Na łamach „Gazety Obywatelskiej” toczy się interesująca dyskusja o systemach wyborczych. W numerze 82. „GO” (20.02-5.03.2015) ukazał się artykuł Zdzisława Ilskiego pt. „Ordynacja wolnościowa” i system głosowania aprobującego oraz odpowiedź Kornela Morawieckiego pt. „Prosta, zrozumiała i lepsza”.
Zdzisław Ilski – „Ordynacja wolnościowa” i system głosowania aprobującego
System wyborczy to dla Polski kluczowa sprawa. Pomysłodawca „ordynacji wolnościowej” – Kornel Morawiecki – trafnie napisał w parafrazie znanej sentencji, że: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich przedstawicieli wybieranie”.
Sposób powoływania parlamentu wpływa bowiem nie tylko na sam jego skład. Przede wszystkim wskazuje formację rządzącą, rzutuje na treść polityki państwa i sposób jego funkcjonowania, oddziałując tym samym na całokształt życia politycznego i społecznego. Wreszcie rozstrzyga kwestię odpowiedzialności za sprawowanie władzy, co w porządku demokratycznym powinno mieć zasadnicze znaczenie. Jak pisał hiszpański filozof José Ortega y Gasset: „Zdrowie demokracji, każdego typu i każdego stopnia, zależy od jednego drobnego szczegółu technicznego, a mianowicie: procedury wyborczej. Cała reszta to sprawy drugorzędne”.
Propozycje amerykańskie
Koncept „ordynacji wolnościowej” jest propozycją wprowadzenia w Polsce takiego wariantu większościowego systemu wyborczego, jaki znany jest pod nazwą głosowania aprobującego. To jeden z „nowszych” systemów wyborczych. Zaproponowali go w latach siedemdziesiątych XX w. Amerykanie: politolog Steven J. Brams i zajmujący się badaniami operacyjnymi Peter C. Fishburn, a polski czytelnik mógł się z ich pomysłem zapoznać także w pracy pt. „Elementy teorii wyboru społecznego”, wydanej pod redakcją Grzegorza Lissowskiego (Warszawa 2001, s. 165-202). Prawdopodobnie jednak K. Morawiecki samodzielnie doszedł do porównywalnego pomysłu. Przedstawiane przez niego założenia, cele i argumenty tylko częściowo odpowiadają bowiem wnioskom wysuwanym przez autorów amerykańskich. O ile oni porównują głosowanie aprobujące z innymi jednoturowymi systemami większościowymi, tak K. Morawiecki konfrontuje swój projekt z ordynacjami: większościową i proporcjonalną. „Ordynacja wolnościowa” wydaje się więc być jego projektem autorskim. Rdzeniem obu koncepcji jest założenie, że wyborcy mogą poprzeć tylu kandydatów, ilu sobie życzą, bez żadnego limitu. Badacze amerykańscy doprecyzowali, że wyborcy nie mogą oddać na pojedynczego kandydata więcej niż jeden głos (w przeciwnym wypadku byłby to system głosowania kumulacyjnego). W obu koncepcjach wyborcy nie dokonują również żadnego rangowego porządkowania kandydatów. Na tym też polega jeden z wolnościowych aspektów tych pomysłów, a autorzy amerykańscy podkreślili wręcz, że przyznanie głosującym możliwości dokonania maksymalnej liczby wyborów, bez porządkowania kandydatów, jest jedną z „potencjalnie atrakcyjnych cech głosowania aprobującego”. Autor „ordynacji wolnościowej” niepotrzebnie zestawia natomiast swój projekt z irlandzkim systemem wyborczym. W rzeczywistości są to różne światy wyborcze. Głosowanie aprobujące i „ordynacja wolnościowa” to systemy większościowe, niezakładające budowania żadnego rankingu, podczas gdy irlandzki system pojedynczego głosu przechodniego (STV) to system proporcjonalny (lub quasi – proporcjonalny), wymagający rangowego porządkowania przez wyborców kandydatów, podobnie jak australijski system głosowania alternatywnego (AV).
Okręgi jedno- czy wielomandatowe
Uczeni amerykańscy nie wypowiedzieli się na temat wielkości okręgów wyborczych; z lektury ich pracy wynika jednak, że rozważali działanie systemu głosowania aprobującego w okręgach jednomandatowych. Z kolei K. Morawiecki przyjął, że okręgi wyborcze mogą być jedno-, lub wielomandatowe. Można odnieść wrażenie, że – pisząc: „Nie w tym rzecz” – z pewną nonszalancją potraktował kwestię wielkości okręgów wyborczych. A jest ona poważna. Rzecz bowiem w tym, że wybory przeprowadzane w okręgach jednomandatowych lub skąpomandatowych sprzyjają zaistnieniu efektu większościowego, redukującego liczbę partii w parlamencie i ułatwiającego tworzenie rządu jednopartyjnego. Z kolei wybory przeprowadzane w dużych okręgach wielomandatowych sprzyjają rozproszeniu parlamentu i rządom koalicyjnym. Wielkość okręgów wyborczych wywiera więc silny wpływ na funkcjonowanie parlamentaryzmu i dlatego nie należy jej lekceważyć.
Remisy
Obie koncepcje oparte są na założeniu, że wybory przeprowadzane są w jednej turze, a do zwycięstwa potrzebne będzie uzyskanie zwykłej większości głosów. Różnie wypowiadają się jednak w kwestii możliwego remisu, a dobrze skonstruowany system wyborczy powinien to uwzględnić. S.J. Brams i P.C. Fishburn uznali remis za mało prawdopodobny, ale dopuścili jednak możliwość jego zaistnienia, rezygnując wszelako z podania propozycji rozwiązania tego problemu. Także K. Morawiecki sądzi, że przypadek uzyskania tej samej i największej liczby głosów przez kilku kandydatów jest mało prawdopodobny. W ostatniej wypowiedzi na łamach „Gazety Obywatelskiej” również i on uznał taką możliwość i napisał, że w przypadku remisu kandydatów ubiegających się o „ostatnie miejsce mandatowe” można przyjąć, że posłem zostanie kandydat, którego rejestracje na liście poparło więcej osób. Słabą stroną tej propozycji jest sama praktyka wyborcza w Polsce. Otóż w wielu wypadkach podpisy są zbierane poprzez angażowanie finansów i tym samym rozwiązanie to premiowałoby bardziej „zamożne”, a zwłaszcza partyjne, komitety wyborcze. Podpowiadam więc, że w państwach przeprowadzających wybory w okręgach jednomandatowych – w sytuacji remisu – Anglicy czy Niemcy wprowadzają losowanie, a Francuzi za zwycięzcę uznają starszego wiekiem.
Szczere oddawanie głosu
Oba projekty różnie wypowiadają się w sprawie właściwości i efektów ich urzeczywistnienia. Uczeni amerykańscy rozbudowali te zagadnienia. Twierdzili, że głosowanie aprobujące jest systemem najbardziej sprzyjającym głosowaniu szczeremu, czyli zgodnemu z rzeczywistymi poglądami i preferencjami wyborców, a tym samym systemem „odpornym na zachowania strategiczne”, czyli takie, w którym wyborca oddaje głos nie na tego kandydata, którego najwyżej ceni, a na tego, który ma np. większe szanse odniesienia zwycięstwa. Stanowisko K. Morawieckiego jest zbliżone. Przyjmując, że „ordynacja wolnościowa” zwiększy możliwość korzystania z biernego prawa wyborczego przez osoby zrzeszone i niezrzeszone, znaczenie szczególne przywiązał jednak do kwestii spożytkowania czynnego prawa wyborczego. Raczej słusznie, bo jak pokazuje praktyka, pragnących być parlamentarzystami jest zawsze niewielu, a głosujących wręcz wielomilionowe rzesze. „Istotą i nowością” swojej propozycji nazwał to, że „każdy głosujący może zakreślić – czyli ma prawo wybierać – dowolną liczbę kandydatów”. Na tym polegać ma głównie „wolnościowy” sens jego propozycji. Wyborcy nie będą zmuszeni do oddawania głosu kategorycznego, czyli popierającego konkretnego kandydata, mogą uwzględnić w akcie wyborczym swoje podzielone sympatie, mają możliwość „ważenia oraz dzielenia własnego głosu”.
Mocniejsza legitymizacja
Pomysłodawcy głosowania aprobującego sugerowali, że system większości względnej w pewnych sytuacjach prowadzi do zwycięstwa kandydata, który wprawdzie był pierwszy na mecie, ale zarazem nie był popierany przez większość wyborców. Sens ich propozycji polega na tym, żeby zwycięska kandydatura otrzymała największe poparcie w relacji z innymi konkurentami. Sądzili ponadto, że głosowanie aprobujące prawdopodobnie pozwoli już w pierwszej turze wyłonić tzw. zwycięzcę Condorceta, czyli takiego, który wygrywa rywalizację z każdym z kontrkandydatów. Autor „ordynacji wolnościowej” wprawdzie o zwycięzcy w sensie Condorceta nie pisze, ale poniekąd rozumuje podobnie, bo także przyjmuje, że jego projekt będzie sprzyjał wyłonieniu mandatariusza dysponującego większym poparciem głosujących, niż to, jakie dają inne systemy wyborcze. Obie koncepcje zakładają, że ich urzeczywistnienie wzmocni legitymację elekcji jednoturowej.
Systemy dwupartyjne
Amerykanie S.J. Brams i P.C. Fishburn przewidywali, iż głosowanie aprobujące – dzięki szczeremu głosowaniu – prawdopodobnie zwiększy frekwencję wyborczą oraz zwiększy legitymację samego systemu wyborczego. Ponadto będzie sprzyjało elekcji kandydatów umiarkowanych, centrowych, ale bez odbierania głosującym sposobności popierania kandydatów skrajnych. Przypuszczali także, iż instytucjonalną konsekwencją ich propozycji będzie osłabienie systemu dwupartyjnego. Trudno jednak traktować to jako walor głosowania aprobującego. Dwupartyjne systemy – podtrzymywane przez ordynacje większościowe, realizowane w okręgach jednomandatowych – są efektywne, pozwalają prowadzić długoletnią spójną politykę i jako takie sprawdzają się w USA, Wielkiej Brytanii i innych krajach. Oczywiście trzeba tu pamiętać, że w określeniu „system dwupartyjny” nie chodzi o to, że na scenie politycznej czy w parlamencie będą tylko dwie partie. Wyrażenie „system dwupartyjny” oznacza bardziej sytuację, że dwie partie mają kluczowe znaczenie dla systemu i życia politycznego, są zdolne do samodzielnego sprawowania władzy, ale nie wyklucza to istnienia innych partii. Chyba jednak lepiej od autorów amerykańskich rzecz widzi K. Morawiecki pisząc w swoim projekcie, że wyniki wyborów „będą oddawały poparcie dla dominujących partii”, nie eliminując wszakże ugrupowań mniejszych czy kandydatów niezależnych.
Niebezpieczeństwo manipulacji i niezrozumienie
Autorzy obu koncepcji są przekonani, że oferują system prosty i zrozumiały „dla każdego”. Amerykanie byli tu trochę bardziej ostrożni, bo przyznali, że ich pomysł może napotkać zarzut, iż z powodu znacznej liczby możliwych opcji zachowania się, głosowanie aprobujące może prowadzić do „zamętu u wyborców” oraz że może stworzyć „niebezpieczeństwo strategicznej manipulacji”. Trudno jednak zgodzić się z ogólną oceną, że system głosowania aprobującego, i jego polski odpowiednik w postaci „ordynacji wolnościowej”, to systemy wyborcze proste i zrozumiałe. Kwestię percepcji systemu wyborczego należy raczej postrzegać nie tyle w indywidualnej, co masowej skali. W praktyce wyborczej, polegającej na udziale w wyborach wręcz milionów głosujących, ten sposób elekcji może okazać się dla wielu wybierających właśnie niezrozumiałym i dezinformującym. Nie do każdego wyborcy dotrze informacja o tym, jak może się zachować podczas wyborów. A spośród tych, do których dotrze, to jedni ją uwzględnią, a inni nie uwierzą, iż można oddać głos np. na wszystkich kandydatów na liście/karcie wyborczej, a jeszcze innych zadziwi to, że można wybierać nie wybierając. W sumie wyborcy zostaną podzieleni na lepiej lub gorzej przygotowanych do decyzji wyborczej.
Przejrzysty i zrozumiały system
Żyjemy i funkcjonujemy w porządku demokratycznym. Ze względu na rozmiar naszego kraju nie możemy często stosować demokracji bezpośredniej. Nasza demokracja ma charakter pośredni, w gruncie rzeczy jest demokracją wyborczą. Wybory są w niej kluczowym instrumentem ludowładztwa. Aby ten instrument był sprawnym narzędziem urzeczywistniania władzy przez naród polski, system wyborczy musi być prosty i zrozumiały. Taki, którym będzie mógł się posłużyć Polak nawet najmniej przygotowany do życia politycznego. To jest wręcz niezbędny warunek demokratycznego systemu wyborczego. Warunek ten spełnia większościowy system wyborczy, realizowany w okręgach jednomandatowych. W tym systemie każdy jego element – od procedury zgłaszania kandydatów na posłów, przez głosowanie, aż po obliczanie wyników wyborczych – jest zarówno zrozumiały, jak i łatwy do kontrolowania przez obywateli.
————————————————————————————————————————-
Kornel Morawiecki – Prosta, zrozumiała i lepsza
W dyskusji prof. Zdzisława Ilskiego wszystko mi się podoba. Do pomysłu ordynacji wolnościowej doszedłem samodzielnie, jestem podbudowany tym, że amerykańscy politolodzy dawali podobną propozycję.
Moim celem jest przekonanie specjalistów, polityków i ogółu Polaków, że ta propozycja jest lepsza od obu powszechnie stosowanych ordynacji w Polsce i na świecie: od większościowej (JOW) i od proporcjonalnej.
Dwa obozy
Bieda w tym, że dziś Polska jest podzielona na obozy zwolenników i przeciwników każdej z tych ordynacji. Ten spór jest jałowy. Zwolennicy, a może bardziej wyznawcy JOW przedstawiają tę ordynację jako objawienie. A przecież słabości i wady tej ordynacji, która w demokracjach była pierwotna, spowodowały wprowadzenie alternatywnego modelu proporcjonalnego. Czy nie było tak panie Profesorze?
Czerwone światła
Jak zrozumiałem z większością argumentów głoszącą przewagę ordynacji wolnościowej nad JOW Profesor się zgadza. Pozostaje jedna kwestia: prostoty i zrozumiałości obu ordynacji. Czy naprawdę prostsza jest ordynacja, w której, żeby był ważny głos musisz postawić jeden krzyżyk, od takiej w której krzyżyki możesz postawić przy ilu chcesz kandydatach i twój głos zawsze będzie ważny? Czy ostatnie wybory samorządowe, w których do sejmików było ok. 20 proc. głosów nieważnych (co piąty głosujący został pozbawiony głosu), czy te wybory nie zapaliły czerwonych świateł wokół ordynacji wymagających postawienia tylko jednego krzyżyka?
Głos każdego – ważny i równy
W ordynacji wolnościowej każdy preferuje ilu chce kandydatów – tych przy których stawia krzyżyk. Gdy krzyżyk stawiasz przy wszystkich kandydatach, żadnego z nich nie wyróżniasz, gdy stawiasz krzyżyk przy jednym kandydacie, to tylko jego popierasz, jego wyróżniasz. Gdy zakreślasz dwóch kandydatów to znaczy, że im obu dajesz poparcie, po równo swój głos udzielasz jednemu i drugiemu. Wygrywa ten kandydat w jednomandatowym okręgu albo ci kandydaci w okręgu wielomandatowym, którzy dostaną największe poparcie od wszystkich głosujących. To jest ordynacja wolnościowa, bo głosującemu wolno głosować tak jak chce, jego głos zawsze się liczy i zawsze liczy się tak samo, jak głos każdego innego. Głos kogoś, kto stawia dwa krzyżyki nie jest silniejszy od głosu tego, kto stawia jeden lub trzy krzyżyki. Co tu jest, tak w indywidualnej, jak i masowej skali niezrozumiałe? Czy taki wybór, który w wypadku jednomandatowych okręgów daje każdemu możliwość wyboru kandydatów bliskich jego poglądom i preferencjom, a nie zmusza głosującego do wybieranie tylko tego, kto ma szanse albo tylko tego, kto mu się podoba, czy taki wybór nie jest bardziej demokratyczny niż wybór w ordynacji JOW, albo głosowanie na jednego kandydata z jednej partii w ordynacji proporcjonalnej? Bardzo proszę mego polemistę o przemyślenie tego ostatniego, spornego argumentu i rezygnację z popierania ordynacji JOW na rzecz oczywiście lepszej i śmiem twierdzić prostszej ordynacji wolnościowej.
Źródło: „Gazeta Obywatelska” nr 80
- Walne Zgromadzenie Stowarzyszenia JOW – 29.06.2024 - 13 czerwca 2024
- 30-lecie Ruchu JOW. Relacja video - 9 stycznia 2024
- Program VIII Listopadowej Konferencji Ruchu JOW - 29 października 2022
- VIII Listopadowa Konferencja Ruchu JOW – 5.11.2022 - 25 października 2022
- Walne Zgromadzenie Stowarzyszenia JOW - 16 czerwca 2022
- Konferencja Ruchu JOW – 20.11.2021 - 17 listopada 2021
- Debata ustrojowa – Finansowanie partii politycznych - 19 października 2021
- Walne Zgromadzenie Stowarzyszenia JOW - 6 lipca 2021
- Debata ustrojowa – system prezydencki czy parlamentarno-gabinetowy - 27 czerwca 2021
- Pogrzeb śp. prof. Witolda Kieżuna - 22 czerwca 2021
Ruch JOW, wieloletnią pracą wielu osób zaangażowanych w ideę wprowadzenia systemu JOW w Polsce, sam wypracował sobie pozycję. Nieoceniona jest rola ruchu w kształtowaniu świadomości społecznej i walka o przywrócenie biernego prawa wyborczego.
Idea systemu JOW była zapewne podstawą bezprecedensowego sukcesu w pierwszej turze wyborów prezydenckich Pawła Kukiza.
Mam jednak kilka uwag i pytań:
1) Zwracam uwagę na to , że postulat przywrócenia w Polsce biernego prawa wyborczego powinien być oddzielony od postulatu JOW. Z prostej przyczyny: niezależnie od tego czy ktoś uznaje JOW jako najkorzystniejszą ordynację, czy nie, większość środowisk widzących konieczność reformy ordynacji wyborczej widzi konieczność przywrócenia biernego prawa wyborczego. Powinien istnieć pewien konsensus dla tej reformy wśród wielu środowisk, niezależnie od ordynacji wyborczej jaką uznają za najlepszą.
2) Zgadzam się, że ordynacja wolnościowa Kornela Morawieckiego nie ma nic wspólnego z ordynacją STV. Istnieją też udokumentowane wady proponowanej przez Kornela Morawieckiego ordynacji wolnościowej. Ponieważ jest to ordynacja większościowa, umożliwia uzyskiwanie znacznej przewagi ugrupowaniom posiadającym zdyscyplinowany elektorat – wybieranie wszystkich kandydatów z jednej listy przez zdyscyplinowany elektorat i w konsekwencji uzyskiwanie znacznej przewagi jednemu ugrupowaniu.
3) Zwolennicy na rzecz JOW używają argumentu, że partie w systemie JOW są grupami wzajemnych asocjacji. Wobec tego proszę o wykazanie tego. Proszę o pokazanie na konkretnych przykładach, w jaki sposób w Zjednoczonym Królestwie grupy tych wzajemnych asocjacji w partiach Labour lub Conservative broniły interesów Partii Zielonych, narodowości wchodzących w skład Zjednoczonego Królestwa (Szkotów, Irlandczyków, Walijczyków i Anglików)? W jaki sposób grupy wzajemnych asocjacji w partii Camerona broniła interesów grup robotniczych lub ludzi najuboższych w ostatnich latach?
4) W świecie globalnym, w którym nawet w sprawach lokalnych dowiadujemy się pewnych rzeczy z mediów, jaki sens ma wprowadzenie małych okręgów? Dlaczego na forum parlamentu krajowego mają być reprezentowane interesy małych okręgów wyborczych? Jaka jest w tym takim systemie rola wyborów samorządowych?
Kilka uwag w tej dyskusji, pisanych już w czasie przed-referendalnym:
1) Jest absolutnym skandalem i szkodliwe, że referendum odbywa się w tak szybkim terminie – praktycznie bez debaty. Referendum powinno być poprzedzone długą debatą, a pytania do wyboru powinny zawierać również system większościowy, wielomandatowy, którego jestem (na razie) zwolennikiem. Referendum w tym trybie nie jest rozwojem społeczeństwa obywatelskiego, a krokiem wstecz lub dreptaniem w miejscu.
2) Zgadzam się, że głosowanie na dowolną liczbę kandydatów komplikuje ordynację, ale nowatorski element systemu „wolnościowego” można uprościć ograniczając wybór do np. 3 kandydatów. Nie widzę praktycznego zastosowania dla dopuszczania możliwości zakreślania wszystkich kandydatów na liście.
3) Oba omawiane systemy są systemami większościowymi i umożliwiają start w wyborach praktyczne każdemu, co jest wartością tych systemów.
4) Zaletą systemu jednomandatowego jest wielkość okręgów wyborczych (małe okręgi) i łatwość odwołania kandydatów, jeśli polityka danego kandydata nie odpowiada wyborcom. W systemach wielomandatowych kandydat może zawsze otrzymać jeden z mandatów dzięki popularności np. medialnej. Niekoniecznie jest to wada – odpadną tylko kandydaci naprawdę marni i nieefektywni.
5) Dwupartyjność nie jest zaletą systemu politycznego. Przykład Zjednoczonego Królestwa i Stanów Zjednoczonych i brak poczucia wpływu na politykę wśród wielu osób.
6) Ponieważ oba systemy są większościowe, eliminuje się przypadki, w których do sejmu dostają się kandydaci z mniejszą liczbą głosów od kontrkandydatów, co jest możliwe w ordynacji proporcjonalnej. Zaleta obu omawianych systemów.
AD 5 Jest zaleta bo dwupartyjnosc w JOW to pluralizm wewnatrz-partyjny. Partie sa inne jakosciowo, ich wewnetrzny charakter bardziej przypomina szerokie stowarzyszenie niz ”firme” tak jak to jest w listach partyjnych . W Wielkiej Brytanii w ostatnich wyborach frekwencja wyniosla 66% co sugeruje ze te 66% docenia formule wyborow.
Grzegorz Osowski i Damian Kmiotek pytają o rzeczy zasadniczo ważne. Już sama etymologia słowa „demokracja” wskazuje, że ordynacja wyborcza służyć powinna ludowi, rozumianemu w tym wypadku jako ogół wyborców, a w innej perspektywie – narodowi. Bardziej złożona jest kwestia: „do czego” potrzebna jest ordynacja wyborcza ? W pierwszym rzędzie do tego, żeby pomogła „demosowi” wyłonić Sejm z wyraźną większością, zdolną do tworzenia rządu, najlepiej jednopartyjnego, działającego na podstawie programu spójnego i akceptowanego przez wyborców. Ordynacja powinna też otwierać możliwość realnego rozliczenia polityków rządzących. Ważnym celem wyborów pozostaje też wyłonienie Sejmu reprezentatywnego dla społeczeństwa. Tyle, że Sejm reprezentatywny dla społeczeństwa, to nie tyle Sejm partyjny – jak wyobrażają to sobie zwolennicy proporcjonalności – lecz dostępny także dla innych form politycznego organizowania się Polaków, a także dla kandydatur niezależnych. Większościowy system wyborczy z okręgami jednomandatowymi pozwala te cele osiągać, a wiemy to z doświadczeń parlamentarnych innych państw.
Damian Kmiotek pyta z kolei, czy „ordynacja wolnościowa” doprowadzi do systemu dwupartyjnego. Z punktu widzenia jej autora wykluczone to bynajmniej nie jest. Ale odpowiedź nadal jest trudna, bo jak dotąd głosowanie aprobujące nie jest praktykowane w wyborach parlamentarnych. Więc tylko z pewnym prawdopodobieństwem można ryzykować hipotezę, że zastosowanie „ordynacji wolnościowej” w okręgach wielomandatowych może sprzyjać rozdrobnieniu parlamentu. Gdyby natomiast K. Morawiecki skorygował swój pomysł i rozstrzygnął, że „wybór wolnościowy” będzie dokonywany w okręgach jednomandatowych, to oczywiście zwiększy się prawdopodobieństwo, że taki system wyborczy też będzie sprzyjał systemowi dwupartyjnemu, a w ślad za tym także kreowaniu większości parlamentarnej.
„Ordynacja wolnościowa” jest nie tylko „Prosta, zrozumiała i lepsza”, jak ogłosił jej Autor, lecz przede wszystkim to doskonały sposób na odwracanie uwagi od rzeczy istotnych.
Wystarczy ograniczyć liczbę zakreślanych kandydatów do trzech (lub innej liczby) i już system jest prosty. Dyskusja nie jest nigdy odwracaniem uwagi od rzeczy zasadniczych – oba systemy są obywatelskie i to należy podkreślić, a zasadniczym ich elementem jest odejście od systemu proporcjonalnego.
Z mojego punktu widzenia najważniejsza jest odpowiedz na pytanie, czy taki system doprowadzi do systemu dwupartyjnego, czy nie. Jeśli zdecydowana większość wyborców będzie zaznaczała więcej niż jednego kandydata, to uważam, że nie doprowadzi to do systemu dwupartyjnego, a to duży minus takiej ordynacji. Można rozważyć przyjęcie pewnego progu, np. 50%, 60% lub 2/3 głosów, który kandydat musiałby jeszcze przekroczyć, aby zostać posłem. W wypadku nie przekroczenia go przez żadnego kandydata – nie ma posła z danego okręgu. Zwiększyłoby to szanse na system dwupartyjny. Sprzyjałoby to również wytworzeniu się cywilizacji łacińskiej w naszym kraju, co jest wielkim plusem takiego rozwiązania.
Pan Kornel Morawiecki w swej polemice nie odnosi się niestety do kwestii wielkości okręgu wyborczego, co , moim zdaniem, ma fundamentalne znaczenie dla prognozowanych skutków funkcjonowania ordynacji ,,wolnościowej”.
Myślę że można dojść do konsensusu o ile zgodzimy się co do wspólnej odpowiedzi na pytanie ; Komu i do czego powinna służyć ordynacja wyborcza do sejmu?
Niezależnie od tego czy się zgadzacie z Kornelem Morawieckim co do proponowanego przez niego systemu, to chyba dobrze określił wymagania, jakie powinna spełniać ordynacja wyborcza. Być może cele te nie są do zrealizowania łącznie i jest to tylko pewien ideał. Czy wymagania te spełni system JOW, czy inny jest obszarem, który powinie być poddany dyskusji.
Wg mnie system wielomandatowy powinien być złożony z większych okręgów wyborczych, nie widzę innej możliwości. Dla mnie większą wartością od bezpośredniego kontaktu posła z wyborcą jest zachowanie wielopartyjnego systemu politycznego oraz rezygnacja z progu wyborczego. W takim systemie poseł w sejmie reprezentuje cały region, a nie tylko swój mały okręg wyborczy. Ponieważ „mój” system wielomandatowy jest też systemem większościowym, do sejmu dostają się ponadprzeciętne jednostki reprezentujące region (oczywiście tylko w założeniu, tak samo jak w systemie JOW). Ostatecznie to również niedoskonali wyborcy decydują o tym, kto dostanie się do sejmu i jest tak w każdym systemie.