/Rzeczpospolita nr 127, 01.06.04

Rzeczpospolita nr 127, 01.06.04

Po apelu intelektualistów prezydent Aleksander Kwaśniewski dla "Rzeczpospolitej"

Rozmawiać, a nie odrzucać
W "Rzeczpospolitej" ukazał się apel intelektualistów "zatroskanych o losy ojczyzny". Jak pan go odebrał?

ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI: Oceniam go jako bardzo doniosły głos w bardzo ważnym momencie. Skierowany nie tylko do mnie, do polityków, ale także do opinii społecznej. Nie możemy być skazani wyłącznie na głosy ludzi myślących tylko w kategoriach partyjnych i partykularnych. Ten apel pokazuje konieczność wzięcia na siebie współodpowiedzialności za to, co się dzieje. Żadna z przedstawionych tam propozycji, łącznie z okręgami jednomandatowymi, nie powinna być odrzucona. Trzeba o tym rozmawiać. Być może nie są do wprowadzenia w jednym czasie. Polsce natomiast potrzeba otwarcia się klasy politycznej, która uznała, że pozjadała wszystkie rozumy, na takich ludzi jak choćby właśnie sygnatariusze listu.

Pan zaproponował rząd prof. Belki, autorzy apelu sugerują rząd fachowców. Jak to pogodzić?

Marek Belka jest fachowcem. Oczywiście zawsze będzie trwał spór, co to jest rząd "czystych" fachowców. W tym gabinecie kilka takich osób musi być i one są. Musi być też grupa polityków, choćby ze względu na kontynuację spraw, którymi się zajmowali, np. kwestii obrony, spraw zagranicznych, rolnictwa. Tym bardziej iż ci ministrowie są równocześnie fachowcami. Pamiętajmy jednak, że w obecnej sytuacji chęć fachowców do zasiadania w rządzie jest ograniczona. Jest to więc postulat słuszny. Podpisuję się pod nim. Musi być jednak realistycznie zrealizowany.

Czy trwa pan przy wiosennych wyborach?

Tak, bo po tym, co widziałem w miniony piątek w Sejmie, uważam, że Polska potrzebuje choć trochę uspokojenia. Inaczej będziemy mieli do czynienia z niekończącą się awanturą.

Z kim pan będzie na ten temat rozmawiał, kogo będzie pan chciał przekonać?

Przede wszystkim społeczeństwo. Trzeba rozmawiać z takimi ludźmi jak intelektualiści, sygnatariusze apelu. W Sejmie te rozmowy nie mają sensu.

Ale Sejm musi zatwierdzić rząd.

No musi. Mam nadzieję, że znajdziemy potrzebną większość.

Liczy pan jeszcze na Marka Borowskiego?

Liczę.

Rozmawiał Jan Ordyński

Rozmowa z przewodniczącym PO i wicemarszałkiem Sejmu Donaldem Tuskiem

Potrzebna poważna rozmowa o zmianie ordynacji
W reakcji na opublikowany na naszych łamach apel autorytetów o wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych zapowiedział pan konsultacje z różnymi siłami politycznymi w tej sprawie. Czy już podjął pan jakieś rozmowy?

DONALD TUSK: Na wtorek jestem umówiony na rozmowy z liderami Prawa i Sprawiedliwości. Poza tym tego samego dnia wyślę do wszystkich ugrupowań list w tej sprawie. Mam nadzieję, że po wydarzeniach ostatnich kilku dni będzie większa skłonność do poważnej rozmowy o zmianie ordynacji. Oczekiwania opinii publicznej też chyba są takie, że trzeba trochę odebrać partiom politycznym dyktat nad tym, kto zostaje wybierany do Sejmu. Jestem więc trochę większym optymistą niż 5 lat temu, kiedy po raz pierwszy zaczęliśmy mówić o okręgach jednomandatowych. Z roku na rok akceptacja dla tego rozwiązania jest większa.

Czy ma pan nadzieję, że pomysł uda się wprowadzić jeszcze w tej kadencji? To przecież wymagałoby zmiany konstytucji.

Kluczowe będzie stanowisko SLD. Być może SLD uzna, że w finale tej kadencji jest gotowy coś sensownego zrobić. To mało prawdopodobne, ale nie można tego wykluczyć. Paradoksalnie, okręgi jednomandatowe mogą być dzisiaj dla SLD korzystne. Jeśli Sojusz nie zmieni swojej opinii, pozostaną dwie drogi. Albo w przyszłym parlamencie zdobędziemy większość, dającą możliwość zmiany konstytucji, albo uzyskamy przynajmniej taką siłę, że będziemy w stanie przeprowadzić formalną procedurę referendum. Jego efektem byłaby zmiana nie tylko ordynacji, ale także wielu innych zapisów w konstytucji.

Jakie to byłyby zmiany w konstytucji?

Zaproponujemy je na ostatniej konwencji przedwyborczej, za tydzień we Wrocławiu. Przede wszystkim będzie to zniesienie instytucji immunitetu, ograniczenie liczby posłów z 460 do 230, zniesienie Senatu i przeniesienie jego kompetencji na prezydenta.

Wszelkim zmianom w konstytucji, także tym umożliwiającym wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych, sprzeciwia się jednak prezydent Aleksander Kwaśniewski. Czy to nie jest istotna przeszkoda, by zmieniać ustawę zasadniczą?

Nie wykluczam, że pan prezydent dzisiaj może być bardziej skłonny do rozmowy z opozycją niż jeszcze kilkanaście dni temu. Jest dzisiaj w trudniejszej politycznie sytuacji, a to może ułatwić poważną rozmowę na temat potrzebnych zmian w konstytucji.

Planuje pan rozmowy prezydentem na ten temat?

To są sprawy, które nie mają sprzyjać takiemu czy innemu ugrupowaniu, a mogą być jednym ze środków uzdrowienia życia publicznego w Polsce. Dlatego jestem gotów rozmawiać z każdym.

W apelu znalazło się też wezwanie do poparcia rządu fachowców, który do wiosny zająłby się najważniejszymi dla kraju sprawami. Czy jakakolwiek formuła takiego ponadpartyjnego rządu fachowców jest dla PO do przyjęcia?

Gdyby pojawiła się opatrzona gwarancjami prezydenta i liderów większości sejmowej propozycja powołania rządu, który doprowadziłby do uchwalenia nowej ustawy zdrowotnej i umożliwił przeprowadzenie w ciągu kilku miesięcy zmiany ordynacji wyborczej, tak by jesienią na jej podstawie odbyły się wybory, nie wykluczałbym akceptacji ze strony Platformy. To by wymagało jednak wielkiej wyobraźni i zdolności do poświęcenia interesu partyjnego ze strony dominującej dziś lewicy. Wydaje mi się to ciągle mało prawdopodobne.

Marek Belka jako premier takiego rządu nie wchodzi w rachubę?

Marek Belka jest od lat funkcjonariuszem SLD i jeśli szukamy rządu naprawdę neutralnego, budzącego zaufanie lewicy, opozycji i opinii publicznej, premier powinien być wręcz kwintesencją bezinteresowności i neutralności partyjnej. Inaczej cały projekt traci sens.

W takim razie może pan podpowie prezydentowi nazwisko takiego kandydata, który mógłby liczyć na poparcie PO. Prezydent stoi właśnie przed koniecznością desygnowania po raz kolejny nowego premiera…

Gdyby teraz liderzy partii zaczęli wysuwać swoich kandydatów, utrudniałoby to, a nie ułatwiało dojście do dobrego dla Polski finału. Jeśli prezydent Kwaśniewski chciałby się w finale swojej prezydentury sprawdzić w publicznej roli, mógłby teraz udowodnić obywatelską wrażliwość.

Kiedyś pojawiała się kandydatura Jerzego Koźmińskiego. Mogłaby wchodzić w rachubę?

Wolałbym nie komentować żadnych nazwisk. Jeśli pojawi się propozycja naprawdę uczciwa, wszyscy poważnie się zastanowią. Propozycji kunktatorskich, mających w tle obronę interesów SLD, także finansowych, nikt rozsądny nie poprze.

Jarosław Kaczyński twierdzi, że kandydatem mógłby być np. minister nauki Michał Kleiber…

Mimo długiego trwania na stanowisku, pan profesor Kleiber jest postacią mało znaną, więc miałbym problemy z oceną tej kandydatury. Z całą pewnością kandydatury, które może zaakceptować wyraźna większość, są godne uwagi. Dlatego wolałbym powstrzymać się od narzucania komuś naszej kandydatury, jak i od krytycznych ocen pomysłów, które się pojawiają.

Rozmawiał Piotr Śmiłowicz

704 wyświetlen