/Między Polską a UK

Między Polską a UK

(komentarz wygłoszony na antenie Katolickiego Radia Rodzina Rozgłośni Archidiecezji Wrocławskiej, 92 FM, 10 maja 2005, godz. 9.00 i 21.30)

W Polsce jest tak:

W wyniku usilnej, wielopokoleniowej pracy nad świadomością obywatelską Polaków, wśród inteligencji polskiej utrwaliło się przekonanie, że sposób wyłaniania władzy, określany podstawowym aktem ustrojowym – ordynacją wyborczą do Sejmu ‑ jest bez większego znaczenia: jak zwał, tak zwał, byle co kilka lat odbywała się uroczystość pod nazwą "wybory". Dzięki takiej postawie tzw. klasa polityczna doszła do wniosku, że jest to jej wewnętrzna sprawa i nikomu więcej nic do tego. Majstrują więc spokojnie przy ordynacji wyborczej, zmieniając ją bez przerwy według sobie tylko zrozumiałych kryteriów i za zamkniętymi drzwiami. Gdyby ktoś chciał wiedzieć, to od roku 1989 wybieraliśmy Sejm już 5 razy i mieliśmy 5 różnych ordynacji wyborczych, ogłaszanych, kolejno, w roku 1989, 1991, 1993, 2001 i 2002. Jak by na to nie patrzeć jest to rekord świata, bo czy można częściej zmieniać prawo wyborcze niż odbywają się wybory? Pytanie retoryczne: oczywiście, że można! Dowodzi tego praktyka ustrojowa Rzeczypospolitej!

     O tym, że Sejm zmienił ordynację wyborczą w roku 2002 dowiedziałem się przypadkowo; parę dni temu dziennikarze donieśli, że w Sejmie mózgowcy kombinują nad nową reformą, chcąc zamienić przeliczniki d'Hondta na przeliczniki Sainte-Lague, bo te ostatnie, podobno, dają większe możliwości małym partiom, a więc są jeszcze bardziej demokratyczne! Jak to d'Hondta na Sainte-Lague – zdziwienie odjęło mi mowę. Przecież dopiero w roku 2001 wprowadzili Sainte-Lague, skąd się u licha wziął nagle d'Hondt? Przecież 12 kwietnia 2001 liczna grupa posłów, z profesorem prawa dr hab. Jarosławem Kaczyńskim i dr Ludwikiem Dornem na czele, skierowała do Trybunału Konstytucyjnego skargę, że wybory wg d'Hondta są sprzeczne z Konstytucją! A Konstytucja jest święta! Przerażony tą skargą Sejm szybko zmienił d'Hondta na Sainte-Lague i tak wybieraliśmy obecny, miłościwie nam panujący, Sejm.

     I otóż okazuje się, że po cichutku, bez reflektorów i konferencji prasowych, zamieniono nam, latem 2002, tego nieszczęsnego "santlaga" na bardziej szczęsnego "donta". Zmianę tę ukrytą w wielkiej zbiorowej ustawie, której nikt nie miał siły czytać, nazywającej się Ustawa o zmianie ustawy ordynacja wyborcza do rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich oraz niektórych innych ustaw. I tam, delikatnie, zmieniono brzmienie art. 166 ordynacji wyborczej do Sejmu, zamieniając – drobiazg! – ciąg liczb 1,4; 3,5; 7 itd. na ciąg 1, 2, 3, 4, 5…No, czego tu się czepiać, drodzy polscy inteligenci, zatroskani problemem naprawy Rzeczypospolitej? Kto takie rzeczy zauważa i traktuje poważnie? Pytani przeze mnie posłowie nie mieli w ogóle pojęcia o dokonaniu takiej zmiany. Przecież nawet profesor prawa dr Kaczyński nie protestował, ani nie protestował jego alter ego ‑ dr Ludwik Dorn, ani Prezes Marian Piłka, ani światowej już sławy parlamentarzysta Marcin Libicki, ani inni, którzy podpisywali się pod wnioskiem, że "dont" jest sprzeczny z Konstytucją! Sprzeczny z Konstytucją? Zależy kiedy! W kwietniu 2001 było sprzeczne, ale w lecie 2002? "Kwiecień-plecień", a lato jest nasze! Idźmy więc tłumnie do urny (Kto…inteligentny i wykształcony…do urny!), władza, jak wiadomo, pochodzi od Boga, głosujmy więc nie wierzgając, bo to i tak nic nie da.

Inaczej w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej

     Ostatnie wybory odbyły się w czwartek, 5 maja 2005. Obywatele Królestwa wybierali 646 posłów w 646 w miarę jednakowych okręgach wyborczych, po jednym w każdym okręgu. Kandydować mógł każdy dorosły obywatel, którego swoimi podpisami poparło 10 mieszkańców danego okręgu. Musieli tylko jeszcze zapłacić 500 funtów kaucji. Tę kaucję zwracano tym, którzy w głosowaniu zdobyli minimum 5% oddanych głosów. Jeśli nie, to kaucja przepadła. Ponieważ wolno każdemu startować nawet w kilku okręgach, więc znalazł się jeden taki, który stracił kaucję, aż w 8 okręgach, bo wszędzie przegrał z kretesem. Pomimo tego, że każdemu wolno kandydować gdzie tylko chce, kandydatów nie było tak wielu: średnio po 5 na jeden mandat! 5 maja wybrano tylko 645 posłów, ponieważ w jednym okręgu zdarzyło się tak, że zmarł zarejestrowany kandydat Partii Liberalnej. Każda partia może wystawić do wyborów tylko jednego kandydata, nie ma nikogo w zapasie. Dlatego wybory w tym okręgu odłożono na miesiąc, aby dać szansę tej partii na wystawienie kogoś innego.

     Wybory w Królestwie są niesłychanie prymitywne, by nie powiedzieć wręcz prostackie w swojej prostocie: nie ma żadnych "dontów" ani "santlagów", nie stosuje się żadnych uczonych matematycznych metod macierzowych, nie potrzebne są drogie komputery, aby przeliczyć głosy na mandaty. Liczą po prostu, kto dostał najwięcej głosów. "Pierwszy-na mecie" – tak się nazywa ich zasada wyłaniania zwycięzcy: First-Past-The-Post. Dzięki temu wyniki wyborów znane są ‑ nie, jak w Polsce, w parę tygodni po wyborach i wtedy każdy łamie sobie głowę nad tym, jak takie wyniki można było otrzymać – tylko już w niecałą godzinę po zamknięciu lokali wyborczych. A rano, po wyborach, wszyscy znają już nazwisko premiera i wiedzą, jaka partia tworzy rząd. Telewizja Polska pokazała, jak Tony Blair już w piątek pojechał do Pałacu Buckingham, aby zakomunikować królowej, że jego partia wygrała wybory i należy mu się urząd premiera.

     Albowiem ten prymitywny i prostacki mechanizm wyborczy ma tę zdumiewającą właściwość, że z dziesiątków, a nawet setek partii politycznych, które zgłaszają swoich kandydatów do wyboru, tylko jedna zdobywa większość bezwzględną, a więc ponad połowę wszystkich mandatów. Dzięki temu może, i ma prawo, samodzielnie rządzić do następnych wyborów. Bo w Królestwie wybory nie służą politycznym igrcom elokwentnych krzykaczy, tylko mają wyłonić partię odpowiedzialną za rządy. Od II Wojny Światowej tylko jeden raz ten mechanizm zawiódł: było to w roku, 1974 kiedy Partia Pracy nie zdobyła od razu większości. Wybory zostały, w kilka miesięcy później powtórzone i mandat laburzystów do rządzenia został potwierdzony.

     Tym razem kłopotów nie było. Bezwzględna większość, konieczna do samodzielnego rządzenia, wynosiła 324 mandaty, a Partia Pracy uzyskała 356, a więc o 32 mandaty więcej. Drugie miejsce zajęła Partia Konserwatywna, zdobywając 197 mandatów, z czego się bardzo cieszy, bo to jest o 33 mandaty więcej niż w roku 2001. Na trzecim miejscu uplasowała się Partia Liberalnych Demokratów z 62 mandatami. O tych informacjach wiedzieć powinni ci polscy inteligenci, którzy gardłują, że system brytyjski prowadzi do dyktatury dwupartyjnej i wycina wszystkie małe partie. Nie tylko bowiem Liberałowie uzyskali mandaty. Oprócz nich w Parlamencie Królestwa znaleźli się przedstawiciele jeszcze 8 innych partii, dając łącznie liczbę 11. Na tym polega Sztuka JOW: wyłania partię, która ponosi odpowiedzialność za rządy, a jednocześnie nie zamyka nikomu drogi! Dlatego w największym mieście Europy, w Londynie, w okręg Bethnal Green & Bow wygrał niejaki George Galloway, z nieznanej nikomu Respect-Union Coalition, zdobywając 35,9% głosów wyborców i pokonując reprezentantów największych partii. Swoją zwycięską kampanię oparł na potępieniu wojny w Iraku. W Walii, w okręgu Blaenau Gwent, wygrał zupełnie niezależny Peter Law zdobywając 58% głosów i uzyskując o prawie 10 tysięcy głosów więcej od następnego w konkursie kandydata laburzystów. Peter Law wystąpił z Partii Pracy, nie zgadzając się z polityką swojej partii. W okręgu Wyre Forest wygrał lekarz, Richard Taylor, z partii która się nazwała Independent Kidderminster Hospital and Health Concern (Troska o Zdrowie i Szpital Kidderminster), uzyskując 39,9% głosów, o 5 tysięcy więcej od drugiego na mecie konserwatysty.

     Tak się wybiera na Wyspach Brytyjskich. Dzięki temu Wielka Brytania i Irlandia Północna jest najbogatszym i najwyżej rozwiniętym przemysłowo krajem Unii Europejskiej, w której bezrobocie jest poniżej 4%, która ma rząd i premiera cieszącego się szacunkiem i poparciem, który nie miał czasu pojechać do Moskwy, ponieważ miał ważniejsze obowiązki w Londynie. Żeby Tony Blair mógł to zrobić musiał wygrać w swoim okręgu Sedgefield. Konkurs tam był dużym wyzwaniem, bo chętnych do pokonania urzędującego premiera zgłosiło się aż 15! Blair wygrał śpiewająco, zdobywając 58,9% głosów, prawie o 20 tysięcy więcej od najgroźniejszego rywala. 11 z nich, niestety, zapłaciło "frycowe", tracąc kaucję, bo nie przekroczyli progu 5% poparcia. Jak powiada znane porzekadło: "Jeśli nie potrafisz, nie pchaj się na afisz". A jeśli się, mimo to, pchasz, to płać!

     W Polsce jest inaczej. Sejm pełen jest krzykaczy, którzy na ustach mają wyłącznie Ojczyznę, Pana Boga, Uczciwość, Sprawiedliwość, Prawo i Troskę. Żaden z nich nigdy, w żadnym konkursie nie otarł się o granicę 50% poparcia w okręgu wyborczym. Ich filozofią są sztuczki z przelicznikami, zamiany dontów na santlagi i santlagow na donty, albo na hery, albo na drupy, albo na nimejery, albo na jeszcze inne mutacje, nieznane na świecie. W takim konkursie, w jakim wygrywa Anthony Blair i jego parlamentarzyści, każdy z nich jest bez szans. Niestety, w ten sposób pozbawiają szansy nasz kraj i jego obywateli. Ale, jak na razie, zrozumienie tego przekracza możliwości umysłowe naszych ekspertów od naprawy Rzeczypospolitej.

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
842 wyświetlen