W odpowiedzi na artykuł pt. „JOW-y lekarstwem na wszelkie zło?” z dnia 3.8.2014 r.*)
Moja krytyka artykułu będzie trochę chaotyczna wymuszona przez niespójność i formy, i treści samego artykułu. Pisząc o JOW-ach mam na myśli wersję „angielską”.
Primo: sam tytuł wprowadza chaos semantyczny.
No bo jak zestawić JOW-y (w domyśle mechanizm wyborczy) z jakimś „wszelkim złem”. Gdyby chociaż został użyty przymiotnik „całe” to ślad prowadziłby do znanej piosenkarki Krystyny P.
Prawdopodobnie Sz. Autorowi chodziło o mechanizm wybierania posłów zwany mechanizmem proporcjonalnym (w skrócie MP). Jeśli tak jest to sprawa jeszcze bardziej się komplikuje. Jak można w ogóle MP nazwać wszelkim złem? Co na to rzecznicy 2 głównych partii III RP? Żeby chociaż po wartościować zło: mniejsze lub większe. A tak mamy po prostu sytuację patową. W poważnej polityce, nawet w pogawędkach o niej, jest to rzecz całkowicie dyskwalifikująca.
Secundo: niezrozumiałe jest dla mnie stwierdzenie oto takie, iż w internecie pojawiają się wypowiedzi publicystów, którzy popierają wprowadzenie w Polsce ordynacji większościowej opartej o JOW.
Jeśli nawet założymy, że liczba odsłon, z konieczności anonimowych, dotyczących owych wypowiedzi można liczyć w dziesiątkach czy setkach tysięcy, to cóż to jest wobec około 750 tysięcy konkretnych obywateli, którzy swoim podpisem, z podaniem imienia i nazwiska, adresu i numeru pesel, poparli w 2004 roku wniosek referendalny PO – w ramach akcji „4 razy TAK” – o wprowadzenie ordynacji większościowej do sejmu. Na fakt „zmielenia” tych głosów przez polskich decydentów Anglicy, czyli beneficjenci JOW, mają precyzyjny zwrot „no comment”.
Warto tutaj przypomnieć referendum z 5.5.2011 r. przeprowadzone w UK w sprawie zmiany sposobu wyboru deputowanych do Izby Gmin. Niecałe 70% wyborców Albionu poparło aktualnie stosowany mechanizm wybierania posłów, czyli JOW w wersji FPTP. Z jednej strony „przemiał”, a z drugiej referendum.
Tertio: Sz. Autor wyprowadził z wypowiedzi powyższych publicystów dwa wiodące wnioski co do skutków wprowadzenia JOW w Polsce.
Oto JOW-y:
- zapewnią możliwość kontroli nad naszymi wybrańcami;
- zmniejszą role partii w obsadzaniu list wyborczych.
Ad 1. Szkoda, że Pan Marcin Ś. nie pokusił się o rozwinięcie w artykule tego wątku. Akceptując lub negując go. Z punktu widzenia wyborcy – suwerena RP jest on moim zdaniem najważniejszy. Mielibyśmy wtedy naprawdę autorską „wartość dodaną” artykułu.
Ad 2. Stwierdzenie to jest nieszczęśliwe z racji braku „wspólnych mianowników” tj. całkiem odmiennych form kart/list do głosowania. W jednym okręgu wyborczym występuje jedna karta do głosowania z wykazem wszystkich kandydatów. W MP rzeczywiście mamy listy. Rola zaś partii politycznych w wysuwaniu kandydatów do niższej izby parlamentu jest w obu ordynacjach podobna czyli decyzyjna.
Quatro: Przed rozpoczęciem autorskiej analizy mamy dość przydługawe zdanie, gdzie mieszają się ze sobą pojęcia: demagogia, rzekome zalety, pluralizm światopoglądowy, fundament demokracji, dyskwalifikowanie metody przeprowadzania wyborów. Brakuje tylko – za przeproszeniem – gender’a.
Quinto: Analiza autorska rozpoczyna się od rozwinięcia ww. punktu 2.
Jeśli założymy, że rola partii politycznych w obu ordynacjach jest podobna – nie są to bowiem twory z misją samozagłady, a wręcz przeciwnie – to dyskusja na ten temat ma charakter akademicki. Chyba, że Sz. Autor jest doradcą którejś z partii i na prawicy.net mamy „kontrolowany” przeciek.
Sexto: W analizie występuje pojęcie „koalicja partii”.
Nieprawdą jest iż w JOW nie ma koalicji partii. Taki przypadek mamy obecnie w Izbie Gmin UK.
Septimo: Sz. Autor wysunął problem głosowania na partie wg MP i wg JOW.
Pierwsze spostrzeżenie, że „w obecnej proporcjonalnej i wielomandatowej ordynacji wyborczej często głosujemy na partię ponieważ uważamy, że jej program jest godny wcielenia w życie” – jest jednostronne. Możemy być pewni, iż w JOW-ach występuje podobne zachowanie wyborcy. Może nawet z większym nasileniem i to z całkiem oczywistego powodu: pod rządami tej ordynacji występuje ściślejsze związanie wybrańca z wyborcami swojego okręgu.
Drugie spostrzeżenie, iż w JOW-ach mniejsze partie otrzymują bardzo mały wpływ na politykę państwa jest znowu stronnicze. Podobnie mamy w MP. Porównując zaś oba mechanizmy to mogę pokusić się o wniosek, iż JOW-y mają zdecydowaną pozytywną przewagę nad MP na tym odcinku.
Oto mianowicie, dla przykładu, Obrońcy Doliny Rospudy wysunęli swego kandydata na posła w jednomandatowym okręgu w Augustowie. Mają ogromne szanse wygrać wybory, jeśli misja tego ruchu będzie akceptowalna przez większość wyborców około 60 tysięcznego okręgu. W MP realizacja tej samej misji jest wielokroć mniejsza, prawie żadna. Są bowiem ustawowe blokady zaporowe dla mniejszych ugrupowań czy partii, ze słynną granicą 5%. To około 720 tys. (2011 r.) głosów oddanych na Obrońców w ordynacji wg MP, wobec ww. 60 tysięcy w JOW-ie, a nawet dużo mniej pod warunkiem, że kandydat będzie „pierwszy na mecie”.
Octavo: Bardzo ciekawe są dane przytoczone przez Sz. Autora co do składu politycznego angielskiej Izby Gmin.
Pominę tutaj wysuwane przez Pana Marcina Ś. wnioski o głosach zmarnowanych itp., ponieważ zjawisko to występuje w obu ordynacjach.
Natomiast ciekawy jest skład osobowy Izby. Otóż mamy w niej 10 partii z 648 posłami, Speakera i 1 posła niezależnego – dane z maja 2010 r.
Dla porównania w III RP na początku kadencji sejmu w 2011 r. było 459 posłów z 5 partii i 1 poseł Mniejszości Niemieckiej. Nie było żadnego posła niezależnego. Proste porównanie tych liczb nasuwa mimowolny wniosek o większej „obywatelskości” JOW-ów w UK nad mechanizmem proporcjonalnym w III RP.
Nono: Sz. Autor martwi się wewnętrzną dyscypliną partyjną brytyjskiego parlamentu.
Dyscyplinę partii politycznej w każdym ustroju politycznym, również w demokracji z ordynacjami wg JOW czy MP można przyrównać do dyscypliny wojskowej. Różnią się one tylko polem walki.
W niedawnej przeszłości, w demokracji socjalistycznej, partie miały specjalny osobowy organ tzw. komórkę kontroli partyjnej. Nie wyobrażam sobie, aby obecne polskie partie nie powieliły tego skądinąd praktycznego rozwiązania, być może anonimowego dla mas wyborczych i dlatego niewidocznego. I tu i tam posłowie są tylko ludźmi, dlatego partie stale muszą im przypominać, gdzie jest ich miejsce w izbie czy sejmie. W MP posłowie mają nawet większą swobodę dając czasami swoim mocodawcom (czytaj wyborcom) kopa w sempiternę poprzez tworzenie nowych tworów partyjno-klubowych. Tylko czy to jest zaleta MP?
Decimo: Sz. Autor martwi się również problemem finansowania kampanii wyborczej w UK.
W obu rozwiązaniach ordynacyjnych kampanie wyborcze kandydatów partyjnych finansuje partia, która kandydata typuje. Sądzę, że jest to normalna sytuacja. W państwach demokratycznych informacje o finansowaniu partii politycznych, a więc otrzymywane przychody jak i ponoszone wydatki są, co do zasady, ogólnie dostępne.
W Izbie Gmin mamy tylko jednego posła niezależnego – pomijam Speakera – panią Sylvię Hermon. Ciekawa byłaby informacja, ile funtów musiała zainwestować pani Poseł, która w swoim okręgu North Down otrzymała 21 181 głosów na 33 481 głosów oddanych
W Europie środkowej – mówimy o Sejmie III RP – nie mamy posłów niezależnych. I ich nie będzie, dopóki będziemy mieć ordynację wg MP. Bez sensu są zatem dywagacje, że „osoba chcąca kandydować musi znaleźć sobie kogoś, kto zafunduje mu kampanię, a potem odwdzięczyć mu się podczas swojej działalności”.
Wiemy, iż partie „sejmowe” są utrzymywane z pieniędzy wszystkich polskich podatników. Z tego co mi wiadomo podatnik angielski nie jest zmuszany do utrzymywania tamtejszych 10 partii. „…Prawo nie nadaje więc partiom brytyjskim żadnego specjalnego statusu konstytucyjnego, dzięki czemu pozostają one wolnymi i nieformalnymi asocjacjami wyborców, opartymi na silnych, autonomicznych organizacjach lokalnych…” **).
Sz. Autor niepotrzebnie przywołuje ordynację wyborczą na Litwie, która ma system „mieszany”, co gmatwa zastosowaną metodę porównawczą obu mechanizmów wyborczych.
Undecimo: Ostatnie kilka zdań to opis polskiej sceny politycznej, która jak wiemy funkcjonuje w ramach wielomandatowych okręgów wyborczych.
Dla Pana Marcina Ś. opis ten jest dowodem na obrzydzenie JOW-ów: „no comment”.
Po ww. uwagach krytycznych dodam od siebie następującą konstatację:
Nawiązując do znanego porównania ustroju monarchii z ustrojem demokracji, nieodparcie nasuwa mi się myśl zastosowania tej maksymy do mechanizmów wyborczych w ramach samej demokracji: JOW to mniejsze zło, to szansa na coś dobrego.
*) http://prawica.net/39053
**) http://tjkazmierski.salon24.pl/135538,przedwyborcza-selekcja-kandydatow-partyjnych-w-uk
- JOW-y Pana Marcina Ś. – cz.2 - 14 sierpnia 2014
- JOW-y Pana Marcina Ś. - 10 sierpnia 2014