/Dyskusja o systemach wyborczych w „Gazecie Obywatelskiej”

Dyskusja o systemach wyborczych w „Gazecie Obywatelskiej”

Na łamach „Gazety Obywatelskiej” toczy się interesująca dyskusja o systemach wyborczych. W numerze 82. „GO” (20.02-5.03.2015) ukazał się artykuł Zdzisława Ilskiego pt. „Ordynacja wolnościowa” i system głosowania aprobującego oraz odpowiedź Kornela Morawieckiego pt. „Prosta, zrozumiała i lepsza”.

Zdzisław Ilski – „Ordynacja wolnościowa” i system głosowania aprobującego

System wyborczy to dla Polski kluczowa sprawa. Pomysłodawca „ordynacji wolnościowej” – Kornel Morawiecki – trafnie napisał w parafrazie znanej sentencji, że: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich przedstawicieli wybieranie”.

Sposób powoływania parlamentu wpływa bowiem nie tylko na sam jego skład. Przede wszystkim wskazuje formację rządzącą, rzutuje na treść polityki państwa i sposób jego funkcjonowania, oddziałując tym samym na całokształt życia politycznego i społecznego. Wreszcie rozstrzyga kwestię odpowiedzialności za sprawowanie władzy, co w porządku demokratycznym powinno mieć zasadnicze znaczenie. Jak pisał hiszpański filozof José Ortega y Gasset: „Zdrowie demokracji, każdego typu i każdego stopnia, zależy od jednego drobnego szczegółu technicznego, a mianowicie: procedury wyborczej. Cała reszta to sprawy drugorzędne”.

Propozycje amerykańskie

Koncept „ordynacji wolnościowej” jest propozycją wprowadzenia w Polsce takiego wariantu większościowego systemu wyborczego, jaki znany jest pod nazwą głosowania aprobującego. To jeden z „nowszych” systemów wyborczych. Zaproponowali go w latach siedemdziesiątych XX w. Amerykanie: politolog Steven J. Brams i zajmujący się badaniami operacyjnymi Peter C. Fishburn, a polski czytelnik mógł się z ich pomysłem zapoznać także w pracy pt. „Elementy teorii wyboru społecznego”, wydanej pod redakcją Grzegorza Lissowskiego (Warszawa 2001, s. 165-202). Prawdopodobnie jednak K. Morawiecki samodzielnie doszedł do porównywalnego pomysłu. Przedstawiane przez niego założenia, cele i argumenty tylko częściowo odpowiadają bowiem wnioskom wysuwanym przez autorów amerykańskich. O ile oni porównują głosowanie aprobujące z innymi jednoturowymi systemami większościowymi, tak K. Morawiecki konfrontuje swój projekt z ordynacjami: większościową i proporcjonalną. „Ordynacja wolnościowa” wydaje się więc być jego projektem autorskim. Rdzeniem obu koncepcji jest założenie, że wyborcy mogą poprzeć tylu kandydatów, ilu sobie życzą, bez żadnego limitu. Badacze amerykańscy doprecyzowali, że wyborcy nie mogą oddać na pojedynczego kandydata więcej niż jeden głos (w przeciwnym wypadku byłby to system głosowania kumulacyjnego). W obu koncepcjach wyborcy nie dokonują również żadnego rangowego porządkowania kandydatów. Na tym też polega jeden z wolnościowych aspektów tych pomysłów, a autorzy amerykańscy podkreślili wręcz, że przyznanie głosującym możliwości dokonania maksymalnej liczby wyborów, bez porządkowania kandydatów, jest jedną z „potencjalnie atrakcyjnych cech głosowania aprobującego”. Autor „ordynacji wolnościowej” niepotrzebnie zestawia natomiast swój projekt z irlandzkim systemem wyborczym. W rzeczywistości są to różne światy wyborcze. Głosowanie aprobujące i „ordynacja wolnościowa” to systemy większościowe, niezakładające budowania żadnego rankingu, podczas gdy irlandzki system pojedynczego głosu przechodniego (STV) to system proporcjonalny (lub quasi – proporcjonalny), wymagający rangowego porządkowania przez wyborców kandydatów, podobnie jak australijski system głosowania alternatywnego (AV).


Okręgi jedno- czy wielomandatowe

Uczeni amerykańscy nie wypowiedzieli się na temat wielkości okręgów wyborczych; z lektury ich pracy wynika jednak, że rozważali działanie systemu głosowania aprobującego w okręgach jednomandatowych. Z kolei K. Morawiecki przyjął, że okręgi wyborcze mogą być jedno-, lub wielomandatowe. Można odnieść wrażenie, że – pisząc: „Nie w tym rzecz” – z pewną nonszalancją potraktował kwestię wielkości okręgów wyborczych. A jest ona poważna. Rzecz bowiem w tym, że wybory przeprowadzane w okręgach jednomandatowych lub skąpomandatowych sprzyjają zaistnieniu efektu większościowego, redukującego liczbę partii w parlamencie i ułatwiającego tworzenie rządu jednopartyjnego. Z kolei wybory przeprowadzane w dużych okręgach wielomandatowych sprzyjają rozproszeniu parlamentu i rządom koalicyjnym. Wielkość okręgów wyborczych wywiera więc silny wpływ na funkcjonowanie parlamentaryzmu i dlatego nie należy jej lekceważyć.

Remisy

Obie koncepcje oparte są na założeniu, że wybory przeprowadzane są w jednej turze, a do zwycięstwa potrzebne będzie uzyskanie zwykłej większości głosów. Różnie wypowiadają się jednak w kwestii możliwego remisu, a dobrze skonstruowany system wyborczy powinien to uwzględnić. S.J. Brams i P.C. Fishburn uznali remis za mało prawdopodobny, ale dopuścili jednak możliwość jego zaistnienia, rezygnując wszelako z podania propozycji rozwiązania tego problemu. Także K. Morawiecki sądzi, że przypadek uzyskania tej samej i największej liczby głosów przez kilku kandydatów jest mało prawdopodobny. W ostatniej wypowiedzi na łamach „Gazety Obywatelskiej” również i on uznał taką możliwość i napisał, że w przypadku remisu kandydatów ubiegających się o „ostatnie miejsce mandatowe” można przyjąć, że posłem zostanie kandydat, którego rejestracje na liście poparło więcej osób. Słabą stroną tej propozycji jest sama praktyka wyborcza w Polsce. Otóż w wielu wypadkach podpisy są zbierane poprzez angażowanie finansów i tym samym rozwiązanie to premiowałoby bardziej „zamożne”, a zwłaszcza partyjne, komitety wyborcze. Podpowiadam więc, że w państwach przeprowadzających wybory w okręgach jednomandatowych – w sytuacji remisu – Anglicy czy Niemcy wprowadzają losowanie, a Francuzi za zwycięzcę uznają starszego wiekiem.

Szczere oddawanie głosu

Oba projekty różnie wypowiadają się w sprawie właściwości i efektów ich urzeczywistnienia. Uczeni amerykańscy rozbudowali te zagadnienia. Twierdzili, że głosowanie aprobujące jest systemem najbardziej sprzyjającym głosowaniu szczeremu, czyli zgodnemu z rzeczywistymi poglądami i preferencjami wyborców, a tym samym systemem „odpornym na zachowania strategiczne”, czyli takie, w którym wyborca oddaje głos nie na tego kandydata, którego najwyżej ceni, a na tego, który ma np. większe szanse odniesienia zwycięstwa. Stanowisko K. Morawieckiego jest zbliżone. Przyjmując, że „ordynacja wolnościowa” zwiększy możliwość korzystania z biernego prawa wyborczego przez osoby zrzeszone i niezrzeszone, znaczenie szczególne przywiązał jednak do kwestii spożytkowania czynnego prawa wyborczego. Raczej słusznie, bo jak pokazuje praktyka, pragnących być parlamentarzystami jest zawsze niewielu, a głosujących wręcz wielomilionowe rzesze. „Istotą i nowością” swojej propozycji nazwał to, że „każdy głosujący może zakreślić – czyli ma prawo wybierać – dowolną liczbę kandydatów”. Na tym polegać ma głównie „wolnościowy” sens jego propozycji. Wyborcy nie będą zmuszeni do oddawania głosu kategorycznego, czyli popierającego konkretnego kandydata, mogą uwzględnić w akcie wyborczym swoje podzielone sympatie, mają możliwość „ważenia oraz dzielenia własnego głosu”.

Mocniejsza legitymizacja

Pomysłodawcy głosowania aprobującego sugerowali, że system większości względnej w pewnych sytuacjach prowadzi do zwycięstwa kandydata, który wprawdzie był pierwszy na mecie, ale zarazem nie był popierany przez większość wyborców. Sens ich propozycji polega na tym, żeby zwycięska kandydatura otrzymała największe poparcie w relacji z innymi konkurentami. Sądzili ponadto, że głosowanie aprobujące prawdopodobnie pozwoli już w pierwszej turze wyłonić tzw. zwycięzcę Condorceta, czyli takiego, który wygrywa rywalizację z każdym z kontrkandydatów. Autor „ordynacji wolnościowej” wprawdzie o zwycięzcy w sensie Condorceta nie pisze, ale poniekąd rozumuje podobnie, bo także przyjmuje, że jego projekt będzie sprzyjał wyłonieniu mandatariusza dysponującego większym poparciem głosujących, niż to, jakie dają inne systemy wyborcze. Obie koncepcje zakładają, że ich urzeczywistnienie wzmocni legitymację elekcji jednoturowej.

Systemy dwupartyjne

Amerykanie S.J. Brams i P.C. Fishburn przewidywali, iż głosowanie aprobujące – dzięki szczeremu głosowaniu – prawdopodobnie zwiększy frekwencję wyborczą oraz zwiększy legitymację samego systemu wyborczego. Ponadto będzie sprzyjało elekcji kandydatów umiarkowanych, centrowych, ale bez odbierania głosującym sposobności popierania kandydatów skrajnych. Przypuszczali także, iż instytucjonalną konsekwencją ich propozycji będzie osłabienie systemu dwupartyjnego. Trudno jednak traktować to jako walor głosowania aprobującego. Dwupartyjne systemy – podtrzymywane przez ordynacje większościowe, realizowane w okręgach jednomandatowych – są efektywne, pozwalają prowadzić długoletnią spójną politykę i jako takie sprawdzają się w USA, Wielkiej Brytanii i innych krajach. Oczywiście trzeba tu pamiętać, że w określeniu „system dwupartyjny” nie chodzi o to, że na scenie politycznej czy w parlamencie będą tylko dwie partie. Wyrażenie „system dwupartyjny” oznacza bardziej sytuację, że dwie partie mają kluczowe znaczenie dla systemu i życia politycznego, są zdolne do samodzielnego sprawowania władzy, ale nie wyklucza to istnienia innych partii. Chyba jednak lepiej od autorów amerykańskich rzecz widzi K. Morawiecki pisząc w swoim projekcie, że wyniki wyborów „będą oddawały poparcie dla dominujących partii”, nie eliminując wszakże ugrupowań mniejszych czy kandydatów niezależnych.


Niebezpieczeństwo manipulacji i niezrozumienie

Autorzy obu koncepcji są przekonani, że oferują system prosty i zrozumiały „dla każdego”. Amerykanie byli tu trochę bardziej ostrożni, bo przyznali, że ich pomysł może napotkać zarzut, iż z powodu znacznej liczby możliwych opcji zachowania się, głosowanie aprobujące może prowadzić do „zamętu u wyborców” oraz że może stworzyć „niebezpieczeństwo strategicznej manipulacji”. Trudno jednak zgodzić się z ogólną oceną, że system głosowania aprobującego, i jego polski odpowiednik w postaci „ordynacji wolnościowej”, to systemy wyborcze proste i zrozumiałe. Kwestię percepcji systemu wyborczego należy raczej postrzegać nie tyle w indywidualnej, co masowej skali. W praktyce wyborczej, polegającej na udziale w wyborach wręcz milionów głosujących, ten sposób elekcji może okazać się dla wielu wybierających właśnie niezrozumiałym i dezinformującym. Nie do każdego wyborcy dotrze informacja o tym, jak może się zachować podczas wyborów. A spośród tych, do których dotrze, to jedni ją uwzględnią, a inni nie uwierzą, iż można oddać głos np. na wszystkich kandydatów na liście/karcie wyborczej, a jeszcze innych zadziwi to, że można wybierać nie wybierając. W sumie wyborcy zostaną podzieleni na lepiej lub gorzej przygotowanych do decyzji wyborczej.

Przejrzysty i zrozumiały system

Żyjemy i funkcjonujemy w porządku demokratycznym. Ze względu na rozmiar naszego kraju nie możemy często stosować demokracji bezpośredniej. Nasza demokracja ma charakter pośredni, w gruncie rzeczy jest demokracją wyborczą. Wybory są w niej kluczowym instrumentem ludowładztwa. Aby ten instrument był sprawnym narzędziem urzeczywistniania władzy przez naród polski, system wyborczy musi być prosty i zrozumiały. Taki, którym będzie mógł się posłużyć Polak nawet najmniej przygotowany do życia politycznego. To jest wręcz niezbędny warunek demokratycznego systemu wyborczego. Warunek ten spełnia większościowy system wyborczy, realizowany w okręgach jednomandatowych. W tym systemie każdy jego element – od procedury zgłaszania kandydatów na posłów, przez głosowanie, aż po obliczanie wyników wyborczych – jest zarówno zrozumiały, jak i łatwy do kontrolowania przez obywateli.

————————————————————————————————————————-

Kornel Morawiecki – Prosta, zrozumiała i lepsza

W dyskusji prof. Zdzisława Ilskiego wszystko mi się podoba. Do pomysłu ordynacji wolnościowej doszedłem samodzielnie, jestem podbudowany tym, że amerykańscy politolodzy dawali podobną propozycję.

Moim celem jest przekonanie specjalistów, polityków i ogółu Polaków, że ta propozycja jest lepsza od obu powszechnie stosowanych ordynacji w Polsce i na świecie: od większościowej (JOW) i od proporcjonalnej.

Dwa obozy

Bieda w tym, że dziś Polska jest podzielona na obozy zwolenników i przeciwników każdej z tych ordynacji. Ten spór jest jałowy. Zwolennicy, a może bardziej wyznawcy JOW przedstawiają tę ordynację jako objawienie. A przecież słabości i wady tej ordynacji, która w demokracjach była pierwotna, spowodowały wprowadzenie alternatywnego modelu proporcjonalnego. Czy nie było tak panie Profesorze?

Czerwone światła

Jak zrozumiałem z większością argumentów głoszącą przewagę ordynacji wolnościowej nad JOW Profesor się zgadza. Pozostaje jedna kwestia: prostoty i zrozumiałości obu ordynacji. Czy naprawdę prostsza jest ordynacja, w której, żeby był ważny głos musisz postawić jeden krzyżyk, od takiej w której krzyżyki możesz postawić przy ilu chcesz kandydatach i twój głos zawsze będzie ważny? Czy ostatnie wybory samorządowe, w których do sejmików było ok. 20 proc. głosów nieważnych (co piąty głosujący został pozbawiony głosu), czy te wybory nie zapaliły czerwonych świateł wokół ordynacji wymagających postawienia tylko jednego krzyżyka?

Głos każdego – ważny i równy

W ordynacji wolnościowej każdy preferuje ilu chce kandydatów – tych przy których stawia krzyżyk. Gdy krzyżyk stawiasz przy wszystkich kandydatach, żadnego z nich nie wyróżniasz, gdy stawiasz krzyżyk przy jednym kandydacie, to tylko jego popierasz, jego wyróżniasz. Gdy zakreślasz dwóch kandydatów to znaczy, że im obu dajesz poparcie, po równo swój głos udzielasz jednemu i drugiemu. Wygrywa ten kandydat w jednomandatowym okręgu albo ci kandydaci w okręgu wielomandatowym, którzy dostaną największe poparcie od wszystkich głosujących. To jest ordynacja wolnościowa, bo głosującemu wolno głosować tak jak chce, jego głos zawsze się liczy i zawsze liczy się tak samo, jak głos każdego innego. Głos kogoś, kto stawia dwa krzyżyki nie jest silniejszy od głosu tego, kto stawia jeden lub trzy krzyżyki. Co tu jest, tak w indywidualnej, jak i masowej skali niezrozumiałe? Czy taki wybór, który w wypadku jednomandatowych okręgów daje każdemu możliwość wyboru kandydatów bliskich jego poglądom i preferencjom, a nie zmusza głosującego do wybieranie tylko tego, kto ma szanse albo tylko tego, kto mu się podoba, czy taki wybór nie jest bardziej demokratyczny niż wybór w ordynacji JOW, albo głosowanie na jednego kandydata z jednej partii w ordynacji proporcjonalnej? Bardzo proszę mego polemistę o przemyślenie tego ostatniego, spornego argumentu i rezygnację z popierania ordynacji JOW na rzecz oczywiście lepszej i śmiem twierdzić prostszej ordynacji wolnościowej.


Źródło:
„Gazeta Obywatelska” nr 80

2 339 wyświetlen