W odpowiedzi na artykuł pt. „Odrobina wiedzy historycznej i populizm JOW-istów” z 5 sierpnia 2014 r.
Zauważyłem poniewczasie, że Sz. Autor „popełnił był” drugi artykuł, który traktuje nierzetelnie o JOW-ach. A zatem do rzeczy.
Primo: znowu mam problem z rozszyfrowaniem tytułu.
Pierwszy zwrot 3-wyrazowy nasuwa mi, mimo woli, na myśl dopowiedzenie w postaci „nikomu nie zaszkodzi”. Jeśli dodamy do tego drugi człon, w którym rzeczownik „populizm” kierowany imiennie do tego „nikogo”, mający – w zwykłym odbiorze – znaczenie pejoratywne, wtedy otrzymujemy coś niespotykanego.
No bo jak to tak, już na samym wstępie, Pan Marcin Ś. daje kopa w sempiternę „JOW-istom”, czyli całkiem sporej rzeszy osób – około 7 500 – od 2002 roku beneficjentów wybierania w okręgach jedno mandatowych. Są nimi wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast naszej Najjaśniejszej RP.
Secundo: Sz. Autor stawia pytanie, komu tak naprawdę służy wprowadzenie w Polsce jednomandatowych okręgów wyborczych?
Myślę, że jest to pytanie prowadzące donikąd. Bardziej normalne byłoby zapytanie o treści np.: „Czy polskim wyborcom służyłoby wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych?”. Odpowiedź byłaby ze wszech miar ciekawa. A gdyby tak jeszcze samych zainteresowanych tj. wyborców o to zapytać?
Tertio: Sz. Autor stwierdza, iż mamy w Polsce dwa ogromne stronnictwa, które wzajemnie się nienawidzą.
Mam poważne wątpliwości, co do „ogromu” tych stronnictw. Prawdziwy test prawdy otrzymalibyśmy wtedy, gdyby skończyć finansowanie partii z pieniędzy publicznych.
W mechanizmie JOW-owskim w UK nie ma utrzymywania partii z kieszeni każdego angielskiego podatnika. A jednak partie te całkiem dobrze sobie radzą. Ciekawe skąd one mają pieniądze?
Czy partie się nienawidzą? Wątpię. Mamy, co rusz przepływy osobowe między nimi, jak transfery piłkarzy. To, że doskakują sobie do oczu jeszcze o niczym nie świadczy. Jest to wspaniały i efektowny medialny chwyt pod publikę. Jak jednak dojdzie do zagrożenia swoich zasiedziałych interesów, np. takimi JOW-ami, to zewrą wspólnie szeregi.
Quatro: Pan Marcin zakłada sytuację, co by jednak się stało, gdyby wprowadzić mechanizm wg JOW do sejmu.
Temat interesujący. Cóż z tego, gdy Sz. Autor musnął go jedynie jednym zdaniem i to w dodatku z pozycji sympatyka JOW-ów.
Pierwsze spostrzeżenie jest wyraźnie pro JOW-owskie. Oto takie, iż w tych JOW-ach parlamentarzyści staną się jednak „wybrańcami narodu”. Każdy advocatus diaboli mechanizmu proporcjonalnego musi tutaj stanowczo przyuważyć, iż obecnie parlamentarzyści są również przedstawicielami Narodu (art.104 Konstytucji).
Podobnie drugie spostrzeżenie, ujęte w tym samym zdaniu należy przyjąć z sympatią. Sz. Autor jest zdania, iż obecnie parlamentarzyści to „partyjne marionetki, wybierane w sposób świadomy na podstawie ich poprzednich działań”.
Ujawniony „efekt” uzyskany z wprowadzenia JOW-ów do sejmu prawdopodobnie zaskoczył Pana Marcina. Stawia zatem nagle wniosek, aby „w ogóle znieść system partyjny” i cofnąć się do 1264 roku.
Dalej mamy trochę informacji z historii parlamentaryzmu angielskiego, które nic nie wnoszą do tematu.
Quinto: Sz. Autor porusza temat gerrymanderingu.
Zjawisko to funkcjonuje w obu systemach wyborczych. Manipulacje, zdefiniowane tą nazwą są bardziej uchwytne w JOW-ach niż w MP. Dotykają one dużo mniejszych okręgów, gdzie różne interesy, nakładające się na siebie, wzajemnie się pilnują. W mechanizmie proporcjonalnym gerrymandering odbywa się centralnie i podobnie jak liczenie głosów jest niewidoczny.
Sexto: Pan Marcin wyprzedzająco broni się przed możliwym domniemaniem ze strony wojowników, co do braku patriotyzmu w wywodach historycznych.
Mamy tu do czynienia z chwytem erystycznym: włożyć niewidzialnemu oponentowi w usta swoje twierdzenie i następnie je obalać.
Wydaje mi się, iż to właśnie sam Pan Marcin usiłuje używać argumentów z dalekiej przeszłości brytyjskiego parlamentaryzmu jako kontrargumentu na dzisiejsze angielskie JOW-y .
Septimo: Pana Marcina korci „populizm” sympatyków JOW.
W III RP mamy jedną sformalizowaną organizację walczącą o swój tytułowy postulat tj. Stowarzyszenie na rzecz Zmiany Systemu Wyborczego „Jednomandatowe Okręgi Wyborcze”. Organizacja to działa w ramach niesformalizowanego, ogólnopolskiego ruchu społecznego, zapoczątkowanego na początku lat 90 ub. wieku przez śp. profesora Jerzego Przystawę. Jednoczy osoby, środowiska i organizacje popierające zmianę systemu wyborczego w naszym kraju. Lista osób popierających jedyny postulat Ruchu na przestrzeni prawie ćwierć wieku jest przeogromna. Wystarczy wejść na stronę jow.pl. Już z tego powodu prosiłbym Pana Marcina o ostrożniejsze wypowiadanie się w temacie „intelektualnych cech zwolenników JOW”.
To, że pan Paweł Kukiz i wielu innych, jest za JOW-ami i działa aktywnie, w sposób sobie właściwy, w ramach ww. ruchu społecznego to raczej dobrze o nim świadczy jako o obywatelu. Dotyczy to również zwolenników obecnie nam panującej ordynacji proporcjonalnej do sejmu. Różnica polega na tym, iż ci drudzy mają absolutny monopol na prawdę.
Octavo: W artykule znajdujemy prawdziwą perełkę procesu analitycznego: wprowadzenie JOW odda całą władzę w ręce PO.
Na samym początku XXI wieku, gdy rządy w III RP sprawowała tzw. lewica jeden z jej czołowych posłów mówił to samo: jak wprowadzimy JOW do sejmu, to my wprowadzimy wszystkich posłów (z pamięci). Wtedy Pan Poseł zastosował chwyt na obrzydzenie JOW-ów swoją formacją.
Dzisiaj rzecznik PO formułujący podobne proroctwo mógłby być posądzony o masochizm: możemy, ale na złość PiS-owi nie wprowadzimy.
Nono: Sz. Autor daje nam swoją opinię o kilku politykach.
No comment.
Decimo: Na zakończenie artykułu Pan Marcin ma kilka rad dla JOW-istów.
Klasyfikacja obejmuje 3 grupy i są to:
1. Skrajni zwolennicy wolności obywatelskich.
2. Przeciwnicy demokracji itp.
3. Zbuntowani przeciwnicy wszystkiego.
Ad 1. Co ma brytyjska obywatelska tradycja do obrzydzania angielskiego mechanizmu wyborczego, to doprawdy nie pojmuję. Przecież Wyspiarze mogą pochwalić się najstarszą nowożytną demokracją europejską. To Oni w drodze „ewolucyjnej” wypracowali dość „obywatelski” mechanizm wyboru posła do najniższej izby parlamentu. Wprowadzili w życie JOW-y do Izby Gmin w oparciu o racjonalną zasadę: jeśli jestem podmiotem prawa wyborczego i muszę coś wybierać to niech to będzie wybór najlepszy. A partie? No cóż, demokracja nie lubi solistów: niech oni wiążą się w orkiestry, czyli „parties”. Aby to jednak nie była orkiestra wojskowa, dlatego angielskie partie nie mają „żadnego specjalnego statusu konstytucyjnego”.
Ad 2. Nieszczęśliwe jest przywoływanie JOW-ów francuskich. Sz. Autor sam przyjmuje wersję angielską i dobrze by było nie zbaczać z drogi.
Ad 3. Przypominanie o saintsimonizmie – znowu Francja i to XIX wiek – w rozważaniach o ordynacjach wyborczych A.D. 2014 r. jest również nieporozumieniem.
Co do wyeliminowania „partyjniactwa” z polskiego sejmu to ciekawą rzeczą byłoby wypunktowanie jego charakterystycznych cech, tak aby mieć bazę dla porównania z czymś może podobnym w JOW-ach.
W ustroju demokratycznym kręgosłupem władzy ustawodawczej, jakim jest sejm czy izba, są partie polityczne. Pod rządami obecnego proporcjonalnego mechanizmu wyborczego są to tylko i wyłącznie partie, a w mechanizmie JOW-owskim jest szansa na posłów niezależnych (obecnie w Izbie Gmin mamy Speakera i panią Sylvie Hermon).
Undecimo: Postscriptum to – za przeproszeniem – mała agitka.
Wzywanie, aby swoich przeciwników jakoś tak przezywać, w tym wymienionych na wstępie publicznych osób, jest nie poważne. „Jak kto kogo przezywa, ten się tak samo nazywa” – przytoczę zawołanie z lat przedszkolnych. Utarła się nazwa wojownicy. Ładunek adrenaliny zawarty w tej nazwie rozładowywany jest skutecznie, gdy wypowiada ją przedstawicielka płci pięknej.
Nigdy nie przypuszczałem, aby „prostota, tak uproszczona, aby każdy ją zrozumiał” była czymś nagannym. Wręcz przeciwnie. Mechanizm wyborczy „obsługujący” całą rzeszę niewykształconych, niefotogenicznych, a do tego w większości, z przyczyn finansowych, żyjących z dnia dzień, winien właśnie posiadać „dogmat” prostoty.
Fakt, iż Pan Marcin Ś. rozumie „na czym polega ordynacja większościowa i dlatego jest jej przeciwnikiem” to stanowczo za mało. Oczekiwałbym zapewnienia, że piszący te słowa rozumie również na czym polega polska ordynacja proporcjonalna. Wtedy możliwa byłaby rzeczowa dyskusja, oparta o analizę porównawczą, w temacie: czy JOW-y są lepsze, czy gorsze od MP.
Na końcu artykułu Sz. Autor zamarkował rzecz, która jest niezwykle ważna – a ucieka ona często z pola widzenia głównie przeciwników JOW-ów. Mowa o „metodach przeliczania głosów”.
Jak jest w MP to wiemy A jak mają Wyspiarze? Proszę zajrzeć na youtube, wpisać „Election Count Witney 2010” i przyjrzeć się wyborom w okręgu, z którego startował obecny premier UK. Dla leniwych podam, iż liczenie wszystkich głosów jednego okręgu odbywa się w jednym miejscu, na oczach zainteresowanych kandydatów i wyborców oraz z niezwłocznym publicznym podaniem wyników wyborów. Dziś pomagają im w tym lokalne TV. Następnego dnia znany jest przyszły Premier UK lub, gdy wyborcy dadzą żółtą kartę dwom głównym partiom, wystąpi sytuacja nienormalna na Wyspach czyli koalicja.
Na koniec powtórzę konstatację z poprzedniego odcinka:
Nawiązując do znanego porównania ustroju monarchii z ustrojem demokracji, nieodparcie nasuwa mi się myśl zastosowania tej maksymy do mechanizmów wyborczych w ramach samej demokracji: JOW to mniejsze zło, to szansa na coś dobrego.
- JOW-y Pana Marcina Ś. – cz.2 - 14 sierpnia 2014
- JOW-y Pana Marcina Ś. - 10 sierpnia 2014