/Politycy przejadają pieniądze, społecznicy promują politykę

Politycy przejadają pieniądze, społecznicy promują politykę

Ostatnia w Polsce książka przedstawiająca w popularnej formie brytyjski system polityczny i wyborczy została wydana za rządów… Bolesława Bieruta. Broszura „Demokracja angielska” autorstwa prof. Konstantego Grzybowskiego, prawnika oraz historyka prawa i idei, ukazała się w 1946 roku, a dziś dostępna jest tylko na allegro. Z takim „dorobkiem” edytorskim Polska wkracza w referendum, które ma przesądzić o kształcie ustroju politycznego państwa.

Demokracja_angielska

Nie samym internetem Polska żyje. Całe pokolenia współczesnych Polaków wychowane zostały na książkach, a wielu młodszych chce sięgnąć po nie, żeby pogłębić wiedzę o polityce, bez potrzeby wchodzenia w skomplikowane szczegóły i wysłuchiwania pseudonaukowych wywodów. Polsce jak powietrza brakuje wydawnictw, typowych dla rynku książkowego Wielkiej Brytanii czy USA, pisanych przez ludzi nauki, którzy znakomicie łączą imponującą wiedzę i erudycję, z popularną i przystępną formą. W kraju mamy próbkę tego typu twórczości w osobie Normana Daviesa, skądinąd Brytyjczyka właśnie, który napisał najciekawsze książki o naszej historii.

Ten typ uprawiania nauki, który nierozerwalnie łączył się z działalnością popularyzatorską, obowiązywał przed wojną w Polsce, a przykładem jest książeczka prof. Konstantego Grzybowskiego. Ten rodzaj publicystyki z wielkim powodzeniem uprawiał prof. Jerzy Przystawa, znakomity popularyzator i felietonista. Prof. Ewa Thompson, porównując kiedyś sytuację profesora polskiego i amerykańskiego, powiedziała, że w USA łatwo zostać profesorem, trudno nim być, w Polsce odwrotnie – trudno zostać profesorem, ale łatwo nim być. W USA 30-letni profesor nie myśli o zaszczytach i końcu kariery, ale o czekającej go pracy – kolejnych publikacjach, które nie trafiają, jak u nas, na zakurzone półki uczelnianych archiwów, ale na rynek książkowy, gdzie muszą rozbudzić zainteresowanie czytelników i odnieść sukces.

Czy w Polsce brakuje pieniędzy na popularyzowanie zagadnień wyborczych? Absolutnie nie, można nawet powiedzieć, że jest ich za dużo. Partie, które chcą być „nosicielami idei”, mają „wychowywać do polityki”, „rozbudzać świadomość polityczną”, otrzymują rocznie od 115 mln zł w 2009 roku do 70 mln zł obecnie (2014). Tymczasem opinia publiczna, co chwila, dowiaduje się o skandalach związanych z wydatkowaniem pieniędzy podatników przez partie. Drogie ubrania, obiady w restauracjach, luksusowe hotele, alkohol, cygara, słodycze, gabinety odnowy biologicznej.

Art. 30 ustawy o partiach politycznych nakłada na partie obowiązek przeznaczenia od 5 do 15 proc. subwencji budżetowej na tzw. Fundusz Ekspercki. Powinny one być wykorzystane między innymi na działalność wydawniczo-edukacyjną czy ekspertyzy. Tymczasem, jak ujawniają media, partie zwykle przekazują najniższy wymagany procent (5%), z czego zdecydowana większość idzie na ekspertyzy „szwagra prezesa”. Partiom nie zależy na edukacji politycznej społeczeństwa, przeciwnie, dokładają starań, by utrzymywać ich w politycznej nieświadomości. Media tzw. publiczne pozostające pod kontrolą partyjnych polityków, są zainteresowane jedynie partyjną propagandą, a nie edukacją polityczną społeczeństwa.

We wrocławskim biurze JOW wolontariusze, którzy są również podatnikami płacącymi politykom i partiom za doskonalenie polityki, pakując i rozsyłając materiały promujące lepsze rozwiązania polityczne, przyjęte na świecie. Odwalają ciężką pracę za rozleniwionych polityków, wygrzewających się w tym czasie na plażach Chorwacji i Hiszpanii lub w najlepszym razie zajętych partyjną nawalanką. Nie skarżą się jednak, chociaż wciąż muszą wysłuchiwać pretensji zniecierpliwionych oczekiwaniem odbiorców z kraju i zagranicy.

Politykom nikt nie zadaje pytań, nikt ich nie rozlicza. Gdyby się ktoś odważył, zawsze mogą zwalić wszystko na społeczników z Ruchu JOW, którzy wciąż „robią za mało” i na pewno „przegrają referendum” zarządzone przez państwo, które oni reprezentują. Ewentualnie, mogą kogoś odesłać na allegro, w celu zakupu za 5 zł rozlatującej się ze starości broszurki wydanej w ramach serii wydawniczej „Biblioteka Uniwersytetów Robotniczych” za rządów Bolesława Bieruta.

2 lipca 2015

994 wyświetlen