/Przesłanie z dalekiej Kolchidy

Przesłanie z dalekiej Kolchidy

(komentarz wygłoszony na antenie Katolickiego Radia Rodzina Rozgłośni Archidiecezji Wrocławskiej, 92 FM, 27 listopada 2003, godz. 10.00)
 
Przez kilka ostatnich dni, na ekranach naszych telewizorów, w radiach i na łamach prasy, zagościła nieoczekiwanie Gruzja, owa tajemnicza Kolchida, do której płynęli Argonauci w wyprawie po złote runo. Stała się bowiem rzecz niezwykła: oto mieszkańcy Tbilisi, nie zważając na zapisy konstytucyjne i uzbrojone oddziały ochroniarzy strzegących wejścia do siedziby parlamentu, weszli – czy jak ktoś chce – wtargnęli bezprawnie na salę obrad i przepędzili z niej prawnego i konstytucyjnego prezydenta, Eduarda Szewardnadze. Tego samego Szewardnadze, który nie tak dawno był prawą ręką Michaiła Gorbaczowa, a potem, po obaleniu prezydenta Zwiada Garmsachurdii, witany był w Gruzji jako mąż opatrznościowy. Dwa lata temu, w wyborach prezydenckich, poparło go ok. 80% głosujących, wynik raczej rzadko spotykany w demokratycznych wyborach. Niestety, sprawdziło się na jego skórze porzekadło, że "łaska pańska na pstrym koniu jeździ", bo oto dzisiaj, ci sami Gruzini, którzy chętnie na niego głosowali i entuzjastycznie witali, "wzięli sprawy w swoje ręce" i nie ma już wielkiego Szewardnadze, i nawet nie bardzo wiadomo gdzie przebywa. Stało się to wszystko bez jednego wystrzału, bez przelewu krwi, "aksamitna" – jak powiadają komentatorzy – rewolucja. Niektórzy mówią o niej "rewolucja róż", bo, jak nam donoszą, sprytne gruzińskie dziewczęta, zaatakowały strzegących parlamentu żołnierzy różami i przed taką bronią skapitulować musiały zwaliste gruzińskie chłopy, uzbrojone w automaty szybkostrzelne, granaty i co tam tylko uzbrojonym chłopom dźwigać wypada. Krewkie muszą być te Gruzinki, powsadzały żołnierzom róże w lufy, uśmiechając się przewrotnie, jak to dziewczyny, w wyniku czego Szewardnadze zmył się jak niepyszny, a jego miejsce zajęła elegancka kobieta, piękna i mówiąca językami, Nino Burdżanadze.

     O Gruzji, my, Polacy, mało wiemy, bo ten kraj, prawie wcale nie pojawia się na kartach naszej historii. Podróżniczka, Aleksandra Rudalska, opowiada legendę zasłyszaną w Tbilisi o stworzeniu świata. Pan Bóg zebrał wszystkie narody, aby podzielić między nimi świat. Ustawiła się długa kolejka. Każdy chciał być pierwszy. Tylko Gruzini spokojnie czekali. Rozłożyli na ziemi kobierce, z koszy wyjęli chleby, owoce, wino i rozpoczęli biesiadę. Ucztowali tak do zmroku i nawet nie zauważyli, że podział krain został zakończony. Jednak Pan Bóg dostrzegł rozśpiewanych ludzi. "Przywołaj ich tu" – rozkazał aniołowi. A kiedy podeszli, powiedział: "Ucztowaliście, gdy inni walczyli i kłócili się o ziemię. Podzieliłem już cały światÂ… Szkoda mi was. Jesteście tacy pogodni i sympatyczni. Został jedynie niewielki, ale za to najpiękniejszy zakątek. Są tam malownicze góry, piękne łąki i urodzajne równiny. Chciałem zachować to miejsce dla siebie, ale ponieważ nic innego mi nie pozostało – oddaję je wam".
     Może wypadki ostatniego tygodnia przybliżą nam trochę Gruzję, bo warta jest tego, a poza tym i na kartach historii Polski zasługiwałaby na więcej niż wzmiankę. Chrześcijaństwo przyjęła od Greków, jeszcze za czasów Konstantyna Wielkiego, jest więc tak stare jak chrześcijaństwo Rzymu. Swój język i swoich poetów mieli Gruzini na długo przed nami. I losy ich sprzęgały się w przedziwny sposób z losami Polaków. Oto Rosja podbiła Gruzję i podporządkowała sobie w parę lat po rozbiorach Polski, bo kiedy Napoleon wojował na Zachodzie Europy, to car rosyjski podbijał Kaukaz i Wschód. Zlikwidował trwającą 15 stuleci niezależność Gruzińskiej Cerkwi Prawosławnej i podporządkował ją moskiewskiemu patriarsze. I tu na ziemi Gruzinów pojawili się Polacy i to w całkiem niemałej liczbie. Przybywali falami: po stłumieniu Powstania Kościuszkowskiego, po upadku Napoleona, po Powstaniu Listopadowym, po Powstaniu Styczniowym. Dziesiątki ? a niektórzy historycy twierdzą, że nawet setki tysięcy Polaków zaludniły Gruzję, którą car wybrał na miejsce zsyłki. Żeby jednak nie próżnowali i żeby wybić im wolnościowe myśli z głowy, większość z nich wcielona została do carskiego wojska i użyta do podboju Kaukazu, i ujarzmiania tych walecznych ludów. Wielu z nich osiedliło się tam i pozostało na zawsze. Odcisnęli swój ślad we wszystkich dziedzinach życia, w szczególności przynieśli tam z sobą romantyczne umiłowanie wolności i niepodległości. Poeta, Akakij Cereteli, nspisał nawet tak: "Nie mogę nie wyrazić swej najgłębszej wdzięczności pod adresem wielkiego Polaka, Adama Mickiewicza, którego "Konrad Wallenrod" pomnożył dziesięciokrotnie mą miłość do ojczyzny i wzmógł we mnie chęć walki o jej wyzwolenie".
     Tym gruzińskim Konradem Wallenrodem miał być Eduard Szewardnadze. Poszedł służyć moskiewskiemu satrapie i w tej służbie zyskał rozgłos światowy, uznanie i doszedł do najwyższych stanowisk. Kiedy w wyniku nieudolnych rządów Zwiada Gamsachurdii kraj znalazł się w obliczu wojny domowej, wezwano go na pomoc. Witany był jak przystało na romantycznego bohatera i wybawcę z opresji. Jednakże nie sprostał oczekiwaniom. Kiedy się rozniosło, że ostatnie wybory parlamentarne zostały sfałszowane, zażądali jego ustąpienia. Kiedy to nie odniosło skutku, weszli do parlamentu i usunęli go z urzędu.
     Nie wiem jak dalej potoczą się najbliższe losy Sakartvelos Respubliki – bo tak się nazywa oficjalnie państwo Gruzinów. Tak jak nie specjalnie udaną okazała się być wymiana Gamsachurdii na Szewardnadze, tak nie ma pewności czy Nino Burdżanadze, albo Michał Saakaszwili sprostają wyzwaniom i oczekiwaniom narodu. Kiedy losy państwa zawiesić na jednym człowieku, wtedy trzeba być przygotowanym na wszelkie niemiłe niespodzianki. Sfałszowane wybory w Gruzji odbywały się w ramach tzw. systemu proporcjonalnego, podobnie jak w Polsce, a to jest system idealny do fałszerstw i machinacji. Ciekawe, czy wykształceni na amerykańskich uniwersytetach Burdżanadze i Saakaszwili pozwolą Gruzinom wybrać władzę tak, jak to robią Amerykanie, w jednomandatowych okręgach wyborczych? Czy też, zgodnie z zasadą imperialną, uznają, że co dobre dla Ameryki dla Gruzji dobre być nie może, że Gruzja, nie bacząc na jej prawie dwutysiącletnią historię, musi, tak jak inne podbijane kraje, długo dojrzewać, zanim będzie mogła liczyć na prawdziwą wolność i suwerenność? Tym bardziej, że rurociąg z ropą z Morza Kaspijskiego do Morza Czarnego nie powinien być narażony na jakieś zamieszki i niestabilności, potrzeba więc w Gruzji władzy zgodnej z założeniami geopolityki światowej i globalizmu.
     Pomimo różnych wątpliwości ten obrazek gruziński, na którym młodzi Gruzini wchodzą do parlamentu, a Szewardnadze – konstytucyjny prezydent – wychodzi bez pożegnania – chciałbym zadedykować wszystkim politykom polskim, wszystkim moim Rodakom, a w szczególności tym wszystkim, którzy się mnie nieustannie pytają: jak to może się stać, żebyśmy wprowadzili jednomandatowe okręgi wyborcze, kiedy ONI tego nie chcą i ONI nigdy się na to nie zgodzą? Jak to się może stać, skoro wynajęci profesorowie prawa twierdzą, że wprowadzenia JOW zabrania napisana przez nich konstytucja?
     Musimy im więc przypomnieć, że to nie prawnicy konstytucjonaliści, nie posłowie z takiej czy inne partii, ale Naród Polski jest tutaj suwerenem. Jak wykazują rozliczne sondaże za zmianą systemu wyborczego opowiada się ok. 70% Polaków, którzy mają po dziurki w nosie rozpasanego partyjniactwa. Polacy mają już dosyć wymiany Oleksego na Cimoszewicza, Cimoszewicza na Millera, Walendziaka na Wagnera, Suchockiej na Buzka, mają dosyć nieustannej karuzeli stanowisk ciągle w tym samym kręgu "wybitnych telewizyjnych postaci". Oferujemy im zmianę najbardziej aksamitną z aksamitnych, możemy nawet zrzucić się na róże, jeśli szybko uchwalą wybory do Sejmu w JOW. A jeśli ta perswazja nie pomoże, będziemy musieli, jak nasi sympatyczni przyjaciele z Kaukazu, TAM WEJŚĆ i poprosić ich grzecznie, żeby wyszli. Albowiem słowo "poseł" pochodzi od tego, że go ktoś "posłał", a gdy nie robi tego czego od niego oczekuje ten, kto go tam posłał, wówczas naród ma prawo wyegzekwować swoją wolę. Wtedy niech mają nadzieję, że ta egzekucja odbędzie się aksamitnie i z różami.

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
763 wyświetlen