Źródło: www.remuszko.pl/dosc/
Zwracam się do Rodaków, którym zależy na dobru Ojczyzny, i którzy mówią o Polsce "mój kraj", aby w swoim patriotycznym sumieniu i rozumie rozważyli ewentualność świadomego nieuczestniczenia w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Ja, Stanisław Remuszko, urodzony w roku 1948, pierwszy raz w życiu wziąłem udział w wyborach powszechnych dopiero jako czterdziestolatek. Potem pilnie – choć ze słabnącym przekonaniem – głosowałem we wszystkich kolejnych elekcjach i referendach. Dziś uważam, że przyszła pora, aby poprzez demonstracyjny obywatelski bojkot zaprotestować przeciwko złemu stanowi naszej demokracji.
Z historycznym bagażem ostatnich wieków (zwłaszcza komuszych dziesięcioleci), w roku 1997 przyjęliśmy Konstytucję III Rzeczpospolitej. Od początku było oczywiste, iż nie jest to dokument ostateczny, że ewentualne poprawki, zmiany i uzupełnienia podyktuje z namysłem praktyka następnych lat. Stało się niestety inaczej. Polska demokracja utknęła, zaniechała samonaprawy, i dziś niektóre jej rozwiązania (brak rozwiązań) nie odpowiadają już potrzebom narodu i państwa oraz naprawdę bardzo nowych czasów. Smutnym dowodem jest mierzony przez socjologów spadek wiary w sens osobistych wysiłków na rzecz dobra wspólnego, niechęć angażowania się w sprawy publiczne.
Klasa polityczna oraz środki masowego przekazu jak ognia unikają tematów zasadniczych. Nie toczy się debata o naszej przyszłości – tak, jakby ustrój Polski był dany przez Pana Boga, a wszystkie szczegóły zostały raz na zawsze ustalone przy Okrągłym Stole. Próby zainicjowania fundamentalnej rozmowy o fundamentalnych państwowych sprawach spełzają na niczym (wiem, bo sam próbowałem ciągnąć za rękaw rozmaite prominentne postacie i zachęcać prestiżowe środowiska). Być może decydenci mają swój ważny interes w utrzymaniu status quo.
Podam tylko trzy przykłady.
- Wszystkie czołowe państwa świata zaprowadziły u siebie przejrzystą większościową ordynację wyborczą. Daje ona ustrój polityczny bliższy społeczeństwu, całkiem inny niż ordynacja proporcjonalna. W Polsce, pod rządami PiS i pod rządami PO, mimo wielu przedwyborczych obietnic nikt nie kiwnął palcem w tym kierunku; w rezultacie posłów nadal wybierają de facto nie obywatele, lecz partyjni bonzowie.
- Na naszych oczach następuje kres monteskiuszowskiego trójpodziału władzy. Parlament, administracja oraz sądy coraz częściej i w coraz większym stopniu są zastępowane przez media – ale "ludzie mediów" nie pochodzą z demokratycznej elekcji, a za swą działalność nie ponoszą praktycznie żadnej odpowiedzialności. Medialną wolnoamerykankę mogłoby ukrócić nowe prawo prasowe, i jego projekt (wzorowany na Europie) od dawna istnieje, lecz nie ma go kto uchwalić, gdyż politycy, w trosce o swe parlamentarne zbawienie, boją się mediów jak diabeł święconej wody.
- W Polsce społeczno-gospodarczej nic nie zmieni się dopóty, dopóki nie zostanie uchwalone prawo, na mocy którego absolutnie wszystkie finansowe szczegóły kontraktów między instytucjami publicznymi a prywatnymi będą jawne i dostępne dla każdego obywatela. Ta największa realna świętość panującego systemu, czyli tzw. tajemnica handlowa w stosunkach publiczno-prywatnych, jest główną przyczyną polskiej korupcji, którą za klęskę uważa, wg najnowszego sondażu CBOS, 90% obywateli.
Z tych i innych podobnych powodów zaczynam czuć się w mojej Ojczyźnie nie jak w domu. Nie jak podmiot, lecz jak przedmiot. Dlatego 7 czerwca 2009 nie wezmę udziału w wyborach. To jest mój prywatny protestacyjny mysi pisk. Jeśli jednak podobnie myślą i czują miliony moich Rodaków – ich wyborcza absencja może okazać się lekcją bolesną dla rządzących, lecz fortunną dla Polski (20.04.09).
Postscriptum (27.04.09):
Sądziłem, że napisałem jasno, ale po kilku pierwszych komentarzach w necie widzę, że był to sąd błędny. Więc klaruję (niczym ksiądz Magdzie):
- Jako patriocie, bardziej zależy mi na Polsce takiej, w której obywatele mają więcej do powiedzenia, niż na takiej, w której obywatele mają mniej do powiedzenia.
- Są dwa oddzielne aspekty: mój prywatny mysi pisk oraz ewentualny świadomy bojkot ze strony znaczącej liczby wyborców. Pierwszy chroni tylko moją osobistą obywatelską godność. Drugi może wywrzeć wpływ na polityczną rzeczywistość.
- Żeby stało się drugie, absencja wyborcza powinna być poprzedzona możliwie szeroką i głośną debatą o sensie (słuszności, skuteczności) takich działań.
- Ewentualny bojkot postrzegam, powtórzę, jako obywatelski znak sprzeciwu wobec złych politycznych praktyk. Jako symboliczny jednorazowy strajk. Jako polityczną demonstrację. Uważam, że okazja jest doskonała, a negatywne skutki minimalne.
- Mogę odpowiadać tylko za to, co napisałem. Polemistów proszę, by odnosili się do moich konkretnych precyzyjnych słów i zdań, nie zaś do własnych swobodnych impresji na ich temat (eufemizm).
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem 🙂