/Ewolucja bez rewolucji

Ewolucja bez rewolucji

Pojęcie „demokracja” jest w realiach III Rzeczypospolitej na ustach praktycznie każdego polityka. Obywatelom wbija się do głowy, że możliwość wrzucenia do urny, raz na kilka lat, kartki do głosowania, to podstawa polskiej demokracji. Ale czy polscy obywatele, dzięki udziałowi w wyborach i głosowaniu na określone partie i ugrupowania polityczne, mają rzeczywisty wpływ na stanowione w polskim państwie prawo? W Polsce obowiązuje prawo, którego podstawą jest przestarzała i niedostosowana do dzisiejszych potrzeb Konstytucja. Polityczna socjalizacja społeczeństwa znajduje się w powijakach – jedni protestują, inni rezygnują, a jeszcze inni usiłują coś chaotycznie zmienić.

Rola obywateli

Starając się wyjaśnić przyczyny częstego niezadowolenia społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, należy odnieść się do globalnego procesu zmiany społecznej i politycznej, wyrażającej się w skokowym przejściu od epoki komunizmu do epoki semidemokratycznej. Skutkuje to beznadziejnym szukaniem roli państwa, rozpadem więzi społecznych i nierozwiniętymi formami integracji społecznej.

Faktem jest, że w Polsce obserwujemy niedorozwój społeczeństwa obywatelskiego, nastąpiło bowiem przeniesienie cech obywatelskości na struktury i zasady funkcjonowania państwa demokracji parlamentarnej, w którym organy władzy i administracja przejmują – może za wyjątkiem kampanii wyborczych – wszelkie funkcje władcze i kontrolne. Obywatelom pozostaje rola obserwatora i przestrzeganie porządku prawnego. Zanikają zasady charakterystyczne dla zaangażowanego społeczeństwa obywatelskiego, takie jak: sprawiedliwość, wolność, solidarność i odpowiedzialność za państwo.

Rozwój społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, podobnie jak w innych państwach, jest symbiotycznie powiązany z funkcjonalnością demokracji. Jeśli jednak wiodące partie polityczne „zapominają” o społeczeństwie, to obywatelskość nie jest w stanie siłą rzeczy się rozwinąć. Mimo to zauważamy dwa dość wątłe kierunki urzeczywistniania się czegoś, co można by nazwać „polskim społeczeństwem obywatelskim”.

Pierwszy kierunek imituje koncepcje zachodnie, ujmując społeczeństwo obywatelskie jako więzi zrzeszeniowe i grupy interesów, powiązane na wielu poziomach ze strukturami państwowymi. Do tych układów należą różne grupy interesów, powiązane mniej lub bardziej oficjalnie z klasą polityczną. Można w tym wypadku mówić o elitach ekonomiczno-politycznych.

Drugi kierunek wykazuje związek z polską tradycją polityczną, utożsamiający społeczeństwo obywatelskie ze sferą samoorganizacji poza polityką, w postaci społeczeństwa wolnościowo-narodowego. Są to różne ugrupowania właśnie o charakterze wolnościowym i narodowościowym, odwołujące się albo do wolnej gospodarki rynkowej, albo do tradycji historyczno-narodowych i patriotycznych i nieakceptujące aktualnego modelu polityczno-decyzyjnego.

Obydwa wyżej wspomniane ruchy mają to do siebie, że nie dążą do wciągnięcia społeczeństwa do procesu podejmowania decyzji, np. za pomocą referendum. Ugrupowania wolnościowe i narodowościowe szukają różnych dróg uwolnienia państwa od aktualnego dyktatu tzw. neoliberałów w Polsce. Są to jednak działania cząstkowe i pozbawione dalekosiężnej koncepcji działania. To że są między sobą skłócone, nie musimy dopowiadać – to przecież klasyczna cecha polskiej polityki.

Wydaje się jednak, że optymalnym rozwiązaniem jest takie ujęcie społeczeństwa obywatelskiego, które odnosi się do sfery społecznej, gospodarczej i politycznej jako form aktywności w procesie polityczno-decyzyjnym. Chodzi mi o częściowe i komplementarne przejęcie przez obywateli – jako podmioty demokratycznej władzy i aktywnych uczestników sfery publicznej – wiodącej roli w procesie podejmowania decyzji i wyzwolenie się spod dyktatu administracji rządowej i wszechmocnego biznesu.

Wszyscy mówią o uzdrowieniu polskiej gospodarki i polityki – wizji dalekosiężnych celów brakuje jednak. Na szybko nie zrobimy z Polski ani Japonii, ani Irlandii, ani Szwajcarii.

Możliwą wydaje się jednak ewolucja polskiego systemu politycznego przez uświadomienie obywatelom, że są suwerenem państwa, w którym istnieje obstrukcja poważnego ich traktowania przez wybranych do parlamentu przedstawicieli.

Warto przypomnieć, że proces współdecydowania jest rezultatem praktykowania i utrwalania instytucji oraz wartości społeczeństwa demokratycznego, opartego na poczuciu obywatelskości. Obywatelskość rozumiana jest z kolei jako aktywne uczestnictwo w rozwoju społecznym i politycznym państwa, czyli w procesie polityczno-decyzyjnym i zakorzeniona jest w procesie rozwoju państwowości i kształtowana na drodze praktyk na przestrzeni historii. Wizja społeczeństwa obywatelskiego to wizja społeczeństwa, które chce jak największy obszar życia wyjąć spod władzy i kontroli polityków i administracyjnej biurokracji, czyli społeczeństwo chce podejmować decyzje, dotyczące spraw z nim związanych.

Rodzi się więc pytanie: jak to zrobić?

W Polsce obserwujemy wzrastające napięcie związane z modelem kierowania państwem, czego efektem są konflikty i debaty dotyczące form obywatelskiej partycypacji w demokracji przedstawicielskiej i dążeniem niektórych ugrupowań politycznych lub ruchów polityzujących do wprowadzenia instrumentów demokracji bezpośredniej. Weźmy chociażby za przykład funkcjonowanie czynnego prawa wyborczego, które w obecnej formie jest fikcją demokracji. Innym przykładem są namiastki demokracji oddolnej, które de facto sterowane są odgórnie.

Komplementarność obydwu form demokracji (reprezentacyjnej i bezpośredniej) stworzyłaby szanse na poszerzenie kompetencji demokratycznych obywateli i prowadzenie debaty publicznej, a przez to zwiększenie zaangażowania obywateli w procesie decyzyjnym państwa i wzmocnienie prawomocności tego zaangażowania. Zakładając, że debata o społeczeństwie obywatelskim jest postacią sporu o charakter państwa demokratycznego, to dialog obywatelski należałoby traktować jako wyraz dążenia do wprowadzenia efektywnych demokratycznych rządów obywateli. Demokracja powinna stwarzać zaangażowanym obywatelom możliwość aktywnego uczestnictwa w życiu publicznym. W społeczeństwie obywatelskim łączy się bowiem problematyka demokracji, sfery publicznej i dialogu obywatelskiego. Są to główne czynniki wpływające na kształt i sposób funkcjonowania takiego społeczeństwa w praktyce.

Dobrym rozwiązaniem byłaby więc koncepcja łącząca obywatelskość i różnorodną działalność w sferze publicznej, scalająca odmienne poglądy jednostek – na przykład w ramach referendum ogólnokrajowego i nowej demokratycznej ordynacji wyborczej. Społeczeństwo włączone w proces decyzyjny państwa, urzeczywistniające krytyczną i racjonalną debatę publiczną i kształtujące opinię publiczną, wpływa na losy państwa i staje się w ten sposób obywatelskie.

Problem Konstytucji – spadek zaufania obywateli

W Polsce przemiany społeczne nie nadążają za reformami politycznymi, co znajduje wyraz w niezadowoleniu wielu obywateli, którzy nie czują się współodpowiedzialni za losy wolnego państwa. Tzw. nowy porządek jest efektem poprzedzających go chaotycznych działań, mających na celu wykreowanie funkcjonującej demokracji. Wystarczy tylko przypomnieć, w jakich warunkach doszło do wprowadzenia aktualnie istniejącej Konstytucji RP.

Po 1989 r. trzeba było niemal dekady, by suwerenne państwo polskie doczekało się Konstytucji opracowanej samodzielnie. Prace nad nową Konstytucją opóźniło dwukrotne rozwiązanie parlamentu. W 1997 roku, pod koniec kadencji rządów socjaldemokracji, koalicja SLD i PSL przyspieszyła prace nad uchwaleniem nowej Konstytucji. Moment legislacyjny był wymarzony – bowiem od grudnia 1995 roku urząd prezydenta sprawował nie kto inny jak lider SLD Aleksander Kwaśniewski.

Ostateczny kształt ustawy zasadniczej okazał się kompromisowy i był efektem gry politycznej. Właśnie na tej Konstytucji opiera się życie społeczne i polityczne Polski do dzisiaj.

Pośród współcześnie dokonujących się przemian społeczno-politycznych w naszym kraju widoczny jest spadek zaufania do instytucji państwowych i jego roli w regulowaniu i koordynacji działań indywidualnych i zbiorowych aktorów społecznych. Jest to związane z jednej strony z rozrostem ponadpaństwowych reguł działania (Unia Europejska), a z drugiej strony z monopolem państwa w polskim procesie polityczno-decyzyjnym. Dochodzi do tego rosnąca niezdolność państwa do rządzenia, będąca skutkiem pogłębiającej się nieefektywności modelu biurokracji jako podstawy jego funkcjonowania. Instytucje państwowe przestają być wiarygodne, a tym samym osłabia się fundament obywatelskości, wyrażanej w postawie buntu w stosunku do podporządkowania interesów indywidualnych instytucjonalnym zasadom działań ośrodków władczych i administracji państwowej. Zła Konstytucja pogłębia jeszcze bardziej te problemy.

Jest to podstawowy motyw kreowania nowych ruchów obywatelskich w poszukiwaniu innych rozwiązań kierowania państwem, np. w ramach demokracji bezpośredniej. Mamy tu do czynienia z kwestionowaniem semidemokratycznych form opartych na wątłych zasadach parlamentarnych dla funkcjonowania polskiej demokracji. Nie dziwi więc fakt zainteresowania ruchów obywatelskich innymi rozwiązaniami demokratycznymi. Popularny staje się model szwajcarski, oparty całkowicie na formach oddolnego rządzenia państwem lub model partycypacyjny/komplementarny. Rosnącą popularnością cieszy się również zasada subsydiarności/pomocniczości. Idei nie brakuje – nowe organizacje polityzujące rodzą się „jak grzyby po deszczu” i prześcigają się w oryginalności propozycji rozwiązań systemowych.

Tak więc aktualne niezadowolenie społeczeństwa z semidemokratycznych rządów w Polsce jest wypadkową malejącej efektywności dotychczasowych form demokracji reprezentatywnej, opartej na aktualnej Konstytucji, nieufnością społeczeństwa w stosunku do pojawiających się nowych ugrupowań i ruchów wolnościowych i narodowościowych oraz poszukiwania nowych rozwiązań, bardziej adekwatnych do zmieniającej się rzeczywistości.

Chaos „demokracji bezpośredniej”

Szukając nowych rozwiązań systemowych, zauważamy wspomniany kierunek wprowadzenia rozwiązań bezpośrednio-demokratycznych. Oczywiście na wzór szwajcarski, bo innego praktycznie nie ma.

Podmioty indywidualne lub grupowe, nazywające się ruchami politycznymi, niezależnymi organizacjami itd. popełniają jednak te same błędy.

Po pierwsze, nie sięgają głębiej do idei oddolnej demokracji, funkcjonuje to na zasadzie „dzwonią, ale w którym kościele?”.

Po drugie, popularyzując demokrację bezpośrednią, ruchy te działają same odgórnie, lekceważąc problem socjalizacji politycznej społeczeństwa, czyli po prostu edukacji obywatelskiej, która w Polsce znajduje się niestety „w powijakach”. Niektóre z nich „kolaborują” też z tzw. władzą – czyli już na starcie ich działalność skazana jest na porażkę.

Po trzecie, żenujące wydaje się mieszanie pojęć przez propagatorów tego typu demokracji. Działa to na zasadzie wyrywkowych prób lansowania niektórych wybranych instrumentów bezpośrednio-demokratycznych „bez ładu i składu”. Pojawiają się hasłowo takie pojęcia, jak: weto obywatelskie, inicjatywa, referendum, e-voting itd., itp.

Łatwo jest tymi pojęciami fechtować, trudniej jest jednak wytłumaczyć społeczeństwu, co one oznaczają – szczególnie w polskiej praktyce.

Po czwarte, pojawiają się tzw. uzdrawiacze polskiego ustroju politycznego, którzy na bazie haseł demokracji oddolnej sami chcą zrobić karierę polityczną.

Oczywiście, rozwiązania szwajcarskie są rozwiązaniami wzorcowymi. Chodzi jednak o to, aby je „przełożyć” na polskie warunki. Protestów i idei w polskim świecie politycznym nie brakuje. Tzw. praca od podstaw pozostawia jednak sporo do życzenia. I tu jest „pies pogrzebany”.

Proces decyzyjny z udziałem obywateli

Brak dostatecznie rozwiniętej społeczności politycznej w Polsce generuje zanik konstruktywnego dialogu obywatelskiego. Mało wyrazista staje się też rola, jaką odgrywają partie polityczne dla tych grup społecznych, których reprezentacja jest niewystarczająca. Duopol partyjny PiS-PO nie jest zainteresowany problemami społeczeństwa, lecz własnymi konfliktami i walką o władzę. W konsekwencji w społeczeństwie wzrasta niechęć do politycznego zaangażowania się w sprawy publiczne.

Nie dziwi więc fakt, że aktualnie „dialog obywatelski” w Polsce w większym stopniu jest przestrzenią walki niż rzetelnej debaty publicznej. Liczne przykłady obecnych w dialogu obywatelskim konfliktów, manipulacji, pozorowania działań demokratycznych, które w rzeczywistości mają wymiar semidemokratyczny, służą osiąganiu partykularnych korzyści przez partnerów dialogu. Społeczeństwo nie ma wpływu na ten dialog – media «głównego obiegu» są zmonopolizowane przez wielkie ośrodki partyjne.

W tej sytuacji szansą byłoby wprowadzenie systemu komplementarnego, czyli uzupełnienie aktualnego elitarnego sposobu rządzenia państwem o instrumenty demokracji oddolnej. Najważniejszym elementem demokracji bezpośredniej, a więc takiego typu ustroju demokratycznego, w którym obywatele współuczestniczą w podejmowaniu ważnych decyzji, jest referendum, czyli głosowanie ogólnopaństwowe. Wszyscy zgadzają się z tym, że referendum jest narzędziem kontroli władz, kształtowania ustroju i wyrazem woli społeczeństwa. Art. 125 Konstytucji z 1997 r. przewiduje co prawda przeprowadzenie referendum, lecz nie na wniosek obywateli, co byłoby na wskroś normalne, ale sejmu bądź prezydenta za zgodą senatu. Jest to więc klasyczne „koło młyńskie”, bowiem tego rodzaju referendum nie ma nic wspólnego z demokracją oddolną, wywodzącą się od obywateli, a więc faktycznego suwerena polskiego państwa.

Aby mogło dojść do referendum, inicjatywa zmiany winna wyjść od społeczeństwa, które zna najlepiej swoje problemy i bolączki. Głosowanie ogólnopaństwowe winno w następstwie przeprowadzonej inicjatywy doprowadzić do zmiany danej ustawy bądź zapisu w Konstytucji. Jeśli chodzi o zmianę ustawy, bodźcem do przeprowadzenia referendum na wzór szwajcarski powinno być weto ludowe, a więc pewna forma protestu wobec istniejącej już ustawy lub chcieć wprowadzenia nowej ustawy. W Szwajcarii weto obywatelskie – jako instrument, który ma na celu wprowadzenie nowej ustawy bądź odrzucenie ustawy już istniejącej – dochodzi do skutku na żądanie 50 tys. obywateli. Porównywalnie liczbowo ze Szwajcarią, takie weto ludowe mogłoby zaistnieć w Polsce na żądanie 250-300 tys. obywateli. Należałoby ustalić okres na zebranie podpisów, np. 100 dni. Następstwem weta byłoby referendum na zasadzie tak albo nie, najlepiej bez progu procentowego, którego decyzja byłaby wiążąca. Dlaczego bez progu procentowego? Bowiem próg procentowy to bariera, a każda bariera jest zaprzeczeniem demokracji. Pozy tym, nikt nikomu nie zabrania udziału w referendum. Kto nie idzie do urny, głosuje również, ale pasywnie, akceptując biernie wynik referendum.

Podobnie jest z inicjatywą obywatelską, która w Szwajcarii ma charakter inicjujący zmianę zapisu w Konstytucji lub wprowadzenie nowego zapisu do ustawy zasadniczej. Ten instrument demokratyczny, podobnie jak weto obywatelskie, generowałby referendum, w którym obywatele mogliby się wypowiedzieć również na zasadzie za albo przeciw. W Szwajcarii inicjatywa obywatelska dochodzi do skutku na żądanie 100 tys. obywateli – w Polsce wymagana liczba podpisów pod wnioskiem inicjatywnym winna więc porównywalnie wynosić 500 tys. Realistyczny okres na zbieranie podpisów mógłby wynosić 18 miesięcy. W przypadku opowiedzenia się głosujących za wprowadzeniem zmian, rząd, jako organ wykonawczy, miałby pewien okres czasu, np. 1 rok na wprowadzenie zmian.

Referendum jest najważniejszą formą demokracji bezpośredniej, w której społeczeństwo decyduje w ważnych dla państwa sprawach. Aby w ogóle mogło dojść do referendum, potrzebne jest zainicjowanie przez społeczeństwo określonych zmian ustawowych bądź konstytucyjnych. Tymi formami inicjującymi są proponowane przeze mnie weto obywatelskie (szczebel ustawy) oraz inicjatywa obywatelska (szczebel Konstytucji).

Są to instrumenty demokracji bezpośredniej, których następstwem jest i musi być bezprogowe i wiążące referendum.

Reasumując należy stwierdzić, że najważniejszymi działaniami w kierunku zmiany aktualnego systemu polityczno-decyzyjnego w Polsce jest wprowadzenie do Konstytucji zapisów dotyczących autentycznych i funkcjonalnych instrumentów demokracji oddolnej i proces uświadomienia/edukacji społeczeństwa o słuszności tych rozwiązań.

Jest to proces ewolucyjny, innego wyjścia nie ma – rewolucje nie są już w politycznej modzie.

 

About Mirosław Matyja

politolog, ekonomista i historyk. Absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Uniwersytetu w Bazylei. Doktorat w dziedzinie nauk ekonomicznych na Université de Fribourg w Szwajcarii w 1998 r., w dziedzinie nauk humanistycznych na Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie PUNO w Londynie w 2012 r. oraz w dziedzinie nauk społecznych na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie w 2016 r. Mirosław Matyja jest profesorem na Polish University Abroad w Londynie, gdzie pełni funkcję dyrektora Zakładu Kultury Politycznej i Badań nad Demokracją. Autor i współautor 13 monografii i ponad 150 artykułów naukowych i popularno-naukowych w języku polskim, niemieckim i angielskim. Autor książki "Szwajcarska demokracja szansą dla Polski", wydanej w kwietniu 2018 r. przez wydawnictwo PAFERE. Z zamiłowania alpinista i himalaista oraz badacz najnowszej historii Polski. Mieszka i pracuje w Szwajcarii, żonaty, ma dwóch bliźniaczych synów.
1 086 wyświetlen