Jak można się było spodziewać, wyniki wyborów parlamentarnych z 9 października nic nie zmieniły na polskiej scenie politycznej. Przy słabej frekwencji wyborczej wynoszącej 49 proc., na Platformę Obywatelską głosowało 39 proc. wyborców, na Prawo i Sprawiedliwość blisko 30 proc., na Ruch Palikota 10 proc., na Polskie Stronnictwo Ludowe 8 proc., na Sojusz Lewicy Demokratycznej też 8 proc.
Jedynym zaskoczeniem był sukces skandalizującego antykatolickimi ekscesami i hasłami Ruchu Janusza Palikota. Aczkolwiek nie powinno to być zaskoczeniem, gdyż było to jedyne ugrupowanie polityczne, po likwidacji "Samoobrony" i jej lidera Andrzeja Leppera, widocznie odwołujące się do najbardziej sfrustrowanych wyborców. Donald Tusk będzie więc rządził dalej wraz z PSL-em Waldemara Pawlaka, mając w odwodzie Ruch Palikota i SLD. Oznacza to kontynuowanie coraz bardziej niebezpiecznego dryfowania politycznego i gospodarczego Polski po coraz bardziej wzburzonym morzu światowej i europejskiej gospodarki i polityki.
Wynik nie mógł być inny. Przesądzała o nim proporcjonalna ordynacja wyborcza z 5 proc. progiem wyborczym i zasadami finansowania partii politycznych, uprzywilejowującymi te, które już były w Sejmie. Scena polityczna została bowiem zabetonowana. Nachalne zaś propagandowe wsparcie mediów publicznych oraz głównych mediów prywatnych dla rządu Tuska, w sytuacji, gdy wyborcy dzięki tej ordynacji głosują na medialne wizerunki partii i ich liderów, skazywała PiS na przegraną lub tylko na niemożność utworzenia koalicji w wypadku wygranej.
Sama bezbarwna i nudna kampania wyborcza pokazała nędzę intelektualną i ideową aktualnych polskich elit politycznych i medialnych. Nie podjęto najważniejszych dla funkcjonowania polskiego państwa i jego gospodarki tematów: nieudolności, zanarchizowania i skorumpowania struktur rządowych i administracji centralnej, fatalnego poziomu edukacji i szkolnictwa wyższego, niewydolnego systemu ochrony zdrowia, narastającego lawinowo zadłużenia sektora rządowego, w tym szczególnie niebezpiecznego zadłużenia zagranicznego, relatywnego regresu w innowacyjności polskiej gospodarki, i … można by jeszcze kilka ważnych tematów dodać. Poziom intelektualny i ideowy debat w mediach przypominał dysputy prowincjonalnych urzędników i to jeszcze w gminie słynącej z zatrudniania wyłącznie znajomych i krewnych królika. Stronniczość mediów i poszczególnych dziennikarzy na czele z Tomaszem Lisem czy Jackiem Żakowskim była już oburzająca. Bezczelność kłamstw w mediach przypominała mi propagandę lat okresu schyłku PRL-u.
Były to kolejne wybory w ramach polskiej fasadowej demokracji, w której obywatele byli sprowadzeni do obiektywnie upokarzającej sytuacji uczestników farsy wyborczej. Te wybory jeszcze raz pokazały, iż w ramach ustroju politycznego oligarchii wyborczej nie istnieje możliwość wyłonienia elit politycznych zdolnych do rozpoczęcia budowy polskiego państwa nowej generacji, a szerzej – innej i lepszej Polski.
Na trzy dni przed wyborami uczestniczyłem w manifestacji politycznej w Warszawie zorganizowanej przez Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Przeszliśmy dość hałaśliwą, oflagowaną, otransparentowaną, acz tylko stukilkudziesięcioosobową kolumną przez Aleje Marszałkowskie, Rondo de Gaulle’a i Nowy Świat pod Pałac Prezydencki, z petycją żądającą ogłoszenia przez prezydenta referendum w sprawie zmiany ordynacji wyborczej. W tym marszu praktycznie nie było warszawiaków. Pod wydziałem prawa oraz wydziałem dziennikarstwa i nauk politycznych Uniwersytetu Warszawskiego z wyraźnym zaciekawieniem obserwowały nas stojące przed budynkami grupy studentów. I chyba zupełnie nierozumiejących o co też nam może chodzić. A przecież to jest przyszła elita inteligencka Polski. Czy więc inna Polska jest możliwa?
W sobotę 15 października odbyła się w Warszawie przed bramą Uniwersytetu Warszawskiego manifestacja, mająca być nawiązaniem do międzynarodowego ruchu oburzonych, który jest buntem antysystemowym przeciw całej klasie politycznej i światowej oligarchii finansowej. Jego kulminacyjnym obecnie punktem jest ruch społeczny Okupuj Wall Street w Nowym Jorku, ale też i w innych miastach amerykańskich. Głównym postulatem jest żądanie sprawiedliwości społecznej. Owe Wall Street to symbol 1 procenta Amerykanów, którzy kosztem pozostałych relatywne biedniejących 99 procent, zgromadzili gigantyczne fortuny finansowe. To owe 1 procent Amerykanów, którzy koszty finansowego krachu spekulacyjnego w bankach Wall Street, skutecznie przerzucają na owe 99 procent, poprzez cięcia wydatków budżetowych, które poszły wcześniej na ratowanie prywatnych kapitałów bankowych. W obliczu tych protestów nawet główna tuba centrystycznej szacowności "New York Times", jak go nazwał Immanuel Wallerstein, w tekście z 8 października napisał tak: Ekstremalna nierówność jest cechą charakterystyczną dysfunkcjonalnej gospodarki, zdominowanej przez sektor finansowy, który jest napędzany przez spekulację i rządowe wsparcie…
Jest to równocześnie pierwsze od kilkudziesięciu lat publiczne wystąpienie przeciwko amerykańskiej klasie politycznej (i to zarówno jej lewemu, jak i prawemu skrzydłu), która podporządkowała się całkowicie interesom amerykańskiej oligarchii finansowej i dla której okręg wyborczy Wall Street jest najważniejszym okręgiem wyborców. Ruch społeczny Occupy Wall Street wydaje się być najważniejszym wydarzeniem politycznym w USA od kilkudziesięciu lat. Podsumowując the fantastic success of Occupy Wall Street, I. Wallerstein wymienił następujące powody jego powstania: narastające aktualnie ekonomiczne cierpienie nie tylko tak naprawdę ogarniętych biedą, lecz również dla wciąż rosnącego segmentu pracujących ubogich (z innej strony znanych jako tzw. klasa średnia); nieprawdopodobna przesada (wyzysk, zachłanność) najbogatszego 1% populacji USA ("Wall Street"); przykład gwałtownego wzrostu gniewu wokół w świecie ("wiosna arabska", hiszpańscy "oburzeni", chilijscy studenci, związki zawodowe stanu Wisconsin i długa lista innych).
W Warszawie zaś młodzi oburzeni spisali 21 postulatów, w tym legalizacji aborcji i wycofania religii ze szkół, refundacji zabiegów in vitro, trzyletnich płatnych urlopów macierzyńskich i przerwania eksmisji do kontenerów. Wesprzeć ich przyjechał w swoim wspaniałym złotym jaguarze postkomunista Ryszard Kalisz, a także lider polskiego ruchu homoseksualistów i poseł Ruchu Palikota Robert Biedroń. Było sympatycznie i światowo, choć była to mierna farsa światowego oburzenia. Czy więc inna Polska jest możliwa?
Główna tuba centrystycznej polskiej szacowności "Rzeczpospolita" napisała dziś w swym redakcyjnym komentarzu ręką Marka Magierowskiego, iż "Oburzeni" byliby zapewne jeszcze bardziej oburzeni, gdyby się dowiedzieli, że to w dużej mierze oni właśnie doprowadzili do obecnego krachu. Bieda i bezrobocie nie wynikają z pazerności banków, lecz z pazerności społeczeństwa. Wszyscy chcą darmowej służby zdrowia, darmowych szkół, minimalnej płacy i godziwej emerytury. Kto za to płaci? Między innymi banki, udzielający pożyczek rządom Grecji, Hiszpanii, Portugalii, Irlandii, Włoch, Francji i Polski na spełnianie zachcianek obywateli. Oczywiście, gdyż mleko pochodzi z mleczarni, mięso z masarni, a pieniądze powstają w bankach. I tak najpoważniejsza gazeta w Polsce w redakcyjnym komentarzu dotyczącym sytuacji światowej po prostu bredzi i to jeszcze w pogardliwy wobec przeciętnego obywatela sposób. Czy więc inna Polska jest możliwa?
W tekście z marca tego roku Czy Polacy wyjdą na ulicę? próbowałem odpowiedzieć na pytanie, czy w Polsce dojdzie do masowych protestów społecznych zdolnych zagrozić, a nawet rozbić politycznie, uformowane w trakcie ostatnich 20 lat panujące i rządzące oligarchiczne sieci sił społecznych i politycznych. Pytałem: Czy Polacy mogą mieć powody by się buntować i wyjść na ulice w masowych protestach przeciw czemuś i za czymś? Bo tylko w ten sposób można zmienić Polskę na inną. I lepszą. I odpowiedziałem, że Polacy mogą mieć takie powody w przeciągu najbliższych kilku lat. Będą to powody zarówno ekonomiczne, jak i społeczne oraz polityczne. Ale popełniłem błąd analizując wyłącznie wewnętrzne przyczyny społeczne i polityczne w Polsce. Świat jest bowiem nie tylko systemem gospodarczym, lecz również społecznym i politycznym. Procesy społeczne i polityczne, które symbolizuje amerykański ruch społeczny Okupuj Wall Street, mają głębokie przyczyny tkwiące w strukturze systemu światowego. A to zapowiada głębokie zaburzenia społeczne i polityczne na skalę międzynarodową, jeśli nie światową. Polska zaś nie jest samoistną wyspą. A więc inna Polska jest możliwa. Ale tylko możliwa.
Dąbrowa Górnicza, 17 października 2011
Tekst dla: "Nowy Kurier. Polish – Canadian Independent Courier"

- Prawo Duveregera, czyli dlaczego Jarosław Kaczyński musiał przegrać te wybory - 31 października 2023
- Fasadowa demokracja i jej propaganda oraz ideologia - 13 stycznia 2023
- Inflacja, polityka i neoliberalna ekonomia - 8 września 2022
- Ktoś musi zacząć - 11 lipca 2022
- Koniec Europy jaką znamy - 8 czerwca 2022
- Prawo małych i średnich państw narodowych do suwerennego istnienia - 4 maja 2022
- Totalitarne oblicza neoliberalnych demokracji - 2 lutego 2022
- O fasadowej demokracji - 17 października 2021
- O tożsamości narodowej polskich polityków – w odpowiedzi redakcji „Do Rzeczy” - 31 lipca 2021
- Kultura śmierci a suwerenność polskiego państwa - 25 czerwca 2021
Gdy nasza łódź dziurawa, to cumujemy ją silnie do wielkiej jednostki pływającej, bo ta ma mądrego kapitana, dużą załogę i dobre mechanizmy bezpieczeństwa, a więc potrafią nam pomóc. A nawet dadzą dopłaty, byśmy nie wiosłowali. Na dodatek tam jest ruch, wesoło, cały czas gra orkiestra. Może nas zaproszą na Bal Kapitański?
To jest coś – bal na Titanicu.