/O niepodległość dla Warszawy

O niepodległość dla Warszawy

(komentarz wygłoszony na antenie Katolickiego Radia Rodzina Rozgłośni Archidiecezji Wrocławskiej, 92 FM, 1 kwietnia 2004, godz. 10.00 i 21.30)
 
Ludzie, nie rozumiejący specjalnie znaczenia i roli systemu wyborczego dla życia i funkcjonowania państwa, niejednokrotnie wysuwają przeciwko Ruchowi na rzecz JOW zarzut, że my chcemy pozbyć się partii politycznych, a przecież partie polityczne są konieczne i nie można się bez nich obejść. Oczywiście, zarzut taki jest czystym nieporozumieniem. Wyjaśniają to teoretyczne prace znanych politologów jak Maurice Duverger czy Karl Popper, a potwierdza praktyka setek już lat stosowania demokracji, system JOW nie tylko nie likwiduje partii politycznych i nie usuwa ich z życia publicznego, ale – przeciwnie – wzmacnia system partyjny i prowadzi do utworzenia silnych partii, do zasadniczo dwupartyjnego, stabilnego systemu politycznego. Natomiast stabilny system polityczny jest nam konieczny, bo wszystkim potrzebne jest silne, rządne państwo, państwo, które jest w stanie się wywiązać ze swoich zobowiązań wobec obywateli. Wszyscy płacimy podatki, wszyscy utrzymujemy państwo i oczekujemy od niego, domagamy się, żądamy, aby wypełniało ono swoje funkcje i obowiązki.

     Upadek rządu Leszka Millera i rozpad SLD, który dokonał się nieledwie w kilka godzin, uświadomił wszystkim, zapewne lepiej niż cokolwiek innego, że 15 lat praktykowania demokracji w Polsce nie doprowadziło nie tylko do ukształtowania się stabilnej struktury partyjnej, a co za tym idzie stabilnej sceny politycznej, ale że nie udało się, w ciągu tylu lat, stworzyć ani jednej solidnej partii politycznej. Wielu ludzi sądziło, że takimi partiami są spadkobiercy struktur komunistycznych, dziedzice PZPR i ZSL-u, przemalowani na socjaldemokrację w postaci Sojuszu Lewicy Demokratycznej i na partię ludową w postaci Polskiego Stronnictwa Ludowego, które po prostu zawłaszczyło, prawem kaduka, nazwę partii Stanisława Mikołajczyka i ogłosiło się jego spadkobiercą. W istocie jedynym dziedzictwem, jakim wykazać może się powstały w ten sposób PSL, to majątek ZSL-u, przede wszystkim nieruchomości, domy, pałace i grunta. Do tego dochodzą najróżniejsze intratne stanowiska i pieniądze, jakie w okresie bujnego rozwoju reform Balcerowicza udało się zdobyć. Podobna, tylko na znacznie większą skalę jest sytuacja SLD. Ten majątek zapewnił przez te lata ogromną "przewagę lewicy nad prawicą", ponieważ ich tzw., prawicowi konkurenci podobnym majątkiem nie dysponowali i nie byli w stanie go zdobyć, pomimo niezwykłego zaangażowania w tę sprawę i heroicznego wysiłku dorównania swoim "lewicowym" odpowiednikom. Z tego powodu, z kilkuset partii politycznych, jakie od roku 1989 zalęgły się w Polsce, tylko nielicznym udało się przez jakiś czas utrzymać na powierzchni, a w obecnym Sejmie wszystkie partie, poza SLD i PSL, zasiadły po raz pierwszy.
     Wg politologa i filozofa z Uniwersytetu Szczecińskiego, dra Marka Zagajewskiego i jego wykładu na konferencji w Toruniu, zatytułowanym "Polityka jako biznes", tak naprawdę to w Polsce nie ma partii politycznych, w takim sensie, jakie nauki społeczne temu pojęciu przydawały, a więc organizacji politycznych skupiających ludzi posiadających wspólną wizję rozwiązywania problemów społecznych i politycznych, jakąś formułę programową i ideologiczną. Przejawia się to w fakcie, że żadna z parlamentarnych partii nie nazywa siebie partią, są to "sojusze", "unie", "porozumienia", "platformy" czy "bloki". Oczywiście, wszyscy uciekają od słowa "partia", ponieważ słowo to Polakom się źle kojarzy, ale oddaje dobrze istotę rzeczy. Dr Zagajewski użył określenia "holding", bo wszystkie te partie działają na podobieństwo holdingu biznesowego, gdzie różne firmy i spółki, pod różnymi szyldami i działające na różnych terenach i w różnych branżach, mają tylko jeden cel: maksymalizację zysków udziałowców holdingu i zabezpieczenie ich interesów. Holding nie jest zainteresowany powiększaniem liczby udziałowców i podobnie jest z tymi partiami. W efekcie wszystkie te partie polityczne, tak naprawdę, istnieją przede wszystkim na Wiejskiej i w okolicach, a im dalej od centrum Warszawy tym gorzej i już w okolicach Piaseczna czy Milanówka członków partii trzeba poszukiwać ze świecą. Najbardziej kapitalnymi przykładami tej sytuacji są powstałe w ostatnich tygodniach najpierw Federacyjny Klub Parlamentarny Romana Jagielińskiego, a teraz nowa partia lewicy, Socjaldemokracja Polska Marka Borowskiego, o której środki masowego przekazu natychmiast doniosły, że według sondaży posiada 19% poparcia! Jeszcze nie powstała, jeszcze się nie ukonstytuowała i już 19%! To, oczywiście, zakrawa na cud, ale cudem nie jest, a jest tylko i wyłącznie manipulacją opinią publiczną. Ukazuje nam przy tym, że i te środki masowego przekazu, zarówno jak i owe ośrodki badania opinii publicznej, są jedynie elementem składowym holdingu i na jego usługach.
     Tzw. opozycja domaga się teraz przyspieszonych wyborów. Wydaje im się, że chwycili Pana Boga za nogi, że rozpad SLD to dla nich życiowa szansa, że wreszcie na horyzoncie upragniona władza. Tymczasem rezultatem przyspieszonych wyborów może być tylko inne przegrupowanie w małpim gaju. Jak donosi "Polityka" z 3 kwietnia, podczas głosowania w Sejmie nad pociągnięciem Andrzeja Leppera do odpowiedzialności cywilnej 40 posłów SLD kłusem wybiegło z sali obrad. Codziennie przychodzą do nich przedstawiciele Samoobrony i oferują przejście w ich szeregi. Trwa nieustające przegrupowanie, nieustające skoki z gałęzi na gałąź. Już wszyscy doskonale to rozumieją: tak jak z rozpadu AWS wypączkowała Platforma i PiS do spółki z LPR-em, tak z rozpadającej się SLD pączkują inne róże polityczne. Dla nas, dla obywateli, dla kraju, wszystko to jest bez pozytywnego znaczenia: w żaden sposób nie poprawi funkcjonowania państwa, nie usprawni prawa ani jego egzekucji, nie zapewni bezpieczeństwa na ulicach, ani opieki medycznej, nie zatamuje ucieczki wykształconej młodzieży. Będzie tylko dalszą stratą kolejnych lat. Gdy nasi przodkowie, w II Rzeczypospolitej, w ciągu kilku lat, wybudowali Gdynię, wybudowali Centralny Okręg Przemysłowy, zbudowali znakomity system edukacyjny, kiedy japońscy matematycy uczyli się języka polskiego – nasi zarządzający zajęci są czytaniem i próbą zrozumienia zarządzeń unijnych. Pismo "Opcja na prawo" przytacza wypowiedź senatora Zbigniewa Romaszewskiego, który się żali, że na trzy dni przed posiedzeniem Senatu otrzymał 3865 stron dyrektyw europejskich na temat "kontroli weterynaryjnej handlu". Pan Senator informuje nas, że ze wszystkich senatorów tylko on jeden zainteresował się tym dokumentem, a i tak tylko po to, żeby go podziwiać, bo przecież przeczytać nie jest w stanie.
     W takiej sytuacji, w minioną sobotę, 27 marca, z inicjatywy p. Władysława Skrzypka, prezydenta Włocławka, odbył się w Urzędzie Miejskim Włocławka Zajazd Założycielski Krajowego Komitetu Referendalnego o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze w Wyborach do Sejmu. Akces do tego Komitetu zgłosiło ok. 200 osób, w tym jedną czwartą stanowią wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast. Obrady Komitetu prowadzili prezydenci miast kujawskich, Włocławka i Torunia. W wystosowanym tam apelu do społeczeństwa wskazujemy, że jedynym sposobem na zmianę tego stanu rzeczy, na stabilizację sceny politycznej, na zbudowanie stabilnej struktury partyjnej, na rządy zdolne realizować jakąś sensowną politykę zgodną z interesem państwa polskiego i narodu, jest bezzwłoczna reforma systemu wyborczego i wybory do Sejmu w okręgach jednomandatowych. Podjęliśmy uchwały o przystąpieniu do budowy struktury roboczej, która będzie koordynować i prowadzić akcję zbierania podpisów pod wnioskiem obywatelskim o przeprowadzenie referendum narodowego w tej sprawie. Spodziewamy się, że zaangażowanie się w tę akcję wójtów, burmistrzów i prezydentów miast umożliwi sprawne, szybkie i skuteczne jej przeprowadzenie.
     Omawiając Zjazd Włocławski nie sposób przejść do porządku dziennego nad składem jego uczestników. Jak wielu z nas może jeszcze pamięta, dokładnie rok temu, 15 marca 2003, apel do Prezydenta Rzeczypospolitej o JOW w wyborach do Sejmu opublikowała gazeta "Rzeczpospolita", a podpisało go ponad 70 intelektualistów, głównie, rzecz jasna, z Warszawy, bo tam wychodzi gazeta "Rzeczpospolita" i tam mieli najbliżej do złożenia swego obywatelskiego podpisu. Jednomandatowych Okręgów Wyborczych zaczęła się domagać partia, która ma zamiar przejąć władzę, Platforma Obywatelska, a według słów występującego w Sejmie w jej imieniu, na sesji w dniu 11 marca, posła Pawła Piskorskiego, Platforma była za takim rozwiązaniem, szczerze i uczciwie "od zawsze". Marszałek Donald Tusk w wypowiedziach, z tej samej trybuny, był łaskaw określić obecne wybory do Sejmu jako oszustwo i farsę. Jest więc rzeczą ciekawą, że na Zjazd do Włocławka nie pofatygował się ani jeden poseł tej partii (ani żadnej innej), nie pojawił się też nikt z warszawskich sygnatariuszy apelu drukowanego w "Rzeczpospolitej" – chociaż wszyscy zostali osobiście zaproszeni – a sama ta gazeta nie zamieściła o zjeździe jakiejkolwiek wzmianki. (Dla sprawiedliwości, stwierdzić wypada, że na palcach jednej ręki policzyć można chlubne wyjątki od tej niechlubnej reguły: profesorowie Witold Kieżun i Antoni Kamiński, którzy zawsze i stale są z nami, nie mogli przybyć z powodu kłopotów zdrowotnych, a trzech członków PAN, profesorowie Karczewski, Samsonowicz i Schild, przysłali wyrazy poparcia. W tym wypadku, istotnie, wyjątki potwierdzają regułę.)
     Już przed laty pojawiła się we Wrocławiu idea ogłoszenia Warszawy niepodległym państwem. Jest to bardzo prosta sprawa, albowiem Warszawa ma już wszystko, co jest niezbędne: ma rząd, ma Sejm i Senat, ma wszystkie ministerstwa i Komendę Główną Policji. Ma wszystkie partie polityczne i wszystkich partyjnych liderów. Ma też ogromne szeregi intelektualistów, którzy tym liderom są w stanie podpowiedzieć wszystkie rozwiązania i podpisać wszystkie apele. Wystarczy tylko na rogatkach Warszawy postawić odpowiednie rampy i straż graniczną. Gdyby mimo tego w samej Warszawie było za dużo niepotrzebnego naszym liderom pospólstwa można dodatkowo ogrodzić okolice Wiejskiej, zatrudnić dodatkowych ochraniarzy, którzy sprawdzaliby przepustki. Może wtedy Polska odetchnie.

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
697 wyświetlen