Przedstawione niedawno przez prasę wyliczenia wskazujące na to, że wprowadzenie w Polsce JOW-ów wzmocniłoby hegemonię Platformy Obywatelskiej oparto na bardzo istotnym błędzie metodologicznym, co przekreśla rzetelność takich analiz. Otóż, założono (w dużym uproszczeniu), że jeśli w okręgu X partia PO otrzymała np. 100 000 głosów, czego skutkiem było wprowadzenie do Sejmu 5 posłów, to w razie podzielenia tego samego okręgu na 5 okręgów jednomandatowych, to każdy z tamtejszych kandydatów PO uzyska po 20 000 głosów i również wejdzie do sejmu. A to nie prawda.
Na dzisiejszych listach wyborczych standardem jest lider ciągnący taką listę, uzyskujący za znane nazwisko ogromne poparcie wyborców, w omawianym hipotetycznym przypadku np. 80 000 głosów. Te głosy później kumulują się z głosami oddanymi na kilkunastu innych kandydatów z tej samej listy, a później sumują się i na ich łącznej podstawie wylicza się przyznane danej partii w danym okręgu mandaty. Jeśli okręgi będą jednomandatowe, to zjawisko to nie będzie występować – zabraknie kumulacji, a następnie symetrycznego podziału poparcia udzielonego kilku działaczom, w związku z czym w hipotetycznym pierwszym okręgu lider otrzyma swoje 80 000 głosów (oczywiście przy sprzyjającej mu kumulacji przychylnych wyborców zależnej od przydzielonego terenu), w drugim kandydat mniej znany np. 10 000 głosów, w trzecim kolejny kandydat 1000 głosów, a w kolejnych dwóch odpowiednio po 6000 i 3000. Oczywiście, wtedy szanse na mandat będą mieli tylko ci najbardziej rozpoznawani, a w trzech ostatnich okręgach mandaty poselskie przypadną najpewniej komuś innemu.
Odniesienie do doświadczeń brytyjskich czy amerykańskich jest tu niemiarodajne, z uwagi na trwałych, powiązanych z danym okręgiem wyborczym, kandydatów intensywnie zabiegających o popularność lokalną, co w Polsce niemal nie występuje (stąd praktyka zsyłania „spadochroniarzy” znanych z areny ogólnokrajowej, ciągnących listę anonimowych kandydatów). Również dyscyplina partyjna musi w takich warunkach ulegać prymatowi interesów konkretnych wyborców a nie partyjnych oligarchów, gdyż lojalny mieszkańcom danego terenu kandydat bez poparcia swojej partii może wystartować w wyborach i uzyskać w nich mandat, a partia wyrzucająca popularnego polityka w praktyce traci dany okręg i związany z nim elektorat oraz mandat (dobrym odniesieniem jest tutaj przykład niezwykle popularnego na Śląsku dawnego senatora Kutza). Bez uwzględnienia przedstawionego powyżej, prostego czynnika, wszelkie przeliczniki historycznych wyników wyborów stosowane przez krytyków JOW-ów muszą być obarczone zbyt dużym marginesem błędu, a jako takie muszą pozostać oczywiście niemiarodajne. W praktyce więc wprowadzenie w Polsce jednomandatowych okręgów wyborczych zupełnie odmieniłoby nie tylko skład sejmu, ale i filozofię relacji na linii partia-działacz polityczny. A tego obecny, sfermentowany system potrzebuje najbardziej – świeżego powietrza.
Źródło: http://www.turalinski.pl/index.php/komentarze/98-bledy-metodologiczne-analiz-ws-szkodliwosci-jow-ow-dla-demokracji, 12 maja 2015

- Senat, Anglia i USA a sprawa polska - 11 marca 2016
- Błędy metodologiczne analiz ws. szkodliwości JOW-ów dla demokracji - 11 marca 2016
Demokracja to z definicji rządy ludu a nie rządy partyjnych wodzów. Tym bardziej nie może być w demokracji rządów hegemonistycznych jakichś partyjnych wodzów. Takie rządy występują tylko w ustroju który należy nazwać partiokracją (a jeszcze lepiej mafiokracją). Z partiokracją mamy do czynienia gdy posłów wybiera się w okręgach wielomandatowych (WOW-ach) posłowie wtedy podlegają swoim wodzom partyjnym. Jeśli posłów wybiera się w JOW-ach jest demokracja: każdy poseł podlega swoim wyborcom.
To nie są błędy metodologiczne. To są właściwie użyte narzędzia z warsztatu zawodowych propagandzistów, których zadaniem jest przewrócenie wszelkich zasad logiki, nauki, etyki, języka i psychiki aby zrobić ludziom mętlik w głowach i uczynić z nich bezwolne, bezsilne i zdezorientowane przedmioty.
Ten numer jest stary jak świat. Biorą jakiegoś wyselekcjonowanego „wybitnego eksperta” z doktorskimi lub profesorskimi tytułami i puszczają go na okrągło w koncesjonowanych mediach z taki farmazonami jak: „Gdyby w PRL-u wprowadzono JOW-y to przeliczając otrzymane przez PZPR głosy PZPR uzyskałaby 100% mandatów. Co za skandal i jakże parszywy i niesprawiedliwy system. Na szczęście dzięki przewodniej sile narodu mieliśmy w PRL-u doskonałą demokrację i również SD i ZSL dano wyborcze szanse, aby rolnicy i rzemieślnicy mieli obok robotników swoją proporcjonalną reprezentację”.
To nie jest błąd metodologiczny. To kunszt metodologiczny w rzemiośle robienia ludziom z mózgów wody.