/JOW i Maciej Płażyński na spotkaniu warszawskich samorządowców

JOW i Maciej Płażyński na spotkaniu warszawskich samorządowców

Pod hasłem Jednomandatowe Okręgi Wyborcze – czy jest szansa na wprowadzenie takiego rozwiązania do naszego systemu wyborczego? 17 listopada obradowali w Pałacu Kultury i Nauki mazowieccy działacze samorządowi. Z racji poruszanego problemu zaprosili na nie działaczy Ruchu na rzecz JOW. Wojownicy – warszawscy i wrocławscy – stawili się na nim licznie: Izabela Falzmann, Jerzy Gieysztor wraz z małżonką, prof. Andrzej Czachor, Paweł Kawarski, Marcin Wawrzyniak, Mariusz Wis oraz Remigiusz Zarzycki. Przewodził tej zacnej grupie profesor Jerzy Przystawa, który specjalnie na to spotkanie przyjechał do Warszawy.

Wśród zaproszonych przez organizatorów gości mieli się znaleźć posłowie Maciej Płażyński, Czesław Mroczek, Bogusław Kowalski oraz Janusz Piechociński. Organizatorzy przedłużali chwilę rozpoczęcia oczekując na ich przybycie. Gdy po 30 minutach zdecydowali się je otworzyć bez udziału gości okazało się, że z grona uczestników ubyło kilka osób w tym J. Przystawa i I. Falzmann.

Pierwszym z naszych działaczy, który zabrał głos był Mariusz Wis, radny dzielnicy Wola. Na początku opowiedział o tym jak to właśnie kilka godzin wcześniej został odwołany z funkcji przewodniczącego Komisji Budżetu i Finansów, którą sprawował przez ostatnie 3 lata. Wcześniej został usunięty z klubu PO. Powodem bezpośrednim tych restrykcji było upominanie się o wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW).

Mariusz Wis w związku z tym przypomniał swą niebanalną historię zostania radnym PO.

3 lata temu otrzymał telefon z centrali PO namawiający do wystartowania w wyborach samorządowych. Co bardziej światli i wpływowi (na listę) liczyli, że ekspert i propagator idei JOW może przydać się partii, gdyby ta zdecydowała się w przyszłości "ruszyć" z tą sprawą. Otrzymał nawet pierwszą pozycję na liście wyborczej, ale w okręgu w którym był postacią całkowicie anonimową. Postanowił więc wykorzystać ten fakt i zrealizować eksperyment "na żywym ciele" wyborów. Nie przeprowadził żadnej kampanii, nie przygotował żadnych ulotek, nie odbył żadnego spotkania. Zero promocji. Założył, że wygra wybory w tzw. ordynacji proporcjonalnej, w której wyborcy stawiają najczęściej krzyżyk przy pierwszym w kolejności, wybierając partie, a nie człowieka. I nie pomylił się. Pokonał nawet radną z wieloletnim stażem samorządowym. Zadecydował o tym "palec wskazujący" szefa partii umieszczający go "odpowiednio wysoko" na liście wyborczej.

Po 3 latach, również decyzje partyjne, zdecydowały, że podlegli w swej hierarchii zależności partyjnej radni, odwołali go z różnych funkcji samorządowych. Mariusz Wis podkreślił, że ci radni nie kierowali się racjami jego użyteczności pro publico bono, ale dyrektywami zarządu partyjnego, o czym mówili na sesji rady nie zauważając nawet niestosowności takich zachowań. Natomiast w demokracji, ustroju, w którym uznaje się wolę większości jako źródło władzy, to wybory powinny decydować kto rządzi. I tak stanowi Konstytucja RP. Partie, w naszej konstytucji, w ogóle nie istnieją jako organy władzy, a jednak, faktycznie, ją sprawują. Realne rządzenie skupione jest w kilku, czy kilkunastoosobowych gremiach partyjnych dobieranych uznaniowo bez weryfikacji wyborczej. To zafałszowanie demokracji.

Sprawcą wyłącznym tego niekonstytucyjnego stanu jest pragmatyka partyjnej ordynacji wyborczej zwanej obłudnie "proporcjonalną", stwierdził na koniec radny Woli.

Pod koniec wypowiedzi Mariusza Wisa na spotkanie dotarł jedyny z zaproszonych gości, poseł Maciej Płażyński. Stwierdził m.in., że jest zwolennikiem JOW, choć nie ma najmniejszych szans – jego zdaniem – na ich wprowadzenie przed najbliższymi wyborami do Sejmu. Jedną z przyczyn jest konstytucyjny zapis o proporcjonalności wyborów i konieczność dokonania odpowiednich zmian w konstytucji, by uchwalić ordynację JOW. Wyraził również przekonanie, że premier Tusk i PO szczerze pragną wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych.

Wystąpienie marszałka było kilkakrotnie przerywane pytaniami (m.in. państwa Gieysztorów) i wystąpieniami działaczy Ruchu JOW.

Andrzej Czachor odniósł się w swojej wypowiedzi do proporcjonalności wyborów i nieodpowiedzialności posłów wybieranych w ordynacji proporcjonalnej w obliczu kluczowych dla kraju decyzji. Stwierdził m.in., że pojęcie ordynacji wyborczej "proporcjonalnej" nie jest zdefiniowane w dokumentach o statusie ustawy. Nie musi być rozumiane jako głosowanie na listy partyjne, choć wiele osób tak sądzi.

Przypomniał, że Nicolas Sariopolis, konstytucjonalista francusko-grecki z okresu międzywojennego (a wtedy dojrzewały te pojęcia) traktował proporcjonalność jako jednolitą normę przedstawicielstwa – tj. zasadę, że liczba wyborców przypadających na jeden mandat poselski powinna być z grubsza stała. Podobne rozumienie tego słowa znajdujemy w opinii Rzecznika Praw Obywatelskich, zawartej w liście do mec. Pawła Kawarskiego.

Wyraził też opinię, że niefrasobliwe i pochopne głosowanie posłów 1 kwietnia 2008 za ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego, który kasuje naszą suwerenność państwową, wskazuje raz jeszcze, że dobór posłów na zasadzie głosowania na listy partyjne jest błędem ustrojowym, generującym nieodpowiedzialność i zdradę. Obecni posłowie powinni to sami uznać i bodaj dla częściowego odkupienia swego błędu, uchwalić ordynację wyborczą JOW przed najbliższymi wyborami.

Po wypowiedzi Andrzeja Czachor głos zabrał Marcin Wawrzyniak.

Na wstępie nawiązał do stwierdzenia marszałka Płażyńskiego, że Donald Tusk i PO naprawdę chcą wprowadzić JOW, tylko "obiektywne trudności" mają mu to uniemożliwiać. Przypomniał, że prawdziwą wolę Platformy w tej sprawie ilustruje przykład Mariusza Wisa, niegdyś oddelegowanego przez PO "pełnomocnika ds. jednomandatowych okręgów wyborczych" i czołowego propagatora tej idei wśród warszawskich działaczy tej partii, który za swoją aktywność i upór w głoszeniu koniczności zmiany ordynacji wyborczej został wyrzucony z klubu PO i pozbawiony stanowiska szefa komisji budżetu i finansów. To dowodzi, że PO jest ugrupowaniem skrajnie partyjniackim i nie zainteresowanym w ogóle wprowadzeniem JOW. 

Następnie odniósł się do kwestii proporcjonalności wyborów i przypomniał, że nie jest oczywistą i jednoznaczną przesłanka niekonstytucyjności JOW. Według oceny niektórych konstytucjonalistów, m.in. z Uniwersytetu Wrocławskiego, przymiotnik "proporcjonalności" jest rozumiany opacznie i bynajmniej nie oznacza partyjności. Ponadto, jak wykazał wybitny socjolog prof. Jacek Raciborski w jednym ze swoich opracowań naukowych, jeżeli mierzyć proporcjonalność wyborów w różnych państwach jednolitym wskaźnikiem, to okaże się, że wybory brytyjskie (westministerskie) są bardziej proporcjonalne niż wybory do Sejmu RP (formalnie "proporcjonalne").

Nawiązując do deklaracji poparcia dla JOW zapytał marszałka Płażyńskiego, czy podejmie sprawę zebranych niegdyś przez PO i oczekujących w biurku Marszałka Sejmu 750 tys. podpisów, m.in. w sprawie JOW. Usłyszał – podobnie jak wszyscy uczestnicy, że nie, bowiem nie zgadza się z pozostałymi postulatami referendalnymi (zmniejszenie Sejmu o połowę, likwidacja Senatu, likwidacja immunitetu poselskiego). Na dodatkowe pytanie, czy byłby w Sejmie rzecznikiem i podjął pracę nad zorganizowaniem grupy posłów, gdyby wpłynął doń całkowicie obywatelski projekt inicjatywy ludowej w sprawie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, poseł odpowiedział twierdząco.


Paweł Kawarski poczuł się wywołany do tablicy przez prof. Andrzeja Czachora i nawiązał w swojej wypowiedzi do kwestii interpretacji zasady "proporcjonalności", które nie wymagałaby zmiany Konstytucji w celu wprowadzenie JOW.

Na wstępie zauważył, że konferencja została zwołana pod hasłem "jakie są szanse na wprowadzenie JOW", a nie "czy JOW". Świadczy to o poparciu środowisk samorządowych do idei JOW. Stwierdził, że po kilku negatywnych doświadczeniach związanych z poszukiwaniem oficjalnego wsparcia idei JOW (RPO, Prezydent) uważa, iż dyskusja na temat, czy JOW wymagają uprzedniej zmiany Konstytucji jest drugorzędna. Gdyby rzecz była w dyskusji, to może nie mielibyśmy jeszcze takiej ordynacji, lecz przynajmniej bralibyśmy udział w szerokiej debacie społecznej na ten temat. Ordynacja większościowa jest sprawą polityczną (kwestią "braku woli politycznej").

A skoro tak, to żadne – zdaniem Pawła Kawarskiego – argumenty nie przekonają "klasy politycznej", poza jednym – argumentem siły. Siła ta może być kreowana przez środowiska samorządowe oraz studenckie, wspólne wystąpienia w takiej formie, jakiej to możliwe, ze szczególnym uwzględnieniem wykorzystywania obecności w mediach "głównego nurtu" do akcentowania sprawy JOW.

Wyraził opinię, że wielkie oddziaływanie miałoby wystąpienie mniej lub bardziej znanego, pełniącego funkcję publiczną (np., samorządową) zwolennika JOW nie tyle "za ordynacją większościową", co "za ordynacją większościową w najbliższych wyborach do Sejmu".

W dyskusji zabrał też głos Bartłomiej Michałowski z zaprzyjaźnionego z Ruchem JOW Stowarzyszenia Normalne Państwo. Przypomniał, że jego organizacja ma gotowy i udostępniony na stronach internetowych projekt jednomandatowej ordynacji dla samorządów i zaproponował marszałkowi M. Płażyńskiemu skorzystanie z niej w ramach inicjatywy poselskiej, tak by przynajmniej samorządom otworzyć drogę do normalnych wyborów. Gość wyraził zainteresowanie i wstępnie zgodził się udzielić wsparcia tej inicjatywie.

Spotkanie nie stworzyło żadnych dokumentów ani deklaracji, a poseł M. Płażyński w wystąpieniach medialnych, jakie można było odnotować od tego czasu, nie deklarował poparcia dla idei JOW.