/Czego nie powiedział Arłukowicz

Czego nie powiedział Arłukowicz

 

Red. Kamil Durczok w swojej telewizji próbował dociekliwie przepytywać posła Bartosza Arłukowicza o kulisy transferu z SLD do rządu Donalda Tuska. Będę szczery, powiedział poseł, pora do pracy i temu podobne ble, ble, ble. Chcę być w polityce dodał i to było na pewno szczere.


Wobec tego, aby w niej znacząco istnieć muszę być posłem lub ministrem. Pierwsze zależy od szefa partii, drugie od szefa rządu. Jest w Polsce tylko jedna osoba, która ma te dwie funkcje w jednym. Trzeba było się z nim dogadać. Ja mu dałem swoją popularność, która może się przydać w wyborach, a on w zamian pierwsze miejsce na liście wyborczej. To uczciwy układ. W SLD mogłem mieć najwyżej drugą pozycję, co nie gwarantowało parlamentu. Proszę zauważyć, że wyborcy w gąszczu nazwisk i list wyborczych, tak naprawdę nie wiedząc komu dać krzyżyk, a postawić można tylko jeden, dają temu pierwszemu na liście. Teraz SLD ma 46 posłów, a okręgów wyborczych jest tylko 41. Drugie miejsce na liście, to wątpliwy sukces. Lepiej mieć wróbla w garści niż gołąbka na dachu.


A co na to powiedzą wyborcy? Nie przesadzajmy, nie jesteśmy w Wielkiej Brytanii, gdzie są jednomandatowe okręgi wyborcze i nie da się ludzi oszukać. Tam, od razu wyczuliby fałsz i taka przechrzta, jak ja nie miałaby szans. U nas głosuje się na partie, taki mamy system wyborczy. I dobrze, gdyż wie pan ile trzeba się tam napracować, aby zdobyć zaufanie wyborców. U nas wystarczy palec wskazujący szefa partii i jesteś w polityce. Dobrze, że panuje niepisana zmowa partii i mediów centralnych, aby ludziska się o tej większościowej brytyjskiej ordynacji nic nie dowiadywali, bo jeszcze chcieli by ją mieć w Polsce. No, patrz pan, czy ktoś słyszał o tym, że w Wielkiej Brytanii 5 maja odbyło się referendum, zarządzone przez premiera na temat zmiany ordynacji wyborczej. 70 procent Brytyjczyków powiedziało NIE. Chcą, aby pozostało bez zmian. Kto ma znaleźć się w polityce musi zależeć od wyborców a nie od widzimisię wodza partyjnego – tak uważają. Najpierw sukces personalny, w okręgu, a dopiero później sukces partii, jako suma zwycięstw indywidualnych. Dobrze, że ani nasz premier, ani prezydent nie próbują pójść w ślady Camerona z tym referendum i pytać ludzi, jak wolą wybierać, człowieka czy partie. Przecież my, władza wiemy lepiej czego lud potrzebuje (śmiech). No, to by było na tyle, panie redaktorze.

 


1 087 wyświetlen