/Piękna Pani Steinbach i chłopy mowne

Piękna Pani Steinbach i chłopy mowne

(komentarz wygłoszony na antenie Katolickiego Radia Rodzina Rozgłośni Archidiecezji Wrocławskiej, 92 FM, 18 września 2003, godz. 10.00)
 
Z mieszanymi, mówiąc delikatnie, uczuciami i bez sympatii wysłuchałem debaty na temat Centrum Wypędzonych, jaką w nocy z 16 na 17 września, z inicjatywy gazety "Rzeczpospolitej", transmitowała Telewizja Polska. Pan Zagłoba twierdził, że jest w naturze rzeczy, żeby kot był łowny, a chłop mowny. Dlatego nie poruszyły mnie wcale ani buńczuczne i zatroskane miny, ani patriotyczne oracje występujących tam ochotniczo i służbowo przedstawicieli polskiej racji stanu. Obserwując zdegustowaną minę pięknej pani Eryki Steinbach, deputowanej do Bundestagu i szefowej niemieckiego Związku Wypędzonych, odnosiłem wrażenie, że ona, tak jak ja, wie doskonale, że w dzisiejszej rzeczywistości politycznej od takiego gadania tylko kartofle w piwnicy gniją, w polityce międzynarodowej natomiast liczą się realne elementy rachunku sił. W tym realnym rachunku sił, po upadku Związku Sowieckiego i wycofaniu sowieckich wojsk z Polski, w wyniku agenturalnej, lokajskiej i wasalnej – a także głupiej i naiwnej – polityki polskich elit, uzależnienie ekonomiczne i polityczne naszego kraju od Niemiec już dawno przekroczyło wielkość i zasięg uzależnienia Polski od niezwyciężonego Kraju Rad. Prawie całość polskiego zadłużenia zagranicznego jest dzisiaj w rękach niemieckich, ogromna większość tzw. sektora bankowego jest w rękach niemieckich, w rękach niemieckich jest dzisiaj większość tytułów prasowych i innych mediów prywatnych, polskie wojsko na swoje uzbrojenie przejmuje niemiecki złom, policja niemiecka swobodnie goni przestępców po terytorium państwa polskiego, a polskich granic, na wschodzie i zachodzie, pilnują już wspólnie niemieccy pogranicznicy razem z polskimi, a nawet bez nich. Parę dni temu, przy przekraczaniu granicy polsko-niemieckiej, już tylko niemieccy strażnicy i celnicy zainteresowali się tym, kto i po co wjeżdża moim samochodem do Polski. Polscy strażnicy i celnicy zajęci byli czym innym. Dlatego z miny Pani Steinbach było widać, że wie ona dobrze, iż sprawa Centrum zostanie rozwiązana tak, jak chcą tego Niemcy, a jej obecność i udział w debacie jest niczym więcej jak kurtuazyjnym gestem, co zdawało się umykać uwadze polskich dyskutantów.

     Na wiosnę 1946 roku, ja i moja rodzina, zostaliśmy wypędzeni z Lwowa, załadowani do wagonu towarowego i przetransportowani do Wrocławia, gdzie, wśród ruin, znaleźliśmy jednopokojowe mieszkanie, w okolicach późniejszego "Trójkąta Bermudzkiego". Sprawa wypędzenia jest więc dla mnie sprawą bliską i osobistą, nie zapomniałem ani mego domu we Lwowie, ani miasta i ziemi, o których zapomnieć nie sposób. Lwów do końca moich dni pozostanie moim miastem i wiem, że podobnie myślą, jeśli nie wszyscy, to na pewno większość wypędzonych lwowiaków. Dlatego doskonale rozumiem uczucia Niemców z Breslau, dla których to miasto było nie tylko domem, ale i ośrodkiem, w którym przez wiele setek lat rodziła się i rozwijała niemiecka kultura. Wiem, że tak jak ja znam wiele poruszających i wspaniałych pieśni, piosenek i wierszy o Lwowie, tak oni znają, ich odpowiedniki o Breslau. To wszystko jest ludzkie i zrozumiałe i tu nie ma między nami różnicy. Różnica, i to zasadnicza, polega na zupełnie niewspółmiernej pozycji mojej i wszystkich Polaków z pozycją Niemców i niemieckich wypędzonych. Niemcy zostali pobici i przegrali wojnę, ale dzisiaj są najpotężniejszym państwem na Kontynencie Europejskim, pierwszym pod względem gospodarczym i dobijającym się podobnej pozycji politycznie. My zostaliśmy pobici i przegraliśmy wojnę, ale tylko liczbą ludności i rozmiarem zajmowanego terytorium plasujemy się na wysokim miejscu w Europie, pod każdym innym względem zepchnięto nas na sam dół europejskiej drabiny i na jej oślą ławkę. Z tej oślej ławki czasem rozlega się nasze tęskne rżenie, ale ci, którzy się liczą natychmiast przywołują nas do porządku. Warto pamiętać, jak Prezydent Francji, bez ogródek posłał nas do kąta, przy okazji wojny w Iraku. Nasi "elici" wydają się liczyć na to, że Ameryka o nas nie zapomni i wyciągnie z kąta, bo nawet nasz wielki amerykański rodak, prof. Zbigniew Brzeziński, nie pozostawia żadnych złudzeń: Ameryka może mieć różne problemy z Niemcami, ale do ich załatwiania w najmniejszym stopniu nie jest jej potrzebne pośrednictwo i usługi Polski! Albowiem w polityce, silni liczą się i rozmawiają tylko z silnymi, słabych jedynie wykorzystują dla swoich celów, tak jak np. Amerykanie nas w Iraku. Jeżeli zaś chodzi o kwestię wypędzonych i niemiecką robotę na tym odcinku, to najtrafniej rzecz ujął parę lat temu marksistowski filozof, Adam Schaff: "my byśmy też tak robili, gdyby nas było na to stać"!
     Nasze, pookrągłostołowe elity uczyniły wszystko co możliwe, aby nas nie było stać na jakiekolwiek partnerstwo i jakikolwiek poważny udział w debacie o wypędzeniach i innych sprawach z tym się wiążących. Jest znamienne, że debata z udziałem p. Steinbach toczy się, kiedy sprawa naszej akcesji do UE została przesądzona i zamknięta. Bo sprawy, o których jest mowa to nie jest przedmiot do popisów oratorskich, tylko takie rzeczy załatwia się konkretnymi regulacjami prawnymi, gwarantowanymi przez odpowiednio przygotowane siły i środki. To tam, gdzie wpisują się i znikają na pozór nic nie znaczące słowa jak "lub czasopisma", czy "i inne rośliny", zapadają decyzje rozstrzygające o losie regionów i narodów. Kto, w imieniu Polaków, rozstrzyga o tych kwestiach? Jeden z głównych wczorajszych mówców, Józef Oleksy, którego proces lustracyjny nie chce się nijak zakończyć, czy siedzący cicho na sali prof. Jan Truszczyński, nasz główny europejski negocjator, jawny współpracownik tajnych służb komunistycznych? Kilka dni temu ta sama "Rzeczpospolita" opublikowała tekst, którego autor donosił, że w archiwach IPN znaleziono dowody, że w latach osiemdziesiątych miał miejsce lawinowy przyrost szeregów agentów esbeckich, w tempie przekraczającym 10 tysięcy nowozwerbowanych agentów rocznie! Gdzie oni dzisiaj są, jakie prominentne, polityczne i gospodarcze stanowiska dzisiaj pełnią? Ilu z nich zasiada teraz w Sejmie i Senacie? Kto jest dzisiaj na żołdzie niemieckim, kto amerykańskim a kto rosyjskim?
     Tej prawdziwej Stajni Augiasza nie oczyszczą żadne procesy i weryfikacje jawne i tajne, nie przesieją telewizyjne debaty i krasomówcze popisy jakoby w imieniu polskiej racji stanu. Jedynym sitem, jakie można by jeszcze dzisiaj użyć do oczyszczenia tej zachwaszczonej do niemożliwości sceny politycznej byłyby wybory do Sejmu w Jednomandatowych Okręgach Wyborczych. Aby Polska i Polacy mogli się liczyć w debacie nad wypędzeniem i wszystkim, co z tego wynika, trzeba zbudować jakiś element polskiej siły. Takim elementem, na początek, byłaby kontrolowana i wyłaniana przez Polaków elita polityczna. Bez tego nie ma wyjścia z oślej ławki.
     Aby do tego doprowadzić trzeba myślenia dalekowzrocznego, nie wyłącznie o dniu dzisiejszym, i potrzebna jest ofiarność i zaangażowanie w obronie własnego interesu. W czasie wczorajszej debaty usłyszałem ciekawą informację o tym skąd pochodzą pieniądze fundacji, jaką reprezentuje p. Erika Steinbach i za które chce zbudować swoje centrum? Otóż, każdy wypędzony z obecnych ziem polskich może zamieścić na jej stronie internetowej zdjęcie swojego domu i innych nieruchomości w zamian za wpłatę 3,5 tysiąca euro na konto fundacji. I teraz za te pieniądze można budować centra i prowadzić politykę zgodną z interesami wypędzonych. Może Polacy, którzy chcą mieć swoje państwo i nie stać się jeszcze raz wypędzonymi, powinni wziąć przykład ze swoich sąsiadów? Nasze osobiste dochody są wprawdzie średnio 10 razy mniejsze od średnich dochodów Niemców, ale może kwota 350 euro od każdego, kogo na to stać i komu zależy na wyjściu z oślej ławki, całkiem by wystarczyła? "Polacy chcieliby mieć niepodległość bez przelania kropli krwi i bez wydania jednego grosza". Kto to powiedział?
     Mobilizujmy się i organizujmy wokół naszego interesu, nie czekajmy aż o naszej własności zdecydują sądy w Berlinie czy Sztrasburgu. Nie dajmy się usypiać patriotycznymi mowami ludzi, którzy nie wiadomo jaką drogą uzyskali patent na reprezentowanie nas. Tylko Jednomandatowe Okręgi Wyborcze mogą nas wyciągnąć z tych pokrzyw, w które nas zapędzono.

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
761 wyświetlen