Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Socjologicznego zajął w dniu 19 grudnia 2015 roku oficjalne stanowisko w sprawie, jak to ujął, kryzysu politycznego w Polsce. PTS jest stowarzyszeniem ludzi zajmujących się zawodowo, z reguły na uczelniach wyższych, naukowymi badaniami rzeczywistości społecznej, głównie polskiej.
Należałoby więc oczekiwać, że otrzymamy przynajmniej próbę naukowej analizy aktualnej sytuacji politycznej w Polsce i to na poziomie socjologii polityki. Dlaczego ten medialnie głośny konflikt polityczny pomiędzy partią, która te wybory zdecydowanie wygrała, a środowiskami politycznymi, które w nich i poprzez nie przepadły, jest kryzysem zagrażającym stabilności politycznej Polski? Żadnej analizy. Żadnych wyjaśnień. Żadnego dowodu. Żadnej myśli. Nic.
A dalej jest już tylko jeszcze gorzej, a więc jest nade wszystko wyrażony niepokój o ład konstytucyjny i porządek ustrojowy, który jest podważany, a funkcjonowanie niezależnej władzy sądowniczej zagrożone. I żadnego konkretu, żadnych argumentów, tylko oceny i etykiety. Nie padają nawet nazwy instytucji. I tylko można się domyślać, że naszemu towarzystwu socjologów chodzi o to, by Trybunał Konstytucyjny nadal pozostawał trzecią izbą ustawodawczą, przez nikogo niewybieraną i przez nikogo niekontrolowaną. A dalej podobnie o przestrzeganiu konstytucyjnych praw i wolności, o radykalizacji dyskursu politycznego, o psuciu ładu instytucjonalnego etc. Tak w ogóle i konkretnie nic. Naszemu towarzystwu socjologów nie starcza bowiem nawet odwagi cywilnej, by nazywać po swojemu rzeczy po imieniu.
Nie jestem od bardzo już dawna członkiem PTS. Ale jestem również socjologiem i naukowcem, więc po prostu mi wstyd za te żałosne intelektualnie i podszyte tchórzem cywilnym oświadczenie. No, ale teraz i na mnie przypada zawodowy obowiązek próby naukowej analizy, żałosnego upadku merytorycznego i etycznego naszego towarzystwa socjologów. Sprawa jest bowiem bardziej zasadnicza i ogólna, a dotyczy zasadniczego upadku merytorycznego i etycznego nauk społecznych w Polsce, a akademickich nade wszystko.
Gdy ponad 20 lat temu tworzył się Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, żądający zmiany ordynacji wyborczej i przeprowadzania w pełni demokratycznych wyborów do Sejmu, zdumiewał mnie fakt, że liderami Ruchu byli, poza moim skromnym wyjątkiem, wyłącznie ludzie reprezentujący albo nauki ścisłe, albo zawody techniczne; twórca Ruchu śp. prof. Jerzy Przystawa – fizyk, prof. Mirosław Dakowski – fizyk, mgr inż. Janusz Sanocki – absolwent AGH, prof. Andrzej Czachor– fizyk. A przecież sprawa dotyczyła naprawy ustroju politycznego, jakim była i jest fasadowa polska demokracja, a w istocie partyjna oligarchia wyborcza. A przecież sprawa dotyczyła najważniejszej kwestii sposobu wyłaniania elit politycznych, który decyduje o jakości tego państwa. A przecież kwestią zasadniczą było łamanie Konstytucji poprzez odebranie obywatelom biernego prawa wyborczego, a z czynnego uczynienie fasadowej fikcji. A przecież… itd., itp.
To nie był przypadek, tak jak i ten upadek nauk społecznych przypadkowy nie jest. Otóż zawodowe uprawianie nauk społecznych niesie z sobą szczególną trudność, nieznaną w innych naukach. Większość bowiem jej kluczowych i najbardziej ogólnych ustaleń dotyka, zahacza, a nawet uderza w interesy, aspiracje i ambicje przeróżnych grup, środowisk czy społeczności. Dlatego instytucjonalnie i politycznie są to nauki pod szczególnym nadzorem wszelkich grup panujących i rządzących. Indywidualnie zaś zawodowe uprawianie nauk społecznych wymaga pilnowania samotnej drogi i twardego kierowania się wyłącznie własnymi ustaleniami. A instytucjonalnie zapewniania warunków takiego indywidualnego uprawiania.
To dlatego najwybitniejszy polski socjolog okresu powojennego Stanisław Ossowski uznał, iż podstawowym obowiązkiem naukowca jest brak lojalności w myśleniu. Jakakolwiek lojalność w myśleniu wobec otaczającej różnorodności grup, środowisk i społeczności, a ściślej ich interesów, aspiracji i ambicji, niszczy uprawianie zawodowe nauki z wszystkimi tego skutkami.
Aby uprawiać nauki społeczne na sposób Ossowskiego trzeba mieć nade wszystko uczelnie wyższe, gdzie jego fundamentalna zasada jest przestrzegana. W Polsce takich zasadniczo nie ma. Wyklucza to bowiem sposób funkcjonowania polskich uczelni, instytutów naukowych, redakcji naukowych czasopism, systemu awansów naukowych itp., itd. Mówiąc skrótowo; sytuacja w polskiej nauce jest mniej więcej taka, jaka powstałaby w siłach zbrojnych jakiegokolwiek kraju, gdyby o tych siłach całkowicie decydowała wyższa kadra dowódcza. Od obsady stanowisk dowódczych, przez zakupy uzbrojenia, po wybór misji wojskowych i sojuszy militarnych. Pytanie byłoby tylko takie: po jakim czasie taka armia nie nadawałaby się do walki? I przez analogię można powiedzieć, że mniej więcej tak wygląda sytuacja w polskich naukach społecznych. Stały się prywatnymi folwarkami samodzielnej kadry naukowej, funkcjonującymi dla zabezpieczenia i realizacji jej interesów, ambicji i aspiracji, z grupowymi sitwami i wszechobecnym nepotyzmem.
Końcowym rezultatem jest rzadkiej wody oportunizm w polskich naukach społecznych. Wszechwładny oportunizm prowadzi oczywiście do uwiądu badań naukowych. Nauka bowiem polega na tworzeniu nowych tez, hipotez i pojęć. Czyli na nieustannej produkcji kontrowersyjności. Kontrowersyjności oczywiście z perspektywy oportunizmu. A to już jest zamach na ogólny stan w polskich naukach społecznych. I takich kontrowersyjnych ludzi się wyklucza, a przynajmniej marginalizuje. I po latach jest to, co widać. I żałosny upadek towarzystwa socjologów jest tego tylko egzemplifikacją.
Problem w tym, że nauki społeczne to kluczowy element zdolności polskiego społeczeństwa i państwa do samostanowienia o sobie. W artykule Odpowiedzialność za stan polskiego państwa dla „Nowego Kuriera” z 22 lipca 2010 roku , analizującym odpowiedzialność instytucjonalną za katastrofę smoleńską, udzieliłem następującej odpowiedzi na tytułowy problem – Kto jest więc odpowiedzialny za aktualny stan polskiego państwa? Moim zdaniem wszyscy ci, którzy od lat utrudniają postawienie problemu zmiany ordynacji wyborczej, jako podstawowego warunku budowy państwa nowej generacji. Moralnie odpowiedzialne są za to przede wszystkim polskie nauki politologii, socjologii polityki i prawa konstytucyjnego, a więc głównie samodzielni pracownicy nauki z tych dziedzin. W ich ramach zadań zawodowych leży bowiem stała analiza stanu polskiej państwowości oraz ich przyczyn. A nic takiego poza co najwyżej banałami i frazesami nie znajdziemy w podręcznikach i periodykach naukowych. A w stanowisku Zarządu Głównego PTS nawet tego nie ma. Upadek już żałosny.
28 grudnia 2015
- Apel otwarty do Prezydenta RP Andrzeja Dudy - 20 października 2024
- Patologizacja partii politycznych w Polsce - 24 lipca 2024
- Negatywne przywództwo - 16 czerwca 2024
- Początek rozpadu „układu okrągłego stołu” - 5 stycznia 2024
- Prawo Duveregera, czyli dlaczego Jarosław Kaczyński musiał przegrać te wybory - 31 października 2023
- Fasadowa demokracja i jej propaganda oraz ideologia - 13 stycznia 2023
- Inflacja, polityka i neoliberalna ekonomia - 8 września 2022
- Ktoś musi zacząć - 11 lipca 2022
- Koniec Europy jaką znamy - 8 czerwca 2022
- Prawo małych i średnich państw narodowych do suwerennego istnienia - 4 maja 2022
„…podstawowym obowiązkiem naukowca jest brak lojalności w myśleniu. Jakakolwiek lojalność w myśleniu wobec otaczającej różnorodności grup, środowisk i społeczności, a ściślej ich interesów, aspiracji i ambicji, niszczy uprawianie zawodowe nauki z wszystkimi tego skutkami” – ten cytat to dla mnie objawienie. Nie żeby ta myśl była mi obca. I wg mnie dotyczy nie tylko nauki. Problem jednak wg mnie polega na tym, że nielojalność w stosunku do pewnych grup podyktowana niezależnością myślenia jest przez wielu traktowana jako wątpliwa etycznie. Jak często w naukach humanistycznych liczą się intencje, a tych trudno dociec. W trakcie kampanii referendalnej napisałam tekst o wierności. http://gochaha.salon24.pl/663130,badz-wierny-idz Jest może trochę obok tematu, ale …
Ideowość taka, jak prezentowana przez Panią Małgorzatę Pawlak, to fundament uczciwości w nauce i działania na rzecz dobra wspólnego, jednocząca także i WoJOWników. Dlatego nie żałuje ten, kto skorzystał z linku do pełnego tekstu na portalu salon 24 > http://gochaha.salon24.pl/663130,badz-wierny-idz
Mi się też bardzo podoba Pni tekst na Salon24 i uważam, że świetnie pasuje do tematu. Mam tylko jedną wątpliwość i zastrzeżenie co do tez. Uważam, że oczekiwanie od ludzi by powszechnie znali szczegóły i filozofie ordynacji wyborczych jest nieco wygórowana i nierealistyczne. Nie sądzę, aby ludzie na Zachodzie interesowali się tym powszechnie. Dogłębne zrozumienie mechanizmów ordynacji wyborczych nawet w najprostszych wariantach wymaga doprawdy sporo wiedzy specjalnej i pewnych zdolności analitycznych. Mówię tu o znajomości wystarczającej na rozsądne porównywanie zalet i wad poszczególnych systemów. Oczywiście wiedzę podstawową powinni obywatele mieć, a i z tą jest w Polsce fatalnie, ale skąd niby ludzie mają ją mieć. W innych krajach są setki krótkich filmików i przystępnych materiałów informacyjnych o sposobach wybierania i procedurach wyborczych. W Polsce nawet takich materiałów prawie w ogóle nie ma, szkoła z tego co wie też o to zbytnio nie dba, więc i wiedza podstawowa na ten temat jest znikoma. Niestety, nawet krytycy aktualnego systemu nie potrafią tych braków w dostępności materiałów edukacyjnych zrekompensować.
Natomiast wiedzy dogłębnej ludzi raczej nigdzie nie zdobędą, bo ludzie tej wiedzy nie potrzebują. To jest jak z praniem lub jazdą samochodem. Aby to umieć robić należy poznać kilka prostych instrukcji obsługi sprzętu, trochę ćwiczeń i praktyki, ale nie trzeba znać dokładnie konstrukcji pralki lub samochodu i umieć je rozkładać i składać do ostatniej śrubki.
Drogi Panie Wojtku,
Pański artykuł odebrałem z zażenowaniem. PiS wygrał wybory, co daje mu mandat do rządzenia w ramach obowiązującej Konstytucji, na którą zresztą prezydent Duda przysięgał. Do dnia wyborów PiS nie zapowiadał zmiany Konstytucji, nie zapowiadał ani zamachu na Trybunał Konstytucyjny, ani zamachu na KRRiTV, ani upolitycznienia służby cywilnej. PiS nie ma więc nawet cienia mandatu (jakiegokolwiek rodzaju), by te rzeczy robić. Próba przejęcia pełni władzy – zamiast tylko tej władzy, zresztą dużej, do której PiS ma prawo – jest zamachem stanu. Obowiązkiem Polaka jest sprzeciwiać się takiemu zamachowi stanu, podobnie jak obowiązkiem Polaka było sprzeciwianie się komunizmowi w czasach PRL. Cieszę się, że PTS ten obywatelski obowiązek spełnia, choćby tylko w minimalnej formie polegającej na wydaniu oświadczenia. Pana też wzywam, aby bronił Pan praw Narodu wobec władzy, która z demokratycznej przekształca się w dyktatorską. Obecna Pańska postawa jest moralnie na takim samym poziomie, jak przynależność do PZPR w czasach, gdy ta partia rządziła.
Myślę, że sendo artykułu nie zostało przez komentatora zrozumiane. Otóż konstytucji i demokracji nie łamie od paru tygodni PiS tylko Konstytucja i demokracja są w Polsce pustym słowem i kpiną już od ich zarania. A że ktoś się akurat dzisiaj budzi z protestami to jest raczej dla tego kogoś nieco kompromitujące i nie jest zbytnio wiarygodne. Myślę, że w tym kontekście należy rozumieć autorską krytykę.
W konstytucji od zawsze pisze, że każdy obywatel ma prawo kandydować do Sejmu (bierne prawo wyborcze). W praktyce jednak żaden obywatel w sposób wolny i niezależny tego zrobić nie może. W konstytucji pisze, że wybory do Sejmu mają być powszechne i równe. Tym czasem w Polsce mamy 30 mln ubezwłasnowolnionych podludzi zwanych obywatelami i kilku nadludzi, którzy mają praktycznie monopol na ustalanie swoich prywatnych przedstawicieli w ławach Sejmu.
W konstytucji pisze, że nikt nie może być dyskryminowany z jakiejkolwiek przyczyny, ale bezpartyjni są ustawowo całkowicie wykluczeni z wyborów do Sejmu będąc w zasadzie nikim. I tak można tę listę ciągnąć bez końca, nie tylko zresztą w kwestii praw politycznych. A socjologowie i inni uczeni nagle się budzą i krzyczą coś o dyktaturze, chociaż Polska od 25 lat jest niczym innym jak obskurną partyjną dyktaturą trzymającą monopol na władzę w państwie i obsadzanie Sejmu.
Szanowny Panie Marcinie Skubiszewski,
pozwolę sobie pominąć Pańskie obraźliwe insynuacje pod moim adresem. Nie przedstawił Pan żadnego argumentu na czym miałby polegać zamach stanu. To Trybunał Konstytucyjny dokonał ewolucyjnego zamachu stanu przekształcając się w trzecią izbę ustawodawczą i przypisując sobie uprawnienia wszechstronnego ingerowania w proces ustawodawczy. Oprócz patetycznych frazesów o konieczności obrony Narodu przed władzą PiS nie ma u Pana żadnej myśli. Pańska formacja ideowo-polityczna przegrała z kretesem te oligarchiczne wybory. Więc niech Pan nie histeryzuje politycznie, tylko przyjmie to jako fakt polityczny do wiadomosci. A co do Pańskiej formacji, to osobiście uważam, że o wiele bardziej nagannym moralnie niż bycie w PZPR, było bycie w Unii Demokratycznej, Unii Wolności czy AWS i SLD, w czasie gdy dokonywały rozbioru gospodarczego Polski, wyprzedając w ręce zagranicy 50% majątku przemysłowego i 75% aktywów bankowych za 4,5 do 5% wartości odtworzeniowej i za około 500 mln zł łapówek dla około 1 tys. swych ludzi.
Wojciech Błasiak
Ten żałosny stan środowisk akademickich jest chyba najboleśniejszy w postkomunistycznym obrazie III RP. Może moja opinia jest krzywdząca, ale środowisko naukowe i akademickie przypomina mi pod względem mentalnym i społecznym komunistyczne PGR-y. Ktoś kto miał głębiej do czynienia z normalną wsią, gdy wjeżdżał do PGR-u był zaszokowany ogólnie panującym „syfem” w którym wyraźnie odczuwało się brak czucia i poczucia miłości do przyrody i ziemi.
Podobne wrażenie odnoszę gdy widzę wkład intelektualny i duchowy polskich uczelni w życie polityczne i społeczne kraju. Aż cuchnie obywatelskim zobojętnieniem oraz brakiem miłości do prawdy, jak i do zdobywania i rozpowszechniania wiedzy. Tu chodzi o całokształt i całe środowiska a nie o pojedyncze jednostki i wysepki.
Gdy nawalają politycy. media i sądy właśnie uczelnie powinny być centrami fermentu intelektualnego, buntu i oporu.
bisnetus
Paradoksalnie zbieramy żniwo postkomunistyczne pogłębiane jeszcze rozwiązaniami III RP. Moim mistrzem był profesor, którego wychowała profesura przedwojenna, a ucząca jeszcze dość krótko za PRL-u. Ja jeszcze wiedziałem na czym polega nauka. Moi rówieśnicy na ogół też. Ale już szli świadomie na głębokie kompromisy z komuną. Stan wojenny wyczyścił uczelnie wyższe z tego co się mentalnie po przedwojniu ostało. Z moich rówieśników, którzy się PRL-owi opierali, nie został na moim wydziale nauk społecznych po 90. roku nikt. Pozostał czysty PRL. I jest reprodukowany już nie ideologicznie i politycznie, ale mentalnie w postaci skundlenia moralnego i intelektualnego.
Wojciech Błasiak