, znajdą to, czego nie jest w stanie dać im ich kraj, będzie przygnębiony ich nocnymi szeptami, rozmowami, przepełnionymi strachem, nadzieją, obawą. Potem może się przejść po dworcach Londynu czy Paryża i znajdzie tam młodych Polaków śpiących po kątach, na jakichś kartonach, na czym się tylko da.
Uciekają, bo znane im są te obrazy z polskich blokowisk, gdzie każdym świtem wyruszają na poszukiwania grupy przeszukiwaczy śmieci, którzy w odpadkach, w pojemnikach na śmieci poszukują rozwiązania ich problemów życiowych. Upokarza ich to, nie mieści im się w głowie, że mogą brać w tym udział, w swoim kraju, który codziennie stacje telewizyjne i radiowe stawiają innym za wzór. Wiedzą już czym jest bieda, wiedzą czym jest nędza i głód.
Zagraniczny turysta nie doświadczy tego, czego doświadcza już prawie połowa mieszkańców osiedli mieszkaniowych, którzy nie są w stanie opłacić czynszu i z dnia na dzień oczekują komornika i eksmisji. Powiększa się rzesza bezdomnych, kiedy jednocześnie, tuż obok, wyrastają wspaniałe, bogate rezydencje.
Zagraniczny turysta, być może, doświadczy prędzej skandalicznej sytuacji w służbie zdrowia, zetknie się z przepełnionym szpitalem, gdzie nawet na korytarzu trudno będzie znaleźć miejsce. W tym samym czasie, jeden po drugim likwidowane i zamykane są w pełni wyposażone szpitale, z kwalifikowanym personelem lekarskim i pielęgniarskim. Zamykane są całe oddziały, bo nie ma pieniędzy na opłacenie ich pracy, nie ma pieniędzy na leki, nie ma pieniędzy na operacje. Polscy lekarze i pielęgniarki, na których wykształcenie państwo polskie wydało ogromne pieniądze, masowo emigrują do innych krajów, gdzie ich kwalifikacje mają szanse być wykorzystane. W Polsce tymczasem wydłuża się kolejka oczekujących na wizytę u specjalisty, na zabieg operacyjny, na protezę. Nie pomagają protesty, nie pomagają manifestacje, nie pomagają głodówki protestacyjne.
Zastraszająco powiększa się strefa przestępczości, i tej tzw. zorganizowanej, mafijnej i tej indywidualnej, czy grupowej. Jak doniosły właśnie środki masowego przekazu, na drogę przestępstwa wchodzi coraz więcej dzieci, najmłodsi złodzieje mają dzisiaj w Polsce 5-6 lat. Więzienia są przepełnione, a tysiące skazanych na więzienie prawomocnymi wyrokami pozostaje na wolności, bo nie ma warunków do odbycia kary.
Niesamowite rozmiary przyjęła w Polsce korupcja, która obok bezrobocia uważana jest dzisiaj za największą plagę społeczną. Jest to korupcja „odgórna”, a więc taka, która rodzi się na szczytach władzy, w kolejnych rządach, w parlamencie, w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej, w strukturach samorządowych. Polska, od 1989 roku targana jest gigantycznymi skandalami korupcyjnymi, ale żadna z największych afer gospodarczych nie została do tej pory rozstrzygnięta na drodze prawnej. Od 15 lat toczy się śledztwo i proces w tzw. aferze Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, uważanej za „matkę afer”. Pod przykrywką obsługi zadłużenia zagranicznego wyprowadzono z kasy państwa miliardy dolarów, ale za tę potworną zbrodnię na narodzie polskim nikt nie zostanie skazany, ponieważ, dzięki nowemu prawodawstwu, sprawa ta już za kilka miesięcy zakończy się przedawnieniem. Tak zwany wymiar sprawiedliwości jest sparaliżowany ilością spraw czekających na rozstrzygnięcie, lukami w prawie, nieudolnością bądź przekupstwem prokuratorów i sędziów. Ten stan rzeczy tworzy prawdziwe Eldorado dla wszelkiego rodzaju przestępczości.
Wobec skandalicznej niewydolności prokuratorów i sądów pojawiła się w Polsce nowa instytucja, sejmowych komisji śledczych. Aktualnie działają trzy takie komisje, w tzw. aferze Rywina, w sprawie największego koncernu naftowego PKN Orlen i w sprawie prywatyzacji Państwowego Zakładu Ubezpieczeń. Nie wiadomo, czym naprawdę zakończą się śledztwa sejmowe, ale już dziś to, co te komisje ujawniły i codziennie ujawniają, wstrząsnęło i wstrząsa opinią publiczną. Komisje te ujawniają skalę przestępczych powiązań w elicie władzy, powiązania ludzi pełniących najwyższe funkcje państwowe z pospolitymi przestępcami, z obcymi agenturami, agentami zarówno służb specjalnych obcych państw, jak i zagranicznymi strukturami mafijnymi.
Omówienie tego, jak w tych warunkach funkcjonuje polska gospodarka wymagałoby osobnego referatu. Jedno jest pewne: z roku na rok rośnie deficyt budżetowy i rośnie zadłużenie państwa, zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Każdego roku Polska importuje towarów na sumę ok. 20 miliardów dolarów większą niż wynosi jej eksport, w związku z czym coraz większa część majątku narodowego przechodzi w obce ręce. Praktycznie cały sektor bankowy jest już w obcych rękach. Jeśli obejrzeć, corocznie publikowane listy 500 największych przedsiębiorstw w Polsce, to są to już w większości firmy zagraniczne. Jest rzeczą godną uwagi i nie bez znaczenia dla rozwoju sytuacji gospodarczej w Polsce, że wiele z tych firm wykazuje straty, a więc nie odprowadza do budżetu państwa podatków. Wynikiem tego wszystkiego jest to, że coraz więcej Polaków czuje się we własnym kraju jak ludzie drugiej kategorii.
Dlaczego tak się dzieje? Gdzie szukać źródeł takiego stanu rzeczy? Jak to jest możliwe, że Polska, wraz z odzyskaniem wolności i przejściem od komunizmu do demokracji skazała tak wielkie rzesze swoich obywateli na wegetację, na margines? Jak powstrzymać upływ polskiej krwi wyrażający się przede wszystkim emigracją ludzi młodych, wykształconych i przedsiębiorczych?
Dzisiaj już mało kto w Polsce wątpi, że źródeł tej sytuacji poszukiwać należy w opłakanej jakości elity polityczno-gospodarczej, rządzącej krajem, w stanie praktycznie niezmienionym, od 16 lat. Piszą o tym uczeni socjolodzy, piszą dziennikarze i publicyści, dowodzą tego badania opinii publicznej. Badania te pokazują, że w Polsce dzisiejszej na samym dole społecznego prestiżu i zaufania stoją parlamentarzyści, posłowie i senatorowie, politycy wszelkiej maści. Wszyscy już dawno zauważyli, że pomimo tego, że od roku 1989 już pięć razy przeprowadzane były wybory parlamentarne, Polską nadal rządzi elita polityczna ukształtowana na początku 1989 roku, przy tzw. Okrągłym Stole. W tej elicie dokonały się najróżniejsze przegrupowania, politycy do niej należący już wielokrotnie zmieniali partyjne szyldy, aliansy, koalicje, przechodzili z jednej strony sejmowej sali na drugą, ale ten trzon okrągłostołowy trwa i wydaje się nie do ruszenia.
W ostatnich dniach i tygodniach opinię publiczną w Polsce szokują wieści wychodzące z Instytutu Pamięci Narodowej. Tydzień temu pojawiła się tzw. Lista Wildsteina, zawierająca ok. 250 tysięcy nazwisk, o których twierdzi się, że zawiera nazwiska funkcjonariuszy i tajnych współpracowników służb specjalnych w PRL. W moim odczuciu lustracja była konieczna, ale przeprowadzona powinna być we właściwym czasie. Najpierw wyczyszczono tysiące najważniejszych funkcjonariuszy, natomiast dzisiaj publikuje się listę, która doprowadzi tylko do skłócenia społeczeństwa, co może źle zaowocować w czasie wyborów.
Niestety, rok obecny jest rokiem szczególnym. Mają się bowiem odbyć w tym roku i wybory parlamentarne, i wybory na Urząd Prezydenta, a jeszcze do tego referendum o konstytucję europejską. Jest to więc czas burzliwy, czas wielkiej politycznej młocki, czas hałasu medialnego, wielkiej manipulacji społecznej. Nic nie wskazuje na to, że przed tymi wyborami uda się oczyścić elitę polityczną Rzeczypospolitej z agentury, i tej rodzimej i tej obcej, że uda się w sposób zasadniczy zmienić pookrągłostołową scenę polityczną.
Takie oczyszczenie się nie uda i nie jest możliwe, ponieważ przeszkadza temu fatalny system wyborczy, system, który sam w sobie generuje korupcję, sprzyja mafijności i niejasności sceny politycznej i ukrytych powiązań pomiędzy różnymi politykami i różnymi grupami polityków. Jest to tak zwana ordynacja proporcjonalna w wyborach do Sejmu, która stanowi najpoważniejszą wadę ustrojową Rzeczypospolitej, wadę podobną do nieszczęsnego ongiś liberum veto. Jest to ordynacja wyborcza, która narusza nasze prawa obywatelskie, przede wszystkim nasze bierne prawo wyborcze, i nie pozwala obywatelowi Rzeczypospolitej na kandydowanie do Sejmu inaczej niż za uprzednia zgodą i aprobatą jakiejś partyjnej koterii. Ordynacja, która łamie konstytucyjną zasadę równości, gdyż uprzywilejowuje partyjne „biura polityczne”, daje ogromną władzę w ręce tzw. partyjnych baronów. To ta ordynacja powoduje, że z wyborów na wybory, bez względu na to, jak pogarsza się sytuacja i wewnętrzna i międzynarodowa Polski, wciąż ta sama elita pozostaje przy władzy.
Jako Prezydent Szczecina mam zaszczyt należeć do grona Samorządowych Patronów Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Do grona tego należy obok mnie około 100 innych prezydentów i burmistrzów miast polskich. Ruch ten ukazuje drogę wyjścia z impasu, w jakim znalazł się nasz kraj, drogę autentycznej wymiany elity politycznej, drogę naprawy Rzeczypospolitej. Jako zasadniczy krok naprawy widzimy usunięcie tej najważniejszej wady ustrojowej, jaką jest fatalna ordynacja wyborcza i wprowadzenie zasady wyboru takiej, jaką od ponad 200 lat posługują się obywatele Stanów Zjednoczonych: wyboru posłów w jednomandatowych okręgach wyborczych. Tylko jeden poseł z okręgu, ten, który uzyskuje największą ilość głosów w otwartym, obywatelskim konkursie.
Przedstawiając tę propozycję mamy za sobą nie tylko wieki demokracji w Ameryce, w Wielkiej Brytanii, Kanadzie i dziesiątkach innych krajów. Mamy za sobą także już i polskie doświadczenie. W 2002 roku po raz pierwszy przeprowadzone zostały w Polsce tzw. bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Po raz pierwszy to nie jakieś koterie partyjne desygnowały gospodarzy miast i gmin, lecz prawdziwego wyboru dokonali ich mieszkańcy. Warto wiedzieć, jak wypadły te wybory? Ponad 75% mandatów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast uzyskali kandydaci nie wysunięci przez żadne partie polityczne! Była to prawdziwa rzeź wszystkich partii politycznych, od lewicy do prawicy.
Jest to ogromne doświadczenie Polaków, którzy mogą teraz sami przekonać się czy sposób wyboru, jakim od wieków posługują się Amerykanie, jest lepszy czy gorszy od wyboru dokonywanego przez partyjne koterie? Czy nasze gminy na takich wyborach skorzystały czy straciły? Czy do władzy, w wyniku takich wyborów doszli ludzie skorumpowani, umaczani w afery i niejawne związki, czy bogacze, którzy za piwo i kiełbaski przekupili tzw. elektorat, czy też jest to doświadczenie pozytywne, pozytywnie wpływające na gospodarowanie i zarządzanie gminą?
Oczywiście, nie mogę być sędzią w tej sprawie, gdyż to ja jestem egzaminowany i podlegam ocenie. Na podstawie jednak tego, co do mnie dociera z różnych stron Polski uważam, że jest to zmiana pozytywna, ukazująca zalety jednomandatowego wyboru. Jeśli wyborcy dokonali złego wyboru wybierając mnie na prezydenta Szczecina, to niebawem będą mieli okazję swój błąd naprawić i powołać na moje miejsce kogoś innego. I dlatego wierzę, jestem o tym głęboko przekonany, że jest to propozycja słuszna, prosta i konkretna, którą łatwo przeprowadzić, która nie wymaga nakładów finansowych, a jej skutki byłyby zbawienne dla naszego kraju. Wybory w jednomandatowych okręgach wyborczych wreszcie przecięłyby pępowinę łączącą III Rzeczpospolitą z PRL. Na ostateczne przecięcie tej pępowiny czeka dzisiaj cała Polska. Mam nadzieję, że nasi Rodacy, którzy zdecydowali się żyć i pracować w Ameryce, pomogą w tym, żeby z Ameryki do Polski przychodziły nie tylko hamburgery i cheeseburgery, MacDonaldsy i adidasy, ale rozwiązania ustrojowe, które zapewniły Ameryce i jej obywatelom przodującą pozycję wśród narodów świata.