/Korfanty, Sejm Śląski i… JOW
Gmach Sejmu Śląskiego

Korfanty, Sejm Śląski i… JOW

Spory wokół zniesienia zasady proporcjonalności na rzecz wyborów w okręgach jednomandatowych trwają w Polsce od 1918 roku. Warto wsłuchać się w dyskusję na ten temat przeprowadzoną w Sejmie Śląskim w 1927 roku. Trudno nie odnieść wrażenia, że większość z padających wówczas argumentów w niczym nie odbiega od tych, które Ruch na rzecz JOW propaguje dzisiaj. Co więcej, padają tam nawet słowa o referendum w sprawie JOW…

Po zamachu majowym 1926 roku Sejm Śląski, organ ustawodawczy autonomicznego województwa śląskiego, jeszcze przez kilka lat działał dość swobodnie, choć nad izbą zawisła groźba jej natychmiastowego rozwiązania (miał do tego prawo, bez podawania przyczyny, Prezydent RP). Ponieważ nie była jasna kwestia, czy zastosowana w pierwszych wyborach do Sejmu Śląskiego ordynacja wyborcza z systemem proporcjonalnym nadal obowiązywała, klub Chrześcijańskiej Demokracji (ChD), na czele z Wojciechem Korfantym, przedstawił projekt nowej ordynacji, wprowadzającej wybory w okręgach jednomandatowych na zasadzie większości bezwzględnej (podobne obowiązywały np. w latach 1871–1918 w Niemczech, zatem i na Górnym Śląsku).

7 stycznia 1927 roku na forum Sejmu Śląskiego odbyła się debata nad projektem, w której proporcjonalności bronił Józef Biniszkiewicz, jeden z liderów Polskiej Partii Socjalistycznej na Górnym Śląsku, zaś na rzecz wniosku opowiadali się przede wszystkim posłowie ChD: Paweł Kempka i Stanisław Janicki oraz podsumowujący dyskusję Korfanty. Poniżej przedstawiam fragmenty stenogramu ze 153. posiedzenia Sejmu Śląskiego I kadencji w pisowni oryginalnej.

Biniszkiewicz (PPS):
„(…) Teraz jeszcze jeden reakcyjny paragraf jest w projekcie, mianowicie, chcecie Panowie Województwo Śląskie podzielić na 48 jednomandatowych okręgów (Ks. Brzuska: Co w tem złego?). (…) Ten plan jednomandatowych okręgów pokutuje w całem Państwie Polskiem. Rozumiem, jeżeli politycy w naszym parlamencie polskim kalkulują, w jaki sposób okroić mandaty jednemu lub drugiemu stronnictwu. Ja rozumiem te tendencje, które kierują tymi panami do tworzenia tych reakcyjnych projektów. (…)
Panowie z pewnej strony chcecie się podzielić mandatami z Niemcami i wyeliminować PPS (…), ale również chcecie wyeliminować Waszych dzisiejszych przyjaciół z NPR [Narodowa Partia Robotnicza, ugrupowania centrowe – przyp.], bo NPR przy takim podziale również pozostanie bez mandatów, taksamo jak PPS (…)”.

Kempka (ChD):
„(…) A teraz w odpowiedzi p. Biniszkiewiczowi na rzekomą reakcyjność tego projektu. Przecież wszystkie państwa, które wprowadziły po wojnie pięcioprzymiotnikowe prawo wyborcze, zwłaszcza t. zw. stosunkowe [proporcjonalne – przyp.], teraz znoszą to. (…) Widać więc nie tylko w teorji, ale i w praktyce dążność do zreformowania prawa wyborczego, do załatwienia się ze stosunkowością wyborów.
Wiemy dobrze, że przy stosunkowych wyborach wyborca też nie otrzymuje takich posłów, jakichby sobie życzył. (Biniszkiewicz: To jest racja!). Nie wyborcy ustawiają sobie listy kandydatów, tylko zarząd partii i nieraz dostaje się na listę kandydat, który wcale przez wyborców nie był pożądany i nieraz zdarza się, że z tego powodu wyborcy wstrzymują się od głosowania, ponieważ na liście jeden kandydat im się nie podoba [głosowano na listy zamknięte, bez preferencji konkretnego kandydata – przyp.] (…).
Co do podziału na okręgi wyborcze, to też należy powrócić do okręgów jednomandatowych z wyborami imiennemi, indywidualnemi, a nie wybierać na wielkie okręgi, w których tworzy się listy. To uważam za nieodpowiadające duchowi czasu obecnego i ludność nasza, z którą miałem sposobność rozmawiać podczas wyborów komunalnych, w tym kierunku się odzywała na wiecach, komitetach i zebraniach partyjnych (…)”.

Janicki (ChD):
„P. Biniszkiewicz od razu staje jako opiekun proletarjatu, jako opiekun NPR, nawet jako opiekun Niemców. (…) ale najwięcej, zdaje, Panu chodzi o własną skórę (…).
Jeżeli Panowie twierdzicie, że macie takie wielkie znaczenie w proletarjacie, to powinniście ten wniosek przyjąć z otwartemi rękoma. Ponieważ ostatnie wybory komunalne wykazały, że straciliście na Górnym Śląsku blisko 18000 wyborców, więc drżą wam istotnie łydki i macie obawę. Ja te obawy p. Biniszkiewicza rozumiem. Ale, proszę Panów, tu idzie o interes Państwa i podniesienie autorytetu Sejmu.
Jeżeli autorytet Sejmu w czasie powojennym obniżył się, to tylko dzięki systemowi proporcjonalnemu przy wyborach. Jeżeli system proporcjonalny wyborczy w czasach pokojowych nieraz zawodził, to musi zawodzić on w czasach tak niespokojnych, jak czasy powojenne.
System proporcjonalny wyłonił się w spokojnych czasach przedwojennych, jako ten idealny ustój demokratyczny z tej myśli, aby wszystkim mniejszościom politycznym w danem społeczeństwie dać możność wybierania swoich przedstawicieli do ciał ustawodawczych. (…) To może być ewentualnie dobre w bardzo idealnych, spokojnych czasach, gdzie mniejszości są utemperowane i nie wysyłają jako zastępców swych najgorszych demagogów, lecz ludzi spokojnych, rozsądnych, którzy nie waleniem w pulpity, lecz wiedzą i pracą starają się podnieść autorytet sejmu, osiągnąć sukcesy dla swych wyborców i tym sposobem wzmacniają państwo (…).
Panie Biniszkiewicz! Gdyby Pan tak powiedział na wiecu robotników, jak dziś tutaj w Sejmie ze swej ławy, to jestem pewien, że wygwizdaliby Pana. Robotnicy nie chcą słyszeć o wyborach na listy. Oni nie chcą widzieć na jednej liście aż 10 kandydatów, w dodatku bez nazwisk, lecz oznaczonych numerami. Na takiej liście wyborczej, to zwykle na pierwszym miejscu jest przeważnie, że tak powiem, mocny koń, który ciągnie, a za nim następują te chude i słabe szkapy, których na przodzie postawićby nie można (…).
Chciałbym opowiedzieć małą humoreskę (…). Panowie pamiętacie, że przy ostatnich wyborach do Sejmu Warszawskiego było aż 16 list wyborczych. (…) Nic więc dziwnego, że taka biedna kobiecina, która pisma nie zna, kandydata na posła również nie widziała, kiedy w drodze z jej podwórka do wójta wręczono jej aż 16 kartek wyborczych, obawiała się stanąć do wyborów. (…) Wróciła tedy do domu, rzuciła kartki na podwórze pomiędzy gęsi, a kartkę, którą gąsior podniósł, uznała za prawdziwą i zaniosła do urny. Z tych wyborów, dokonywanych przez gąsiory, wychodzili posłowie, którzy chodzą do Sejmu Rzeczypospolitej z bębnami i piszczałkami. Całemu społeczeństwu polskiemu ten system przeto się obrzydził i społeczeństwo go potępiło. (…) Jeżeli Panowie Socjaliści pójdziecie pomiędzy robotników z Waszą propozycją głosowania na listy numerowane, to stracicie to reszty Waszego ostatniego wyborcę (…).
Sądzę, że jednak system okręgów jednomandatowych bez proporcjonalności zmusi każde uczciwe stronnictwo (…) do wyszukiwania na kandydatów ludzi z wiedzą, pracowitych, sumiennych. I my i Wy będziemy się oglądali za takimi.

Niechaj tacy kandydaci mają odwagę stanąć w swoim okręgu wyborczym i powiedzą, co chcą zrobić, a w czasie piastowania swojego mandatu niech pojadą pomiędzy ludność do swoich okręgów i niechaj przed swoimi wyborcami rozliczą się ze swych prac sejmowych. A jeśli okaże się, że ich wybraniec nic nie robi, to wyborcy mu powiedzą: «Składaj mandat!».

Otóż my chcemy właśnie tym systemem uzdrowić parlamentaryzm i chcemy, żeby przez utworzenie okręgów jednomandatowych zmusić stronnictwa do wyszukiwania jaknajlepszych ludzi (…)”.

Korfanty (ChD):
„(…) Zawsze miałem odwagę od lat całych mówić, że proporcjonalność ustroju w ustawodawczym Sejmie i te prawa, które sobie arogują posłowie, będzie nieszczęściem dla Polski. (…) Zdawało się narodom, zdawało się państwom, że proporcjonalne prawo wyborcze będzie wyrazem tej bezwzględnej sprawiedliwości demokratycznej. Niewiele czasu było na to potrzeba, by ludzkość przekonać, że proporcjonalne prawo wyborcze i proporcjonalność stanowiły zgubę dla każdego państwa i całego życia państwowego (…).
Otóż katastrofą dla wyzwolonej Polski (…) była bezwarunkowo ta proporcjonalność, która nie dopuściła do tego, by w Sejmie stworzyła się większość (…), żeby do Sejmu weszli ludzie z pełną odpowiedzialnością. (…) I tę parę lat doświadczenia praktycznego, mogły nas wszystkich pouczyć, że to zło, które niszczy Państwo i burzy gmach państwowy, należy jaknajprędzej wyeliminować. (…) Gdzie jest prawo proporcjonalne, tam jest niemożliwe wyłonienie rządu trwałego. (…) Panowie widzą, że kwestję zniesienia proporcjonalności dyskutuje się dzisiaj we wszystkich państwach (…).
Twierdzę, proszę Panów, że leży w interesie powagi parlamentaryzmu, żeby ten poseł miał bezpośrednią styczność ze swoim wyborcą, żeby miał odpowiedzialność. Tego posła ten wyborca chce znać i chce go czynić odpowiedzialnym osobiście, a nie żadne listy, a nie żadne kartki, które wymazują wszelką indywidualność. (…) Ja jestem tego zdania, że

nasi wyborcy, gdyby im kwestję przedłożyć do plebiscytu, wypowiedzieliby się za jednomandatowemi okręgami wyborczemi i za posłami wybranymi nie z list, ale osobiście (…).

Niech Pan wierzy, że byłaby to najsromotniejsza klęska, jaką Panowie ponieślibyście w tym plebiscycie (…)”.

Nie bez przesady można zatem uznać Wojciecha Korfantego za swego rodzaju patrona dzisiejszego Ruchu na rzecz JOW, a zwłaszcza idei referendum w tej sprawie. W toku dyskusji ubolewał zresztą nad tym, że takiej możliwości nie przewidywała Konstytucja marcowa. Trudno dziwić się, że ten wybitny polityk, zasłużony dla sprawy Polski i Śląska, optował za ordynacją większościową, bowiem sam doskonale znał jej zalety i skutki – to właśnie w okręgach jednomandatowych był trzykrotnie wybierany do Reichstagu (w 1903 roku jako pierwszy Polak z Górnego Śląska w parlamencie niemieckim).

Dyskutowany na forum Sejmu Śląskiego projekt przewidujący 48 jednomandatowych okręgów wyborczych do tego organu utknął na dobre na szczeblu komisji, później zaś konkludowano, że wobec niejasności zapisów Statutu organicznego województwa śląskiego i kompetencji izby w tej materii nie można podjąć wiążącej decyzji. Co prawda wybory większościowe do Sejmu Śląskiego zostały ustanowione w 1935 roku, lecz przeprowadzano je na wzór ogólnopolski, czyli w okręgach dwumandatowych w warunkach dalekich od ideałów demokratycznych, pod niemal pełną kontrolą obozu sanacyjnego.

Pełny zapis dyskusji ze stycznia 1927 roku dostępny jest w zbiorach Śląskiej Biblioteki Cyfrowej.

1 447 wyświetlen