Część I. Demontaż polskiego społeczeństwa
Gospodarczą terapię szokową Balcerowicza, a w istocie plan Sorosa-Sachsa wprowadził postsolidarnościowy rząd Mazowieckiego, a głosowali za nim wszyscy parlamentarzyści Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, których społeczeństwo utożsamiało z „Solidarnością”. Podobnie było z ustawą prywatyzacyjną, której uchwalenie prawdopodobnie celowo przesunięto o pół roku później, aby wcześniej nie ujawniać rzeczywistych intencji szokowej transformacji. Równocześnie kierownictwo nowego NSZZ „Solidarność” udzieliło nie tylko pełnego poparcia temu planowi, lecz wręcz roztoczyło nad nim ochronny parasol polityczny. Symbolem tego poparcia i ochrony stał się plakat z biało-czerwonym parasolem rozpiętym nad Polską. Jak to wszakże później przyznał w jednym z wywiadów prasowych ówczesny wiceprzewodniczący „Solidarności”, a faktycznie jej urzędujący szef Lech Kaczyński, był to parasol ochronny nad planem Balcerowicza.
Tak więc pod szyldem masowego ruchu pracowniczego „Solidarności” o niepodległościowym charakterze, wdrażano skrajnie antynarodowy i skrajnie antypracowniczy plan terapii szokowej. Tego w historii demokratycznego ruchu związkowego w Europie nigdy jeszcze nie było. Duże zaufanie, jakie większość polskiego społeczeństwa miała do „Solidarności”, jako gwaranta interesów polskiego świata pracy i polskich aspiracji narodowych, zostało użyte dla ekonomicznego i politycznego zdławienia tego świata i tych aspiracji. Można przypuszczać, że gdyby to komuniści chcieli wdrożyć plan Sorosa-Sachsa, jako na przykład plan Wilczka, masowy opór społeczny by im to uniemożliwił.
W 1986 roku obejrzałem w telewizji znakomity film dokumentalny Andrzeja Czarneckiego „Szczurołap”.[1] Szczurołap to autentyczna postać zawodowo zajmująca się likwidacją dużych skupisk szczurów. Film pokazuje taką akcję likwidacji zaszczurzonych pomieszczeń byłego zakładu mięsnego, gdzie szczurów są setki. Szczurołap wkracza do akcji sypiąc szczurom ziarno i przysmaki. Aż do momentu, gdy te inteligentne, płochliwe i ostrożne z natury zwierzęta zaczynają mu jeść z ręki. Tak zdobywa ich bezgraniczne, jak się potem okazuje, zaufanie. I wtedy rozpoczyna akcję ich likwidacji. Rozsypuje im zatrute ziarno. Szczury w swym zaufaniu jedzą zatrute ziarno nawet widząc leżące wokoło martwe po ich spożyciu osobniki. Nigdy by tego nie zrobiły, gdyby nie bezgraniczne zaufanie do rozsypującego ziarno szczurołapa. Zostaje tylko kilka osobników, które nie dają się nabrać na zaufanie do szczurołapa i nie żrą zatrutego ziarna. A te zabija już własnoręcznie.
I stosując daleką, choć istotną analogię, tym właśnie zdobytym wcześniej zaufaniem, jeśli nie bezgranicznym, to zasadniczym, tłumaczę zachowanie większości ludzi polskiego świata pracy wobec terapii szokowej. Wdrażała ją przecież ich „Solidarność” i jej legendarny wtedy przywódca, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, Lech Wałęsa. Tyle, że i ta „Solidarność”, i ten Wałęsa, wystąpili już jako przedstawiciele śmiertelnie wrogich temu światu sił międzynarodowych.
Terapię szokową wdrażało wszakże całe ówczesne komunistyczne państwo. Jego administracja, tak centralna, jak i regionalna i lokalna, była bowiem i personalnie, i politycznie komunistyczna. Nic się tutaj nie zmieniło przez fakt, że na czele rządu, kilku ministerstw i urzędów centralnych stanęli okrągłostołowi niekomuniści. Tę sytuację polityczną dobrze symbolizuje kluczowa dla procesu polskiej transformacji osoba szefa komunistycznej policji politycznej i służb specjalnych, a zarazem członka ścisłego kierownictwa partii komunistycznej, ministra spraw wewnętrznych z lat 1981 – 1990 i pierwszego wicepremiera w pierwszym niekomunistycznym rządzie lat 1989 – 1990, Czesława Kiszczaka.
I to komunistyczne państwo ze swymi komunistycznymi służbami specjalnymi w roli głównej, narzuciło terapię szokową zgodnie z regułami i zasadami prania mózgu i terapii wstrząsowej opracowanych przez CIA. Ale również zgodnie z regułami i zasadami wypracowanymi przez sowiecki wywiad wojskowy GRU (Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego ZSRS). Przede wszystkim narzucono społeczeństwu informacyjny kaptur na głowę, w postaci całkowitego odcięcia go od informacji o zagrożeniach i konsekwencjach płynących z realizacji szokowej terapii ekonomicznej. Prasa, radio i telewizja mówiły jednym głosem – Nie ma alternatywy. Szczelna cenzura w sprawie planu Balcerowicza obejmowała bez wyjątku wszystkie media masowe, zarówno postkomunistyczne, jak i postsolidarnościowe na czele z „Gazetą Wyborczą” i „Tygodnikiem Solidarność”. Nie dopuszczano do jakiejkolwiek merytorycznej debaty publicznej. W mediach występowały wyłącznie osoby, przedstawiane jako wybitne autorytety naukowe i moralne, które zachwalały plan Balcerowicza i przekonywały o jego bezalternatywności. Nikt, kto miał odmienne zdanie nie był dopuszczany do mediów. Ta szczelna cenzura dotyczyła również mediów zagranicznych, w postaci polskiej rozgłośni BBC, „Radia Wolna Europa” i „Głosu Ameryki”. Równocześnie utrzymywano stale dezorientację co do rzeczywistej sytuacji w samej „Solidarności”. Nazwiska Gwiazdy, Jurczyka i Walentynowicz zniknęły na lata z debaty publicznej.
Trwała też nieustanna agresywna propaganda medialna, dezawuująca takie wartości społeczne jak solidarność, sprawiedliwość społeczna i współpraca, takie wartości narodowe jak patriotyzm, naród i suwerenność oraz takie wartości ekonomiczne jak polityka gospodarcza państwa, interwencjonizm gospodarczy i polityka przemysłowa. Bardzo agresywnie uderzano w poczucie polskiej godności narodowej i dumy narodowej. Tworzono stale skojarzenia polskości, Polaka i Polski z niskim wartościowaniem i poczuciem niższości w stosunku do narodów europejskich. Słowo patriotyzm zniknęło na wiele lat z mediów publicznych.
Wskaźnikiem szczelnej kontroli nad systemem medialnym było to, że mimo zmian personalnych w kierownictwie radia i telewizji, które obsadzono już nowymi ludźmi środowiska politycznego Okrągłego Stołu, nadal obowiązywała tam całkowita cenzura na piosenki Jana Pietrzaka, na czele z jego sztandarową patriotyczną pieśnią „Żeby Polska była Polską” oraz Jacka Kaczmarskiego, z jego solidarnościowym hymnem wolności „Mury”, a piosenek barda podziemnej „Solidarności” Jana Krzysztofa Kellusa nie puszczono tam nigdy. Do dzisiaj włącznie.
Była to w istocie ukryta propagandowa wojna psychologiczna przeciwko polskiemu społeczeństwu, w której celem była równoczesna dezorientacja, ale i demotywacja w aktywności społecznej w ogóle, a politycznej w szczególności. Dlatego głównym celem ataku psychologicznego stała się solidarność społeczna w ogóle, a solidarność pracownicza i narodowa w szczególności. Była to precyzyjnie przemyślana i jednolicie organizowana w skali kraju nieustannie trwająca kampania agresji medialnej. Ta propagandowa kampania dezorientowania i demotywowania polskiego społeczeństwa i rozbijania jego tożsamości trwała nieustannie od 1989 roku, acz w 1990 roku była szczególnie nasilona. Prowadzona była według jednego scenariusza we wszystkich mediach masowych.
Część II. Scenarzyści i aktorzy demontażu polskiego społeczeństwa
Kto więc był scenarzystą?
Ścisła koordynacja w czasie i przestrzeni oraz jednolita treść merytoryczna tego prania mózgu na masową skalę według scenariuszy CIA, a z wykorzystaniem metod GRU w demontażu społeczeństw, wykluczają autorstwo centralnych struktur rządu Mazowieckiego. Jedynym scenarzystą mogły być komunistyczne i postkomunistyczne służby specjalne. I musiał przy tym istnieć tylko jeden centralny ośrodek koordynujący i kontrolujący przebieg szokowej transformacji komunistycznej Polski. I to co najmniej od przygotowania Okrągłego Stołu i porozumień z grupą Wałęsy w Magdalence poczynając, a na procesie wdrażania szokowej terapii gospodarczej Balcerowicza kończąc. I ten centralny ośrodek nie mógł być ulokowany w strukturach cywilnych służb specjalnych, ze względu na zagrożenie zmianami i zmiany tam dokonywane, od rozwiązania Służby Bezpieczeństwa i utworzenia Urzędu Ochrony Państwa w 1990 roku poczynając.
A to wskazuje, że głównymi scenarzystami byli ludzie Kiszczaka i on sam. Ten centralny i tajny ośrodek był z wszelką pewnością ulokowany wewnątrz struktur komunistycznego i postkomunistycznego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Jego struktury, od Wojskowej Służby Wewnętrznej i Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, przez Zarząd II Wywiadu i Kontrwywiadu Sztabu Generalnego, po Wojskowe Służby Informacyjne, pozostały nienaruszone przez blisko 20 lat do czasu rozwiązania WSI w 2006 roku. Pośrednim na to dowodem jest tzw. raport Macierewicza.[2] Jak stwierdził opisujący jego zawartość Antoni Macierewicz: – „Tysiąc najważniejszych przedsiębiorstw w Polsce jest kierowanych przez ludzi związanych z agenturą II Zarządu Sztabu Generalnego LWP (Ludowego Wojska Polskiego – W.B.), WSW, WSI. (…) Komisja weryfikacyjna podczas swojej działalności ustaliła kilkadziesiąt nazwisk polityków, ponad 200 dziennikarzy i 11 tys. nazwisk przedsiębiorców współpracujących ze służbami komunistycznymi i WSI”.[3] A do tego trzeba przecież jeszcze dodać nieznaną liczbowo i jakościowo agenturę służb cywilnych.
Zdaniem Jadwigi Staniszkis, bezpośredni udział wojskowych służb specjalnych, a szerzej biurokratyczno-wojskowego establishmentu, w transformacji gospodarczej polskiego komunizmu, rozpoczął się już po 1987 roku.[4]Jej zdaniem była to wręcz specyfika polskiej drogi od komunizmu. Tę tezę udokumentował materiałami źródłowymi Sławomir Cenckiewicz, w swej książce „Długie ramię Moskwy”. Również Andrzej Zybertowicz od wielu już lat przedstawiał w swoich pracach tezę o kluczowej roli komunistycznych służb specjalnych w transformacji komunizmu w Polsce.[5] To samo czynił w swej publicystyce Jerzy Targalski (piszący również pod pseudonimem Jerzy Darski) oraz Stanisław Michalkiewicz.
W jaki jednak sposób jeden centralny ośrodek kierowania szokową transformacją mógł tak skutecznie, i to w sposób skoordynowany w czasie i przestrzeni, na nią wpływać? Otóż komunistyczne i postkomunistyczne wojskowe służby specjalne w Polsce posłużyły się metodami i technikami wypracowanymi przez sowiecki wywiad wojskowy GRU, w jego wojnach psychologicznych ze społeczeństwami i państwami Zachodu. Te metody i techniki opisał były wysoki oficer sowieckiego wywiadu GRU, występujący pod pseudonimem Władimir Wołkow, w książce „Montaż”.[6]Użyto ich w Polsce na masową skalę w okresie „szokowej transformacji”. I używa się ich do dzisiaj. Potwierdza to pośrednio dyrektywa szefa komunistycznej policji i służb specjalnych Kiszczaka, wydana jeszcze w lutym 1989 roku na posiedzeniu kierownictwa MSW. „Służba Bezpieczeństwa może i powinna – mówił wtedy Kiszczak – kreować różne stowarzyszenia, kluby czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie głęboko infiltrować istniejące gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych, muszą być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i kierowania ich polityką”.[7]
W psychospołecznym demontażu polskiego społeczeństwa wystąpiły cztery grupy aktorów, a oprócz tajnego ośrodka prowadzącego była to i jest nadal agentura wpływu, pudła rezonansowe oraz ośrodki wspomagające.[8]
Zasadniczym instrumentem tego demontażu w rękach ośrodka prowadzącego była, a i nadal jest, agentura wpływu. Agentura wpływu to poszczególne wpływowe osoby uznawane za autorytety oraz osoby ulokowane celowo w kluczowych instytucjach państwa i gospodarki oraz mediów i nauki, ale także same instytucje, media i organizacje, a nawet partie polityczne. Agenci wpływu działają tu pod przykryciem jako politycy, dziennikarze, publicyści, artyści, naukowcy czy menadżerowie gospodarczy. Ich celem jest oddziaływanie na funkcjonowania państwa i gospodarki poprzez wpływ na podejmowanie decyzji. I tym celem jest również oddziaływanie na opinię publiczną społeczeństwa czy poszczególne jego grupy i środowiska społeczne dla formowanie ich opinii, a szerzej oddziaływania psychospołecznego zgodnie z interesem ośrodka prowadzącego. Wykonują zadania zlecane przez ośrodek prowadzący – od podejmowania i wpływania na decyzje, po uzasadnianie, motywowanie i opiniowanie. Szczególnie ważną rolę odgrywała tu i odgrywa medialna agentura wpływu, umożliwiająca skuteczną dezinformację opinii publicznej na przestrzeni kilkunastu lat i realizująca ukryte funkcje cenzorskie. Ta komunistyczna i postkomunistyczna agentura wpływu oparta była na agentach i tajnych współpracownikach, tak cywilnych, jak i wojskowych służb specjalnych komunistycznej Polski. Pod koniec lat 80. sama tylko agentura policyjna służb cywilnych liczyła około 90 tys. agentów.[9] Agentura służb wojskowych ulokowana w kluczowych instytucjach krajowych liczyła w 1990 roku 2,5 tys. osób.[10] I część tej agentury policyjnej, tak cywilnej, jak i wojskowej, została przekształcona w krajową agenturę wpływu.
Bezpośrednie podporządkowanie komunistycznych służb specjalnych Związkowi Sowieckiemu zostało zasadniczo zmienione przez przejęcie części tych służb, poczynając od 1989 roku, przez służby specjalne Stanów Zjednoczonych.[11] Można przypuszczać, że w rozparcelowywaniu komunistycznych służb specjalnych PRL-u uczestniczyły również służby specjalne innych państw, a nade wszystko wywiad i kontrwywiad niemiecki oraz izraelski. Przejęcie zaś części tych służb przez obce państwa, a przede wszystkim USA i RFN oraz Izrael, oznaczało więc przejęcie ich agentur wpływów. Ponieważ agentury te uczestniczyły w tworzeniu elit politycznych w Polsce, poza Rosją również Stany Zjednoczone, Niemcy i Izrael uzyskały możliwość bezpośredniego wpływu na przebieg transformacji. Stworzono więc sytuację umożliwiającą bezpośredni już wpływ na proces szokowej transformacji polskiego komunizmu nie tylko przez rządy Związku Sowieckiego i Federacji Rosyjskiej, ale również przez rządy USA i RFN. Mieliśmy więc do czynienia, i mamy nadal, nie tylko z długim ramieniem Moskwy, lecz również na pewno z długim ramieniem Waszyngtonu i prawdopodobnie z długim ramieniem Bonn i Berlina. Wskazuje na to fakt, iż od 1989 roku polskie elity polityczne i polskie partie polityczne są w sposób znaczący albo proruskie, albo propruskie, albo projankeskie. Zostały bowiem naszpikowane nie tylko rodzimą, ale i obcą agenturą wpływu.
Dlatego wojna o lustrację była w Polsce po 1989 roku, i nadal jest, tak zacięta politycznie. Była to bowiem i jest wojna o kluczowy instrument politycznego oddziaływania. I pomimo częściowej lustracji i ujawnieniu części byłej komunistycznej agentury cywilnej ulokowanej choćby w postsolidarnościowych partiach politycznych, rdzeń tej agentury został ukryty w archiwum akt zastrzeżonych Instytutu Pamięci Narodowej. Jest tam około 2 tys. teczek tajnych współpracowników komunistycznych służb specjalnych, z kluczowego okresu przygotowań do transformacji, czyli lat 1986 – 1989. Nie ma do nich dostępu nawet szef IPN.
Kolejnym elementem tej struktury dezinformacji i demotywacji są pudła rezonansowe. Pudła rezonansowe to zarówno poszczególne osoby, typu dziennikarze, publicyści, tzw. celebryci czy politycy, jak i media oraz instytucje rozpowszechniania informacji. Ich rola polega na powtarzającym rezonowaniu informacyjnym wytworzonych obrazów i interpretacji, bez wiedzy o ich źródłowym pochodzeniu i intencjach. Motywy tego nagłaśniania to zarówno chęć różnorodnych, a niezwykle obfitych profitów, jak i zwykła poprawność polityczna czy próżność. Skala motywów rozpościera się więc od codziennych przyziemnych korzyści, aż po motywację użytecznych idiotów, mówiąc językiem Lenina.
Ośrodkiem prowadzącym było niejawne centrum sterujące, ulokowane wewnątrz wojskowych służb specjalnych. Jego tajność była warunkiem elementarnym skuteczności dezinformacji i demotywacji społeczeństwa. Zastosowano tu zasadę chińskiego wodza Sun Tzu, iż – „Przede wszystkim powinno się unikać przybrania kształtu, który mógłby być precyzyjnie opisany. Jeśli się wam to powiedzie, uodpornicie się na spojrzenia najprzenikliwszych szpiegów i nawet najlepsze umysły nie będą w stanie przygotować zwróconych przeciwko wam planów”.[12]
To dlatego dla dezawuowania i niszczenia informacyjnego faktów ujawniania ukrywanych przed społeczeństwem działań i dezawuowania tych, którzy je ujawniali, używano stale i używa się nadal formuły spiskowej wersji historii. Mówiąc obrazowo, pierwszym zadaniem diabła na Ziemi jest stałe przekonywanie, że diabły nie istnieją, a każdy kto mówi o diabłach, jest wyznawcą diabelskiej teorii historii. I pierwszym zadaniem prowadzących ukrywane przed społeczeństwem działania, jest stałe przekonywanie, że ukrywanie przed społeczeństwem działań, w tym ukryte, celowe i zorganizowane wywieranie na nie wpływu, nie istnieje, a każdy kto twierdzi inaczej, jest wyznawcą spiskowej teorii historii, czy też spiskowej teorii dziejów. To dlatego jeden z głównych uczestników wdrożenia ukrywanego przed polską opinią publiczną planu Sorosa–Sachsa, Michnik, ogłosił w grudniu 1989 roku, że spiskowa wersja historii, mówiąca o zmowie elit w Magdalence i przy Okrągłym Stole, jest po prostu aberracją umysłową.[13]
Ośrodkami wspomagającymi stały się, w specyficznie polskich warunkach, trzy środowiska polityczne, w tym dwa postsolidarnościowe. Pierwszym było środowisko skupione wokół kierownictwa nowego NSZZ „Solidarność”, utworzone przez grupę Wałęsy ostatecznie w 1989 roku, a spersonifikowane jego osobą. Drugim było szeroko rozumiane środowisko polityczne skupione wokół redakcji „Gazety Wyborczej”, a spersonifikowane osobą jej redaktora naczelnego Michnika.
Te dwa ośrodki wspomagające miały swe własne autonomiczne cele, interesy i motywy, aczkolwiek nie da się określić na ile były pod obcym wpływem czy kontrolą zewnętrzną. Oba postsolidarnościowe środowiska były beneficjentami politycznymi i ekonomicznymi szokowej transformacji. Zostały wyniesione na scenę polityczną i gospodarczą układem Okrągłego Stołu i porozumieniami w Magdalence, lokując się w establishmencie politycznym i gospodarczym Polski w trakcie szokowej transformacji komunizmu w Polsce. Funkcjonowały one w dyskretnej symbiozie z centralnym ośrodkiem prowadzącym, który je ochraniał i wspierał propagandowo poprzez swoją agenturę wpływu. Z kolei ośrodki wspomagające chroniły ośrodek prowadzący, osłaniając informacyjnie, politycznie, w tym i parlamentarnie, jego działania. Tym należy tłumaczyć blokowanie procesu lustracji komunistycznej agentury i ochronę legislacyjną działalności postkomunistycznych służb specjalnych wojska. To dlatego Michnik publicznie nazywał Kiszczaka człowiekiem honoru, a do przeciwników politycznych Jaruzelskiego wykrzykiwał: – „Odpieprzcie się od generała!”.
Trzecim ośrodkiem wspierającym szokową transformację była partia komunistyczna PZPR oraz jej następcy, w postaci postkomunistycznej socjaldemokracji, a także polityczni satelici z ZSL oraz jej następcy z PSL, w roli głównej. Jego retoryka polityczna, dystansująca się okresami od neoliberalnego programu szokowej transformacji, nie przeszkadzała mu w pełnej i konsekwentnej jego realizacji w sytuacji, gdy dochodził do władzy politycznej w 1993 i 2001 roku. Postkomunistyczny ośrodek wspierający był, jak wskazują okoliczności sprawowania przez niego rządów, bezpośrednio podporządkowany ośrodkowi prowadzącemu.
Część III. Sposoby demontażu polskiego społeczeństwa
Opisując techniki i sposoby demontażu społeczeństwa w działalności agentury wpływu, Wołkow ujął je w trzy reguły: Dźwigni, Trójkąta i Drutu. I takie też reguły zastosowano w szokowej transformacji. Reguła Dźwigni polega na tworzeniu jak największych odległości społecznych pomiędzy ośrodkiem prowadzącym, agentem wpływu i pudłem rezonansowym, co wzmacnia skuteczność dzięki pośredniości i oddaleniu. „Nigdy – pisał Wołkow – nie powinno się działać na własną rękę, zawsze przez pośrednika lub raczej przez cały łańcuch pośredników”.[14] I tak na sygnał centrali szokowej transformacji czyli ośrodka ją prowadzącego, agentura wpływu rozpoczynała lub kontynuowała akcje promowania czy negowania takich czy innych poglądów lub osób. Pozornie niczym ze sobą nie związani, a dalece od siebie oddaleni politycznie, środowiskowo, instytucjonalnie, a nawet geograficznie, posłowie, i to z różnych ugrupowań politycznych, dziennikarze i publicyści, i to z różnych mediów, naukowe i moralne autorytety, i to z różnych dziedzin, zaczynali głosić te same poglądy i te same oceny. Te oceny i te poglądy natychmiast podchwytywały pudła rezonansowe w postaci poszczególnych mediów i instytucji oraz dziennikarzy i publicystów czy polityków i naukowców. W oczach niezorientowanej o ukrytym ich działaniu polskiej opinii publicznej, powstawało przekonanie, że jest to powszechna opinia, z którą wszyscy się zgadzają. Nie dopuszczano przy tym do pojawienia się w mediach odmiennych opinii czy ocen. Postsolidarnościowe ośrodki wspomagające szokową transformację, czyli środowiska polityczne nowej „Solidarności” i „Gazety Wyborczej”, uwiarygodniały i wzmacniały szyldem „Solidarności” i opozycyjnej działalności z lat 80. te akcje. Akcje pod przykryciem ośrodka wiodącego i jego agentury wpływu.
Wytwarzano w ten sposób przekonanie o oczywistości danego poglądu czy oceny. Że walka z inflacją musi być priorytetem. Że prywatyzacja wszystkiego co państwowe, jest nieodzowną koniecznością. I że oczywiście nie ma alternatywy dla programu Balcerowicza. A zwykły obywatel oczywistości już nie podważy i jej nie zaneguje. Tak jak ongiś nie podważało się i nie negowało oczywistości, że to Słońce krąży wokół Ziemi, bo przecież każdy widział to codziennie gołym okiem. A więc każdy, kto oczywistość szokowej transformacji podważał i ją negował, musiał być oszołomem, czyli człowiekiem z gruntu niezdolnym do racjonalnego myślenia. Mówiąc językiem Michnika, musiał cierpieć na aberrację umysłową.
Reguła Trójkąta polega na walce z przeciwnikiem wyłącznie za pośrednictwem trzeciej strony i wyłącznie na trzecim neutralnym obszarze. „(…) żadnych działań bezpośrednich, zawsze pośrednictwo – pisał Wołkow – Nigdy nie walczyć z przeciwnikiem na jego terenie, dobierać się do niego gdzie indziej, w innym kraju, innym kontekście społecznym, w innej dziedzinie intelektualnej niż ta, w obrębie której doszło do konfliktu. Doktryna ta zakłada trzech uczestników gry: nas, przeciwnika i, że tak powiem, materiał kontrastujący, oświetlający, odzwierciedlający nasz manewr”.[15]
Chodziło o to, aby nie odkryć zarówno ukrytego charakteru swych działań, jak i jego celów. Przy czym my, to ośrodek prowadzący i ośrodki wspomagające, a przeciwnik to polskie społeczeństwo. A cała szokowa transformacja miała ukrywane przez społeczeństwem cele. Tak jak walka z hiperinflacją była tylko zasłoną maskującą dla ukrycia rzeczywistego celu duszenia krajowej produkcji przemysłowej i rolniczej, tak prywatyzacja, jako naukowo uzasadniony wymóg ekonomiczny, służył ukryciu prawdziwego celu, jakim była wyprzedaż kluczowego majątku przemysłowego w ręce zagranicznych koncernów i firm oraz rodzimych beneficjentów.
Ukrywanie i maskowanie rzeczywistych celów było regułą procesów szokowej transformacji w polskiej gospodarce. I tak w sektorze bankowym rzeczywistym celem przekształceń od początku transformacji, było przejęcie polskiego systemu bankowego w drodze jego prywatyzacji przez zagraniczny kapitał finansowy krajów Zachodu. Cel ten nigdy nie był ujawniony. Dowód na jego istnienie odnalazłem w przygotowanym dla Ministerstwa Finansów przez firmy NM Rothschild and Sons Limited oraz Acces Limited, opracowaniu „Strategia prywatyzacji banków. Raport końcowy” z maja 1995 roku. „Rozumiemy – piszą jego autorzy – że najważniejszym celem Ministerstwa jest wypracowanie wiarygodnej strategii prywatyzacji banków, która pozwoliłaby na ich prywatyzację przed końcem 1996 roku. W ten sposób Ministerstwo wywiązałoby się z międzynarodowych zobowiązań wynikających z umowy z krajami – ofiarodawcami 600 mln dolarów na Polski Fundusz Prywatyzacji Banków („PFPB”) (około 430 milionów dolarów z tej kwoty stanowi darowizna, a pozostałe 170 mln dolarów to preferencyjna pożyczka Rządu Japońskiego)…”.
Fakt istnienia takiego Funduszu, który był międzynarodową łapówką, a także podjętych zobowiązań, był ukrywany przed polskim parlamentem. W latach 1993 – 1997 jako poseł na Sejm, a przy tym członek Komisji Budżetowej i Finansów Publicznych i okresowo wiceprzewodniczący Komisji Przekształceń Własnościowych, nie miałem o tym pojęcia. Również więc w wypadku prywatyzacji sektora bankowego mieliśmy do czynienia z taką samą ponadpartyjną logiką działania, gdyż choć strategię opracowano dla rządu postkomunistycznego, to prywatyzację przeprowadził już rząd postsolidarnościowy Buzka, wyprzedając w ręce zagranicznego kapitału bankowego ostatecznie blisko 75% aktywów finansowych krajowej bankowości.
W przypadkach walki ze skonkretyzowanymi przeciwnikami społecznymi, typu politycy czy partie lub związki zawodowe, stosowanie Reguły Trójkąta polegało na atakowaniu ich nie za ich polityczną działalność, ich ocenę sytuacji i stawiane cele polityczne, ale za wszystko inne, za co tylko się da, a jak się nie da, to trzeba to było kłamliwie wymyślić: za życie osobiste, rodzinne czy poglądy etyczne; za ukrywane motywy działania i wrogie rzeczywiste cele polityczne i prywatne, za złe intencje lub za dobre intencje, którymi wybrukowane jest piekło.
Taką szczególna rolę w stosowaniu Reguły Trójkąta odgrywał zarzut antysemityzmu i nacjonalizmu czy tylko nietolerancji dla innych. Nie można przecież było atakować poszczególnych polityków czy osoby publiczne za ich patriotyzm. A patriotyzm był wielkim zagrożeniem dla szokowej transformacji, gdyż mobilizował do obrony polskiej gospodarki i polskiej własności. Więc zgodnie z Regułą Trójkąta tworzono i stale nagłaśniano zarzut o ich antysemityzmie, nacjonalizmie czy nietolerancji, a pretekst zawsze się znalazł.
Reguła Drutu zaś polega na wielostronnej pośredniej destrukcji. „Obraz Drutu wziął się stąd – pisał Wołkow – że, jak wiadomo, by złamać drut trzeba go wyginać w obie strony. W tym miejscu mamy do czynienia z samą istotą naszej sztuki wojennej. Agent d’influence to przeciwieństwo propagandysty, albo raczej propagandysta absolutny; nigdy nie jest za, zawsze przeciw, rozdając karty, zmiękczając, rozklejając, rozwiewając, niszcząc, otwierając wszystkie zamki”.[16]Ta wielostronna i pośrednia destrukcja służąca psychospołecznemu demontażowi polskiego społeczeństwa, wyrażała się nade wszystko w niszczeniu i podważaniu podstawowych zasad etycznych. Relatywizowano złodziejstwo, kłamstwo i chamstwo. Promowano pornografię i rozwiązłość obyczajową, a kioski „Ruchu” przypominały szyby wystawowe sklepów pornograficznych. Kpiono z religii katolickiej, drwiono z polskich tradycji, szydzono z polskiej historii. Ośmieszano i banalizowano patriotyzm.
I ten proces z różnym nasileniem trwa do dzisiaj. W ten sposób podważano i podważa się nadal tożsamość kulturową i narodową Polaków. Dezorientowano ich i dezorientuje się ich w rozróżnianiu dobra i zła. W tym nade wszystko w rozumieniu własnego interesu narodowego. Pojawiały się w telewizji publicznej nawet twierdzenia, że interes narodowy po prostu nie istnieje.
[1]https://www.youtube.com/watch?v=YublvrGyOgA
[2] Dokument Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej Antoniego Macierewicza,Raport o działaniach żołnierzy i pracowników WSI oraz wojskowych jednostek organizacyjnych realizujących zadania z zakresu wywiadu i kontrwywiadu wojskowego przed wejściem w życie ustawy z dnia 9 lipca 2003 roku o Wojskowych Służbach Specjalnych, „Monitor Polski” nr 11, 16.02.2007
[3] Monopol tajnych służb. Rozmowa z Antonim Macierewiczem, „Rzeczpospolita”, 8.07.2008
[4] „Po roku 1987 przedstawiciele biurokratyczno-wojskowego establishmentu już w skali masowej zaczęli przekształcać kontrolowane przez siebie agendy w wyłączone układy nastawione na prywatne formowanie kapitału” – Jadwiga Staniszkis, Ontologia socjalizmu, Wyższa Szkoła Biznesu – National-Louis University i Wydawnictwo DANTE, Kraków – Nowy Sącz 2006, s. 73
[5] Por. Andrzej Zybertowicz, W ścisku tajnych służb. Upadek komunizmu i układ postnomenklaturowy, Wyd. Antyk, Warszawa 1993.
[6] Władimir Wołkow, Montaż, Wyd. CDN, Warszawa, 1990.
[7] Aleksander Ścios, Nowy Ekran – stare metody, „Gazeta Polska”, 1.06.2011.
[8] W klasycznym demontażu psychospołecznym stosowanym wobec społeczeństw zachodnich przez GRU w latach 70., nie występowały ośrodki wspomagające.
[9] B. Urbankowski, 2013, s. 37.
[10] S. Cenckiewicz, 2011, s. 397.
[11] „W latach 1989 – 1990 pomiędzy reprezentantami obu służb ( cywilnych służb specjalnych PRL i USA -WB) toczyły się poufne rozmowy (najpierw w Lizbonie i Rzymie, a później w Warszawie), których stawką była przyszłość funkcjonariuszy wywiadu PRL. (…) W jednym z programów telewizyjnych („Warto rozmawiać”, TVP2, 22 II 2011 r.) Zbigniew Siemiątkowski powiedział, że w 1989 r. Amerykanie podjęli decyzję o „przejęciu służb krajów postradzieckich”. Poza służbami PRL plan ten miał dotyczyć także wywiadów węgierskiego i czechosłowackiego” – S. Cenckiewicz, 2011, s. 366
[12] W. Wołkow, 1990, s. 51.a
[13] J. Przystawa, 1991, s. 343
[14] W. Wołkow, 1990, s. 45
[15] W. Wołkow, 1990, s. 49
[16] W. Wołkow, 1990, s. 50-51
* fragmenty przygotowywanej do druku nowej książki Wojciecha Błasiaka pt. „Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle”
- Apel otwarty do Prezydenta RP Andrzeja Dudy - 20 października 2024
- Patologizacja partii politycznych w Polsce - 24 lipca 2024
- Negatywne przywództwo - 16 czerwca 2024
- Początek rozpadu „układu okrągłego stołu” - 5 stycznia 2024
- Prawo Duveregera, czyli dlaczego Jarosław Kaczyński musiał przegrać te wybory - 31 października 2023
- Fasadowa demokracja i jej propaganda oraz ideologia - 13 stycznia 2023
- Inflacja, polityka i neoliberalna ekonomia - 8 września 2022
- Ktoś musi zacząć - 11 lipca 2022
- Koniec Europy jaką znamy - 8 czerwca 2022
- Prawo małych i średnich państw narodowych do suwerennego istnienia - 4 maja 2022
Nie kwestionując tez Autora, ani dowodów, na jakie się powołuje w celu ich uzasadnienia, chciałbym sprostować pewien – dość istotny, moim zdaniem – szczegół. Otóż, jako tłumacz (jeszcze w podziemiu) innej książki Volkoffa: Dezinformacja oręż wojny, a także – ponieważ miałem okazję poznać go osobiście – chcę wyjaśnić, że Vladimir Volkoff (tak poprawnie brzmi jego imię i nazwisko, ponieważ urodził się on we Francji, jako obywatel francuski, pod tym imieniem i nazwiskiem występuje we wszystkich dokumentach, i tym imieniem i nazwiskiem sygnował też swoje książki) nigdy nie był ani „wysokim oficerem GRU”, ani – o ile wiem – ani wysokim, ani zwykłym funkcjonariuszem żadnej innej tajnej służby jakiegokolwiek kraju. Wiele lat, natomiast, interesowal się problemami dezinformacji, metodami jej rozpowszechniania, skutkami itp i temu też poświęcil większość swych książek, zarówno o charakterze dokumentalnym jak beletrystycznym, co zjednało mu zasłużoną sławę jednego z najlepszych znawców tego – by zacytować jego określenia – oręża tajnej wojny. Przyznam, że Montaż znam tylko w oryginale, polskiego tłumaczenia w ręku nie miałem i być może (domyślam się) użycie przez tłumacza rosyjskiej wersji imienia i nazwiska autora spowodowało tę przykrą pomyłkę, przypisującą Volkoffowi związki z organizacją, której działania skutecznie demaskował i przed którymi konsekwetnie ostrzegał Zachód.
Błędy usunąłem w nowej książce „Zaprzepaszczona rewolucja”.
Dziękuję i pozdrawiam.
Wojciech Błasiak