/Przegonić ochraniarzy Jaruzelskiego

Przegonić ochraniarzy Jaruzelskiego

(komentarz wygłoszony na antenie Katolickiego Radia Rodzina Rozgłośni Archidiecezji Wrocławskiej, 92 FM, 19 pażdziernika 2004, godz. 9.00 i 21.30)
 
Mija dzisiaj 20 lat od dnia uprowadzenia Księdza Jerzego Popiełuszki i ta okrągła data wywołuje falę refleksji, analiz i domysłów. Sensacją rocznicową stało się ujawnienie przez prof. Andrzeja Paczkowskiego "prywatnej notatki", sporządzonej ponoć przez Wiesława Górnickiego, w owych czasach doradcę gen. Jaruzelskiego, który, nie wiedzieć czemu, przekazał ją przed śmiercią Paczkowskiemu, z zastrzeżeniem, że ma jej nie ujawniać wcześniej niż 10 lat po śmierci autora. Nie wiadomo dlaczego Górnickiemu zależało na tych 10 latach, ani też nie wiadomo dlaczego prof. Paczkowski nie dotrzymał słowa i ujawnia ją 5 lat przed terminem, ani dlaczego, skoro zdecydował się złamać słowo, czekał z tym całe 5 lat?
     Media rzuciły się na tę notatkę jak sępy na padlinę, ale, moim zdaniem, jest to sensacja raczej mierna. Zawiera ona informację, że w czasie narady z udziałem Jaruzelskiego i jego najbliższych współpracowników, mieli oni dojść do wniosku, że zlecenie zabicia Księdza Jerzego musiał wydać gen. Mirosław Milewski, członek Biura Politycznego KC PZPR, nadzorujący działalność MSW. Żadna to rewelacja, bo o Milewskim jako o zleceniodawcy tego morderstwa mówiło się od początku. Według Jerzego Urbana, który tę sprawę skomentował w swoim tygodniku, Jaruzelski dlatego powiedział o tym przy Górnickim, ponieważ zależało mu na tym, aby taki pogląd został rozpowszechniony i aby ułatwić mu wysadzenie Milewskiego z siodła. Co mu się, w efekcie udało. (Tak pisze Urban, główny apologeta Jaruzelskiego, ale w tym miejscu jakby mu trochę pióro poleciało nie w tę stronę co zawsze?)

     Rozwiązanie zagadki jest utrudnione przede wszystkim przez fakt, że okoliczności dokonania tej zbrodni nie zostały wyjaśnione i pomimo badań, dociekań, śledztw prokuratorskich i ipeenowskich, pomimo procesu sądowego, ujęcia i skazania ludzi, którzy do popełnienia tej zbrodni się przyznali, na wiele pytań nie znajdujemy odpowiedzi i gubimy się w domysłach. Proces przed Sądem Wojewódzkim w Toruniu, który trwał od 27 grudnia 1984 do 7 lutego 1985 i zakończył się skazaniem Piotrowskiego i Pietruszki na 25 lat więzienia, Pękali na 15 lat, a Chmielewskiego na 14 lat, jak już dzisiaj zgodnie wszyscy stwierdzają, był wyreżyserowanym spektaklem, który miał nie wiele wspólnego z prawdą. Czwórka esbeków wzięła na siebie winę, opowiedziała sądowi poruszającą historię męczeństwa Księdza Jerzego, nie zająknęła się jednak ani słowem, żeby – broń Panie Boże – ktoś jeszcze miał maczać w tym palce. Za tę dzielną postawę Piotrowski opuścił więzienie w 2001 roku, jego szef, Pietruszka już w 1995, a Pękala i Chmielewski jeszcze wcześniej.
     Jest wiele oczywistych kwestii związanych ze zbrodnią na Jerzym Popiełuszce, na które do dzisiaj nie znamy odpowiedzi, pomimo, że ludzie, którzy tę odpowiedź są nam winni funkcjonują nadal w naszym życiu publicznym, a nawet odgrywają, w różnych środowiskach, rolę autorytetów. Niektóre z tych pytań, jak słyszymy, jeszcze w roku 1991, usiłował postawić prokurator Andrzej Witkowski, prowadzący wówczas śledztwo w sprawie okoliczności zbrodni, ale natychmiast odsunięto go od prowadzenia sprawy i przeniesiono na inną placówkę. Co ciekawe, podobne pytania pozwalam sobie stawiać publicznie od roku 1984, pomimo, że nie miałem i nie mam dostępu do żadnych tajnych dokumentów, posługując się jedynie kojarzeniem faktów i zwykłą, dostępną każdemu logiką. Cała bowiem historia, opowiedziana przez Piotrowskiego i spółkę, a następnie zatwierdzona przez sądy i wszystkie autorytety państwowe i niepaństwowe, podana nam do wierzenia, jest kompletnie bez sensu i nic tam nie trzyma się kupy, a jedynym dowodem na jej prawdziwość są niespójne zeznania zawodowych kłamców i morderców. Przyznają się oni wprawdzie do zabicia Księdza i wrzucenia go do Wisły, ale, jak się dowiadujemy, każdy z nich wskazał, podczas wizji lokalnej, inne miejsce, w którym tego dokonali. Instytut Pamięci Narodowej wydaje Biuletyn, i w nr 10 z października tego roku, wydanym z okazji 20.rocznicy śmierci Jerzego Popiełuszki, drukuje różne teksty, oparte na znalezionych tam dokumentach. W tekście Tomasza Chincińskiego "Na tropach prowokacji", cytuje się różne protokóły, miedzy innymi dotyczące rozbieżności zeznań tej szajki odnośnie miejsca wrzucenia ciała do rzeki. "Z całokształtu dotychczasowych wyjaśnień podejrzanego można wnioskować, że nie mówi on prawdy, celowo wprowadza nas w błąd, podając różne wersje co do miejsca porzucenia księdza". Powstaje pytanie, na które do dzisiaj nie znaleziono odpowiedzi: w jakim celu zabójca, który przyznał się ze skruchą do zbrodni, pokazuje nie to miejsce, w którym wrzucił ciało? Jak bowiem wynika z publikowanych dokumentów, miejsce to od razu przeszukiwała ekipa złożona z 32 płetwonurków, antyterrorystów, którzy 26 października 1984, przez 4 godziny, do zapadnięcia zmroku o godzinie 16.30 przeszukują to miejsce i nic nie znajdują?
     Ale może nie kłamie Chmielewski, może kłamie raczej ktoś, kogo do dzisiaj nikt nie jest w stanie zmusić do powiedzenia prawdy, a kto kierował tymi poszukiwaniami? Nie kierował nimi przecież żaden zwykły śledczy, ani jakiś młodszy czy starszy oficer. Jak relacjonuje ten sam Biuletyn IPN poszukiwania ciała Jerzego Popiełuszki prowadzi nie jakaś ekipa, ale cała dywizja: "1423 funckjonariuszy ZOMO, z Poznania (300), Łodzi (300), Bydgoszczy (200), Torunia (170), Włocławka (100), Płocka (100), Olsztyna (100), Ciechanowa (70), Ostrołęki (50) oraz 33 funkcjonariuszy innych jednostek". Nad tą chmarą poszukiwaczy fruwają śmigłowce Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych MSW, które oświetlają teren. Cała Polska widzi i słyszy huk tych poszukiwań i nie może mieć cienia wątpliwości, że gen. Jaruzelskiemu naprawdę zależy na wykryciu prawdy! Gdyby bowiem wszystko to była lipa i hucpa, to czy byłoby możliwym, żeby w parę lat po tych poszukiwaniach, autorytety moralne "Solidarności" wybrały go na prezydenta Wolnej i Niepodległej i podawały nam do wierzenia, że tak on sam, jak i jego prawa ręka, to prawdziwi ludzie honoru?
     Mamy podstawy, żeby nie wierzyć autorytetom i uważać, że obaj szacowni generałowie kłamią i oszukują, a razem z nimi nadal kłamią i oszukują całkiem liczne gremia ich wczorajszych podwładnych. Przygotowując do druku, w listopadzie 1984, specjalny, poświęcony w całości zamordowaniu Jerzego Popiełuszki, numer podziemnego kwartalnika "Obecność", zanotowałem fakt następujący: w sobotę, 27 października, we Wrocławiu, a więc stosunkowo daleko od Włocławka, gdzie te poszukiwania trwały, rozeszła się, w kręgach prokuratorów, wiadomość, że ciało Księdza Jerzego zostało znalezione przy tamie we Włocławku. Pomimo tego ekipy złożone z wielu setek "poszukiwaczy" nadal tego ciała szukały. Dopiero we wtorek, 30 października, w asyście kamer telewizyjnych i mikrofonów radiowych, po południu, miałem okazję usłyszeć przez radio całą, transmitowaną na żywo relację ze znalezienia i wydobycia zwłok, akurat w tym miejscu, które "szeptanka" głosiła od 4 dni. Może więc Chmielewski nie kłamał, może tych 32 płetwonurków znalazło ciało już na 4 dni przed jego powtórnym znalezieniem? Według cytowanego wyżej protokołu, poszukiwania w dniu 26 października przerwano o godzinie 16.30, "z powodu zapadnięcia zmroku". Tymczasem, 4 dni później, poszukiwania trwają znacznie dłużej i protokół podaje godzinę 17.00 jako godzinę znalezienia i wydobycia zwłok. Czyżby w tamtym roku, odmiennie niż od zarania dziejów, dzień się wydłużał?
     W takim razie, po co ta cała maskarada, za ogromne pieniądze, po co ten cały cyrk?
     Musiał się o tym wszystkim dowiedzieć prokurator Witkowski i nabyć wątpliwości, co do tych wszystkich ustaleń śledczych. Wysunął więc hipotezę, że Ksiądz Jerzy wcale nie został zabity i utopiony 19 października, jak opowiadają ci, którzy się do zabójstwa przyznali, ale że wszystko to musiało się odbyć całkiem inaczej. I za te horrendalne herezje został ciupasem odsunięty od śledztwa.
     Minęło 13 lat, prokurator Witkowski podobno jest teraz w IPN i powraca do swoich niewyjaśnionych tajemnic. Są, jak wiemy, tajemnice nie do wyjaśnienia, jak, dla przykładu tajemnica śmierci Generała Władysława Sikorskiego, a tajna teczka dotycząca tej sprawy w tajnych archiwach brytyjskich ma napis "nie otwierać nigdy". Myślę, że w Polsce nie musi tak być. Nie przypuszczam, żeby za sprawcami tego mordu stały, ochraniające ich instytucje naszych wspaniałych sojuszników, Amerykanów i Anglików, NATO i UE. Jestem przekonany, że jednomandatowe okręgi wyborcze w wyborach do Sejmu przegoniłyby ze sceny politycznej ochraniarzy Jaruzelskiego i Kiszczaka, zerwałyby wreszcie tę śliską i brudną pępowinę, która uparcie łączy III RP z PRL i jej sekretami. Moim zdaniem to wystarczy, aby cała prawda o męczeństwie i śmierci Jerzego Popiełuszki wyszła na jaw. Ta prawda nam się należy.

About Jerzy Przystawa

Jerzy Przystawa (1939-2012) – naukowiec, fizyk, profesor dr hab., nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, twórca i założyciel ogólnopolskiego Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych
701 wyświetlen